0:000:00

0:00

„Każdego ranka. Koło siódmej, ósmej rano. Przychodzili z dużymi kijami. Wieszali za nogi. Bili. Nie byłem w stanie chodzić przez sześć miesięcy. Tyle ludzi odeszło. Z powodu chorób, wycieńczenia, tortur. Każdego dnia ktoś inny. Płakaliśmy, prosiliśmy: patrz, ten człowiek umiera. Pomóżcie mu! Przychodzili – niech umrze”.

Mohamad Hassan Ali mówi wolno. Nie zadaję mu żadnych pytań. Od czasu do czasu proszę o wyjaśnienie czy powtórzenie. Mężczyzna skacze z tematu na tematu – flashbacki z Libii wdzierają się w opowieść o jego życiu na Malcie – mikropaństwie na Morzu Śródziemnym.

Hassan Ali chroni się przed palącym slońcem. Fot. Ula Idzikowska

Hassan Ali miał szczęście, jak mówi. „Wypuścili mnie po dwóch latach. Niektórzy byli więzieni przez 4, 5, 6 lat. Po czym zabierali ich na posterunek policji, a stamtąd deportowali”. Hassan Ali, podobnie jak tysiące innych migrantów, został zatrzymany przez odział libijskiej milicji, gdy przybył do Libii z Kenii, gdzie wraz z żoną przebywał w obozie dla uchodźców. Trafił „pod ziemię”, jak to określa – miejsca, gdzie migranci są przetrzymywani w oczekiwaniu na zapłatę okupu. „Zażądali ośmiu tysięcy dolarów – moja rodzina w Somalii w życiu nie uzbierałaby takiej sumy. Moja żona została w Kenii, w obozie. Ale nie chcieli mi wierzyć. Myśleli, że ich okłamuję. Że mam krewnych w Stanach czy w Europie. Stwierdzili: to zostaniesz tu, dopóki nie umrzesz”.

Ośrodki detencyjne w rękach bojówek

„Stawki wymuszeń różnią się w zależności od narodowości i położenia ośrodka w Libii”, podaje raport Global Initiative Against Transnational Organized Crime z 2019 r. Przetrzymywanie migrantów w ośrodkach detencyjnych i zarabianie na nich rozpoczęło się w okresie reżimu Kadafiego - wtedy zatrzymane osoby były zmuszone do zapłacenia grzywny oraz kosztów repatriacji. Po rewolucji w 2011 r. rządowe ośrodki detencyjne wpadły w ręce milicji i rad wojskowych.

Od 2017 r. zatrzymanych migrantów w ośrodkach detencyjnych (zarówno oficjalnych jak i nieoficjalnych) przybywało – to wtedy Włochy i Libia zawarły porozumienie w sprawie współpracy na rzecz rozwoju, zwalczania nieregularnej migracji, handlu ludźmi, przemytu paliw i wzmocnienia bezpieczeństwa granic. Libijska straż przybrzeżna zyskała większe uprawnienia. Zaczęła intensywniej zatrzymywać łodzie, które zmierzały do Włoch. „A przywódcy milicji – chcąc poprawić swą reputację – chętnie przystali na propozycję współpracy ze strony organów ścigania”, podaje wcześniej wspomniany raport Global Initative.

Przeczytaj także:

Ratunek

Łódź, na której Hassan Ali przemierzył ponad 500 kilometrów, nie znalazła się na radarze libijskiej straży przybrzeżnej. Ale pojawiły się inne problemy. „Wybuchały bójki. Było nas 120, miejsca na 80 osób. Byliśmy głodni. Skończyła się woda. Znajdowaliśmy się pośrodku niczego. Nie wiedzieliśmy, gdzie płyniemy. Bez kamizelek ratunkowych. Z dziećmi na pokładzie, ciężarnymi”. Płynęli cztery dni. „Nawet na chwilę nie możesz rozciągnąć nóg. Jeżeli musisz się załatwić to robisz to po prostu pod siebie, nie można wstać”.

W pobliżu Malty skończyło się paliwo. Dryfowali. I czekali. Następne 5 dni na morzu. „Widzieliśmy drony. Potem przypłynęła duża łódź z Malty. Uratowali nas”. Hassan Ali trafił od razu do szpitala. Coś z żołądkiem. Nie potrafił wyjaśnić co mu było.

Wzmożony napływ migrantów

Wcześniej wspomniane porozumienie między Włochami a Libią oraz zmiana rządu we Włoszech w 2018 r. – to wtedy eurosceptyk i przeciwnik nieregularnej migracji Matteo Salvini obrał urząd ministerstwa Spraw Wewnętrznych - dały się odczuć na Malcie. Na wyspę zaczęło przybywać znacznie więcej migrantów: liczba wzrosła z 23 osób w 2017 r. do 1 500 w 2018 r i 3 406 rok później. W 2019 r. ochrony na Malcie szukali głównie Sudańczycy i Erytrejczycy. A mikropaństwo nie było na to przygotowane.

„Jako najmniejszy kraj UE zawsze wyznawaliśmy filozofię podziału obciążenia: zakładaliśmy, że reszta Europy nam pomoże''

- tłumaczy Claudia Taylor East z organizacji pozarządowej SOS Malta, która zajmuje się integracją i pomocą w dobrowolnym powrocie.

Bo to od przystąpienia Malty do Unii Europejskiej w 2004 r. na wyspę przybywało więcej osób ubiegających się o azyl, około 1 500 rocznie. Tylko między 2015 a 2017 rokiem prawie żadne łodzie nie dopływały do wybrzeży - wtedy Włochy przejęły wszystkich migrantów. Dlaczego, i co otrzymały za to w zamian - pozostaje niejasne.

„W 2004 roku rząd reagował wielkim zaskoczeniem – chociaż napływ migrantów nie był aż tak trudny do przewidzenia”, wspomina Taylor East.

Początkową strategią maltańskiego rządu było przetrzymywanie ludzi w zamkniętych ośrodkach detencyjnych przez osiemnaście miesięcy. Po zdecydowanym sprzeciwie środowiska NGO i kościoła – długotrwałe uwięzienie ma negatywny wpływ na zdrowie psychiczne straumatyzowanych osób - państwo wycofało się z tego stworzonego ad hoc środka zaradczego.

Długoterminowego rozwiązania nie ma do tej pory. Idea relokacji migrantów, która zrodziła się w 2008 roku, nie przynosi znaczących efektów.

Chociaż początkowo 10 europejskich państw, w tym Polska, zadeklarowały pomoc, tylko 550 osób przeniosło się do innego europejskiego kraju w ramach programu EURAMA.

Od 2018 roku Komisja Europejska koordynuje ad hoc relokacje do innych państw członkowskich. W tamtym roku do reszty Europy trafiło 489 osób z 3 406. Francja i Niemcy przyjęły najwięcej osób. W tym roku zaledwie 17 mogło skorzystać z programu relokacji – pandemia opóźnia cały proces.

Wymuszanie solidarności

Prośby o pomoc i powoływanie się na europejską solidarność na niewiele się zdają. Malta – podobnie jak Grecja i Włochy – musi radzić sobie z nieuregulowaną migracją przez Morze Śródziemne sama. Dlatego maltański rząd ucieka się do coraz drastyczniejszych działań – w ten sposób usiłuje zatrzymać migrantów i wymusić pomoc od Unii Europejskiej.

„Już wiele widzieliśmy, ale w ostatnich miesiącach jesteśmy świadkami eskalacji tragicznych epizodów na morzu” - opowiada Emanuel Delia, dziennikarz i aktywista. „Rząd wynajmuje prywatne łodzie turystyczne, aby przetrzymywać setki migrantów na morzu przez kilka tygodni, dopóki inne państwa członkowskie UE ich nie przejmą. Łodzie są wypychane z maltańskiej strefy ratunkowej do Włoch bez powiadamiania włoskiego rządu, co zwiększa napięcie między państwami. Silniki łodzi są sabotowane a akcje ratunkowe odkładane do ostatniej chwili. W międzyczasie nad głowami osłabionych ludzi przez kilkadziesiąt godzin krążą helikoptery. Do tego dochodzą porozumienia z Libią”.

Hassan Ali został uratowany na czas – mimo, że pomoc nie przyszła od razu. Ale zdarza się, że jest za późno i ludzie umierają z wycieńczenia i pragnienia. Tak było w Wielkanoc – w południe 12 kwietnia maltański samolot wojskowy zlokalizował na wodach maltańskich ponton, który kilka dni wcześniej opuścił libijskie wybrzeże wraz z trzema innymi łodziami. Ludzie przebywali już wtedy cztery dni na morzu. Alarm Phone, infolinia dla migrantów w niebezpieczeństwie na morzu, wielokrotnie wysyłała współrzędne łodzi do maltańskiej armii.

Delia: „Zamiast wysłać łódź ratunkową lub powiadamiać najbliższy statek handlowy rząd maltański zapłacił załodze libijskiej łodzi rybackiej, która znajdowała się w maltańskim porcie, aby ta sprowadziła ludzi z powrotem do Libii”. Łódź wypłynęła dziewięć godzin po wykryciu przez armię pontonu z migrantami. 28 godzin zajęło jej dotarcie do celu.

„W sumie osoby na pokładzie były pozbawione jakiejkolwiek pomocy przez 40 godzin, co doprowadziło do śmierci 12 osób - zginęli z głodu i pragnienia” - opowiada prawnik Paul Borg Olivier.

Maltańska organizacja pozarządowa Repubblica w której działa Dalia złożyła wówczas dwie skargi za zabójstwo przeciwko premierowi Abeli. Również rodzeństwo dwóch zmarłych: Filimona Ghebremedhina i Mogosa Weldaya wniosło pozew do maltańskiego sądu, oskarżając premiera, ministra spraw wewnętrznych i brygadiera Sił Zbrojnych Malty o śmierć członków rodziny. Twierdzą, że rząd nie wywiązał się z obowiązku ochrony prawa do życia na mocy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Władze zignorowały również prawo ich braci do ubiegania się o azyl.

Borg Olivier, który złożył ten wniosek do sądu stał się obiektem ataków. Agius Saliba, polityk Partii Pracy w postach na Facebooku (nota bene głównym źródle informacji dla Maltańczyków) przedstawiał prawnika jako wroga kraju. Twierdził, że podpisany przez niego pozew sądowy jest bezpośrednim atakiem na kraj. Również Delia spotkał się z szykanami. Żeby przeczekać sztorm przeniósł się na sąsiednią wyspę Gozo, gdzie rozmawiamy. „Sąd szybko odrzucił zarzuty. Premier Abela zresztą od początku reagował bardzo agresywnie na nasz pozew – straszył nas więzieniem. Twierdził, że stanowimy zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego – bo usiłowaliśmy zniweczyć wysiłki rządu w walce z koronawirusem. To z powodu pandemii pozamykali porty.”

Później również ponad 300 lekarzy i pracowników służby zdrowia napisało do premiera list otwarty, w którym wyrażało zszokowanie postawą sił zbrojnych i nawoływało do obrony życia wszystkich ludzi. „Zdajemy sobie sprawę, że obecna sytuacja epidemiologiczna na Malcie jest poważna. Jednak skazywanie ludzi na śmierć w imię zdrowia publicznego jest sprzeczne i całkowicie bezsensowne”.

Tylko nie z powrotem do Libii

Podczas gdy oskarżenia pod adresem polityków o spowodowanie śmierci migrantów kierowane są zamiatane pod dywan, zarzuty przeciwko migrantom są skrupulatnie rozpatrywane i rozdmuchiwane przez media. Obecnie trzech młodych mężczyzn oskarżonych o terroryzm, czeka na proces. Grozi im dożywotnia kara więzienia. Jak do tego doszło?

26 marca ubiegłego roku urzędnicy europejskiej operacji wojskowej Sophia dostrzegli na wodach międzynarodowych łódź z migrantami. Wezwali libijską straż przybrzeżną. Ponieważ w pobliżu znajdował się turecki tankowiec El Hiblu 1 jego załoga została poproszona o przeprowadzenie akcji ratunkowej. Migranci odzyskali nadzieję na widok „europejskiej łodzi” – jak mówią w filmie na stronie akcji Free El Hiblu 3. „Pytaliśmy, gdzie nas zabierają”, mówi jeden z mężczyzn w filmie. „Kapitan stwierdził, że musi wykonać kilka telefonów. Pytał też skąd przypłynęliśmy. Po pewnym czasie wrócił z dobrą nowiną – ‘możecie być spokojni, płyniemy na Maltę’. Wszyscy zaczęli klaskać. Wkrótce zapadła noc. Płynęliśmy przez kilka godzin. Baliśmy się, nikt nie spał. Nad ranem zobaczyliśmy światła. Rozpoznaliśmy to miejsce. Nie byliśmy w Europie. To Libia”.

Kapitan łodzi wypełniał polecenia europejskich urzędników – miał odwieźć migrantów tam, skąd przybyli. „Do piekła. Bo Libia nie jest bezpiecznym portem – wszyscy to wiedzą”, mówi Delia. UNHCR i Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) w zeszłym roku nawoływały we wspólnym oświadczeniu, że „międzynarodowe podejście do uchodźców i migrantów w Libii musi się zmienić. Statki handlowe nie mogą przewozić uratowanych pasażerów z powrotem do Libii.”

Na widok świateł libijskiego miasta na pokładzie El Hiblu 1 wybuchła panika. Wszyscy krzyczeli. „W libijskim więzieniu nie unikniesz gwałtu”, opowiada w filmie jedna kobieta, która doświadczyła przemocy w Libii. „Strzelają do ludzi. Ludzie giną na twoich oczach. A ty nie możesz nic zrobić,” wspomina jeden z mężczyzn. „Lepiej zginąć na morzu niż wrócić do Libii, gdzie zakatują cię na śmierć. A jeżeli przeżyjesz to zabije cię gruźlica”.

Dlatego ludzie zaprotestowali. Kobiety stwierdziły, że nie zejdą z pokładu. Kapitan uległ – zabrał ponad setkę migrantów na Maltę, tak jak początkowo obiecywał. Władze wyspy usłyszały inną wersję wydarzeń: starszy oficer przekazał do wiadomości publicznej, że stracił kontrolę nad swoim statkiem. Ta retoryka została wzmocniona przez media i polityków, którzy opisywali migrantów jako „piratów” i „porywaczy”.

W następstwie trzech młodych mężczyzn spędziło 8 miesięcy w więzieniu. Teraz 15-letniemu chłopakowi z Wybrzeża Kości Słoniowej i dwóm z Gwinei w wieku 16-tu i 19-tu lat postanowiono dziewięć zarzutów, w tym zarzut terroryzmu – przez co mogą resztę życia spędzić w więzieniu. Amnesty International opublikowało fragmenty rozmów z oskarżonymi nastolatkami w tym oświadczeniu.

Szczęście

Hassan Ali powtarza, że miał szczęście. Z kieszeni wyciąga zgiętą A4. Miesiąc temu dostał dokument, który upoważnia go do 130 euro miesięcznie. Tyle otrzymują osoby ubiegające się o azyl na wszystkie wydatki. „Staram się jak mogę, żeby dorobić. Ale zwykle udaje się coś podłapać tylko na dzień, dwa. O stałą pracę trudno. Ale takie jest życie”. Oglądam dokument. Jest i zdjęcie zrobione tuż po przyjeździe z Libii. Spogląda na mnie wychudzona twarz dwudziestoczteroletniego starca, z siwymi włosami, zarostem, zapadniętymi policzkami. I pustym wzrokiem. Patrzę temu człowiekowi w oczy. Widzę łzy. Czas się żegnać. „Dziękuję. Doceniam, że mnie wysłuchałaś. Tu nikt nie pyta, jak się czujemy.”

Udostępnij:

Ula Idzikowska

Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.

Komentarze