0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Piotr Skórnicki / Agencja GazetaPiotr Skórnicki / Ag...

Mamy przypomnieć sobie grzechy, których dopuściliśmy się w całym dotychczasowym, to jest ośmioletnim życiu. Ksiądz ich wysłucha i przekaże Panu Bogu, ten zaś - jeśli okażemy skruchę, odpokutujemy i szczerze przysięgniemy poprawę - na pewno nam je wybaczy.

Na lekcji religii dowiaduję się, jak ten proces przebiega. Moje usta i ucho spowiednika łączy niewidzialny kabel, który z konfesjonału prowadzi ku niebu. W ten sposób Pan Jezus, siedzący na jego końcu, udziela mi rozgrzeszenia. Tak wynika z obrazka, który mamy wkleić do zeszytów. Przygotowujemy się do pierwszej komunii świętej, którą poprzedza pierwsza, obowiązkowa spowiedź. Chodzę do prywatnej, katolickiej szkoły, więc sakrament przyjmuję z całą swoją klasą.

Zakonnica, która prowadzi próby, opowiada nam o kobiecie, która świadomie zataiła jeden z grzechów przed spowiednikiem - podczas mszy zakrztusiła się i umarła. Księdza oszukasz, Boga nie.

Po spowiedzi powinnam poczuć się lekko. Choć wciąż ciążyć mi będzie grzech pierworodny. Jego się nie pozbędę - jest wieczny jak sam Bóg. Dlaczego? Bo setki tysięcy lat temu jacyś ludzie zjedli owoc, którego ten zabronił im zrywać. Jeśli to wystarczyło, by wygnać ich z raju i na wieki skazać ludzkość na życie pełne rozmaitych cierpień, to co stanie się ze mną, jeśli spróbuję oszukać Boga i zataić grzech?

A jednak zatajam. Choć czekając w kolejce do spowiedzi obiecuję sobie, że powiem całą prawdę. Przyznam, że jestem grzeszna i brudna.

W grudniu w OKO.press opublikowaliśmy relacje osób szczegółowo przepytywanych w trakcie spowiedzi z życia seksualnego. Wiele z nich przed pierwszą komunią słyszało w konfesjonale pytania o dotykanie się w miejscach intymnych i masturbację. "Spowiednik niejako wtłacza swoje brudne myśli w dziecko. To dlatego takie spowiedzi są pamiętane całe życie" - mówiła w wywiadzie dla OKO.press traumatolożka dziecięca Grażyna Lewko.

Diabelska energia, która rozpiera od środka

Książeczka komunijna, którą dostaję w szkole, czerpanie przyjemności z dotykania swojego ciała wymienia pośród takich występków, jak bicie innych, przezywanie, dręczenie zwierząt, krzywoprzysięstwo czy kradzież, wiem więc, że sprawa jest poważna, a zatajając grzech odmawiam swojej duszy oczyszczenia. Nie rozumiem, dlaczego wszechwiedzący Bóg musi uciekać się do takich sztuczek, by posiąść wiedzę o tym, co w ostatnim miesiącu wkładałam sobie do cipki. Zawracanie tym głowy komuś, kto pozwolił się przybić do krzyża, by zgładzić grzechy świata, wydaje mi się bezczelne, toteż grzech “samogwałtu” konsekwentnie zatajam. Tak to sobie tłumaczę, w rzeczywistości paraliżuje mnie strach przed potępiającą nutą w głosie obcego człowieka z konfesjonału. I poczucie, że robię coś naprawdę obrzydliwego.

Czekając w kolejce do spowiedzi jestem bliska omdlenia. O wzmagającej się, choć wciąż niewinnej i bynajmniej nie poszukującej partnera żądzy nie rozmawiam nawet z rodzicami, a i wśród koleżanek temat wywołuje zawstydzenie - jak powiedzieć o niej dorosłemu, którego nie znam, a który ma kontakt z samym Bogiem?

Chcę uciekać, ale rodzice mówią, że jeśli nie uszanuję ich wartości, oni nie będą szanować moich zachcianek (tzn. nie dostanę kieszonkowego). Wiem, że zatajenie potęguje grzech, którego dotyczy, przy czym samo w sobie jest grzechem, obawiam się więc, że jestem skazana na ogień piekielny i wieczny swąd palonego ciała.

W szkole dzieciaki zaczynają przekazywać sobie pierwszą, dość szczątkową wiedzę na temat tego, czym jest seks i “jak się robi dzieci”, a ja zastanawiam się, co począć z diabelską energią, która rozpiera mnie od środka i która każe z wypiekami na twarzy przeczesywać stosy “Bravo” i “Bravo Girl”, zaległe na antresoli w pokoju o kilka lat starszej kuzynki (oczywiście w poszukiwaniu informacji o seksie).

Wiem, że popełniam grzech, choć nie do końca rozumiem, na czym miałby polegać. Nie podważam tej niejasnej zasady, chcę jednak wiedzieć, dlaczego wszystkie pozostałe występki zakładają istnienie sprawcy i ofiary, zaś w tym wypadku zarówno sprawcą, jak i ofiarą, jestem ja. Aniołki płaczą, kiedy ludzie grzeszą, a więc również wtedy, kiedy małe dziewczynki wkładają sobie palce w cipki. Babcia mówi, że dziecięce występki są źródłem deszczu. Nie wierzę jej. Wierzę natomiast, że jestem zła, brudna i zboczona, ale nikt nie zdaje się tego domyślać.

Przeczytaj także:

Brudne, hańbiące myśli

Chodzę do katolickiej podstawówki, większość lekcji prowadzą zakonnice. Rano całą klasą odmawiamy różaniec w szkolnej kaplicy. Przynajmniej raz w roku jedna z zakonnic umiera, a jej ciało przez trzy dni leży w małej salce przy ołtarzu. Zwalniamy się z lekcji, by pomodlić się za duszę zmarłej, a tak naprawdę robimy zakłady o to, kto odważy się dotknąć trupa. Śmierć nie jest tabu, co innego nasza budząca się seksualność. Na WF-ie gramy w piłkę nożną. Do czasu, aż nauczycielka oświadcza, że szkoła zakazała tego sportu dziewczynkom. Piłka mogłaby uderzyć nas w brzuch, co w przyszłości może skutkować problemem z zajściem w ciążę. Na szkolnych wycieczkach wraz z jedną z zakonnic wchodzi do naszej łazienki, by sprawdzić, czy umyłyśmy się dokładnie. Nie odchodzą, dopóki wszystkie, jedna bardziej zawstydzona od drugiej, nie odkryjemy piersi i jeszcze bezwłosych cipek. Buntuję się, ale moje dziecięce argumenty nie mają siły przebicia.

W szkole uczę się, że dotykanie miejsc intymnych jest uleganiem prymitywnej i grzesznej żądzy, którą należy w sobie stłumić, a jeśli to się nie uda, trzeba ją z siebie wyspowiadać.

Mam zachować czystość, której przeciwieństwem jest brud. Moje myśli wypełnia tysiąc grzechów na minutę, muszę więc być naprawdę podłym, zepsutym dzieckiem.

Mam osiem lat i marzę, by dotykać piersi korepetytorki z angielskiego (przez jakiś czas myślę, że wolę kobiety).

Mam osiem lat i głowę pełną brudnych, hańbiących myśli.

W domu się o tym nie rozmawia, ale kiedy kończę dziesięć lat, ojciec mówi mi, że gdyby ktoś mnie kiedyś gwałcił, powinnam udawać przyjemność, czym zwiększę swoje szanse na przeżycie. Od tego momentu wiem, że muszę być na to przygotowana. Opowiada też o łatwych, nieszanujących się dziewczynach, do których w czasach jego młodości ustawiały się kolejki chłopaków. O chłopakach nie mówi nic, ale zapamiętuję, że kobieta daje, a mężczyzna bierze.

Kiedy czuję wzbierające podniecenie, wyobrażam sobie, że ktoś kaleczy moje miejsca intymne, bije do krwi i polewa octem. Czasem są to zakonnice, innym razem nieznany mi porywacz lub surowy mężczyzna w szkole poprawczej dla dzieci, które myślą i czynem zboczyły na drogę hańby.

To, co rodzi się w mojej głowie jako kara za uleganie diabelskim podszeptom, z czasem samo w sobie staje się fantazją. Nie marzę o porywie namiętności czy choćby pierwszym pocałunku. Moja dziecięca wyobraźnia pisze scenariusze pełne bólu i upokorzenia, zawsze ze strony dorosłych.

Podniecenie i wstyd

Mam od 13 do 16 lat, chodzę do publicznego gimnazjum. Z lekcji Wychowania do Życia w Rodzinie pamiętam tyle, iż należy dokładnie myć jajka, by nie nabawić się salmonelli.

Oglądam ostre porno, takie, w którym kobieta poniżana jest jak cyrkowe zwierzę w czasach, kiedy nie budziło to moralnych zastrzeżeń, a do którego dostęp ma każde dziecko (naiwni ci, którzy wierzą w skuteczność tzw. zapory rodzicielskiej).

Podniecenie nieustannie miesza się ze wstydem, pierwsze ustępuje zwykle pod wpływem drugiego.

Moje koleżanki umawiają się z chłopakami z liceum, którzy codziennie czekają pod naszą szkołą, wyłapując co ładniejsze dziewczyny. Wtedy ku swej rozpaczy, dziś wiem, że szczęśliwie, jestem pryszczata i walczę z łojotokiem, a chcąc ukryć kompleksy, stylizuję się na ostrą punkówę. Dzięki temu oraz lękom przed karą boską udaje mi się uniknąć przedwczesnej inicjacji, jak również reputacji szmaty (choć fascynują mnie dziewczyny, które ją mają).

Mam siedemnaście lat i przez Internet zamawiam swój pierwszy, różowy wibrator. Chowam go w poduszce w kształcie jednorożca z wyhaftowanym napisem “Zakopane”, wcześniej delikatnie nacinając jej róg. Używając go zastanawiam się, czy obserwuje mnie zmarła babcia i Anioł Stróż. Podważam istnienie Boga, buntuję się przed cotygodniowym udziałem w mszach (bezskutecznie), ale nie mogę wyrzucić z głowy wizji, które wtłaczano do niej od wczesnego dzieciństwa. Przyjemność z dotykania swojego ciała potrafię czerpać tylko przez kilka, kilkanaście sekund, potem paraliżuje mnie wstyd i wizja wiecznego potępienia.

Zanim narzędzie zbrodni wyląduje w śmietniku trzy domy dalej (na wszelki wypadek), drżę w obawie, że wpadnie w ręce rodziców (jakbym sprawiała im za mało problemów). Nie wyobrażam sobie większej hańby.

Fantazjuję o gwałcie. Masturbacja jest grzechem, ale nie grzeszy się będąc bierną ofiarą cudzej żądzy (choć z czasem i tego przestaję być pewna - na religii uczę się o świętych, które wolały umrzeć niż okryć się tego rodzaju “hańbą”).

W Internecie łatwo znajduję filmy, w których kobieta jest penetrowana wbrew swojej woli - nie wiem wtedy, że sceny są odgrywane (czy wszystkie - tego nie wiem do dziś). Tli się we mnie resztka pożądania, ale nie potrafię mu ulec.

Większość moich znajomych uprawia już seks, a ci, którzy tego nie robią, dzięki bujnej młodzieńczej wyobraźni doskonale to ukrywają. Mam pierwszego chłopaka, nie chcę, by zazdrościł kolegom czegoś, na co ja zupełnie nie mam ochoty. Boję się, że jestem inna, gorsza, popsuta. Znowu się wstydzę. Na domiar złego przyjaciółka żali mi się, że nie może rozebrać się przed partnerem, bo jej cipka jest zdeformowana. Nie potrafi wyjaśnić, na czym deformacja polega, w końcu sporządza rysunek, który nie przypomina tych znanych nam z podręcznika do biologii ani oglądanych pokątnie pornosów. Wargi sromowe mniejsze delikatnie wystają poza większe. Wracam do domu, biorę lusterko i uznaję, że moja cipka wcale nie wygląda lepiej. Nie dość więc, że jestem oziębła, jestem też zdeformowana. Podczas pierwszego zbliżenia nie czuję nic prócz wstydu i obrzydzenia.

Psychiczne obrzezanie

Mam od 18 do 24 lat i sypiam z mężczyznami, by udowodnić sobie, że nie jestem inna. Może za którymś razem wszystko samo wróci do normy? Fake it until you make it. Upijam się, by nie czuć wstydu, co nie znaczy, że odczuwam przyjemność. Moje ciało jest obiektem seksualnym, a ja nie chcę być rozczarowaniem.

Są miesiące, że po każdej próbie masturbacji zwijam się w kłębek i płaczę. Seksualna przyjemność nierozerwalnie wiąże się z obezwładniającym wstydem, moje ciało zamienia w narzędzie grzechu. Kiedy przeszywa je pierwszy dreszcz podniecenia, zamieniam się w kilkuletnią dziewczynkę, która żądzę kojarzy z hańbą i potępieniem, która czuje na sobie pełen dezaprobaty wzrok bliskich zmarłych. Sztukę tłumienia żądzy opanowałam do perfekcji, nie uwolnił jej żaden penis, prawdziwy czy sztuczny, nie uwolniły miłość ani wieloletnia psychoterapia. Najbliżej był alkohol, niekwestionowany mistrz walki z poczuciem wstydu, choćby tym słusznym.

Czuję się okaleczona, psychicznie obrzezana, oszukana. Przez połowę życia wstydziłam się, że ulegam swojej żądzy. Przez drugą, że nie potrafię tego zrobić.

Od lat jestem niewierząca, ale uraz jest zbyt głęboki, by wyleczyło go samo zerwanie z Kościołem i religią.

Nie jesteście sami

Piszę o tym, by wszystkim, które i którzy tego potrzebują, powiedzieć: nie jesteście sami. Tradycyjne katolickie wychowanie nie sprzyja prawidłowemu rozwojowi psychoseksualnemu, zdrowiu ani szczęściu. To wychowanie w poczuciu grzechu i wstydu, w strachu i poczuciu winy.

To zohydzenie seksu, relacji z własnym ciałem i czerpania z niego przyjemności poprzez fetyszyzowanie “dziewictwa” i “czystości”, to podrzędność kobiet - widoczna tak w strukturach Kościoła katolickiego, instytucji, w której posiadanie penisa wiąże się z władzą, a waginy z niższością, usłużnością, skromnością i poświęceniem, jak i w samym Piśmie.

W Biblii najlepsze, co może zrobić kobieta, to urodzić mężczyznę lub zachować czystość, a najlepiej jedno i drugie. A wcześniej radośnie przyjąć fakt, że ów mężczyzna postanowił ją zapłodnić, by mógł przyjść na świat jako swój syn, a następnie zmusić ją do patrzenia na swoją męczeńską śmierć. Wszystko po to, by mógł odpuścić nam nasze grzechy i łaskawie pozwolić się wielbić. Kościół to zepsuta, skrajnie patriarchalna, wroga kobietom organizacja. Ale jego szkodliwe nauki na temat seksualności i ról płciowych wynikają wprost z katolickich dogmatów, a już z pewnością nie stoją z nimi w sprzeczności.

Gdybym wierzyła w Boga, musiałabym go nienawidzić.

*imię i nazwisko zmienione na prośbę autorki

;

Komentarze