0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

"Musimy przemyśleć, jak życiodajna jest energia, która czerpiemy z życia społecznego, jeśli ono przebiega w harmonii, czym jest dobra wspólnota, jak bardzo musimy ją chronić" - mówi kierownik zakładu psychiatrii środowiskowej Collegium Medicum UJ

Z Prof. Andrzejem Cechnickim* rozmawiamy o zdrowiu psychicznym w czasie epidemii i o trudnych lekcjach z izolacji.

Katarzyna Sroczyńska: Jak się pan czuje?

Andrzej Cechnicki: Prowadziłem życie wypełnione osobistymi, bardzo intensywnymi kontaktami z innymi, teraz to się nagle zmieniło. Uczę się, jak je utrzymywać w nowej sytuacji.

Jak izolacja wpływa na zdrowie psychiczne?

Są takie badania europejskie, w których badano duże miasta i małe miasteczka, porównywano podobne populacje i sprawdzano, ile osób spośród wylosowanych 100 tys. w ciągu roku doświadczy psychozy. Okazało się, że w małym Santiago de Compostella sześć, a w południowo-zachodnim Londynie – sześćdziesiąt. Dziesięciokrotna różnica przy takich samych dyspozycjach genetycznych do zachorowania.

Czynnikiem, który wszystko zmienia, jest kontekst społeczny: w dużych miastach ludzie są obciążeni stresem wyzwalanym przez konsumpcyjny styl życia, rywalizację i walkę o byt, tempem codzienności i to bardzo często bez oparcia w więziach rodzinnych i sieci przyjaciół i znajomych. Do tego dochodzą używki, które mają być formą odreagowania napięcia. To jest sytuacja, w której pojawienie się wielu zaburzeń psychicznych, a nawet psychozy w reakcji na stres jest bardziej prawdopodobne.

Sytuacja, w której się znaleźliśmy, nie trwa jeszcze długo, ale nie wiemy, ile potrwa. Żyjemy w niepewności. Czy stres, z którym się teraz mierzymy, niesie podobne ryzyko? Czy więcej osób doświadczy trudności psychicznych i zaburzeń?

Im dłużej potrwa epidemia i izolacja, tym większe jest to ryzyko. Wszystko zależy od czasu i od stopnia, w jakim osobiście lub w naszych rodzinach zostaniemy dotknięci epidemią. Inaczej przeżyją dramat wyborów lekarze w Lombardii, a inaczej mieszkańcy odizolowani w Bieszczadach, gdzie wirus może nawet nie dotrze.

Na szczęście konsekwencje przeżywania stresu przez naszą psychikę są uwarunkowane wieloczynnikowo i w naszym życiu zdobywamy kompetencje, uczymy się sposobów radzenia sobie i kształtujemy odporność w zmaganiu się z przeciwnościami.

Kiedy zapytałem studentów na telezajęciach, jak sobie radzą z dzisiejszą sytuacją, usłyszałem od jednej ze studentek: całkiem dobrze, bo jestem w rodzinie i mam poczucie oparcia. To były jej zasoby. Bliscy ludzie, więzi, przyjaciele. Każdy z nas ma w swojej indywidualnej historii życia takie zasoby albo – niestety – deficyty w zasobach.

Przeczytaj także:

W jaki sposób budują się te zasoby?

Wpływa na to cała historia życia i to, w jakim stopniu najbliższe nasze otoczenie już od chwili narodzin pomaga nam tę odporność na stres budować. Ktoś, kto od niemowlęctwa dostaje oparcie i miłość, zdobywa fundament, zaufanie do świata i wiarę w siebie. Ma szansę na silny autoportret. Rozwija pozytywny stosunek do siebie i świata. Znajduje siły i sposoby do radzenia sobie z sytuacjami stresowymi, łatwiej znosi frustracje. Łatwiej buduje też więzi oparte na zaufaniu i potrafi z nich czerpać w dorosłym życiu.

Ale nie wszyscy mają takie szczęście.

Nie wszyscy, ale mamy szansę nadrobić te deficyty, spotykając na swojej drodze mądrych wychowawców, wzmacniające nas, kochające osoby i dalej w ciągu życia uczyć się okazywania troski sobie samemu i tak wzmacniać wiarę w siebie. Ciągle jest szansa na pomoc dla przyszłej samopomocy. Przecież nie w każdej sytuacji prosimy bliskich o wparcie.

Natomiast sytuacja, którą przeżywamy, jest wyjątkowa, bo właśnie teraz mamy szczególne prawo sięgnąć po porcję troski. I okazywać troskę innym

Mamy wśród pacjentów akcję: zadzwoń codziennie do dwóch kolegów i porozmawiaj z nimi. Nasza firma społeczna, w której pracują osoby po kryzysach psychicznych, pensjonat i restauracja U Pana Cogito, gotuje obiady dla potrzebujących.

Współczesna psychiatria jest zbudowana na systemie wsparcia, który – jak obserwujemy – teraz tworzy się szerzej w życiu społecznym.

Żeby psychiatrzy i psychoterapeuci mogli dobrze pomagać pacjentom, muszą mieć możliwość konsultacji, radzenia się kolegów. Uczestniczą w tzw. grupach Balinta, w których się opowiada o swoich przeżyciach i uczuciach w relacjach z pacjentami, i słucha się kolegów. To nie jest psychoterapia, to jest wzajemne słuchanie się, i to daje dużo siły, dużo wzmocnienia. Powoduje, że człowiek sam dochodzi do pewnych rozwiązań. Teraz takie psychologiczne wsparcie przekazuje sobie wiele osób, też pacjenci są dla siebie dużym oparciem.

Macie więc Państwo świetny trening w czymś, w czym duża część społeczeństwa treningu nie ma.

Opowiadam o instytucjach zorientowanych psychoterapeutycznie, ukierunkowanych na rozwój i zdrowienie. One oczywiście mają zasoby: profesjonalistów z odpowiednim wykształceniem, kompetencjami, szkoleniami, takich, którzy umieją dawać innym troskę i umieją słuchać o ich problemach, pomagać im w uwalnianiu przeżyć i uczuć, które temu towarzyszą. Takie czyszczenie psychiki pełni na co dzień funkcję ochronną, a kiedy następuje kryzys psychiczny – leczącą. One są zresztą ze sobą mocno powiązane.

Trauma traumie nie równa. To ważne, czy już wcześniej, przed tą sytuacją, która nas otacza, ktoś potrzebował wsparcia. Teraz możliwość wsparcia z zewnątrz jest ograniczona, a ludzie są ze swoimi nieraz zapiekłymi, chronicznymi problemami zamknięci w małych przestrzeniach.

Rośnie przemoc domowa.

Kiedy na sytuację pandemii nakładają się inne problemy i zaczynają się kumulować, to bardzo ważna jest szybka interwencja i przeciwdziałanie. Złe relacje nie staną się z dnia na dzień dobre pod wpływem zewnętrznego zagrożenia. Ważne jest, ile mamy dobrych relacji, do kogo możemy zatelefonować, u kogo szukać pomocy. Czasami zostaje Centrum Interwencji Kryzysowej.

To jest rzeczywiście wyzwanie, jakiego nigdy wcześniej nie przeżywaliśmy. Nikt do niego nie był przygotowany, nikt go do końca nie przemyślał. Jak pomagać w czasach izolacji. Wojna jest okrutna, ale ludzie się mogli spotykać, organizować, budować opór, mieć poczucie wspólnoty w przeżywaniu sytuacji, a teraz tę sytuację przeżywamy osobno.

Uderzono w ludzkie więzi, w relacje, w życie towarzyskie, wspólnotowe, w związku z tym wiele spraw zaczynamy przewartościowywać, patrzymy, co jest naprawdę ważne, a co przemijające, co nas chroni, jakie znaczenia ma rodzina, jakie znaczenie mają dokonane wybory.

Trudno dłużej wierzyć w to, że jednostka w każdej sytuacji sobie poradzi i sama sobie wystarczy.

Obserwuję dużo ofiarności i poświęcenia, także w moim środowisku. Niektórzy pacjenci potrzebują wizyt domowych, których nie można przerwać, ale także pomocy egzystencjalnej, żeby mieli co jeść. Wszyscy się bardzo angażują. To praca na pierwszej linii frontu, bohaterska. Widać wiele ludzkiej solidarności. Nasza pacjentka opowiedziała mi, że przeżywała paniczne lęki przed wyjściem z domu i opowiadała o tym w telefonicznej rozmowie swojemu lekarzowi. On zaproponował, że zrobi jej zakupy. Wtedy pomyślała, że przecież on ma wielu pacjentów, którym pomaga i własna liczną rodzinę, i zmobilizowała się sama.

Ale w większej perspektywie i wybiegając w przyszłość, musimy przemyśleć, jak życiodajna jest energia, która czerpiemy z życia społecznego, jeśli ono przebiega w harmonii, czym jest dobra wspólnota, jak bardzo musimy ją chronić.

Bo wcześniej stawialiśmy na siebie, na nasze potrzeby i cele. Mieliśmy sami sobie dać radę i opanować świat, który miał nam być posłuszny. Mieliśmy poczucie omnipotencji, a tu nagle okazuje się, jak kruchą istotą jest człowiek. I że do pełnego człowieczego bytowania potrzebuje innych.

Czy wobec tego nie będziemy musieli sobie poradzić z utratą pewnych przekonań, na których budowaliśmy wizję świata?

Trudno mi ocenić, czy człowiek uczy się z historii i własnych doświadczeń. Byłbym ostrożny i raczej sceptyczny. Nie wiem, czy gdy zagrożenie przeminie, nie zachłyśniemy się znowu życiem i nie zaczniemy zapominać, wypierać tę traumatyczną historię, a niekoniecznie będziemy ją przepracowywać w sposób głębszy. Chcemy wierzyć, że pandemia to też szansa na poszukiwanie sensu i możliwość dokonania przewartościowania.

Psychiatrzy w swojej pracy uczą się pokory. Ogromnie wiele problemów ludzkich to problemy zapiekłe, chroniczne, nie ustępują nagle, z dnia na dzień. Trzeba przemyśliwania, rozeznania, uczenia się. Wymaga to wytrwałości i cierpliwości, ale też zgody na to, że ludzie potrzebują czasami dużo czasu, aby te problemy rozwiązać. Potrzeba również nadziei.

Być może w przeżywaniu traumy, której doświadczamy, będą pomocni terapeuci, ale bardzo pomocni będą też ludzie sobie nawzajem.

Wracamy do tego, że więź i bliskość leczą. Powtarza Pan, byśmy się nawzajem, zwłaszcza po przeżyciach kryzysu psychicznego, nie opuszczali.

Rzeczywistość jest taka, że nie ma nawet warunków, byśmy się opuszczali. W sytuacji poważnego kryzysu psychicznego NFZ płaci za trzy miesiące pobytu w szpitalu. W Polsce milion osób przeżyło psychozę i w szpitalu jest tylko przez krótki czas. To gdzie one są? Są wśród nas.

I to dobra wiadomość. Spotykamy ich na ulicy, w kościele, w pracy, na zajęciach. Najczęściej w miarę nieźle sobie radzą. Przecież nie widzimy na co dzień, że tak olbrzymia grupa społeczna przeżywa poważny kryzys czy zaburzenia.

Punkt ciężkości we współczesnej psychiatrii przesuwa się na pomoc w środowisku życia i pomoc dla rodziny. Wszystkie przekształcenia idą w kierunku budowania jak najszerszej sieci wsparcia.

Oddziałów psychiatrycznych powinno być oczywiście tyle, ile trzeba, z dobrymi warunkami do opieki somatycznej, ale skupiamy się na pomocy w powrocie do więzi, do relacji, do pracy, do aktywności obywatelskiej.

Czy wobec tego jako społeczeństwo nie potrzebujemy edukacji, żeby umieć przyjmować osoby przeżywające kryzys psychiczny? Polacy zdecydowanie częściej niż pozostali Europejczycy deklarują na przykład, że baliby się poinformować pracodawcę, że chorują psychiczne.

Edukacji nigdy dosyć. Ale chodzi o to, by edukować, nie oskarżając społeczeństwa, że jest niedobre, odrzucające, nie rozumie, boi się. Nikt nie lubi być oskarżany, uciekamy przed taką edukacją. Wiemy, że najlepiej kształcić przez bliski bezpośredni kontakt w niedużych grupach.

Dobrze, by osoby, które przeżyły i pokonały kryzysy psychiczne, opowiadały o sobie, dzieliły się swoim doświadczeniem. To one powinny się stawać edukatorami, bo są wiarygodne.

Nasi pacjenci mają wykłady dla studentów, dla dziennikarzy, dla księży. Stają się dla nich bliscy i zrozumiali. Słuchacze zaczynają sobie zadawać pytanie, czy stoi przed nimi ktoś zdrowy, czy chory? Wygląda, że zdrowy. Bierze leki czy nie? Chyba nie. Ale on jednak bierze, ciągle doświadcza choroby, tyle że jest to proces zorientowany na zdrowienie.

To jest tzw. edukacja z pierwszej ręki.

Jest Pan specjalistą terapii środowiskowej. Współtworzył Pan pensjonat U Pana Cogito i tam uczy Pan przyszłych lekarzy.

Cogito budował ze mną duży zespół moich kolegów. Od 15 lat 27 osób chorujących na schizofrenię wraz z zespołem terapeutów prowadzi trójgwiazdkowy pensjonat, uznany przez hotelarzy za najlepszy trzygwiazdkowy pensjonat w Polsce. Mieszkało tam już 50 tys. gości, w połowie z kraju, a w połowie z zagranicy, urządzane są przyjęcia, urodziny, imieniny, chrzciny i wesela dla krakowian. A studenci medycyny uczą się, jak pełny udział w życiu społecznym umacnia proces zdrowienia, nadaje sens życiu po kryzysie, jaka jest rola ludzkich więzi.

Jak widzę, jak to działa, to patrzę w przyszłość z nadzieją: wspólne życie nastawione na solidarność, a nie na rywalizację i walkę; życie, które daje ludziom przyjaźnie, poczucie własnej wartości, sensowny dzień, pracę.

Nie znamy przyszłości i to budzi lęk. Ale może to jest jednocześnie okazja, by nową przyszłość sobie wymarzyć.

Od 45 lat słucham ludzi. Wiele tysięcy godzin przesiedziałem, rozmawiając w małych grupach, społecznościach terapeutycznych, i myślę, że ta pandemia spotkała różnych ludzi, mniej i bardziej ukształtowanych. I odciśnie różne piętno. Raz bardziej pozytywnie, innych obarczy ciężarem. To będzie wspólny wysiłek, by tę traumę przepracować. Czy będzie więcej niż dotychczas chęci, żeby to uczynić? Czy bardziej w cenie będzie wiedza psychologiczna o sobie i innych? Czy bardziej będzie się liczyć współzależność, ludzkie więzi? Trzeba mieć taką nadzieję.

Czy ta sytuacja uczyni ludzi lepszymi? Człowiek się niechętnie uczy na własnych błędach.

Terapeuci często powtarzają, że ważne jest to, w jaki sposób opowiadamy sobie to, co nam się przydarza. Jak sobie opowiadać o pandemii koronawirusa?

Ważne, żeby móc oglądać tę sytuację z różnych stron. Pozwolić wybrzmieć różnym głosom. Nie tłumić żadnych głosów. Stworzyć przestrzeń na ich cierpliwe wysłuchanie.

*Prof. Andrzej Cechnicki, psychiatra i psychoterapeuta, kierownik Zakładu Psychiatrii Środowiskowej Katedry Psychiatrii CMUJ w Krakowie. Krajowy koordynator Programu Przeciwko Piętnie i Wykluczeniu Osób Chorujących Psychicznie we współpracy z WHO. Pomysłodawca i realizator krakowskiego systemu leczenia i rehabilitacji osób chorujących na schizofrenię oraz programu integracji zawodowej: pensjonatu U Pana Cogito, Cateringu Cogito i Zielonego Domu, w których zostały zatrudnione osoby po kryzysach psychicznych.

Katarzyna Sroczyńska, dziennikarka i redaktorka. O zdrowiu, emocjach i psychologii pisała m.in. do „Przekroju” i „Focusa”.

Prośba od Pana Cogito: podaruj obiad najbardziej potrzebującym.

Wobec trwającej epidemii wiele osób znalazło się w trudnej sytuacji. W trosce o osoby niepełnosprawne i starsze Restauracja U Pana Cogito prowadzona przez Stowarzyszenie Rodzin Zdrowie Psychiczne podjęła akcję zapewnienia bezpłatnych obiadów dostarczonych pod drzwi mieszkania dla osób starszych, niepełnosprawnych, chorujących psychicznie. Możemy objąć wsparciem kilkadziesiąt osób z terenu krakowskich Dębnik i Osiedla Podwawelskiego. Robimy to przy współpracy z MOPS i innymi służbami.

Można pomóc w tej akcji na zrzutka.pl
;

Komentarze