0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys, OKO.pressil. Mateusz Mirys, O...

O tym, że firma Berm, której szefuje Janusz Jabłoński, była zaangażowana w kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości napisaliśmy w OKO.press 13 sierpnia 2024 rano. Jak ujawnił europoseł KO Michał Szczerba, spółka zajmująca się organizowaniem wydarzeń zrealizowała dla kandydatów PiS okołowyborcze zlecenia na kwotę 1,2 mln złotych.

Przeczytaj także:

Wśród kilkunastu zleceń znalazły się te na wyborcze gadżety – kubki, długopisy, koszulki itp. – dla ówczesnego wicepremiera i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, wiceministra Andrzeja Śliwki i kilku innych kandydatów PiS blisko związanych z Sasinem. Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że spółka Berm gadżety te – na łączną kwotę ponad 101 tys. zł – zamówiła. Wiemy też, że zostały faktycznie wykonane.

Informatorzy Michała Szczerby przekonują, że sfinansowano je z pieniędzy fundacji spółki skarbu państwa KGHM, podlegającej Ministerstwu Aktywów Państwowych.

Tak się składa, że w 2023 roku spółka Berm otrzymała z Fundacji KGHM również dotację w wysokości 238 tys. zł. na dofinansowanie projektu pt. „Obowiązek – chronić! – Cykl warsztatów poświęconych tematyce pedofilii”.

„Nie zrealizowaliśmy tego. Poszło pismo, że będziemy zwracali i ta darowizna byłaby już zwrócona, gdybyśmy nie mieli bardzo trudnej sytuacji finansowej. Ale docelowo będzie zwrócona. To my tak zadecydowaliśmy, bo nie zrealizowaliśmy tego projektu” – przekonuje w rozmowie z nami Janusz Jabłoński.

Darowizna, której nie było

„Spółka Berm faktycznie dostała darowiznę na jakąś akcję informacyjną przeciwko pedofilii. Ale się nie wywiązała, a my nie chcieliśmy zgodzić się na częściową realizację. Jeszcze jak byłem w tej fundacji, żądałem zwrotu tych środków. Spółka Berm oświadczyła, że nie przystępuje do tego zadania, bo mieli gdzieś jeszcze pozyskać pieniądze, ale ich nie pozyskali. Takie pismo jest w Fundacji KGHM” – tłumaczy się osoba do niedawna należąca do kadry menadżerskiej KGHM.

„Ja byłem przekonany, że tam nawet żadna zaliczka nie została wypłacona. Ale jednak była. Nie zostało to rozliczone za moich czasów” – twierdzi nasz rozmówca. To właśnie ten mężczyzna – wcześniej zatrudniony w Ministerstwie Aktywów Państwowych – miał dogadywać z firmą Berm wzory wyborczych koszulek Jacka Sasina.

W rozmowie z nami zarówno on, jak i Janusz Jabłoński zaprzeczają, by pieniądze z Fundacji KGHM zamiast na warsztaty antypedofilskie poszły na gadżety kandydatów PiS. Zapytaliśmy Fundację, co dokładnie zamierzała zrealizować firma Berm za 238 tys. zł i czy faktycznie wycofała się z projektu. Czekamy na odpowiedzi.

W rozmowie z nami 12 sierpnia Jacek Sasin przekonywał, że firma Janusza Jabłońskiego w ogóle nie brała udziału w produkcji jego gadżetów.

„Ja tej spółce [Berm – red.] nic nie zlecałem. Mam gadżety zamówione w innym podmiocie. Na to są faktury, one zostały złożone w naszym komitecie wyborczym i w PKW. Mogę tylko polegać na informacjach od moich współpracowników, którzy pomagali mi w kampanii. Że rzeczywiście oni w tej firmie składali zapytania dotyczące wykonania, ale nic nie zlecali” – przekazał nam Sasin.

W podobny sposób tłumaczył się były dyrektor z KGHM: że „mógł” rozmawiać z Berm o ofercie (w ujawnionych dokumentach są zrzuty ekranu z takich rozmów), ale niczego nie zlecał w imieniu Fundacji ani spółki.

Faktem jest jednak, że zamówione przez Berm wyborcze gadżety powstały, a wg informatorów Michała Szczerby były transportowane bezpośrednio do siedziby Ministerstwa Aktywów Państwowych.

Nielegalne finansowanie kampanii?

Sprawa wyborczych gadżetów jest ważna, bo zahacza o gorący temat sprawozdania finansowego z kampanii wyborczej PiS.

Państwowa Komisja Wyborcza 29 sierpnia zadecyduje, czy odrzuci to sprawozdanie. Powodem mogą być wydatki na kampanię poniesione poza funduszem wyborczym PiS – sponsorowanie jej z publicznych pieniędzy, czy ze wsparciem spółek skarbu państwa. Dowody na taki proceder od kilku tygodni przesyłają PKW politycy obecnego obozu władzy. O finansowaniu kampanii z państwowej kasy w 2023 roku regularnie pisały niezależne media.

Jeśli produkcja wyborczych gadżetów polityków PiS zlecono firmie Berm poprzez inny podmiot niż komitet wyborczy partii Kaczyńskiego (np. przez Fundację KGHM), byłby to kolejny dowód w tej sprawie.

Wśród dokumentów, które ujawnił Michał Szczerba, potencjalnych dowodów jest więcej. Firma Berm na polecenie Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej SA (spółka skarbu państwa podległa Ministerstwu Aktywów Państwowych) zorganizowała np. typowo kampanijne wydarzenie przed samymi wyborami dla kandydatki PiS i ówczesnej wiceministry Jadwigi Emilewicz.

Michał Szczerba całą dokumentację przekazał już PKW, w kolejnym kroku planował także zawiadomić prokuraturę. Europoseł KO nie ma wątpliwości, że Komisja powinna uwzględnić tę sprawę.

"Jeżeli w sprawozdaniu, które partia PiS dostarczyła PKW, te wydatki nie były ujęte, to oznacza nielegalne finansowanie kampanii” – powiedział nam Szczerba.

Jeśli PKW dopatrzy się w sprawozdaniu PiS nieprawidłowości na kwotę 387 tys. zł, powinna je odrzucić. Dla partii Kaczyńskiego oznaczałoby to dotkliwą utratę wyborczej subwencji i dotacji.

Firma z problemami

Sama firma Berm jest dziś dla poprzedniej władzy wizerunkowym obciążeniem. Jak pisaliśmy w OKO.press, szef Berm Janusz Jabłoński 23 maja 2024 roku został prawomocnie skazany za ustawianie publicznych przetargów. Dostał 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 miesięcy. Jest też oskarżonym w trzech innych sprawach dotyczących zmów przetargowych.

Jabłoński to bohater afery korupcyjnej sprzed ponad dekady, tzw. infoafery, nazywany był nawet jej mózgiem. Prokuratorskie śledztwo w głównym wątku tej sprawy ciągnie się do dziś, Jabłoński jest w nim podejrzanym – o korupcję i pranie pieniędzy.

Mimo takiej przeszłości w latach 2015-2023 Jabłoński regularnie współpracował z rządem PiS. W OKO.press doliczyliśmy się publicznych zleceń dla Berm na kwotę niemal 60 mln zł, a to z pewnością nie wszystko. Bo biznesmen współpracował też regularnie z największymi spółkami skarbu państwa – w tym z Orlenem i KGHM – które nie chciały nam zdradzić, ile mu płaciły.

Mimo tych sukcesów Janusz Jabłoński skarży się na duże problemy finansowe, twierdzi, że PiS go oszukał. Oszukani przez Jabłońskiego czują się natomiast byli pracownicy i podwykonawcy Berm, którym biznesmen zalega z należnymi wypłatami: na dziesiątki, a w niektórych przypadkach na setki tysięcy złotych. Niedawno firma Berm musiała opuścić siedzibę przy ul. Postępu, bo nie płaciła czynszu. Jabłoński próbuje nawiązać już współpracę z nową władzą: w maju zrealizował kontrakt dla Agencji Rozwoju Przemysłu na 500 tys. zł.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze