0:000:00

0:00

Wtorkowe orzeczenie Sądu Najwyższego oznacza, że sprawa Mateusza S., lidera stowarzyszenia Duma i Nowoczesność, ma być ponownie rozpoznana przez Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śląskim. Sprawę w Sądzie Najwyższym wywołał Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który złożył kasację na niekorzyść narodowca.

Mateusz S., pseudonim Sitas, znany jest całej Polsce z reportażu „Superwizjera” TVN, który pokazał jak był on jednym z uczestników obchodów urodzin Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim. Na tych urodzinach chwalono zbrodniarza.

Przeczytaj także:

Adam Bodnar interweniował jednak w jego innej sprawie, którą jeszcze przed reportażem TVN „Sitas” miał na policji.

Jak pisaliśmy w OKO.press, narodowcem zainteresowała się Wirginia Prejs, koordynatorka Zespołu ds. Ochrony Praw Człowieka w Departamencie Kontroli Skarg i Wniosków MSWiA. Na początku maja 2016 roku wysłała ona do komendanta wojewódzkiego policji w Katowicach pismo, w którym prosiła o podjęcie działań w związku ze sprzedażą naklejek na stronie internetowej Dumy i Nowoczesność. Pisała, że mają one rasistowski i islamofobiczny charakter, a część zawiera treści homofobiczne.

Prejs pisała m.in. o naklejkach „Prosiaczek przeciwko islamowi” z przekreślonym meczetem i kijem bejsbolowym oraz naklejce z krzyżem celtyckim (tzw. „white power”, czyli symbol wyższości białej rasy nad innymi). Argumentowała, że mogą one propagować ustrój totalitarny i wzywać do nienawiści.

Prosiła, by policja ustaliła czy działania DiN wyczerpują znamiona przestępstwa polegającego na rozpowszechnianiu treści nawołujących do totalitaryzmu i nienawiści na tle rasowym (art. 256 paragraf 2 kk) i wykroczenia polegającego na umieszczaniu w miejscu publicznym nieprzyzwoitych rysunków (art. 141 kw).

Jej pismo trafiło do policji powiatowej z Wodzisławia Śląskiego. Ta zadziałała szybko. Na początku czerwca 2016 zajęła ponad 3 tysiące naklejek. Po pół roku policja sprawę naklejek podzieliła na dwa oddzielne wątki. Naklejki, które podpadały pod przepisy o nawoływaniu do nienawiści na tle rasowym i wyznaniowym oraz pod propagowaniu totalitaryzmów, wydzieliła do sprawy karnej.

Zaś homofobiczne – do sprawy o wykroczenie.

Sąd rejonowy umarza, bo internet to nie miejsce publiczne

Ekspertyza treści naklejek wykazała, że część z nich nawołuje do nienawiści na tle narodowościowym, ale też propaguje totalitaryzm. A część ma znamiona nieprzyzwoitego rysunku np. „Zakaz pedałowania.”

W grudniu 2016 roku Mateuszowi S. przedstawiono zarzut popełnienia wykroczenia (z art. 141 kw). Czyli umieszczania w miejscy publicznym nieprzyzwoitego rysunku. Chodzi o naklejki homofobiczne z symbolami „Zakaz pedałowania. Homoseksualiści wszystkich krajów leczcie się”, „Stop pedofilom, chrońmy nasze dzieci”, „Dupa jest od srania, zakaz pedałowania”.

Sąd go ukarał 300 zł grzywny, ale Mateusz S. wniósł sprzeciw i sprawa miała trafić na normalny proces. Nie trafiła, bo nowy sędzia wyznaczony do tej sprawy z Sądu Rejonowego w Wodzisławiu Śląskim umorzył ją.

Uznał, że nie popełniono wykroczenia, bo internet nie jest miejscem publicznym. Sędzia przyjął, że wszystkie treści dostępne w internecie stanowią jedynie zapis danych na komputerach, a twardy dysk komputera trudno uznać za miejsce publiczne.

I na to orzeczenie wniósł kasację Rzecznik Praw Obywatelskich. Przekonywał, że internet miejscem publicznym jednak jest.

We wtorek na rozprawie w Sądzie Najwyższym nikogo z biura Rzecznika nie było. Ale jego kasację popierał przedstawiciel Prokuratury Krajowej Andrzej Pogorzelski.

Sąd Najwyższy: internet jest jednak miejscem publicznym

Sąd Najwyższy postanowił uchylić orzeczenie o umorzeniu i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Sędzia referent tej sprawy Andrzej Ryński w ustnym uzasadnieniu orzeczenia tłumaczył dlaczego SN uznał, że internet jest miejscem publicznym.

"Argumentacja sądu rejonowego nie jest zasadna. Sąd ten w jednym zdaniu pisze, że opowiada się za szeroką interpretacją, że internet miejscem publicznym nie jest. Ale to nie jest szeroki pogląd, to tylko jeden głos doktryny. I jest to stanowisko anachroniczne" – podkreślał sędzia Ryński. Mówił, że kodeks wykroczeń uchwalono, gdy internet nie był powszechny.

A dziś „internet stanowi przestrzeń, w której umieszcza się treści, więc należy wnioskować, że odpowiada on pojęciu miejsca publicznego z kodeksu wykroczeń”.

Sędzia Ryński podkreślał, że strona Dumy i Nowoczesność, na której sprzedawano naklejki była dostępna dla wszystkich. A jest to warunek uznania danego miejsca za publiczne. Inaczej by było gdyby dostęp do tej strony był na hasło. "Byłaby wtedy wątpliwość czy jest to miejsce publiczne" – uzasadniał Sąd Najwyższy.

Sprawa „Sitasa” wraca teraz do ponownego rozpoznania.

Naklejki rasistowskie umorzone na polecenie Ziobry

Drugi wątek tej sprawy związany z naklejkami, które biegli uznali za mogące nawoływać do nienawiści na tle rasowym zakończył się dla Mateusza S. korzystnie. Prokuratura go oskarżyła, a sąd wymierzył mu karę 2 tys. zł grzywny. S. się odwołał i poskarżył Robertowi Winnickiemu, liderowi Ruchu Narodowego. A ten skierował interpelację do ministra sprawiedliwości, w której podważył opinię biegłego i narzekał, że prześladuje się środowiska narodowe.

Efekt? Prokuratura wycofała akt oskarżenia z sądu i sprawę umorzyła.

Dopiero gdy „Superwizjer” TVN opublikował swój głośny materiał o obchodach urodzin Hitlera, prokuratura w trybie pilnym na nowo zajęła się narodowcami ze Śląska. Uczestnikom leśnej imprezy, w tym Mateuszowi S., postawiono zarzut publicznego propagowania nazistowskiego ustroju państwa.

Śledztwo trwa. Kilka dni temu Prokuratura Okręgowa w Gliwicach wniosła do sądu o rozwiązanie stowarzyszenia Duma i Nowoczesność. Wcześniej taki wniosek złożył starosta wodzisławski.

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze