0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plAdam Stepien / Agenc...

22 czerwca 2022 w Sejmie odbyło się drugie czytanie projektu nowelizacji Karty Nauczyciela. Jak mówił poseł PiS, sprawozdawca Komisji Edukacji i Nauki, Andrzej Kryj, celem rządu jest uproszczenie i odbiurokratyzowanie systemu awansu nauczycieli, a także podniesienie wynagrodzeń dla nauczycieli rozpoczynających pracę w szkołach.

Resort ministra Czarnka chce, by przygoda młodych pedagogów z nauczaniem zaczynała się od czteroletniego "stażu", z weryfikacją po dwóch latach. Dostęp do pierwszego stopnia awansu skróci się o dwa lata, ale nauczyciel, nazywany w projekcie początkującym, straci stabilność zatrudnienia. Dostanie za to opiekę mentora, ale o tym, czy będzie mógł liczyć potem na etat zdecyduje ocena pracy i specjalny egzamin. Wciąż nie wiadomo, jak ten system sprawdzania praktycznych kwalifikacji do pracy w zawodzie miałby wyglądać. Wiadomo za to, że w składzie komisji egzaminacyjnej jeden mandat dostanie kuratorium oświaty.

Młodzi nauczyciele, którzy dziś zarabiają ledwo powyżej płacy minimalnej (i to dopiero po waloryzacji płac o 4,4 proc. w maju 2022), dostaną 20 proc. podwyżkę. Od września 2022 zarabialiby więc 3 420 zł brutto. Płace doświadczonych pedagogów, którzy stanowią 80 proc. szkolnej kadry, pozostaną zamrożone. Dziś nauczyciel dyplomowany zarabia 4 224 zł brutto.

Przeczytaj także:

Projekt wraca nie tylko do kontrowersyjnej oceny pracy nauczyciela, ale też do godzin karcianych, do dyspozycji dyrektora. Zlikwidowała je w 2016 roku była minister edukacji Anna Zalewska. Był to ukłon w stronę środowiska nauczycielskiego, które wskazywało, że często prowadziły one do nadużyć — nauczyciele byli oddelegowani np. do bezpłatnej pracy w świetlicach. W ten sposób, kosztem pedagogów, szukało się oszczędności.

Zgodnie z projektem, w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy, nauczyciel zostanie zobowiązany do "dostępności w szkole w wymiarze 1 godziny tygodniowo", w trakcie, której "odpowiednio do potrzeb, prowadzi konsultacje dla uczniów lub wychowanków lub ich rodziców". Nauczyciele już nazywają to rozwiązanie "godziną czarnkową".

Bez konsultacji, przeciwko związkom zawodowym

Podczas debaty posłanka PiS Lidia Burzyńska tłumaczyła, że praca nauczyciela dla rządu jest priorytetowa. "Jest doceniana, a rząd wkłada wysiłek, by ją ulepszyć i usprawnić" — mówiła Burzyńska. Wśród udogodnień wprowadzony przez rząd wymieniła projekty modernizacyjne, które nie wpływają bezpośrednio na pragmatykę zawodu nauczyciela: aktywna tablica, szerokopasmowy internet, zielone pracownie, czy laboratoria przyszłości.

Krystyna Szumilas z Koalicji Obywatelskiej zwróciła uwagę, że projekt wprowadzony jest bez zgody środowiska oświatowego. Faktycznie, negatywne opinie do projektu złożyły wszystkie związki zawodowe.

Prezes ZNP, Sławomir Broniarz podczas majowej konferencji prasowej mówił, że "zaproponowane rozwiązania nie stanowią ani zmiany projakościowej, jeżeli chodzi o wymogi kwalifikacyjne nauczycieli, ani zmiany stabilizującej zasady zatrudnienia nauczycieli". Według ZNP nowelizacja nie przyciągnie do zawodu najlepszych absolwentów kierunków pedagogicznych, a tym bardziej nie zachęci młodych do pracy w szkole.

Także "Solidarność", często współpracująca z rządem, oceniła projekt negatywnie.

"Zaproponowana przez MEiN zmiana zaburza cały system wynagradzania nauczycieli prowadzi do jego spłaszczenia, w konsekwencji, czego nauczyciele z wyższymi kwalifikacjami będą mieli podobną wysokość płacy jak pedagodzy rozpoczynający swoją karierę zawodową. Truizmem jest stwierdzenie, że taka sytuacja demotywuje najbardziej doświadczonych pracowników oświaty i antagonizuje całe środowiska" — czytamy w opinii oświatowej "S".

Opozycja o śmieciowych warunkach pracy i braku motywacji do rozwoju

Katarzyna Kretkowska z Lewicy stwierdziła, że uzasadnienie projektu dobrze definiuje podstawowe problemy nauczycieli: biurokratyzację i koszmarnie niskie płace. "Ale zapisy projektu czynią te deklaracje pustym, cynicznym chwytem propagandowym. (...) W szkołach postępuje upolitycznienie, ideologizacja, mizeria płacowa i bieda nauczycieli" — mówiła.

Michał Gramatyka poseł Polski 2050 zwrócił uwagę na sytuację doświadczonych nauczycieli. "Przyjęliście założenie, że ci pracują dla idei? Nie, oni masowo odchodzą ze szkół, a wy nic nie robicie, by temu zapobiec. Nie macie też koncepcji rozwoju zawodowego nauczycieli mianowanych i dyplomowanych" — mówił.

I dodał, że godna płaca musi być odzwierciedleniem sytuacji w gospodarce. "Dlatego apelujemy, by ich zarobki były równe średniej krajowej. To nie jest koszt. To inwestycja w lepszą przyszłość, w lepsze jutro młodych" — mówił.

W OKO.press pokazywaliśmy, jak bardzo wynagrodzenia nauczycieli rozjechały się ze średnią w gospodarce narodowej. Mimo waloryzacji i podwyżek czasów PiS, rzeczywistość odskoczyła oświatowcom. W szczególnie trudnej sytuacji są ci, którzy próbują utrzymać się w dużym mieście, gdzie koszty życia są najwyższe.

Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zwróciła uwagę na antypracowniczy wymiar ustawy.

"Nauczyciel to pracownik, a Karta Nauczyciela to ustawa, która ma go chronić jako pracownika.

Ten projekt jest antypracowniczy, to pomysł uśmieciowienia pracy młodych, spłaszczenia wynagrodzeń w sposób demotywujący do rozwoju, wprowadzenia tylnymi drzwiami tzw. czarnkowych, które nałożą na nauczycieli dodatkowe obowiązki.

Trwa największy kryzys kadrowy w oświacie, panie ministrze, uśmieciowieniem go nie zatrzymacie" — mówiła posłanka Lewicy.

O kryzysie kadrowym na sali sejmowej mówili niemal wszyscy, oprócz PiS.

Daria Gosek-Popiołek, za informacjami w kuratoryjnych bankach ofert pracy, podawała, że dziś brakuje prawie 13 tys. nauczycieli.

"Ci bardziej doświadczenia odchodzą, ale młodzi, na uczelniach pedagogicznych, nawet nie myślą o pójściu do zawodu, coraz rzadziej wiążą się ze szkoła. Jak chcecie ich przekonać, żeby chcieli uczyć?" — mówiła.

"Od początku waszych rządów traktujecie nauczycieli jak obywateli drugiej kategorii (...) Bez godnych warunków pracy nie będzie nowoczesnej edukacji. Bez nowoczesnej edukacji, nie będzie nowoczesnego państwa" — to poseł KO, Franciszek Sterczewski.

Manipulacje wiceministra edukacji

Na zarzuty opozycji odpowiadał wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski.

"Słuchając tej dyskusji można było chwycić się za głowę, bo miałem wrażenie, że czytaliście państwo co najwyżej fragmenty przekazu medialnego" — mówił. I zamiast odpowiadać na pytania, przeszedł do ataku. "Wy tkwicie w matriksie, kłamiecie w dzień i w nocy" — mówił.

Wrócił też do koronnego argumentu rządu PiS: "za PO było gorzej". Minister mówił o subwencji oświatowej, która od 2015 roku wzrosła o 16 mld zł. Zapomniał jednak, że w tym rachunku są też koszty, które rosną znacznie szybciej niż subwencja.

Samorządy alarmują, że pieniędzy nie wystarcza nie tylko na pokrycie minimalnych kosztów funkcjonowania szkół, ale także na wynagrodzenia i świadczenia pochodne (tzw. dodatki). Subwencja oświatowa nie uwzględnia bowiem inflacji czy wzrostu płacy minimalnej, a według Związku Miast Polskich w sumie brakuje dziś nawet 4 mld zł. Jeszcze kilka lat temu, wydatki na oświatę ponad 3/4 pokrywała subwencja, a 1/4 dochody własne gmin. Dziś te proporcje się odwróciły. Gdynia w 2021 roku do edukacji dopłacała 63 proc. z własnej kieszeni, Opole 44 proc., a Gdańsk 39 proc.

Podobną manipulacją jest mowa o wysokich podwyżkach w czasach rządów PiS. Minister Piontkowski podczas debaty mówił, że w ciągu kilku lat było to rekordowe 32 proc. Jak widać na wykresie wyżej, wzrost wynagrodzeń w oświacie nie amortyzuje kosztów inflacji, a także zupełnie pomija wzrost płacy minimalnej, czego najlepszym przykładem była pensja nauczyciela stażysty od stycznia do maja 2022, gdy zarabiał poniżej tej kwoty, a państwo musiało wypłacać mu wyrównanie.

Piontkowski, odnosząc się do zarzutu o nieobiektywną ocenę pracy nauczyciela, mówił, że to opozycja chciałaby ideologizować szkołę, a PiS nigdy takich zakusów nie miał. To, czy obecność kuratora w egzaminowaniu nauczycieli będzie czysto formalna, czy polityczna, nie jest przesądzone. Nie znamy bowiem treści aktów wykonawczych do ustawy.

W środowisku oświatowym panuje jednak konsensus co do oceny innego ministerialnego projektu, czyli lex Czarnek, który przyznawał cenzorską rolę kuratorom oświaty. Zgodnie z zapowiedziami ministra Czarnka skrajnie ideologiczna ustawa ma zresztą wrócić do Sejmu jeszcze przed parlamentarnymi wakacjami.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze