Niewygodne dla spółek energetycznych węglowe biznesy wejdą pod parasol rządowej agencji. To plan Jacka Sasina, który nie potrafi doprowadzić go do końca od kilku lat. Krokiem do przodu jest podpisanie umowy społecznej zabezpieczającej interesy spółek i ich pracowników.
Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego (w skrócie NABE) ma pomóc nam bez zbędnych turbulencji przejść przez transformację energetyczną. Przekonuje o tym rząd, który projekt ustawy o powołaniu Agencji przyjął już na wiosnę. Nowy podmiot ma przejąć aktywa węglowe państwowych spółek energetycznych. Start NABE się przeciąga - między innymi przez negocjacje z przedstawicielami spółek i ich pracownikami. Tuż przed świętami udało się dopiąć porozumienie, które przybliża nas do powołania Agencji - podał minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
"Umowa ta otwiera drogę do sfinalizowania projektu, który jest historyczny, jeśli chodzi o polski sektor elektroenergetyczny. Projekt utworzenia NABE, czyli wydzielenia aktywów węglowych ze spółek energetycznych" - mówił wicepremier w rządzie Mateusza Morawieckiego. Z finału rozmów cieszył się też prezes Polskiej Grupy Energetycznej, Wojciech Dąbrowski:
"Podpisane dzisiaj dokumenty to kolejny krok w wymagającym procesie transformacji polskiego sektora elektroenergetycznego. Wcześniej uporządkowaliśmy strukturę Grupy PGE i przygotowaliśmy spółkę PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna do autonomicznego funkcjonowania" - mówił Dąbrowski.
NABE ma przejąć od gigantów energetycznych 70 bloków węglowych i kopalnie węgla brunatnego, czyli dwie odkrywki: Bełchatów i Turów. NABE nie przejmie jednak elektrociepłowni opalanych węglem, bo, jak czytamy w komunikacie MAP, „planowana jest ich modernizacja w kierunku źródeł nisko i zeroemisyjnych”. Włączone do nowej spółki obiekty mają być wyłączana stopniowo do 2040 roku.
Sektor energetyczny czeka na powołanie Agencji z dużą nadzieją. Energetyka węglowa ciąży uzależnionym od skarbu państwa spółkom, których akcjonariat nie opiera się jedynie na publicznych pieniądzach.
Prywatni inwestorzy coraz mniej przychylnie patrzą na węgiel. Energetyka oparta na tym paliwie uznawana jest za branżę schyłkową.
Z kontaktów biznesowych z kopalniami węgla brunatnego i spalającego ten materiał elektrowniami wycofują się również niektórzy ubezpieczyciele. W taki sam sposób branżę węglową traktuje coraz więcej banków, niechętnych do finansowania inwestycji spółek produkujących brudną energię. Zwracał na to uwagę sam Sasin, narzekając na ograniczone możliwości finansowania inwestycji energetycznych - nawet tych w OZE.
Umowa pomiędzy resortem a pracownikami spółek nie została do tej pory udostępniona. Ministerstwo pisze o niej ogólnie: ma ona "stabilizować zatrudnienie" osób przechodzących do NABE i zapewniać osłony po ewentualnych zwolnieniach związanych z powolnym odchodzeniem od węgla.
Na przejęciu niewygodnych aktywów przez państwową agencję na pewno zyskają spółki energetyczne. PGE czy Tauron, dotąd opierające swoje biznesy na wydobyciu i spalaniu węgla, nagle się zazielenią. Taka metamorfoza nie tylko spodoba się inwestorom, ale i uwolni spółki od konieczności kupowania unijnych certyfikatów uprawniających do emitowania dwutlenku węgla.
Jacek Sasin zapewnia, że powstanie Agencji "przyspieszy transformację energetyczną." W podobnym tonie utrzymane są oficjalne rządowe komunikaty. "Transformacja energetyczna jest procesem nieodwracalnym i staje się koniecznością rynkową ze względu na rachunek ekonomiczny, zmiany cywilizacyjne oraz nasze zobowiązania jako członka Unii Europejskiej" - można przeczytać na stronie resortu aktywów. Inwestycje w transformacje mają przynieść miliardowe zyski.
Trudno jednak powiedzieć, by powstanie NABE (jak chce Sasin) było projektem "doniosłym" i "przełomowym". Rząd - z NABE czy bez - nie ma spójnej polityki, którą dążyłby do zamknięcia węglowych elektrowni, których działanie napędza kryzys klimatyczny, a sama agencja może służyć do przedłużenia życia węglowej energetyki. Państwo będzie mogło pompować w nie pieniądze bezpośrednio, bez spoglądania na rynkowe trendy i opłacalność inwestowania w przestarzałe technologie.
Zwracają na to uwagę analitycy think-tanku Instrat, którzy błędy rządu wypunktowali w raporcie "Monopol węglowy z problemami".
"Analiza kosztów i przychodów dla każdego bloku węglowego uwzględnionego w planie restrukturyzacji wykazała, że nawet przy niezwykle optymistycznych założeniach NABE do 2040 r. wygeneruje 31,1 mld zł strat, zamiast deklarowanych 3,6 mld zł dodatnich przepływów pieniężnych" - pisali w opracowaniu analizy jej autorzy.
Pieniądze wpompowane w funkcjonowanie elektrowni, kopalń i osłony dla ich pracowników nie będą dobrą inwestycją - przekonuje Instrat. Restrukturyzacja kopalń i elektrowni będzie postępować zbyt wolno. Gdyby kierować się jedynie wskaźnikami rentowności sektora energetyki węglowej, to niektóre z obiektów zamykalibyśmy już teraz.
Scenariusze wyłączania mocy węglowych w ramach NABE nie wytrzymują zderzenia ani z unijnymi, ani z rządowymi strategiami - kontynuują specjaliści Instratu. Unia Euopejska zakłada ograniczenie emisji dwutlenku węgla o 55-60 proc. w 2030 r. względem roku 1990. Polsce nie uda się dotrzeć do tego poziomu przy założeniu dalszego działania elektrowni węglowych w przyszłej dekadzie - twierdzą autorzy analizy.
Sasin na razie nie podaje pewnej planowanego od trzech lat daty startu NABE. Pierwotnie Agencja miała rozpocząć działalność już w 2021 roku. Porozumienie ze spółkami można uznać za jeden z kamieni milowych w tym procesie, jednak nie ostatni. Powstanie węglowego molocha będzie musiał zatwierdzić Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Osłony dla pracowników wpadają w kategorię pomocy publicznej, na którą zgodę musi wyrazić Komisja Europejska.
„Projekt NABE jest precedensowy. Państwo ma przejąć część długów giełdowych spółek, wspomóc finansowo okrojone koncerny energetyczne i jednocześnie ubiega się o nowe dopłaty dla elektrowni węglowych” – komentował dla OKO.press Wojciech Kukuła, prawnik z Fundacji ClientEarth. - "To wszystko wpada w reżim pomocy publicznej. Moim zdaniem, Komisję Europejską coraz trudniej będzie nabrać na kolejną zgodę na działanie, które z transformacją ma niewiele wspólnego, bo polega na dalszym finansowaniu sektora węglowego".
Jak podkreślał Kukuła, prostsze (i tańsze) dla polskiego rządu byłoby pogodzenie się z kresem węglowej ery i przestawienie wajchy na dynamiczny rozwój odnawialnych źródeł energii. Ekipie Mateusza Morawieckiego na razie się to nie udaje, a Prawo i Sprawiedliwość nie potrafi przeprowadzić przez parlament nowelizacji ustawy blokującej rozwój energetyki wiatrowej na lądzie.
Minister aktywów państwowych ma nadzieję, że z wydzieleniem węglowych interesów ze spółek energetycznych poradzi sobie do końca pierwszego kwartału 2023. Na razie do tej obietnicy trzeba podchodzić jednak z dużą dozą ostrożności. Możliwe, że na wszystkie potrzebne zgody będziemy czekać kolejne długie miesiące.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze