Z informacji OKO.press wynika, że tylko sześć szkół publicznych w kraju 1 września rozpocznie rok szkolny zdalnie, a nie stacjonarnie. Sanepid niechętnie wydaje zgody na przejście w tryb mieszany, nawet w żółtych i czerwonych strefach. A jak zgody wydaje, to szybko je cofa. O co tu chodzi?
"Uznanie powiatu za czerwony nie jest czynnikiem decydującym o ograniczaniu nauczania stacjonarnego" — to odpowiedź, którą dyrektorzy szkół umieszczonych w strefach o szczególnym zagrożeniu epidemiologicznym otrzymują od inspektorów sanitarnych.
Mimo że zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Edukacji, umieszczenie powiatu w strefie żółtej czy czerwonej, miało być wskazaniem do przejścia w tryb pracy mieszanej (hybrydowej) lub w całości zdalnej, służby sanitarne niemal nie wydają takich zgód.
Dosłownie czytając przepisy, które minister nazwał "elastycznymi", odpowiedzialność za organizację nauki w szkołach spoczywa na dyrektorze. Ale ten ma podejmować decyzję po zasięgnięciu opinii organu prowadzącego (najczęściej samorządu) oraz Inspektora Sanitarnego. W praktyce, jak pokazały przykłady Zakopanego, Wielunia czy Rybnika decyzja w pełni uzależniona jest od Sanepidu, który kieruje się zupełnie innymi wskazaniami. Co jest więc podstawą do wydania pozytywnej opinii?
Z informacji zebranych przez OKO.press wynika, że zaledwie sześć szkół publicznych w kraju nie wróci 1 września do stacjonarnego nauczania. Cztery z nich znajdują się w powiecie limanowskim (woj. małopolskie). Dyrektorzy placówek z Jadamwoli, Jastrzębia, Łukowicy i Świdnika wystąpili z wnioskiem do Sanepidu o przejście w tryb nauki zdalnej po tym, jak u jednej z nauczycielek pracujących w gminie wykryto zakażenie koronawirusem. Po tym zgłoszeniu 30 innych nauczycieli objęto kwarantanną, a Sanepid 30 sierpnia zdecydował, że rok szkolny w tych placówkach rozpocznie się zdalnie.
Sytuacja pokazuje, jak groźny może być efekt domina, z którym możemy mieć do czynienia w najbliższych tygodniach.
Po reformie edukacji, liczba nauczycieli wędrujących, czyli takich którzy uzupełniają etat w kilku szkołach lub pracują ponad pensum, wzrosła. Z danych zebranych przez ZNP wynika, że może być ich nawet 100 tys. A to oznacza, że objęcie kwarantanną osób z kontaktu z zakażonym w jednej placówce, może skutkować unieruchomieniem kilku kolejnych.
Z tego przykładu wprost wynika jednak przede wszystkim to, że Sanepid ogranicza stacjonarną pracę szkół tylko wtedy, gdy wykryje przypadek koronawirusa. A nie, jak mówią wytyczne, także wtedy gdy leży ona w strefie obarczonej wyższym ryzykiem zakażeń.
A i tak potencjalne zakażenie kadry może nie być wystarczającym powodem zmiany trybu pracy. Tak stało się w Szkole Podstawowej w Wietrzychowicach (woj. małopolskie). Najpierw, 26 sierpnia, Sanepid zdecydował, że ze względu na kwarantannę, w której przybywa dyrekcja placówki, od 1 do 4 września uczniowie, zamiast wrócić do szkolnych ławek, otworzą komputery. Jednak, po dwóch dniach, inspektorzy zmienili zdanie. Polecili, by rok szkolny rozpoczął się tradycyjnie.
Piątą szkołą w kraju jest Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 5 przy ulicy Bohaterów Monte Cassino w Sosnowcu. Decyzja o możliwości prowadzenia zajęć w trybie mieszanym i zdalnym podyktowana jest tu stanem zdrowia uczniów i uczennic, bowiem do placówki uczęszczają osoby z poważnymi schorzeniami.
Szóstą, o czym poinformował 31 sierpnia dyrektor placówki, jest Szkoła Podstawowa Sportowa numer 15 w Rudzie Śląskiej. W tym przypadku Sanepid wydał decyzję o opóźnieniu roku szkolnego o tydzień. Powodem znów kwarantanna nauczycieli.
To tylko informacje zebrane z doniesień prasowych i stron konkretnych placówek. O dokładną liczbę szkół, które 1 września zaczną rok szkolny, tak jak kończyły poprzedni, czyli poza budynkami, OKO.press zapytało Ministerstwo Edukacji. Wciąż czekamy na odpowiedź.
Zgodę na nauczanie zdalne dostała też prywatna szkoła prowadzona przez siostry niepokalanki na warszawskim Ursynowie. Powód ten sam: wykryty przypadek koronawirusa wśród kadry. Właściciele szkół niepublicznych mają większą dowolność w regulowaniu trybu pracy. Stąd część z nich sama zdecydowała, w jakim tempie będzie wracać do stacjonarnego nauczania. Niewątpliwie części z nich pomaga też mniejsza liczba uczniów i inny sposób pracy z uczniami. Np. do warszawskiej szkoły Montessori klasy I-III wróciły już w czerwcu 2020, a starszym rocznikom umożliwiono udział w konsultacjach.
Jak tłumaczyła OKO.press rzeczniczka ZNP Magdalena Kaszulanis, nie tylko dyrektorzy szkół z regionów objętych szczególnym nadzorem epidemicznym, zgłaszają potrzeby nauczania hybrydowego. Chodzi również o placówki w dużych miastach, które są przeludnione. "Pamiętajmy, że po likwidacji gimnazjów, do podstawówek przyjęto dwa kolejne roczniki.
Są szkoły, w których liczba uczniów wzrosła prawie dwukrotnie. Dyrektorzy mają problem ze zorganizowaniem ruchu na korytarzach.
Nie ma możliwości zadbania o podstawową higienę, bo na jednym piętrze, gdzie uczy się siedem klasy, czyli kilkaset osób, są dwie toalety: damska i męska, a w każdej z nich znajdziemy maksymalnie trzy umywalki"
— mówiła Kaszulanis.
Jak można tłumaczyć niechęć Sanepidu do pozytywnego opiniowania wniosków dyrektorów? Wydaje się, że chodzi o polecenie polityczne. Ministerstwo Edukacji za nadrzędny cel postawiło sobie otwarcie wszystkich szkół we wrześniu. Tak jakby skuteczność resortu mierzona była liczbą dzieci, które wróciły do tradycyjnej nauki. Pewnie po krytyce, która spływa na MEN za sposób organizacji nauczania online, dobrze byłoby ogłosić jakiś sukces. Tyle, że za ten symboliczny, można przypłacić zdrowiem.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze