Fuzja Orlenu z Lotosem i sprzedaż części Rafinerii Gdańskiej Saudyjczykom to materiał dla prokuratury – twierdzą kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli
To głównie wnioski z przedstawionego w poniedziałek 5 lutego 2024 raportu Najwyższej Izby Kontroli dotyczącego fuzji Orlenu z Lotosem.
Koncern do niedawna kierowany przez Daniela Obajtka dostał pozwolenie na przejęcie Lotosu od Komisji Europejskiej. Bruksela zmusiła jednak Orlen do podzielenia się aktywami gdańskiego potentata naftowego, by przeciwdziałać powstaniu monopolu na polskim rynku już wcześniej zdominowanym przez koncern z Płocka. Na sprzedaż przeznaczono m.in. udziały w Rafinerii Gdańskiej, a chętnymi na kupno byli jedynie Saudyjczycy z kontrolowanego przez tamtejsze władze koncernu Aramco, jednego z największych światowych graczy na rynku petrochemicznym. Właściciela zmieniły również magazyny i asfaltownia Lotosu (został nim polski Unimot) oraz stacje koncernu (przejął je węgierski MOL).
Kontrowersje od początku budziła przede wszystkim wycena aktywów Lotosu przejętych przez Aramco.
Saudyjczycy zapłacili za 30 proc. udziałów w Rafinerii Gdańskiej 1,15 mld złotych. Już z medialnych przecieków z raportu wynikało, że według NIK cena ta była znacznie zaniżona. Rzeczywiście, jest ona śmiesznie niska, bo w ostatnich 16 latach zakład Lotosu przeszedł gruntowną modernizację, a inwestycje sięgnęły wartości 16 mld złotych – zawracali uwagę krytycy decyzji.
Najwyższa Izba Kontroli potwierdziła, że Rafineria Gdańska została podzielona na warunkach znacznie odbiegających od rynkowej wyceny. Orlen za wszystkie zbyte udziały (poza tymi przekazanymi Unimotowi) otrzymał 4,6 mld złotych.
Według NIK to ponad 5 mld złotych poniżej kwot rynkowych.
Same aktywa w Rafinerii Gdańskiej według NIK miały być warte przynajmniej 4,6 mld złotych.
Według Izby za nieco ponad miliard wyzbyliśmy się również znacznej części kontroli nad krytyczną dla państwa infrastrukturą. Kontrolerzy potwierdzili, że według umowy podpisanej z Orlenem Aramco ma prawo weta w sprawie kluczowych dla koncernu decyzji dotyczących Rafinerii, w tym decyzji zbycia udziałów przez Orlen. Już wcześniej informacje o takim zagrożeniu podawały media.
Podmioty z udziałem skarbu państwa straciły na tych transakcjach i nie kontrolują w pełni obiegu paliwa i ropy – ocenia NIK.
Chodzi o ok. 20 proc. produktów rafineryjnych produkowanych w Polsce.
Skąd decyzja o tak niskiej wycenie części Rafinerii? Najwyższej Izbie Kontroli odmówiono wejścia do Orlenu, dlatego jej pracownicy niczego nie mogą powiedzieć na pewno. Na podstawie własnych analiz stwierdzają jednak, że pozycja negocjacyjna koncernu była wyjątkowo słaba, co zaowocowało ustępstwami wobec silniejszego partnera.
„Gdyby spółka Aramco zdecydowała się na eksport produktów z Rafinerii Gdańskiej zamiast wprowadzenia ich na rynek polski, istniałoby poważne zagrożenie deficytem produktów naftowych. Co prawda została zapewniona ciągłość dostaw, ale cel zwiększenia bezpieczeństwa nie został osiągnięty poprzez połączenie Orlenu i Lotosu. Minister Aktywów Państwowych oraz Minister Klimatu i Środowiska zachowali bierność i nie wprowadzili środków zaradczych” – mówił Maciej Maciejewski z NIK, nadzorujący kontrolę fuzji Lotosu z Orlenem.
I dodawał: „Nie osiągnięto wyznaczonego przez rząd celu pełnej kontroli państwa nad infrastrukturą przesyłową i magazynową węglowodorów”.
Jakich uchybień dopuścili się członkowie rządu?
Ministra klimatu Anna Moskwa nie przygotowała nowelizacji ustawy o zapasach ropy naftowej, produktów naftowych, gazu ziemnego i sytuacjach awaryjnych na ich rynku. Miała ona określać zabezpieczenie zapasów paliw. Przez fuzję Lotosu z Orlenem państwo miało odpuścić przekazanie bazy paliwowej w Mościskach, kontrolującej infrastrukturę paliwową, spółce PERN. Ten sam scenariusz dotyczył spółki Gaz-System, odpowiadającej za gazociągi, która przejąć miała kopalnie soli w Inowrocławiu i Lubinie.
„Minister Aktywów Państwowych nie wykorzystał w tej sytuacji swoich uprawnień właścicielskich w celu zabezpieczenia celu Rady Ministrów" – wymieniał dalej Maciejewski. „Analizy dokonane przez ministra opierały się na niepełnych danych, a efekty skutków połączenia, tak zwanych skutków synergii, były powieleniem obliczeń Orlenu” – potwierdzał kolejny z nadzorujących kontrolę, Michał Wilkowicz.
Jak zaznaczał, minister Sasin nie miał wiedzy o warunkach transakcji, nie miał dostępu do wycen, a nawet nie starał się ich uzyskać.
Sasin z jednej strony reprezentował skarb państwa w spółkach, z drugiej posiadał uprawnienia kontrolne. W pierwszej roli miał ograniczone pole działania ze względu na obecność innych podmiotów w akcjonariatach. W drugiej jednak, jak ocenił Michał Wilkowicz, „całkowicie abdykował”. Sasin miał prawo objąć Lotos w wykazie podmiotów objętych kontrolą. W takiej sytuacji miałby dostęp do całej dokumentacji dotyczącej zbycia aktywów Lotosu przez Aramco.
Były wicepremier zrezygnował jednak z tego kroku i przekazał rządowi wniosek o zgodę na połączenie Orlenu z Grupą Lotos. „Znowu zaniechał działań” – ocenił Wilkowicz.
Jak dodają kontrolerzy, pozwoliło to na pominięcie opinii kluczowych organów, w tym pełnomocnika rządu ds. bezpieczeństwa energetycznego. Został on włączony w konsultacje później, ale bez głosu decyzyjnego. Głosu decyzyjnego nie miała też ministra klimatu Anna Moskwa.
„Skarb państwa nie będzie miał możliwości realizować polityki energetycznej rządu poprzez Rafinerię Gdańską” – podsumowywał Wilkowicz.
Do oceny NIK zaraz po zaprezentowaniu raportu odniósł się Janusz Szewczak, dyrektor ds. finansowych płockiego koncernu, kiedyś felietonista „Gazety Polskiej”, doradca Samoobrony, główny ekonomista kasy krajowej SKOK oraz poseł PiS. Zarzucił kontrolerom NIK między innymi brak wiedzy na temat branży i brak prawidłowych metod wyceny.
„Kapitalizacja giełdowa grupy Lotos jest miarodajnym wskaźnikiem uwzględniającym ocenę inwestorów i aktualną ocenę spółki, ale i perspektywy rozwojowe. W okresie 5 miesięcy przed sprzedażą aktywów średnia wycen wynosiła zaledwie 11 mld złotych. Według NIK wartość samych aktywów przejętych przez Saudi Aramco wyceniono na 4,6 mld” – mówił Szewczyk. Jak dodawał, kontrolerzy nie wzięli też pod uwagę tak zwanego „efektu synergii”, czyli korzyści z powstania dużego koncernu paliwowego. „Do końca zeszłego roku z tego tytułu zyskaliśmy 1,5 mld złotych, ta kwota systematycznie rośnie. Te pieniądze trzeba liczyć do rachunku, o czym NIK zapomniał” – przekonywał Szewczyk.
Orlen potwierdził też, że niejawna umowa z Aramco obejmuje również stabilne dostawy ropy z półwyspu arabskiego do polskich rafinerii. To surowiec zbliżony parametrami do dominującej do niedawna w Polsce rosyjskiej ropy. Dlatego można było przejść na jej przerób bez zatrzymania pracy zakładu, jednocześnie szybko odcinając się od rosyjskich dostaw. Jak przekonuje Orlen, w ten sposób transakcja zwiększyła, a nie zmniejszyła bezpieczeństwo energetyczne kraju.
„Gdyby nie te dostawy, połowa polskiego biznesu by padła” – mówił Szewczyk.
Krytycznie do ustaleń NIK odniósł się również „główny oskarżony”, Jacek Sasin.
„Raport NIK na temat fuzji Orlenu i Lotosu jest materiałem nierzetelnym i przekłamanym. Dane użyte w nim są wybiórcze, fragmentaryczne i zostały wybrane pod z góry upatrzoną polityczną tezę. Wiąże się to z zaangażowaniem politycznym prezesa Mariana Banasia, który obiecywał nowej władzy »prezenty« mające uderzać w poprzedników” – napisał Sasin w poście umieszczonym w serwisie X (twitter.com)
Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli zapowiada wejście do Orlenu, „kiedy tylko stanie się to możliwe”. Izba skierowała też doniesienie do prokuratury w związku z wynikami swojej kontroli.
To kolejne zawiadomienie w sprawie kierowanego do niedawna przez Daniela Obajtka koncernu. Płocka prokuratura już pod koniec stycznia 2024 potwierdziła, że „prowadzi czynności” i planuje wezwać świadków w sprawie nieprawidłowości w spółkach koncernu. Przedstawiciele prokuratury potwierdzali w TVN24, że podzielili śledztwo na „dwa punkty”. Pierwszy dotyczy negocjacji cenowych, które pozwoliły Saudyjczykom zakupić aktywa Lotosu po promocyjnej cenie, co mogłoby być działaniem na szkodę spółki. Drugi wątek skupia się na tej samej sprawie, jednak zarzuty skierowane są w stronę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który nadzorował cały proces.
Do tej pory nie ma dowodów na to, że fuzja z Lotosem opłaciła się Orlenowi – oceniał na naszych łamach Robert Tomaszewski z think-tanku Polityka Insight. Korzyści mogą pojawić się w długim terminie, choć nie ma gwarancji, że przewyższają one ryzyka.
„Patrząc na to strategicznie, w perspektywie roku 2050, dezinwestycja części aktywów rafineryjnych, sprzedaż ich i wyjście z pewnej części sieci detalicznej nie musiały być złą decyzją. To są aktywa, które będą traciły na wartości, bo będziemy się przesiadać do elektryków, nie będziemy tyle tankować. Rafinerie będą musiały przejść dekarbonizację: nie będą produkowały paliw, tylko coraz więcej produktów petrochemicznych, zielonego wodoru, zielonych gazów itd. Tę część można oceniać pozytywnie” – mówił Tomaszewski.
„Natomiast, jeśli spojrzymy na to z perspektywy krótko- i średnioterminowej to okaże się, że naszym podwórku pojawiło się znacznie więcej ryzyk, jeśli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne. Pojawili się nowi gracze, nie mamy już pełnej kontroli nad infrastrukturą krytyczną. To jeszcze nie oznacza, że jesteśmy skazani na kryzys, utratę pełnej sterowności w sektorze paliwowym, ale to już nie jest ten rodzaj komfortu, z którym mieliśmy do czynienia” – wyjaśniał nam ekspert
Podkreślił też, że najważniejszym zadaniem dla nowych władz Orlenu będzie ułożenie sobie relacji z Saudyjczykami z Aramco. To wielkie wyzwanie dla nowego szefa Orlenu. O jakich nazwiskach mówi się w tym kontekście? Schedę po Obajtku może przejąć Krzysztof Zamasz, obecnie pracujący w ciepłowniczej firmie Veolia lub Beata Stelmach, była szefowa polskiego oddziału General Electric. To na razie jednak jedynie branżowe plotki.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze