0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja GazetaPatryk Ogorzalek / A...

W czerwcu ogłoszono, że Festiwal Pol'And'Rock odbędzie się w tym roku, ale w zmienionej formule. Organizator, czyli Fundacja WOŚP, zdecydował, że dostępnych będzie tylko 20 tysięcy wejściówek (rekordowe edycje Przystanku Woodstock gromadziły nawet 700 tysięcy osób) i tylko dla osób zaszczepionych. Dodatkowo bilety po raz pierwszy w historii będą płatne. Kwota 49 złotych ma pokryć obowiązkowy test antygenowy wykonywany przed wejściem na imprezę.

Również zaplanowany na sierpień chorzowski FEST Festival dostępny będzie tylko dla zaszczepionych.

Nie ulega wątpliwości, że decyzje te podyktowane są troską o bezpieczeństwo. Drugą kwestią mogą być względy wizerunkowe. Gdyby doszło do zakażeń podczas Pol'And'Rock, festiwal zapewne nie schodziłby z tapety mediów państwowych przez wiele miesięcy.

Trzecim i najważniejszym powodem są jednak obowiązujące obostrzenia. Koncerty na świeżym powietrzu mogą gromadzić do 75 proc. obłożenia miejsc, a w przypadku braku wyznaczonych miejsc na widowni - nie więcej niż 250 osób. Do tego limitu nie wliczają się (par. 26 ust. 16 rozporządzenia z maja 2021 r.) jednak osoby zaszczepione. Tylko w ten sposób obecnie można legalnie zorganizować wielotysięczny koncert.

"16. Do liczby osób, o której mowa w ust. 14 pkt 2 i ust. 15 pkt 2 i 3, nie wlicza się osób zaszczepionych przeciwko COVID-19"

"Niemożliwym jest wybranie ekskluzywnej grupy 250 osób, które nie posiadając szczepienia, będą mogły wejść na teren festiwalu. Stąd też nasza decyzja o organizacji tegorocznej edycji FEST Festivalu wyłącznie dla osób zaszczepionych" - napisali w komunikacie organizatorzy chorzowskiej imprezy.

Dyskryminacja, segregacja sanitarna, apartheid

Decyzje te wywołały lawinę gniewnych komentarzy, niekoniecznie ze strony fanów tych festiwali. W sieci zaobserwować można wzmożoną aktywność kont i osób, które propagują poglądy antyszczepionkowe oraz teorie spiskowe na temat pandemii. Obostrzenia sanitarne oraz przywileje dla osób zaszczepionych nazywają "segregacją sanitarną" i porównują ją z segregacją rasową i eugenicznymi praktykami totalitarnych reżimów. Wśród tych głosów są także osoby znane.

"Grupa KULT nie bierze udziału w koncertach, na które będą wpuszczani tylko ludzie zaszczepieni. Apartheidowi mówimy zdecydowanie NIE. CHCEMY ŁĄCZYĆ, A NIE DZIELIĆ” - poinformował na początku czerwca zespół Kazika Staszewskiego.

W czerwcu sieć kin Helios wprowadziła rozróżnienie na bilety dla osób zaszczepionych i niezaszczepionych, by móc zgodnie z rozporządzeniem wpuszczać na salę widzów powyżej dozwolonego limitu 75 proc. wyznaczonych miejsc. W internecie zawrzało.

„Liczba obraźliwych wiadomości, z jak najgorszymi życzeniami i nawet pogróżkami, które do nas trafiły, przerosła nas. Nie sądziliśmy, że próba ułatwienia dostępu do kina jak największej liczbie osób wzbudzi aż tak negatywne emocje” – czytamy w oświadczeniu sieci. Helios, w trosce także o pracowników doświadczających werbalnej i bezpośredniej przemocy, wycofał się z pomysłu.

Prawica obiecuje zatrzymać segregację

Wśród polityków lęk przed szczepionkami i widmem "segregacji sanitarnej" najintensywniej podsycają politycy Konfederacji. Ale również w koalicji rządzącej są osoby próbujące zbijać polityczny kapitał na tych emocjach.

W Sejmie od maja działa Parlamentarny zespół ds. sanitaryzmu, w którym zasiadają sami posłowie i posłanki PiS oraz startujący z list PiS. Jego przewodniczącą jest Anna Maria Siarkowska, a jednym z członków - Janusz Kowalski. Oboje w ostatnich dniach wsławili się najściem na dom dziecka, którego podopieczni zostali zaszczepieni przeciw COVID-19.

Przeczytaj także:

Siarkowska i Kowalski byli także jednymi z posłów PiS, którzy podpisali się pod projektem ustawy "STOP segregacji sanitarnej", przygotowanej przez Konfederację. Twórcy w preambule powołują się na szereg zapisów Konstytucji RP, Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności i Karty Praw Podstawowych, które zakazują dyskryminacji w życiu publicznym, bycia poddanym eksperymentom medycznym, czy gwarantują ochronę prywatności.

Najważniejszy zapis ustawy zakazuje "wprowadzania wymogu ujawniania informacji o zaszczepieniu lub niezaszczepieniu się przeciwko COVID-19, w celu udziału w jakichkolwiek wydarzeniach kulturalnych, sportowych, edukacyjnych itp., a także uzyskania możliwości wejścia do budynków użyteczności publicznej lub zakupu usług". W podpunktach wymienione są m.in. siłownie, kina, hotele, kasyna, lokale gastronomiczne, hale konferencyjne, kluby taneczne, budynki administracji publicznej.

Kolejne ustępy przepisu zabrania ustanawiania wyjątków powyżej limitów dla osób zaszczepionych. Art. 2 przewiduje z kolei dopisanie "zaszczepienia lub niezaszczepienia przeciwko COVID-19" do listy cech chronionych w kodeksie pracy.

To jednak nie wszystko. Ustawa przewiduje także zakaz przekazywania danych kontaktowych do osób niezaszczepionych NFZ-owi, który mógłby informować ich o możliwości szczepienia.

W uzasadnieniu czytamy, że

"doprowadzić to może do wzmożenia presji na osoby, które nie chcą się zaszczepić, co uniemożliwi im podjęcie prawdziwie dobrowolnej decyzji".

Padają tam także sformułowania, że działanie to jest niezwykle potrzebne "szczególnie w kontekście szybkiego tempa wprowadzania na rynek szczepionek przeciwko COVID-19, które uzasadnia się często rozwojem nauki", a sam “rozwój nauki nie może następować kosztem poświęcenia człowieczeństwa i jego istoty wyrażającej się w swobodzie decydowania o sobie".

Cały projekt, choć teoretycznie walczyć ma z nieuzasadnioną dyskryminacją, jest w istocie gwizdkiem na antyszczepionkowców. Zakłada nie tylko zakaz wprowadzania zakazu wstępu do miejsc osobom niezaszczepionym, ale także zniesienie promowania szczepień, bo tym właśnie jest zwiększanie limitów, a nawet zakaz bezpośredniego informowania o możliwości szczepienia.

UODO: Okazanie tylko dobrowolne

Urząd Ochrony Danych Osobowych wydał 24 czerwca specjalny komunikat w sprawie wyłączenia zaszczepionych z limitu osób na imprezach. Stwierdzono, że przepisy rozporządzenia nie uprawniają podmiotów zobowiązanych do przestrzegania limitów do żądania informacji o zaszczepieniu. Ewentualne okazywanie dowodów szczepienia może się odbywać tylko z inicjatywy osoby zainteresowanej skorzystaniem z usługi.

Wszystko dlatego, że informacje dotyczące stanu zdrowia podlegają ściślejszej ochronie.

"Zgodnie z art. 9 ust. 2 RODO przetwarzanie takich danych możliwe jest jedynie m.in. wówczas, gdy jest to niezbędne ze względów związanych z interesem publicznym w dziedzinie zdrowia publicznego, takich jak ochrona przed poważnymi transgranicznymi zagrożeniami zdrowotnymi lub zapewnienie wysokich standardów jakości i bezpieczeństwa opieki zdrowotnej oraz produktów leczniczych lub wyrobów medycznych, na podstawie prawa Unii Europejskiej lub prawa państwa członkowskiego, które zawierają odpowiednie, konkretne środki ochrony praw i wolności osób, których dane dotyczą, w szczególności tajemnicę zawodową (art. 9 ust. 2 lit. i RODO)" - czytamy.

UODO zwrócił uwagę także na to, że rozporządzenie Rady Ministrów nie tylko w żaden sposób nie reguluje możliwości żądania od osób uczestniczących okazywania informacji na temat szczepienia, ale nawet nie określają, kto i jak ma weryfikować, czy dana osoba jest zaszczepiona. Oznacza to, że zaświadczenie o szczepieniu może być okazane przez zainteresowaną osobę jedynie dobrowolnie, a organizator dokumenty ma jedynie do wglądu. Nie może ich utrwalać, zbierać, przechowywać.

BRPO: To nie jest dyskryminacja

"PUODO prawidłowo interpretuje przepisy dotyczące przetwarzania danych osobowych. Rzeczywiście - nie wolno ich gromadzić, zapisywać. Ale jeżeli ktoś wyłącznie zapoznaje się z danymi przy wejściu, to nie jest ich przetwarzanie. To taka sama sytuacja jak przy kontroli w pociągu, gdy sprawdzamy, czy dana osoba jest upoważniona do zniżki. To jest tylko sprawdzenie uprawnień" - uważa Mirosław Wróblewski, ekspert konstytucjonalista z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

"Żaden przepis prawa nie zobowiązuje nikogo do okazywania takiego dokumentu. Jeśli inicjatywa jest ze strony osoby, która chce wejść ponad limit, a osoba sprawdzająca nie przetwarza jej danych, to nie ma tu żadnego konfliktu".

Skąd więc oburzenia wśród części obywateli i polityków i mówienie o segregacji i dyskryminacji? Czy takie zarzuty mają oparcie w prawie?

"Najważniejszą wątpliwością jest oczywiście forma aktu prawnego, który wprowadza obostrzenia i stanowi o limitach. Powtarzamy od 1,5 roku, że ograniczenia konstytucyjnych wolności muszą być ustanawiane w ustawie, bądź powinny się mieścić w granicach upoważnienia ustawowego. Potwierdzają to sądy - na przykład w kwestii wolności poruszania się, czy zgromadzeń. Potwierdzał to nawet SN. Rada Ministrów po prostu świadomie narusza prawo" - mówi Wróblewski.

"Jeśli chodzi zaś o samo rozwiązanie - to jest ono zrozumiałe. Dopuszczamy, że z powodu zagrożenia życia i zdrowia i rozprzestrzeniania się choroby zakaźnej, możliwe jest ograniczanie swobód.

Nie ma sensu, by tym limitom podlegały osoby zaszczepione, lub które przeszły COVID-19. Przepisy umożliwiające osobom zaszczepionym korzystania z usług ponad limitami nikogo nie dyskryminują".

Czy antyszczepionkowiec ma szansę w sądzie?

Inaczej wygląda jednak sytuacja, w której przedsiębiorca udostępnia swoją usługę tylko i wyłącznie dla zaszczepionych.

"Ja widzę w tym problem. Moim zdaniem byłoby to możliwe tylko w sytuacji, gdyby szczepienia na COVID-19 były obowiązkowe. Czyli - nie wpuszczamy osób, które nie spełniają obowiązku prawnego. Jeżeli organizator w obecnym stanie prawnym tak robi, to znaczy, że nie ma do tego podstaw" - mówi mecenas Wróblewski.

Do niedawna podmiot, który zajmuje się zawodowo świadczeniem usług "umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia" podlegał karze grzywny. Oznacza to, że (teoretycznie) za takie nieoparte w przepisach zróżnicowanie podmiotów policja mogłaby nałożyć mandat karny w wysokości 500 złotych, a sąd zasądzić grzywnę do 5 tysięcy złotych.

Przepis ten przez lata służył do pociągania do odpowiedzialności przedsiębiorców, którzy odmawiali usługi klientom ze względu na ich orientację seksualną, niepełnosprawność, czy wiek, czyli cechy, których nie obejmuje tzw. unijna ustawa wdrożeniowa z 2010 roku dotyczącą równego traktowania w zakresie dostępu do dóbr i usług.

Tak było też w tzw. sprawie łódzkiego drukarza, który "kierując się sumieniem" odmówił zrealizowania zamówienia dla Fundacji LGBT Business Forum. Drukarz przegrał w fundacją w dwóch instancjach. Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro złożył kasację od wyroku II instancji, a chwilę później także wniosek do TK Julii Przyłębskiej, który w czerwcu 2019 uznał część art. 138 kodeksu wykroczeń za niezgodną z Konstytucją.

Tym samym zamknięto prawnokarną drogę do walki z dyskryminacją w usługach.

"Teoretycznie istnieje również droga cywilnoprawna. Ale czego taka osoba miałaby w sądzie dochodzić? Odszkodowania? Jaką szkodę właściwie poniosła? Mogłaby domagać się orzeczenia zastępującego zawarcie umowy cywilnoprawnej. Ale to karkołomna ścieżka. Cały ciężar przerzucony na powoda, łącznie z kosztami sądowymi. Ktoś musiałby być naprawdę zdeterminowany, żeby na coś takiego się zdecydować" - ocenia Mirosław Wróblewski.

Rząd przerzuca odpowiedzialność na przedsiębiorców

Według najnowszego sondażu CBOS aż 1/4 Polek i Polaków nie zamierza się zaszczepić. Dynamika szczepień dramatycznie spada, co grozi tym, że jesienią może dojść do tysięcy niepotrzebnych śmierci i hospitalizacji. Potrzebne są zatem administracyjne kroki, które mogłyby stymulować wyszczepienie.

Jak na razie zdecydowano się na najłagodniejszą wersję zachęcania do szczepień, czyli gwarantowanie przywileju wpuszczania ponad limit osób zaszczepionych. Jest to dokonywane rękami przedsiębiorców i to oni muszą mierzyć się z niezadowoleniem i agresją potencjalnych, a najczęściej tylko teoretycznych klientów.

Cała sprawa ma jednak dodatkowy komiczny wymiar. Jak wskazał w swoim komunikacie UODO - nie istnieje żaden przepis, który precyzowałby, w jaki sposób przedsiębiorcy mają weryfikować status szczepienia osób wpuszczanych ponad limit. OKO.press skontaktowało się w tej sprawie z Ministerstwem Zdrowia.

"Zgodnie z obowiązującymi postanowieniami ww. rozporządzenia Rady Ministrów [z 6 maja - przyp.red.], przedsiębiorcy mogą weryfikować status zaszczepienia, a także muszą respektować poszczególne zapisy tego aktu, z uwzględnieniem dobrowolnego okazania unijnego cyfrowego zaświadczenia COVID.

Aby zweryfikować autentyczność unijnego certyfikatu COVID należy skorzystać z bezpłatnej aplikacji Skaner Certyfikatów COVID, którą można pobrać z App Store lub Google Play" - odpowiedziano nam.

Nie podano jednak, w którym miejscu rozporządzenie precyzuje, że chodzi konkretnie o unijny cyfrowy certyfikat. Takiego zapisu po prostu w nim nie ma. Przedsiębiorcy - organizatorzy dużych imprez korzystają zatem z pozostawionej przez rząd furtki i za dokument potwierdzający zaszczepienie, który ma uprawniać do przekraczania limitów, uznają także... zwykłe oświadczenia podpisane przez zainteresowaną osobę.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze