Rosja już de facto przyjęła na siebie wszystkie konsekwencje, jakie wiążą się z niewypłacalnością na długu zagranicznym - mówi OKO.press Iwona Wiśniewska z Ośrodka Studiów Wschodnich. Dogorywanie rosyjskiej gospodarki i ubożenie społeczeństwa widać na każdym kroku
Jakub Szymczak, OKO.press: Czy oczekiwanie, że sankcje wobec Rosji spowodują upadek rosyjskiej gospodarki były nierealistyczne?
Iwona Wiśniewska*, Ośrodek Studiów Wschodnich: Nawet wprowadzenie szóstego pakietu sankcji (m.in. embargo na rosyjską ropę i produkty naftowe) nie spowoduje upadku rosyjskiej gospodarki. Sankcje od samego początku nie mogły tego zrobić.
Najnowsze szacunki zakładają, że w 2022 roku rosyjska gospodarka może zmniejszyć się o 8-12 proc. To największa recesja od początku rozpadu Związku Radzieckiego.
Ale ona nie oznacza, że rosyjska gospodarka przestanie funkcjonować. Tymczasem celem sankcji jest przede wszystkim zwiększenie kosztów prowadzenia działań wojennych na Ukrainie, a także osłabienie rosyjskiej gospodarki, w tym ograniczenie możliwości produkcji uzbrojenia, a w konsekwencji długofalowa redukcja potencjału militarnego Rosji.
A to udaje się realizować?
Jeśli oczekujemy natychmiastowego efektu, to nie. Ale zachodnie sankcje są silne. W pierwszym etapie, na końcu lutego i w marcu, mieliśmy przede wszystkim mocne sankcje finansowe. Dotyczyły przede wszystkim rosyjskich rezerw walutowych. One miały swój efekt — w marcu nastąpiła dewaluacja rubla i wzrost inflacji. Z tym rosyjskie władze de facto sobie poradziły, ale kosztem wymienialności swojej waluty. Bank centralny nakazał firmom odsprzedaż części dochodów eksportowych w walutach obcych na rynku wewnętrznym, ponadto dostawy gazu do UE muszą być opłacane w rublach w całości. Wymusił więc stałą podaż walut. A równocześnie firmy rosyjskie nie są w stanie importować towarów — nie mają dostępu do rynków europejskich, są problemy z przestawieniem się na inne kierunki. Firmy nie zawsze mają możliwość, by za towary zapłacić, bo banki z powodu sankcji nie mogą tych transakcji obsłużyć. Ponadto obywatele mają bardzo ograniczony dostęp do zagranicznych walut, nierezydenci nie mogą eksportować swojego kapitału z Rosji (w tym w formie dywidend). W efekcie popyt na dolary czy euro w Rosji jest bardzo niski. Stąd mocny rubel, który jest efektem działań rosyjskich władz.
Sankcje na razie nie dotknęły jednak eksportu surowców energetycznych. Unia uzgodniła w końcu warunku embarga na ropę, ale kraje mają pół roku na dostosowanie się.
Rosja nadal eksportuje surowce energetyczne, jednak obecne ceny na te surowce są bardzo wysokie na rynkach światowych. Dlatego, nawet w sytuacji redukcji fizycznych dostaw surowców do zagranicznych odbiorców, do Rosji napływa szeroki strumień walut obcych. Sektor energetyczny już został dotknięty sankcjami, choć nadal Rosja dostarcza surowce do głównego rynku zbytu tj. UE. Niemniej jednak embargo na import rosyjskiej ropy wprowadziły już USA.
Do tego mamy też bojkoty korporacyjne, w wyniku których firmy zachodnie (Shell, BP) jednostronnie zdecydowały się na wstrzymanie zakupu ropy w Rosji. W efekcie fizyczne wielkości eksportu rosyjskiej ropy spadają. Skalę tych spadków można jedynie szacować, ponieważ rosyjskie władze od lutego utajniają dane na temat eksportu i importu.
Według informacji agencji Interfax w kwietniu tego roku wydobycie w Rosji ropy bez kondensatu gazowego zmniejszyło się o 12 proc. w porównaniu z marcem i o 4,8 proc. w porównaniu z kwietniem 2021 r. Według oficjalnych prognoz w całym 2022 r. wydobycie ropy może spaść o 17 proc.
Poważnym ciosem dla sektora, zwłaszcza w średniej i długiej perspektywie, będą ograniczenia w eksporcie do Rosji ze strony państw zachodnich. To dotyczy przede wszystkim technologii wykorzystywanych przy badaniach złóż, wydobyciu ropy i gazu, czy produkcji LNG. Do tego mocno została ograniczona możliwość współpracy z rosyjskimi partnerami zachodnich spółek usługowych w sektorze energetycznym, bez których zwłaszcza zagospodarowywanie nowych złóż i zwiększanie czy podtrzymanie wydobycia na złożach już eksploatowanych może okazać się niemożliwe.
Skoro Rosjanie ukrywają dane gospodarcze, to skąd wiemy o sytuacji?
Szacunki dotyczące importu i eksportu opierają się na zagregowanych danych o bilansie płatniczym Rosji publikowanych przez bank centralny, informacji od partnerów handlowych Rosji, a także od przedsiębiorstw rosyjskich, czy monitoringu ruchu tankowców w okolicach rosyjskich portów. Z tych szacunków wychodzi, że w marcu import ogółem mógł spaść o 60 proc. rok do roku, a w kwietniu nawet o 80 proc. To ogromny spadek.
Import towarów konsumpcyjnych jest ważny dla społeczeństwa, szczególnie dla zamożniejszych warstw. Ale kluczowe jest załamanie importu w przypadku towarów inwestycyjnych. Chodzi o części zamienne, podzespoły. One są niezbędne do funkcjonowania rosyjskiego przemysłu. Rosyjska gospodarka, pomimo lat przygotowań po 2014 roku, nadal jest bowiem bardzo mocno uzależniona od importu towarów z zagranicy.
Wszystkie obecne prognozy zakładają, że największe problemy ekonomiczne w Rosji zaczną się w końcu trzeciego i w czwartym kwartale tego roku. Wówczas rosyjskim przedsiębiorstwom skończą się zapasy, których w dużej mierze nie uda się zastąpić nowym importem.
Każde przedsiębiorstwo produkcyjne gromadzi zapasy na kilka miesięcy. Dziś rosyjska gospodarka funkcjonuje dzięki tym zapasom. Kluczowe pytanie brzmi, w jakim stopniu w najbliższych miesiącach rosyjskie przedsiębiorstwa poradzą sobie z odcięciem od dostaw z zachodu. W jakim stopniu znajdą nowych dostawców z Chin, Indii, Turcji, innych krajów azjatyckich i czy będą w stanie znaleźć drogi transportu dla tych towarów z nowych kierunków. A to nie będzie łatwe. Obecnie większość przewoźników kontenerowych nie obsługuje rosyjskich portów. Więc trzeba stworzyć od zera nowe systemy logistyczne. I wypracować nowe sposoby zapłaty za te towary.
Wygląda to na ekstremalnie trudne zadanie, biorąc pod uwagę, jak krótki jest czas, na jego wykonanie.
Rosjanie nawet nie marzą o tym, by straty w imporcie uzupełnić w stu procentach, mają świadomość, że wielu importowanych towarów nie da się zastąpić. A z drugiej strony toczy walka się o znalezienie nowych odbiorców rosyjskiego eksportu, klientów, którzy kupią ropę, gaz, węgiel czy stal, które dotychczas płynęły do Europy, a z których część krajów szybko rezygnuje.
Z Rosji dochodzą informacje, że Magnitogorski Kombinat Metalurgiczny (jeden z największych w Rosji) w maju ograniczył produkcję o 40 proc., bo nie jest w stanie znaleźć odbiorców na swoją stal ani na rynku wewnętrznym, ani za granicą. Kolejne kombinaty zapowiadają podobne spadki w czerwcu.
Jakie są konsekwencje wycofania się z Rosji firm europejskich i amerykańskich?
Z Rosji wycofały się właściwie wszystkie zachodnie firmy motoryzacyjne. One nie tylko były dostawcami samochodów na rynek rosyjski, ale też miały w Rosji swoje montownie. Zatrzymanie dostaw podzespołów oznacza, że te zakłady nie mogą działać.
Renault wycofał się z Rosji całkowicie. Tymczasem francuska firma była większościowym udziałowcem zakładów Awtowaz, producenta samochodów marki Łada. W ostatnich latach te samochody były produkowane na podstawie linii produkcyjnej Renault.
W związku z wycofaniem się Renault, Awtowaz zamierza wrócić do starych modeli Łady i już zapowiada, że gdy już uda się wznowić produkcję (bo część zakładów wciąż stoi), nowe Łady nie będą miały automatycznej skrzyni biegów, automatycznego podnoszenia szyb, ABS, poduszek powietrznych. Oczywiście o standardach ekologicznych zużycia paliwa też należy zapomnieć.
Produkcja Volkswagena w Kałudze czy BMW w Kaliningradzie będzie niemożliwa, podobnie jak wielu innych marek. Bo bez dostaw z zachodu linie produkcyjne stają się bezużyteczne. Krem liczy na wsparcie ze strony Chin, ale Chinom nie zależy na hodowaniu sobie konkurencji. Gotowi są sprzedawać gotowe towary, w tym samochody, a nie produkować je w Rosji. Pozycja negocjacyjna Pekinu rośnie, więc może on uzyskać znacznie lepsze warunki współpracy z Rosją niż przed wojną.
Rosjanie będą jeździć prymitywnymi samochodami, a czy będą w ogóle mieli czym latać?
Rynek lotniczy został odcięty od współpracy z Zachodem. Wszelkiego rodzaju usługi: leasing, serwis, ubezpieczenia, to wszystko zostało wstrzymane. Rosja powinna oddać samoloty, które leasinguje od państw zachodnich. Rosja nie tylko ich nie oddała, ale nawet zarejestrowała je na swoim terytorium. De facto samoloty te nie mogą latać poza Rosję, bo istnieje ryzyko, że zostałyby tam skonfiskowane, nawet Chiny odmówiły zgody na obsługę tych samolotów. Dodatkowo nie mają części zamiennych i serwisu, który ze strony producenta nadzoruje jakość napraw. Latanie w Rosji robi się więc niebezpieczne. A przewoźnicy są zmuszani do kanibalizowania samolotów na części, żeby utrzymać sprawność innych maszyn.
Jak wygląda sytuacja rosyjskiego społeczeństwa?
Już w kwietniu widzieliśmy, że silnie spadł popyt. To popyt był głównym czynnikiem zeszłorocznego wzrostu gospodarczego w Rosji. Spadek bierze się z przyspieszenia ubożenia rosyjskiego społeczeństwa. Oficjalna inflacja w Rosji wynosi 17 proc. Ale indywidualne wskaźniki są znacznie wyższe, szczególnie że ceny żywności szybują. Ceny cebuli wzrosły od początku roku o 90 proc., cukru o 50 proc., ziemniaków o 40 proc. Rząd planuje kolejną podwyżkę emerytur, ale w 2022 realne dochody i tak mają się zmniejszyć o 7 proc. A realne dochody Rosjan spadają nieustannie od 2013 roku.
Podejrzewam jednak, że tempo ubożenia w tym roku wzrosło?
Od 2013 do 2021 realne dochody Rosjan spadły o około 10 proc. A teraz w ciągu jednego roku spodziewamy się aż siedmioprocentowego spadku.
W demokratycznym społeczeństwie takie wyniki gospodarcze oznaczałyby dramatyczny spadek notowań partii rządzącej. Wiemy doskonale, że Rosja demokratyczna nie jest, ale Rosjanie również muszą mieć jakąś granicę, poza którą trudno zaakceptować im kierunek, w który zmierza kraj. Czy są jakieś przesłanki, że Rosjanie zaczynają się na Putina wściekać?
Ja takich sygnałów nie zauważyłam. Rosyjskie społeczeństwo jest pod ogromną presją kremlowskiej propagandy, telewizja, radio, gazety, a nawet Internet informuje Rosjan, że Zachód chce zniszczyć Rosję, trzeba się bronić i poświęcać, aby kraj się nie ugiął przed obcą agresją. Ponadto Rosjanie są doświadczeni kryzysami z ostatnich 30 lat, to już szósty w tak krótkim okresie. A wcześniej historia też ich nie oszczędzała. Są więc wyćwiczeni w trudnościach.
W kwietniu obserwowaliśmy w Rosji wzrost zakupów nasion i sadzonek. Rosjanie ponownie zaczęli uprawiać ogródki i działki, by częściowo odciążyć swoje budżety. Cierpliwość rosyjskiego społeczeństwa jest bardzo, bardzo duża.
A protestujący spotykają się z represjami. Rząd Władimira Putina postarał się o to, żeby każdy Rosjanin trzy razy zastanowił się, zanim wyjdzie na ulice protestować. Nawet gdy jest mu bardzo źle i nie ma perspektyw.
Jak wygląda sprawa bankructwa Rosji, wokół którego narosło wiele mitów? Czy Rosja jest lub zaraz będzie niewypłacalna i co to w praktyce oznacza?
Putin buńczucznie zapowiadał, że Rosja będzie swój dług spłacała w rublach. Natomiast rząd wcale się na to nie zdecydował i konsekwentnie spłaca zadłużenie w walutach, zgodnie z umowami. Minister Finansów wręcz stwierdził, że Rosja chce wszelkimi siłami zachować reputację wiarygodnego dłużnika. 25 maja skończyła się amerykańska licencja pozwalająca rosyjskim bankom spłacanie zadłużenia w dolarach. De facto oznacza to, że rosyjski rząd nie będzie w stanie spłacać długu w tej walucie. Najbliższa spłata w dolarach planowana jest na lipiec — będziemy więc obserwować, co zrobi rosyjski rząd.
Ewentualna niewypłacalność (niespłacenie zadłużenia w umówionej walucie) oznacza techniczną niewypłacalność. Ta techniczność polega tu na tym, że rosyjski rząd dysponuje środkami na spłatę. Nawet pomimo zamrożenia rezerw walutowych w zachodnich bankach. Ale przez sankcje nie będzie w stanie fizycznie tych walut przekazać zagranicznym wierzycielom.
Natomiast Rosja, de facto i tak już przyjęła na siebie wszystkie konsekwencje, jakie wiążą się z niewypłacalnością na długu zagranicznym: ograniczenie dostępu do zagranicznych rynków kapitałowych, dewaluacja waluty i zubożenie społeczeństwa.
Rubel teoretycznie się podniósł, ale nie jest swobodnie wymienialny. Faktyczna niewypłacalność będzie miała więc już głównie znaczenie psychologiczne i wizerunkowe. W Rosji niewypłacalność kojarzy się społeczeństwu z defaultem z 1998 rokiem, który ogłosił rosyjski rząd i rosyjska gospodarka pogrążyła się w głębokim kryzysie.
Dlaczego rosyjski bank centralny podnosi stopy procentowe? Po inwazji na Ukrainę inflacja wzrosła skokowo, w kwietniu wyniosła 17,8 proc. Tymczasem bank centralny właśnie drugi raz z rzędu obniżył stopy procentowe.
Najpierw, zaraz po inwazji na Ukrainę, te stopy ostro podniesiono, z 9 do 20 proc. Rzeczywiście, zgodnie z ekonomicznymi prawidłami, bank chciał w ten sposób wyhamować inflację. I chociaż w marcu oficjalna inflacja skoczyła w górę o 7,5 punktu procentowego, to już w kwietniu wzrost był dużo mniejszy, tylko o punkt procentowy.
Rosyjskie władze mają ten problem, że muszą walczyć z wieloma wyzwaniami na raz. Teraz problemem jest zbyt silny kurs rubla. To problem dla budżetu federalnego. Większość dochodów rosyjskiego rządu pochodzi z eksportu surowców. Te są sprzedawane w większości za obce waluty. Gaz teoretycznie sprzedawany jest za ruble, czego Rosja się domagała, ale faktycznie najpierw Rosjanie otrzymują walutę, którą wymieniają potem na rynku wewnętrznym na rubla.
Więc tak naprawdę Rosja zarabia w walutach obcych, a dochody do budżetu trafiają w rublach, przy obecnym kursie znacznie się skurczyły. Obecnie kurs wynosił 61 ruble za dolara, tymczasem w budżecie federalnym mamy zapisane 72 ruble za dolara. Dlatego władze starają się rubla osłabić. Przede wszystkim wycofując się z części kontroli walutowej. Wsparciem miało być też obniżenie stóp procentowych, co przyniosło jak na razie słabe rezultaty.
Kolejny cel to też o pobudzenie aktywności gospodarczej. Wysokie stopy procentowe zahamowały pobieranie nowych kredytów. W kwietniu wartość kredytów hipotecznych spadła o 70 proc. rok do roku. Tymczasem firmy stoją przed olbrzymimi wyzwaniami, jakie niesie reorientacja na wschód. A to wymaga inwestycji, tymczasem dostęp do kapitału jest mocno utrudniony.
Bank centralny wybiera teraz mniejsze zło. Ważniejsze jest pobudzenie aktywności gospodarczej niż sama inflacja. Istnieje obawa, że w drugiej połowie roku inflacja może rosnąć ze względu na deficyt towarów.
Jak sankcje i cała sytuacja gospodarcza wpływają na zdolność Rosji do prowadzenia wojny?
Niestety sankcje nie są w stanie zatrzymać wojny. Nadal do Rosji płyną bardzo duże ilości petrodolarów. Ale nawet gdyby wprowadzić pełne embargo od jutra, to wojna by się z dnia na dzień nie zatrzymała.
Rosyjski rząd dysponuje rezerwami. Te, które są dziś dla Putina dostępne, to ekwiwalent ok. 50 proc. wydatków zapisanych w budżecie na ten rok. Przez pół roku, nawet bez żadnych dochodów, rosyjski rząd byłby w stanie finansować swoje zaplanowane wydatki. A przecież wiemy, że nic takiego się nie stanie. Ropa i gaz do Europy płynąć będą w większości do końca 2022 r., a i tak Unia Europejska odpowiadała jedynie za połowę wpływów eksportowych Rosji.
Czy to oznacza, że kraje, które pełnemu i natychmiastowemu embargu na surowce energetyczne się sprzeciwiają, mają ostatecznie rację?
Nic z tych rzeczy. Szybkie i radykalne embargo byłoby dla Rosji bardzo bolesne.
Rosjanie mają rezerwy, ale widzimy, że zaczynają się uszczuplać. Już teraz znacznie spadają dochody podatkowe. W ostatnich miesiącach Rosja ma bardzo niskie wpływy z VAT, co wynika z niskiego popytu. W kwietniu budżet został zrealizowany z deficytem.
Miesiąc temu w Funduszu Dobrobytu Narodowego było około 11 bilionów rubli, płynnych środków, z których można natychmiast skorzystać. 2 biliony już zostały wydane by zbilansować fundusz emerytalny. A już Putin obiecał kolejne 10 proc. podwyżki dla emerytów, to następny bilion. Program wsparcia biznesu jest szacowany na 8 bilionów. Potrzeby rosyjskiej gospodarki są ogromne, więc te rezerwy mogą się skończyć.
Czy Kreml spodziewał się tak trudnej sytuacji, gdy podejmowano decyzję o ataku na Ukrainę?
W Rosji na pewno nie spodziewano się, że państwa zachodnie są w stanie się zjednoczyć i wdrożyć tak zdecydowane sankcje. Rosyjski rynek finansowy nie został wprawdzie w całości odcięty od zachodu, to nie są sankcje równie mocne, jak te wobec Iranu. Ale ich skala jest naprawdę ogromna. Putin został uśpiony letnią reakcją na jego wojnę z Gruzją i na aneksję Krymu.
Kreml ponownie uciekł się propagandy marginalizować skutki sankcji dla rosyjskiej gospodarki, zarówno w oczach społeczeństwa, jak i Zachodu. Oficjalny przekaz mówi, że Kreml kontroluje sytuację ekonomiczną i sankcje nie uderzyły w Rosję zbyt mocno, czego świadectwem jest kurs rubla; na ograniczeniach cierpi przede wszystkim gospodarka państw zachodnich. Jednocześnie ograniczają dostęp do danych statystycznych, które mogłyby pokazać rzeczywisty obraz sytuacji ekonomicznej.
Czyli z jednej strony mamy uśpione i zrezygnowane społeczeństw, ale z drugiej władze jednak boją się reakcji swoich obywateli?
Sytuacja jest bardzo trudna, chociaż publicznie władze rosyjskie prezentują optymizm. Ale wiele można wyczytać między wierszami np. w wypowiedziach prezeski banku centralnego czy ministra finansów. A jak bardzo jest poważna, to nie wiedzą tego jeszcze nawet Rosjanie, bo dopiero w drugiej połowie roku przekonamy się, jak rosyjski biznes będzie w stanie poradzić sobie z ograniczeniami. Wszystko wskazuje na to, że będzie im bardzo ciężko.
*Iwona Wiśniewska jest analityczką Ośrodka Studiów Wschodnich, zatrudnioną najpierw w dziale ekonomicznym, a następnie w zespole rosyjskim. W latach 2012–2014 dyplomata ds. ekonomicznych Ambasady RP w Astanie, w latach 2014-2016 kierowniczka Wydziału Ekonomicznego Ambasady RP w Moskwie.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze