0:00
0:00

0:00

"Premier posługiwał się językiem wiecowym, który ma swoje prawa. Taka wypowiedź nie jest tak samo wiążąca, jak wypowiedź na konferencji rządu. Więc nie doszło do kłamstwa wyborczego. To była wypowiedź ocenna" - powiedział w ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Radosław Tukaj.

Przychylił się tym samym do stanowiska pełnomocników Mateusza Morawieckiego, że jego wypowiedzi nie można oceniać jako prawdy czy fałszu. Uznał, że słowa premiera to opinia, chwyt retoryczny.

Sędzia Radosław Tukaj został delegowany do orzekania w Sądzie Okręgowym w Warszawie z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. Stara się o awans do sądu okręgowego.

Sędzia Radosław Tukaj

To była już trzecia rozprawa w tej sprawie, ale na tym nie koniec.

Premiera Morawieckiego w trybie wyborczym pozwał pełnomocnik wyborczy Koalicyjnego Komitetu PO i Nowoczesnej - Koalicji Obywatelskiej. Chodzi o słowa ze spotkania w wyborcami PiS w Świebodzinie 15 września 2018. Premier namawiał na nim do głosowania na kandydata PiS na burmistrza tego miasta, obiecywał co w zamian dostaną mieszkańcy (park, południową obwodnicę, a nawet nowe chodniki). Uderzył też z poprzedni rząd PO-PSL. Mówił: „Pamiętacie jak nasi poprzednicy mówili, że budujemy nie politykę tylko drogi i mosty? Nie było ani dróg, ani mostów”.

Morawiecki kpił też z wymyślonego przez rząd PO-PSL programu dofinansowania z budżetu remontów dróg powiatowych i gminnych. To tzw. schetynówki, na które poprzedni rząd w sumie wydał 5 mld zł. „Żeby nie być gołosłownym powiem tak, nasi poprzednicy przez osiem lat wydali pięć miliardów złotych na drogi lokalne, czyli tyle, ile my wydajemy w ciągu jednego do półtora roku - porównajcie sobie” - wiecował Morawiecki.

Morawiecki jednak uczestniczy w kampanii

Za te słowa pozwała go PO w trybie wyborczym, bo to kłamstwa. Rząd PO-PSL wybudował rekordową ilość dróg szybkiego ruchu, i to ten rząd zaczął inwestować w drogi lokalne. Pisaliśmy o tym w OKO.press.

Przeczytaj także:

W ubiegłą środę (19 września) Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił jednak pozew na posiedzeniu niejawnym. Sędzia delegowany do orzekania w tym sądzie z sądu rejonowego - powołując się na nieistniejące przepisy (zmienił je w tym roku w Sejmie PiS) - uznał, że premiera nie można pozwać w trybie wyborczym, bo nie ma on pełnomocnictwa komitetu wyborczego PiS do prowadzenia kampanii.

Z hukiem to orzeczenie uchylił w piątek (21 września) Sąd Apelacyjny i nakazał ponownie rozpatrzyć pozew PO. Sąd Apelacyjny orzekł, że premier jest członkiem komitetu politycznego PiS i automatycznie przez to staje się członkiem komitetu wyborczego tej partii co wprost wynika z Kodeksu wyborczego. Poza tym, po zmianie przez PiS przepisów upoważnienie do prowadzenia agitacji nie jest potrzebne, bo teraz może agitować każdy wyborca. O tym orzeczeniu pisaliśmy w OKO.press.

Sąd Okręgowy ponownie rozpoznając sprawę w poniedziałek 24 września przyjął takie stanowisko jak Sąd Apelacyjny. Ponadto sędzia Radosław Tukaj uznał, że Morawiecki agitował w Świebodzinie. Bo namawiał do głosowania na kandydata PiS i składał obietnice wyborcze. Poza tym było to oficjalne spotkanie wyborcze.

Sędzia Tukaj: to tylko chwyt retoryczny

Dlaczego więc oddalił pozew PO? Sędzia Tukaj przychylił się do stanowiska pełnomocników premiera Morawieckiego – jednym z nich jest adwokat Bogusław Kosmus, którego kancelaria współpracuje z PiS - że wypowiedzi Morawieckiego nie można oceniać jako prawdy czy fałszu, jak chcieli pełnomocnicy PO.

Sędzia uznał, że słowa Morawieckiego to jego ocena, opinia, chwyt retoryczny. Sędzia uznał też, że Morawiecki nie wprowadzał w błąd wyborców.

”To znana informacja, że w każdym roku buduje się drogi i mosty. To należy odczytywać [wypowiedź premiera – red.], że zapowiedzi były takie [większe - red.], a realizacja jest niesatysfakcjonująca” – uzasadniał oddalenie pozwu sędzia Radosław Tukaj. Podkreślał, że ponadto premier mówił, że PO wydała na drogi lokalne 5 mld zł, co znaczy, że jednak budowali. Czyli sam to przyznał, choć nie wprost.

Co znaczy słowo "wydajemy"

Co do drugiej części wypowiedzi Morawieckiego o wydatkach na drogi lokalne, sędzia Tukaj podkreślał, że premier powiedział, że „wydajemy 5 mld”. Czyli nie ma znaczenia, że na razie PiS tyle jeszcze nie wydał (w tym roku na lokalne drogi jest zaledwie 800 mln zł, a w projekcie budżetu na przyszły rok jest na razie niewiele ponad 1 mld zł).

Sędzia przyjął – tak jak chciał pełnomocnik premiera - że słowa premiera to informacja o tym, ile chce rząd PiS wydać w przyszłości. Kluczowe jest słowo „wydajemy”. Sąd przyjął, że chodzi o proces wydawania pieniędzy na drogi lokalne, który się już rozpoczął, ale jeszcze nie zakończył.

„Postępowanie w trybie wyborczym jest szybkie. To nie miejsce na badanie dokumentów, opinie biegłych, by określić kto ma rację. Ale z dokumentów wynika, że te 5 mld na drogi są zabezpieczone, choć nie wiadomo, czy zostaną wydane” – uzasadniał sędzia.

Ponadto sędzia przyjął, że premier posługiwał się językiem wiecowym, który ma swoje prawa. Taka wypowiedź nie jest – jak podkreślał sędzia – tak samo wiążąca, jak wypowiedź premiera na konferencji rządu.

„Więc nie doszło do kłamstwa wyborczego. To była wypowiedź ocenna” – powiedział na koniec ustnego uzasadnienia orzeczenia sędzia Tukaj.

Dubois: Teraz można powiedzieć każdą bzdurę

Postanowienie jest nieprawomocne i już pełnomocnicy PO zapowiedzieli zażalenie do Sądu Apelacyjnego. Mec. Jacek Dubois (jeden z pełnomocników PO) nie krył wzburzenia tym orzeczeniem: „Za pierwszym razem sąd oddalił nasz pozew powołując się na nieistniejące przepisy. Teraz sąd odrzucił zasady języka polskiego i logiki. Widać ja chodziłem na inny Uniwersytet i uczyłem się prawa od innych nauczycieli” – mówił do dziennikarzy w kuluarach sądu mec. Dubois.

I dodał: „Czyli teraz można powiedzieć każdą bzdurę i nie ponosić odpowiedzialności za słowo. Bo sąd uznał, że podanie nieprawdziwych danych można uzasadnić wiecową retoryką. Sąd też założył, że każdy wyborca odnotowuje co, kto i kiedy wybudował. Tyle że wyborca szybko zapomina”.

;
Na zdjęciu Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze