Europejska Wspólnota Polityczna, która spotkała się 6 października na inauguracyjnym (mega)szczycie w Pradze, ryzykownie balansuje między aspiracjami do „wspólnoty wartości” a wspólnotą interesów. Ale może okazać się przydatna Europie, którą czekają może dekady konfrontacji z Rosją
Praski szczyt aż 44 państw – jak ujął to jego pomysłodawca Emmanuel Macron – „Europy od Azerbejdżanu po Islandię” okazał się sukcesem Paryża już z racji samej, do niedawna nieoczekiwanej, frekwencji.
Francuski prezydent rzucił pomysł Europejskiej Wspólnoty Politycznej wiosną 2022 w odpowiedzi na wojnę w Ukrainie oraz na zabiegi Kijowa, Kiszyniowa i Tbilisi o wpuszczenie na drogę do członkostwa w Unii Europejskiej.
Macron tłumaczył, że Wspólnota może zakorzeniać te kraje w politycznej Europie podczas ich długich przygotowań do akcesji. Ale usprawiedliwione historią francuskiego myślenia o Unii podejrzenia, że chodzi raczej o kiepską alternatywę dla rozszerzenia UE na wschód, osłabły dopiero po czerwcowej decyzji 27 państw Unii, by oficjalnie uznać Ukrainę oraz Mołdawię za kandydatów do UE (i dać taką nadzieję Gruzinom).
Wielu uważało, że wymyślona przez Emmanuela Macrona Europejska Wspólnota Polityczna ma być alternatywą, raczej kiepską, dla rozszerzenia Unii Europejskiej na wschód.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Wielu krytyków Macrona sądziło, że to całe zamieszanie pogrąży nową „ideę paneuropejską”. Jednak okazało się, że w Pradze licznie stawili się przywódcy państw Unii, państw zabiegających o członkostwo oraz niemających na to ochoty bądź szans, a również – wahającej się do ostatniej chwili – pobrexitowej Wlk. Brytanii.
Paryż uparcie bronił szczytu w Pradze przed brukselskimi zakusami, by Europejską Wspólnotę Polityczną szybko umocowywać w nowych instytucjach („stały sekretariat”), szczegółowych programach oraz deklaracjach. Chodziło bowiem o zawiązanie czegoś na kształt europejskiego odpowiednika grupy G7 albo G20, czyli forum współpracy i dyskusji przywódców państw Europy na tematy, które będzie przynosić życie i historia.
Na początek ma być energia, migracja, szeroko pojęte bezpieczeństwo, ale w Pradze – zgodnie z intencją Francuzów – jedynym twardym zobowiązaniem nowej Wspólnoty była obietnica kolejnych spotkań mniej więcej co pół roku – na początek w Mołdawii, potem w Hiszpanii, a następnie w 2024 roku w Wlk. Brytanii.
Praski szczyt z udziałem premiera Ukrainy (i telekonferencyjnym przemówieniu prezydenta Zełenskiego) był pomyślany jako sygnał jedności Europy wobec izolowanej Rosji (oraz Białorusi).
Jednak wbrew początkowo głoszonym w Unii hasłom Europejską Wspólnotę Polityczną z udziałem Turcji czy nawet Azerbejdżanu niełatwo bez zastrzeżeń uznać za „wspólnotę wartości”, choć ma być oparta – to bez wątpienia konkretna wartość – na sprzeciwie wobec rosyjskiego imperializmu, wojny i aneksji w Ukrainie.
Tyle, że na takim miksie interesów oraz – nie wszędzie i nie całkiem respektowanych – wartości opiera się również NATO oraz Rada Europy.
Turcja jest w Sojuszu Północnoatlantyckim (korzyści dla NATO stanowczo przeważają nad minusami), a Azerbejdżan w unijnym Partnerstwie Wschodnim, a oba kraje w Radzie Europy, choć jej naczelnym zadaniem jest obrona praw człowieka.
Ale i Unia Europejska, niegdyś stawiająca wyłącznie na swą „miękką siłę” i zmienianie sąsiadów swym przykładem, utraciła w ostatniej dekadzie niewinność (co więcej, uznała ją za naiwność), przykładowo zawierając z Turcją wątpliwy moralnie, krytykowany przez obrońców praw człowieka, lecz zarazem skuteczny deal o odsyłaniu m.in. syryjskich migrantów z Grecji.
A zatem
Europejska Wspólnota Polityczna swym zimnym spojrzeniem na wartości poprzez geografię nie wyróżnia się na gorsze.
Sporym zadaniem szczytu w Pradze, dorzuconym przez wydarzenia ostatnich tygodni, było zaoferowanie nowej brytyjskiej premier okazji do świeżego otwarcia w relacjach z resztą europejskiego Zachodu, nad którymi nadal wiszą spory pobrexitowe.
Wydaje się, że się udało. Liz Truss ostatecznie postanowiła to wykorzystać i przyjechała do Pragi, a potem z Macronem (jeszcze niedawno nie potrafiła w mediach rozstrzygnąć, czy francuski prezydent jest jej przeciwnikiem, czy przyjacielem) zapowiedziała szczyt brytyjsko-francuski.
Także w Pradze przywódcy Armenii i Azerbejdżanu – podczas rozmów z udziałem Macrona - zgodzili się rychłe przyjęcie unijnej misji, która miałaby pomóc w ustabilizowaniu sporów granicznych. Przewidywaną porażką była scysja między prezydentem Turcji i premierem Grecji, która skazał resztę megaszczytu na „przeczekanie, wpatrując się w zupę”.
Do niedawna na europejskim Zachodzie często widziano przyszłość „szerszej Europy” jako stopniowe – choć niepozbawione ostrych napięć – zbliżenie między Rosją oraz Europą opartą na Unii i NATO przy zachowania strefy pośredniej (czy też „buforowej”, choć ten termin był omijany) rozciągającej się od Azerbejdżanu po Ukrainę.
I to pod naczelnym hasłem, że bezpieczeństwo – a i także dobrobyt – w Europie da się budować i zachować tylko „wspólnie z” Rosją. Tegoroczna napaść na Ukrainę gwałtownie to odmieniła i nawet w – dość opornych pod tym względem – Niemczech rośnie świadomość, że
bezpieczeństwo Europy trzeba budować „przeciw” czy „w obronie” przed Rosją.
I choć Europejska Wspólnota Polityczna może nie przetrwa wielu lat z obecną nazwą i formatem, to jest krokiem podjętym – ważne, że wypromowanym przez Francję – w przeformułowywaniu porządku geostrategicznego „szerszej Europy” w opozycji do imperialnej Rosji.
Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.
Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.
Komentarze