Mateusz S. narodowiec ze słynnych obchodów urodzin Adolfa Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim odpowie jednak za handel w sieci homofobicznymi naklejkami. We wtorek Sąd Najwyższy uznał, że umorzenie jego sprawy było bezzasadne, bo internet jest miejscem publicznym
Wtorkowe orzeczenie Sądu Najwyższego oznacza, że sprawa Mateusza S., lidera stowarzyszenia Duma i Nowoczesność, ma być ponownie rozpoznana przez Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śląskim. Sprawę w Sądzie Najwyższym wywołał Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który złożył kasację na niekorzyść narodowca.
Mateusz S., pseudonim Sitas, znany jest całej Polsce z reportażu „Superwizjera” TVN, który pokazał jak był on jednym z uczestników obchodów urodzin Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim. Na tych urodzinach chwalono zbrodniarza.
Adam Bodnar interweniował jednak w jego innej sprawie, którą jeszcze przed reportażem TVN „Sitas” miał na policji.
Jak pisaliśmy w OKO.press, narodowcem zainteresowała się Wirginia Prejs, koordynatorka Zespołu ds. Ochrony Praw Człowieka w Departamencie Kontroli Skarg i Wniosków MSWiA. Na początku maja 2016 roku wysłała ona do komendanta wojewódzkiego policji w Katowicach pismo, w którym prosiła o podjęcie działań w związku ze sprzedażą naklejek na stronie internetowej Dumy i Nowoczesność. Pisała, że mają one rasistowski i islamofobiczny charakter, a część zawiera treści homofobiczne.
Prejs pisała m.in. o naklejkach „Prosiaczek przeciwko islamowi” z przekreślonym meczetem i kijem bejsbolowym oraz naklejce z krzyżem celtyckim (tzw. „white power”, czyli symbol wyższości białej rasy nad innymi). Argumentowała, że mogą one propagować ustrój totalitarny i wzywać do nienawiści.
Prosiła, by policja ustaliła czy działania DiN wyczerpują znamiona przestępstwa polegającego na rozpowszechnianiu treści nawołujących do totalitaryzmu i nienawiści na tle rasowym (art. 256 paragraf 2 kk) i wykroczenia polegającego na umieszczaniu w miejscu publicznym nieprzyzwoitych rysunków (art. 141 kw).
Jej pismo trafiło do policji powiatowej z Wodzisławia Śląskiego. Ta zadziałała szybko. Na początku czerwca 2016 zajęła ponad 3 tysiące naklejek. Po pół roku policja sprawę naklejek podzieliła na dwa oddzielne wątki. Naklejki, które podpadały pod przepisy o nawoływaniu do nienawiści na tle rasowym i wyznaniowym oraz pod propagowaniu totalitaryzmów, wydzieliła do sprawy karnej.
Zaś homofobiczne – do sprawy o wykroczenie.
Ekspertyza treści naklejek wykazała, że część z nich nawołuje do nienawiści na tle narodowościowym, ale też propaguje totalitaryzm. A część ma znamiona nieprzyzwoitego rysunku np. „Zakaz pedałowania.”
W grudniu 2016 roku Mateuszowi S. przedstawiono zarzut popełnienia wykroczenia (z art. 141 kw). Czyli umieszczania w miejscy publicznym nieprzyzwoitego rysunku. Chodzi o naklejki homofobiczne z symbolami „Zakaz pedałowania. Homoseksualiści wszystkich krajów leczcie się”, „Stop pedofilom, chrońmy nasze dzieci”, „Dupa jest od srania, zakaz pedałowania”.
Sąd go ukarał 300 zł grzywny, ale Mateusz S. wniósł sprzeciw i sprawa miała trafić na normalny proces. Nie trafiła, bo nowy sędzia wyznaczony do tej sprawy z Sądu Rejonowego w Wodzisławiu Śląskim umorzył ją.
Uznał, że nie popełniono wykroczenia, bo internet nie jest miejscem publicznym. Sędzia przyjął, że wszystkie treści dostępne w internecie stanowią jedynie zapis danych na komputerach, a twardy dysk komputera trudno uznać za miejsce publiczne.
I na to orzeczenie wniósł kasację Rzecznik Praw Obywatelskich. Przekonywał, że internet miejscem publicznym jednak jest.
We wtorek na rozprawie w Sądzie Najwyższym nikogo z biura Rzecznika nie było. Ale jego kasację popierał przedstawiciel Prokuratury Krajowej Andrzej Pogorzelski.
Sąd Najwyższy postanowił uchylić orzeczenie o umorzeniu i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Sędzia referent tej sprawy Andrzej Ryński w ustnym uzasadnieniu orzeczenia tłumaczył dlaczego SN uznał, że internet jest miejscem publicznym.
"Argumentacja sądu rejonowego nie jest zasadna. Sąd ten w jednym zdaniu pisze, że opowiada się za szeroką interpretacją, że internet miejscem publicznym nie jest. Ale to nie jest szeroki pogląd, to tylko jeden głos doktryny. I jest to stanowisko anachroniczne" – podkreślał sędzia Ryński. Mówił, że kodeks wykroczeń uchwalono, gdy internet nie był powszechny.
A dziś „internet stanowi przestrzeń, w której umieszcza się treści, więc należy wnioskować, że odpowiada on pojęciu miejsca publicznego z kodeksu wykroczeń”.
Sędzia Ryński podkreślał, że strona Dumy i Nowoczesność, na której sprzedawano naklejki była dostępna dla wszystkich. A jest to warunek uznania danego miejsca za publiczne. Inaczej by było gdyby dostęp do tej strony był na hasło. "Byłaby wtedy wątpliwość czy jest to miejsce publiczne" – uzasadniał Sąd Najwyższy.
Sprawa „Sitasa” wraca teraz do ponownego rozpoznania.
Drugi wątek tej sprawy związany z naklejkami, które biegli uznali za mogące nawoływać do nienawiści na tle rasowym zakończył się dla Mateusza S. korzystnie. Prokuratura go oskarżyła, a sąd wymierzył mu karę 2 tys. zł grzywny. S. się odwołał i poskarżył Robertowi Winnickiemu, liderowi Ruchu Narodowego. A ten skierował interpelację do ministra sprawiedliwości, w której podważył opinię biegłego i narzekał, że prześladuje się środowiska narodowe.
Efekt? Prokuratura wycofała akt oskarżenia z sądu i sprawę umorzyła.
Dopiero gdy „Superwizjer” TVN opublikował swój głośny materiał o obchodach urodzin Hitlera, prokuratura w trybie pilnym na nowo zajęła się narodowcami ze Śląska. Uczestnikom leśnej imprezy, w tym Mateuszowi S., postawiono zarzut publicznego propagowania nazistowskiego ustroju państwa.
Śledztwo trwa. Kilka dni temu Prokuratura Okręgowa w Gliwicach wniosła do sądu o rozwiązanie stowarzyszenia Duma i Nowoczesność. Wcześniej taki wniosek złożył starosta wodzisławski.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze