0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: YURI CORTEZ / AFPYURI CORTEZ / AFP

„Lud Salwadoru przemówił”, powiedział w swoim powyborczym przemówieniu wybrany w niedzielę 4 lutego 2024 na kolejną kadencję prezydent Nayib Bukele (na zdjęciu po lewej). Ma 42 lata, prezydentem jest od pięciu. Można powiedzieć, że to człowiek-zagadka. Mimo że ma palestyńskie pochodzenie, jego wypowiedzi wskazują raczej na sympatie proizraelskie.

Jest fanatykiem bitcoinów – od 2021 roku bitcoin jest uznawany za jeden z środków płatniczych w Salwadorze.

Jak pisze „El Español”, jest to „najbardziej cool” dyktator na świecie – to polityk-millennials (rocznik 1981), przystojny, wygadany populista. W 2019 roku został najmłodszym przywódcą kraju w Ameryce Południowej i Centralnej. Cieszy się dużym poparciem społecznym, a demokrację demontuje przy aprobacie społeczeństwa.

Na placu przed pałacem prezydenckim, gdzie w ubiegłą niedzielę Bukele wygłaszał swoje przemówienie, zgromadziły się tłumy. Nowy prezydent przytoczył anegdotę z rozmowy z jednym z dziennikarzy hiszpańskiego liberalno-lewicowego „El País”. „Zapytał mnie hiszpański dziennikarz (…) dlaczego chcecie zdemontować demokrację? I ja mu odpowiedziałem: ale o jakiej demokracji nam mówisz? Demokracja oznacza władzę ludu. I jeśli lud Salwadoru chce tego, to czemu ma do nas przychodzić hiszpański dziennikarz i mówić co my, Salwadorczycy, mamy robić?”.

Lud Salwadoru przemówił. Problem w tym, że, tak naprawdę, nie miał wyboru. Albo siedział w salwadorskim więzieniu.

Przeczytaj także:

Trudna przeszłość

Żeby zrozumieć popularność Bukele, trzeba jednak trochę cofnąć się w czasie.

W Salwadorze wrzało przez cały XX-wiek. W 1932 roku Salwadorczycy wystąpili przeciwko faszyzującemu rządowi pod wodzą chłopskiego przywódcy Farabundo Martí.

Oprócz przerwy w latach pięćdziesiątych, kiedy jedna z junt wojskowych prowadziła bardziej liberalną politykę, Salwadorem rządziły opresyjne i skrajnie prawicowe rządy (jeden z nich doprowadził do tzw. „wojny futbolowej”, polskiemu czytelnikowi znanej z książki Ryszarda Kapuścińskiego pod tym tytułem). Część z nich wspierana była przez Stany Zjednoczone. Jednocześnie zwalczały salwadorski Kościół katolicki – to z rąk rządowych żołnierzy zginął biskup Óscar Romero, ważna postać teologii wyzwolenia.

W obliczu nie tylko opresji, ale też masakr na ludności cywilnej (w szczególności masakry nad rzeką Sumpul w maju 1980), opozycyjna lewica zawiązała Frente Farabundo Martí de Liberación Nacional (FMLN). W kraju zaś wybuchła wojna domowa, która miała trwać do wczesnych lat dziewięćdziesiątych.

W jej trakcie oddziały rządowe popełniały zbrodnie na ludności cywilnej (m.in. w Mazote czy Calobozo). Jednak, jak pisze w swojej książce o wojnie w Salwadorze Joan Didion, „W czasie, gdy byłam w Salwadorze, toczące się tam działania wojenne były określane przez reporterów wciąż przebywających w kraju jako »wojna numer cztery«, po Bejrucie, Iranie i Iraku oraz następstwach wojny o Falklandy”. To lekceważenie ze strony reporterów wojennych miało miejsce mimo tego, że strona rządowa była wprost popierana przez USA, w szczególności przez administrację Ronalda Reagana. Był to dobry przykład patologii amerykańskich polityk międzynarodowych tego okresu. To znaczy: popierania skrajnie prawicowych i faszystowskich reżimów na całym świecie, nierzadko tych zbrodniczych.

Po podpisaniu pokoju w kraju nastał duopol dwóch ugrupowań: wywodzącego się z lewicowej partyzantki FMLN oraz prawicowego, wywodzącego się z sił rządowych, ARENA. Bukele był początkowo członkiem organizacji lewicowej.

Duopol jednak nie był jedynym problemem Salwadoru. Do niedawna kraj był zdominowany przez siejące przemoc kartele narkotykowe. Z Salwadoru ludzie uciekali – najpierw przez wojnę domową, potem – przez narcos.

Bukele pokazał się jako ktoś z „nowym” pomysłem na państwo. Wraz z odłączeniem się od FMLN, wyłamał się poza duopol FMLN-ARENA, kojarzący się ludziom z krwawą wojną domową. Zaproponował walkę ze zorganizowaną przestępczością. Jak pisze „Foreign Policy”, w czasie prezydentury Bukele liczba zabójstw znacząco spadła, podobnie jak liczba ludzi migrujących na północ, do Stanów Zjednoczonych.

Krytyka uwięziona

Jak chwali się sam Bukele, wsadził do więzienia ponad 1 proc. populacji Salwadoru – 66 tys. osób. Jednak jego antydemokratyczne działania uderzają nie tylko w prawa człowieka (jak prawo do procesu – w budowanych na polecenie prezydenta więzieniach, gdzie panują dramatyczne warunki, ma znajdować się kilka tysięcy niewinnych ludzi).

Wśród kontrowersyjnych poczynań Bukele można wymienić wysłanie żołnierzy w pełnym uzbrojeniu do parlamentu , aby wpłynęli na wynik głosowania nad pakietem finansowym na walkę z przestępczością. W 2021 roku partia Bukelego, zwycięzca wyborów parlamentarnych, na pierwszym posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego odwołała pięcioro sędziów Sądu Najwyższego i prokuratora generalnego.

W kraju panuje ciągły stan wyjątkowy. Wpływa to m.in. na wolność prasy, o czym w OKO.press w 2022 roku pisała Marta K. Nowak – salwadorscy dziennikarze, m.in. z opozycyjnego, antyautorytarnego pisma „El Faro” byli podsłuchiwani przy użyciu Pegasusa.

To właśnie „El Faro” zwróciło uwagę na fakt, że samo przemówienie Bukele – gdzie mówił o dziennikarzu „El País” – było już naruszeniem wartości konstytucyjnych Salwadoru. Ogłosił bowiem swoje zwycięstwo… jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów.

Na tragiczne skutki jego wyboru dla Salwadoru zwracają uwagę też organizacje feministyczne. Agencja prasowa EFE informowała o protestach w stolicy kraju El Salwador. W przytaczanym przez EFE oświadczeniu ich organizatorki pisały, „wzywamy społeczność międzynarodową do zachowania konsekwencji, ponieważ gratulując niekonstytucyjnemu prezydentowi, który naruszył konstytucję, który wyeliminował mechanizmy gwarantujące zachowanie równowagi politycznej i fundamenty demokratyczne w Salwadorze, wspierają dyktaturę, a jeśli sprzeciwiają się Nikaragui [której dyktatura, czy też właśnie „demokratura” jest międzynarodowo potępiana – przyp. aut.], nie mogą uznać wyborów w 2024 roku”.

Ekspertka, z którą rozmawiało „El Faro”, Carolina Jiménez – szefowa zajmującej się prawami człowieka organizacji WOLA – podkreśliła, że „w Salwadorze nie będzie szans na uczciwe wybory”. Nie ma już przejrzystości, trójpodziału władz – jest tylko jeden, On, Bukele. Z drugiej strony – jest to postać dalej niesamowicie popularna. Poza granicami Salwadoru głosowało aż 140 tys. mieszkańców tego 6-milionowego kraju. To bardzo duża frekwencja. Bukele zdobył aż 87 proc. głosów. Będzie rządzić do 2029 roku.

Znak dla Ameryki Południowej

Druga kadencja Bukele to niebezpieczny znak dla Ameryki Południowej i Centralnej. Jak podkreślają eksperci w „El País”, już teraz widać, że niektóre kraje – takie jak Honduras czy Ekwador – wzorują się na salwadorskim modelu. Wydaje się to o tyle niepokojące, że jednocześnie do władzy w Argentynie doszedł niedawno Javier Milei – libertarianin o skrajnie prawicowych poglądach społecznych.

Wybór Bukele oznacza dalsze łamanie praw człowieka w ramach stanu wyjątkowego, o czym pisze w swoim raporcie Amnesty International. Razem z salwadorskim Movimiento de Víctimas del Régimen (Movir), zwraca uwagę na to, że „walka” z przestępczością polega często na arbitralnych decyzjach sądowych, skazując tysiące niewinnych ludzi na kary więzienia.

;

Udostępnij:

Krzysztof Katkowski

publicysta, socjolog, student Kolegium MISH UW i barcelońskiego UPF. Współpracuje z OKO.press, Kulturą Liberalną i Dziennikiem Gazeta Prawna. Jego teksty ukazywały się też między innymi w Gazecie Wyborczej, Jacobinie, Guardianie, Brecha, El Salto czy CTXT.es. Współpracownik Centrum Studiów Figuracyjnych UW.

Komentarze