0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Pietrzyk / Agencja GazetaTomasz Pietrzyk / Ag...

„Moglibyśmy do rana tak kontynuować” – skomentował wyłączenie aktywistom dostępu online do obrad przewodniczący komisji Marek Suski (PiS). Wniosek formalny w tej sprawie zgłosiła posłanka Zielonych Urszula Zielińska, apelując o zmianę sposobu rozmowy i udzielenie głosu społecznikom. Został zignorowany. Na zadanie pytań nie pozwolono nawet obecnej na sali aktywistce Wiktorii Jędroszkowiak.

Aktywiści bez prawa głosu

„Byłam na posiedzeniu komisji od 09:00 rano, z włączoną kamerką” – relacjonuje Dominika Lasota z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, która brała udział w spotkaniu przez komunikator online. „Po zakończeniu prezentacji resortu klimatu zgłosiłam na czacie, że chciałabym uzyskać możliwość zadania pytania.

Kilka sekund później pojawił się komunikat, że moderator usunął mnie ze spotkania. Nie mogłam się też ponownie zalogować” – dodaje.

Podobnie o dzisiejszym posiedzeniu mówi również Radosław Gawlik, prezes EKO-UNII.

„Byłem zarejestrowany i zostałem wpuszczony na część obrad. Potem, nagle, zostałem wykluczony i nie udało mi się wrócić” – mówi Gawlik. „Chciałem zapytać o to, czy sytuacja związana z Turowem skłoni rząd do poważnego skupienia się na odejściu od węgla. Bo na razie nie mamy polityki energetycznej z prawdziwego zdarzenia. Ta, którą mamy, przypomina raczej dryfowanie. Rozpoczyna się inwestycje, wydaje na nie miliardy złotych, a potem je porzuca” - tłumaczy prezes EKO-UNII.

Przeczytaj także:

Działania polskiego rządu w sprawie Turowa nazywa „schlebianiem fałszywemu patriotyzmowi węglowemu”. „W Turowie prowadzona jest właśnie taka gra. Pokazuje się ludziom nierealny cel, że będziemy kopać jeszcze przez kilkadziesiąt lat. A jednocześnie pozbawia się region środków z Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji” – mówi Radosław Gawlik. Komisja Europejska już ogłosiła, że podregion Bogatyni, gdzie znajduje się turoszowski kompleks, nie kwalifikuje się do unijnych dopłat na transformację energetyczną.

Dominika Lasota tłumaczy w rozmowie z OKO.press, że chciała dowiedzieć się od komisji, czy dalsze działanie odkrywki jest zgodne z polityką

klimatyczną i ekonomicznie opłacane.

„Szacunki wskazują na to, że po 2030 roku ta kopalnia będzie nieopłacalna, więc dalsze wydobycie węgla i rozwój odkrywki jest niemożliwy”

– zaznacza. O tych szacunkach pisał m.in. WWF. Jak podają aktywiści, elektrownie węglowe po roku 2025 przestaną otrzymywać wsparcie z tzw. „rynku mocy”.

„Jest to mechanizm dopłat dla elektrowni węglowych wprowadzony przez rząd w roku 2018, aby umożliwić przetrwanie tym, które straciłyby już rentowność. Finansowany z kieszeni odbiorców, którym do rachunku za energię dopisano tzw. opłatę mocową. Obowiązuje tylko do roku 2025 – większość bloków po wygaszeniu kontraktów na wsparcie z tego systemu stanie się nierentowna” – tłumaczy organizacja. Zaznaczmy, że kopalnia Turów dostarcza węgiel brunatny do pobliskiej elektrowni – ich działanie jest ściśle powiązane. Nie można przewieźć węgla brunatnego z innej, dalekiej kopalni – jego skład na to nie pozwala, przy dłuższych transportach się zbryla i jest zbyt trudny do rozładunku. Dodatkowo na problemy z rentownością węglowych inwestycji wpływają coraz wyższe ceny uprawnień do emisji CO2.

„Rząd o tym wszystkim nie mówi. Proponuje za to budowę wałów przeciwpyłowych i ekranów filtrujących. To są rozwiązania nie mówiące prawdy o tym, co się naprawdę dzieje i jak powinna wyglądać nasza polityka energetyczna. Rząd zakleja ranę i wmawia górnikom, że możemy trwać przy węglu, odbierając im szansę na sprawiedliwą transformację” – mówi aktywistka.

Po wyrzuceniu z komisji napisała na Twitterze: Dlaczego głos 19-latki, która wraz z innymi aktywistkami apeluje o sprawiedliwą transformację i bezpieczeństwo dla wszystkich, nie zostaje dopuszczony do głosu w tak kluczowych miejscach? Panie Suski - dlaczego nie chcecie słuchać prawdy o Turowie i o węglu w Polsce?”.

Kopalnia czy żwirownia?

W spotkaniu wzięła udział także Anna Meres z Greenpeace Polska, której na chwilę udało się zabrać głos. Jednak po kłopotach technicznych nie dopuszczono jej ponownie do debaty. „Dyskusja o kwestiach geologicznych, po wystąpieniu wiceministra klimatu i środowiska Piotra Dziadzio, który jest wybitnym geologiem, wydaje mi się przesadzona” – skwitował z przekąsem Marek Suski, dodając, że komisja i tak już przekroczyła przeznaczony jej czas.

Nie zabrakło za to czasu na komentarz Wojciecha Ilnickiego z Sekcji Krajowej Górnictwa, który również połączył się przez komunikator. Powiedział, że „dzięki Bogu wystąpienie Greenpeace szybko się skończyło” i dorzucił, że w tak krótkim wystąpieniu Anna Meres już „zaczęła kłamać”.

Jakie kwestie geologiczne chciała poruszyć działaczka Greenpeace?

„Stanowisko komisji obok tego, że pokazuje nieudolną politykę klimatyczną rządu, opiera się przede wszystkim na umywaniu rąk od wpływu Turowa na życie społeczności. Strona rządowa argumentuje, że utrata wody pitnej jest spowodowana czeską żwirownią Grabštejn. Ja nie jestem hydrogeoelogiem, ale zajrzałam do raportu oddziaływania na środowisko udostępnionego przez PGE. Została w nim uwzględniona żwirownia, ale dokładnie widać, że jej wpływ na lej depresji odkrywki Turów jest marginalny” – mówi. W raporcie opublikowanym przez PGE czytamy: „Żwirownia Grabštejn może tylko pośrednio oddziaływać na ujęcie Uhelná [czyli właśnie to czeskie ujęcie wody, w którym najbardziej widać jej ubytek – od aut.] poprzez zmniejszanie zasobów statycznych wód podziemnych, w obszarze bezpośrednio sąsiadującym z tym ujęciem”.

„Przedstawienie takiego argumentu rządowi i TSUE jest niepoważne i obarczone dużym błędem merytorycznym” – mówi Anna Meres.

O co chodzi w sporze o Turów?

W ubiegłym tygodniu Europejski Trybunał Sprawiedliwości zdecydował o zastosowaniu środka tymczasowego, który polega na natychmiastowym wyłączeniu dolnośląskiej kopalni.

W lutym 2021 roku Czesi pozwali Polskę do TSUE, skarżąc się na niezgodne z prawem unijnym przedłużanie koncesji na wydobycie i skutki środowiskowe związane z eksploatacją złoża. Jak argumentują, po czeskiej stronie granicy powstanie tzw. lej depresji, w związku z czym brakuje wody w studniach.

Tymczasem minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka przedłużył koncesję odkrywce do 2026 roku, korzystając z furtki w polskim prawie, która pozwala na jednokrotne wydanie pozwolenia na dalsze wydobycie bez konieczności zbadania potencjalnego oddziaływania na środowisko. W maju tego roku Kurtyka dał zielone światło dla dalszej eksploatacji złoża do 2044 roku.

Podczas posiedzenia komisji posłanka Zielonych Urszula Zielińska zwracała uwagę, że ta „furtka” jest niezgodna z przepisami unijnymi.

Komisja, pomimo krytycznych głosów opozycji, przyjęła stanowisko, według którego „bezpieczeństwo energetyczne nie leży w kwestii rozstrzygania TSUE”, a decyzja Trybunału jest sprzeczna z podstawowymi zadami funkcjonowania UE i „nie powinna być procedowana”. „Trudno jest obarczać winą stronę polską, gdy na niepotwierdzone problemy z wodą w Czechach ma wpływ tak wiele czynników” – czytamy w opinii sporządzonej przez przewodniczącego Suskiego.

Głosowało tylko 21 posłów i posłanek. 18 było za, nikt nie był przeciw, a trzy osoby się wstrzymały.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze