0:00
0:00

0:00

Legionowo, 24 września 2018. W sali widowiskowej Centrum Komunikacyjnego trwa prezentacja kandydatów Porozumienia Samorządowego na radnych miasta i powiatu. Porozumienie to komitet wyborczy prezydenta Legionowa, Romana Smogorzewskiego. Na salę, mocno spóźniony, wpada rzecznik PO i poseł z Legionowa, Jan Grabiec.

Prezydent zapowiada kandydatki. O Annie Łaniewskiej, liderce komitetu, mówi: „Z tobą jest kłopot, bo jesteś trochę za ładna”. O Joannie Rogali: „Pani od seksu. I od biologii. Przepraszam, tak mi się pani kojarzy. Uważam, że to nie jest złe skojarzenie jak na mężczyznę i kobietę.” O Grażynie Chojnowskiej i Barbarze Mierzejewskiej: "Tutaj mamy takie dwie najbardziej aktywne… powiedziałbym, że napalone”.

Na koniec Jan Grabiec ceremonialnie wręcza Smogorzewskiemu szablę. „Prowadź nas do boju” - zagrzewa.

Dlaczego nie zareagował na słowa prezydenta Smogorzewskiego, które padły pod adresem kobiet kandydujących z list Porozumienia Samorządowego? „Ja też sobie zadaję to pytanie” - mówi dziś Grabiec. „Rzeczywiście część tych wypowiedzi prezydenta słyszałem. Chyba, tak jak inni uczestnicy, byłem nimi zdumiony i odebrałem je jako wypadek przy pracy” - przekonuje.

Konwencję transmituje miejska telewizja. Rozpisują się o niej lokalne gazety i portale. Jednak seksistowski występ prezydenta przechodzi w Legionowie bez echa.

Wszyscy się przyzwyczaili, że Roman już taki jest” - mówi mieszkaniec Legionowa.

Dopiero gdy do miasta zjeżdżają na swoją konwencję działacze Kukiz ’15, ktoś podsuwa posłowi Stanisławowi Tyszce film z wypowiedziami Smogorzewskiego. Ten udostępnia go na Twitterze - prawie dwa tygodnie po konwencji Porozumienia Samorządowego. Potem rusza lawina. Beata Mazurek, rzeczniczka PiS, żąda dymisji rzecznika PO i zwołuje konferencję prasową pod legionowskim magistratem. Jan Grabiec informuje o rezygnacji Smogorzewskiego z członkostwa w PO. Smogorzewski nie schodzi z czołówek gazet i z ust publicystów. W międzyczasie, prezydent usiłuje przepraszać kandydatki - nagrywa film, który udostępnia w Internecie. Ale styl przeprosin powoduje, że zamiast pożar zagasić - dolewa oliwy do ognia.

Przeczytaj także:

Wszystkie afery prezydenta

Według sondaży, Smogorzewski cieszy się w Legionowie około 70-procentowym poparciem.

Dlaczego wobec tego Platforma Obywatelska, do której należał, nie wystawiła go jako kandydata Koalicji Obywatelskiej w wyborach na prezydenta Legionowa? „To był jego wybór, jego decyzja” - twierdzi Jan Grabiec. Według informacji OKO.press, na decyzję, by nie wystawiać Smogorzewskiego jako kandydata Koalicji Obywatelskiej, wpływ miał przede wszystkim opór lokalnych działaczy Nowoczesnej. „Od początku formowania koalicji, Nowoczesna stawiała warunek, że nie poprzemy tego kandydata. Pomimo to PO forsowała go silnie” - mówi Aleksandra Bednarek z Nowoczesnej, która brała udział w negocjacjach. „Były formułowane takie oceny ze strony naszego koalicjanta. Braliśmy je pod uwagę” - potwierdza rzecznik PO.

Według Aleksandry Bednarek, kością niezgody było przyzwolenie prezydenta Smogorzewskiego na ciągłe zagęszczanie zabudowy Legionowa - już i tak najgęściej zaludnionego miasta w Polsce. „Do tego nieliczenie się z mieszkańcami. Były protesty, przyjeżdżała telewizja, zbieraliśmy podpisy. I nic. Na osiedlu w centrum Legionowa - dla deweloperów to smaczny kąsek, wybudowano blok i market - spółdzielnia właśnie buduje pod nosem mieszkańców kolejny blok” - mówi działaczka Nowoczesnej.

O Romanie Smogorzewskim mówi się w mieście: deweloper. Wprawdzie sam nie buduje, ale nie przeszkadza w budowaniu innym. I czasem na tym korzysta. Jest właścicielem 10 nieruchomości położonych m.in. na terenie Legionowa. Zarabia, wynajmując je lub odsprzedając po cenie wyższej niż w dniu zakupu. Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego, w zeszłym roku, na dzierżawie i sprzedaży nieruchomości zarobił w sumie 800 tys. złotych.

Czy Platforma nie obawiała się, że Smogorzewski będzie dla nich obciążeniem? ”Wydaje mi się, że nie dopuszczali takiego myślenia. Obecny prezydent jest bardzo popularny i chwalony wśród mieszkańców, ale nie wszystkich mieszkańców. PO zachowała się egocentrycznie nie licząc się z tą drugą częścią mieszkańców. Od jakiegoś czasu nikt nie słucha ani nas mieszkańców, ani lokalnych dziennikarzy, robi się z nich jedynie stronniczych wariatów i przeciwników politycznych prezydenta” - mówi działaczka Nowoczesnej z Legionowa.

Mowa o dziennikarzach tygodnika „Mazowieckie To i Owo”, którego właściciel nie ukrywa sympatii do PiS. A dziennikarze od lat konsekwentnie opisują afery z udziałem prezydenta i donoszą o rozmaitych jego przewinieniach.

Najpoważniejsze, o których donosili to:

  • kupno w 2017 roku zlicytowanego domu w Skierdach, należącego do samotnej matki, który po 5 miesiącach prezydent odsprzedał, zarabiając ok. 200 tys. złotych.
  • wnioskowanie przez prezydenta o przekazanie spółdzielni mieszkaniowej miejskiej działki przy głównej ulicy w Legionowie. Na działce powstał budynek mieszkalny, „z atrakcyjnymi lokalami usługowymi w parterze”. Właścicielami tych lokali zostali: syn, i synowa prezesa spółdzielni oraz Roman Smogorzewski wraz z żoną. Wspólnie wynajmują teraz lokale bankowi - za ponad 200 tys. zł rocznie każdy.

I ostatnia sprawa, w związku z którą Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wznowiła w ubiegłym tygodniu śledztwo: przekroczenie uprawnień przez prezydenta oraz ówczesnego starostę legionowskiego, Jana Grabca. Chodzi o działkę w centrum Legionowa, której przeznaczenie zmieniono w miejscowym planie zagospodarowania. Miało to umożliwić sprzedaż działki prywatnemu inwestorowi, który wybudował na niej market.

Pytamy Jana Grabca, czy ma sobie coś do zarzucenia w tej sprawie. „Działałem w interesie publicznym, zgodnie z prawem. To było wielokrotnie weryfikowane i nigdy nikt nie postawił mi zarzutów. Mój wniosek o zmianę planu nie zmienił warunków inwestowania dla inwestorów prywatnych. Oni mogli zbudować ten market równie dobrze przed moim wnioskiem. Kilka lat temu składałem wyjaśnienia w tej sprawie. Wznowienie tego postępowania to są zwykłe szykany polityczne” - tłumaczy poseł PO.

Styl prezydencki

„Na Romana mówi się tu: piękny Roman. Bo jest taki milutki, bezpośredni - zwłaszcza dla kobiet, podczas otwartych spotkań” - mówi były pracownik urzędu miasta, mieszkaniec powiatu legionowskiego. Dodaje: „Prezydent zawsze był traktowany w sposób pobłażliwy. Wzruszano rękami, mówiąc: »Roman taki jest«. On jest tutaj mocarzem, więc lepiej nie róbmy z tego awantury, nikomu to niepotrzebne. Wiem, że na spotkaniach osobistych, albo w ścisłym gronie współpracowników był chamski, potrafił bluzgać. W zamkniętych gronach nadużywa przekleństw, jest wulgarny, potrafi zmieszać z błotem”.

Zdaniem byłego pracownika urzędu, w magistracie panowała atmosfera uległości wobec prezydenta, a najbliżsi współpracownicy stworzyli wokół niego dwór. „Panowała akceptacja niewybrednych żartów pod adresem współpracowniczek. Tego samego typu, jak te, które padły podczas konwencji. Czasami nawet grubsze”. Nasz rozmówca zwraca uwagę, że kompromitujące dla Smogorzewskiego nagranie udostępniła w sieci legionowska telewizja, podległa urzędowi miasta.

„Prezydent zapomniał się, bo na sali byli sami swoi. Przyjaciele, działacze, potakiwacze” - kwituje były urzędnik.

Jak to możliwe, że prezydent, mimo licznych afer cieszy się w Legionowie tak dużym poparciem? Nawet wrogowie Smogorzewskiego, doceniają jego sprawność w zarządzaniu miastem i to, że za jego rządów Legionowo tak się rozwinęło. „Tu się żyje miło i dobrze. Lokalna prasa buduje wrażenie: „wsi spokojna. wsi wesoła”. Oraz, że jesteśmy otoczeni pisowskim morzem” - tłumaczy mieszkaniec Legionowa.

Miasto wydaje dwa tytuły: „Miejscową na Weekend” i „Puls Miasta”. Każda z gazet, jak może stara się, dbać o dobry wizerunek Smogorzewskiego.

Czołówka najnowszego wydania „Miejscowej na Weekend”: „Wplątany w wojnę na szczycie. Goniąc w Legionowie za tanią sensacją, krajowe media szukają jej na wszelki sposób. Nawet za cenę prawdy i dziennikarskiej rzetelności”. Obie gazety wychodzą w nakładzie kilkunastu tysięcy egzemplarzy. Są darmowe - rozdawane są mieszkańcom, leżą na stojakach: na dworcu i w urzędzie miasta.

W legionowskim magistracie, większość pracowników to kobiety. Rzeczniczka prasowa Tamara Boryczka przekonuje, że kobiety nie pracowałyby tu, gdyby w urzędzie panował seksizm. Dodaje, że kontakty z pracownikami odbywają się bez zarzutów i wbrew temu, co mówią byli pracownicy, zaprzecza, że kiedykolwiek pod adresem pracownic padały niewybredne żarty. Jednak żadna z pracownic urzędu nie chciała mówić o tym, jak prezydent zachowuje się wobec nich na co dzień.

Z Romanem Smogorzewskim nie udało nam się porozmawiać. Wyjechał do Bułgarii. Oficjalnie - wizytuje miasto partnerskie. Nieoficjalnie - usunął się w cień i czeka, aż opadnie medialna wrzawa.

Niewygodny kandydat

„Jest Janek [Grabiec] - jeden, jedyny z naszej starej grupy. Właściwie dzięki Jankowi, mnie i paru innym osobom… to my żeśmy tego oto tutaj młodego człowieka (wskazuje na Smogorzewskiego, przyp. red.) przywieźli można powiedzieć na wózku, wyjęliśmy z fotela i postawiliśmy na stanowisku, które do dzisiaj pełni” - mówił Janusz Klejment, radny miejski, na konwencji wyborczej komitetu Smogorzewskiego.

Jan Grabiec i Roman Smogorzewski znają się od dziecka. Chodzili do jednej podstawówki, potem razem zaczynali swoje polityczne kariery. Są jak polityczni bracia. Choć Smogorzewski zawsze był o krok przed Grabcem. Gdy ten pierwszy wchodził w 1994 roku do rady miasta Legionowa, drugi jeszcze wykładał na uczelni. Gdy pierwszy w 2002 roku obejmował fotel prezydenta Legionowa, drugi został jego zastępcą. Wcześniej, w 1996 roku, to Smogorzewski wciągnął na listy do rady miejskiej Grabca. Stworzyli samorządowy tandem - Grabiec, później, od 2005 roku jako starosta legionowski, Smogorzewski jako prezydent miasta powiatowego.

W 2015 roku Grabiec poszedł w posły. Smogorzewski nie chciał być gorszy - szykował grunt pod przejście do kancelarii prezydenta Komorowskiego. Ten jednak przegrał wybory i prezydent Legionowa został w magistracie. Z Janem Grabcem kontaktów nie zerwał - miejskie festyny, samorządowe gale, przecinanie wstęg - Jan Grabiec zawsze wpisuje się na listę obecności. W budynku magistratu po dwóch przeciwległych stronach korytarza biuro poselskie i gabinet mają Jan Grabiec i Roman Smogorzewski.

Smogorzewski z Platformą Obywatelską związał się na stałe w 2009 roku. Choć legionowski włodarz szyld partyjny miał na każdą okazję. Na początku politycznej kariery należał do Porozumienia Centrum i AWS. W mieście tworzył nieformalną koalicję z SLD, obdzielając działaczy lewicy stanowiskami w miejskich spółkach. Z Platformą Obywatelską wiąże się w 2001 roku. I cały czas pielęgnuje swoje lokalne ugrupowanie - Porozumienie Samorządowe. W obecnych wyborach zagrał na dwóch fortepianach: do rady miasta wystawia kandydatów na listach Komitetu Obywatelskiego i Porozumienia Samorządowego. Aż do usunięcia z szeregów PO na początku października, jest wiceszefem jej powiatowych struktur.

Wcześniej noszony jest przez PO na rękach, gdy legionowianie odrzucają w referendum pomysł PiS, by Legionowo wraz z graniczącymi z Warszawą powiatami, przyłączyć do stolicy.

Aleksandra Bednarek z Nowoczesnej jest przekonana, że z poparciem PO, czy bez Smogorzewski wygra wybory: „Naprzeciwko urzędu jest park, tam często przesiadują emeryci. Roman Smogorzewski do nich wychodzi, podaje rękę, rozmawia. To są w większości wyborcy PiS-u. Jak my się wystawiamy w tym samym miejscu z logo Nowoczesnej, obrzucają nas inwektywami, zdarza się że wyzywają od idiotów. Kiedy zbieraliśmy podpisy pod listami poparcia dla Koalicji Obywatelskiej, ci sami ludzie mówili nam, że gdybyśmy byli z tej listy, co prezydent, to by się podpisali. A przecież pan Smogorzewski startując z własnego komitetu wyborczego, w tym czasie był również wiceprzewodniczącym PO w powiecie. Niekojarzenie go z ogólnopolską polityką, jest dla niego korzystne. Lokalnie największą wartością jest jego nazwisko i marka osobista, którą budował od 16 lat”.

;
Na zdjęciu Konrad Szczygieł
Konrad Szczygieł

Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze