Po 4 latach od głośnej dymisji szefa policji Zbigniewa Maja prokuratura po cichu umorzyła śledztwo w sprawie afery, w którą miał być zamieszany. W 2016 r. Mariusz Kamiński zapewniał, że zarzuty wobec niego będą poważne i sugerował korupcję
Jak ustaliło OKO.press, prokuratura zamknęła sprawę, która zmusiła do odejścia Zbigniewa Maja, pierwszego mianowanego przez PiS Komendanta Głównego Policji.
30 grudnia 2019 roku Łódzki Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej umorzył śledztwo w sprawie rzekomej korupcji w samorządzie w Kaliszu, w której „miało się przewijać” nazwisko Maja.
Decyzję o zakończeniu śledztwa kontrolowano jeszcze przez kolejne miesiące 2020 roku w samej Prokuraturze Krajowej.
Po dymisji Maja, w lutym 2016 roku, Mariusz Kamiński - wówczas koordynator służb, a dziś prócz tego także szef MSWiA - mówił, że zarzuty w stosunku do byłego komendanta są poważne i sugerował korupcję. A Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy inspirowali materiały w mediach na temat Maja, w anonimowych wypowiedziach sugerowali, że Maj może być uwikłany w łapówki.
Śledztwo w „aferze kaliskiej” zaczęło się od informacji operacyjnych CBA, dotyczących rzekomej korupcji w kaliskich instytucjach samorządowych. Na celowniku służb znalazł się m.in. wiceprezydent Kalisza Daniel Sztandera, któremu założono podsłuch.
Według pierwotnych przekonań śledczych, Maj miał zawrzeć układ ze Sztanderą. Miał rzekomo pomóc załatwić wiceprezydentowi korzystny wyrok w sprawie karnej, która toczyła się przez 11 lat przed sądem w Łodzi. „Pilotuję sprawę” - miał powiedzieć Sztanderze przez podsłuchiwany telefon.
Jak okazało się później, chodziło tylko o przekazanie kontaktu do adwokata z Łodzi, a nie załatwienie sprawy w sądzie. „Nikogo tam [w sądzie] nie znałem” - zeznawał Maj przed prokuraturą.
Śledczy uważali, że w zamian za załatwienie sprawy sądowej, Maj chciał przysługi osobistej.
W 2016 roku, dzień po jego dymisji, w kilku mediach równocześnie pojawiły się pochodzące z przecieków ze śledztwa informacje, że w podsłuchanej rozmowie Maj prosił Sztanderę, by pomógł jego żonie przenieść się do pracy w kaliskim TBS. Pracowała ona wówczas jako dyrektor finansowy w samorządowej spółce w Ostrowie i musiała codziennie dojeżdżać do pracy 60 km, a mieli małe dzieci.
Skoro Maj nie mógł nic załatwić w łódzkim sądzie, śledczy nie mogli również udowodnić, że łapówką za to była praca dla żony w kaliskim TBS.
Śledczy badali także sprawę sprzed kilkunastu lat. Maja obciążył jego były, skonfliktowany z nim, informator. Twierdził, że komendant przyjął od niego 5 butelek wódki i nie rozliczył się za zakup okien za ok. 10 tys. zł.
Z kierownictwa CBA płynęły informacje, że Maj zgromadził wielki majątek, którego źródeł nie wskazuje (w rzeczywistości Maj tłumaczył, że warte 3 mln zł gospodarstwo dostał w spadku), więc wyglądało to na możliwość przyjmowania łapówek.
Jak ustaliło OKO.press, poszlaki dotyczące rzekomej korupcji Maja mieli zgromadzić dwaj funkcjonariusze CBA, którzy prowadzili działania operacyjne. Jeden z funkcjonariuszy to były szwagier komendanta Maja, który był oskarżony przez siostrę Maja o przejęcie jej majątku. Drugi to bliski współpracownik ludzi Mariusza Kamińskiego w CBA, który dziś pracuje w spółkach skarbu państwa.
Ostatecznie żadnych korupcyjnych zarzutów wobec komendanta Maja nie udało się potwierdzić.
„Śledztwo Łódzkiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej zostało umorzone” - poinformowała nas rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik.
Kilka miesięcy temu ustaliliśmy, że zasadność umorzenia tej sprawy („prawidłowość podstaw prawnych podjętych decyzji procesowych”) bada Departament do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej.
20 kwietnia 2020 otrzymaliśmy informację, że sprawa jest dalej kontrolowana. Pytana o przyczyny kontroli, prokuratura wyjaśniła, że „decyzja o umorzeniu śledztwa (…) została sporządzona przez prokuratora referenta. Prokurator podjął taką decyzję uznając, iż zostały wyczerpane możliwości dowodowe.
Z uwagi na charakter zagadnień prawnych będących przedmiotem postanowień kończącej postępowanie podjęto decyzję o kontroli podstaw prawnych umorzenia postępowania przygotowawczego
w trybie Regulaminu wewnętrznego urzędowania powszechnych jednostek organizacyjnych prokuratury.”
Dopiero w ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy potwierdzenie, że kontrola została ostatecznie skończona.
Inspektor Zbigniew Maj był szefem KGP zaledwie 2 miesiące, od grudnia 2015 do lutego 2016 roku. Wcześniej był uznawany za skutecznego oficera Centralnego Biura Śledczego Policji, z sukcesami w walce z przestępczością zorganizowaną, ale jego awans na szefa policji był niespodzianką.
Jeszcze większym zaskoczeniem było jego odejście. 11 lutego 2016 zorganizował konferencję prasową, podczas której poinformował, że podaje się do dymisji, bo szykuje się prowokacja przeciw niemu. Twierdził, że stoją za nią byli funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych policji.
Po dymisji Maja, na specjalnie zwołanej konferencji, rzecznik prokuratury w Łodzi tłumaczył, że wszczęte w 2015 roku śledztwo, w którym pojawia się nazwisko Maja „dotyczy przestępstwa korupcyjnego i nadużycia uprawnień”.
„W postępowaniu dysponujemy materiałami Centralnego Biura Antykorupcyjnego i to one były podstawą do wszczęcia śledztwa” - wyjaśniał.
A Mariusz Kamiński - ówczesny koordynator służb specjalnych, któremu podlegało i nadal podlega CBA, przekonywał w Sejmie:
„Zarzuty, które może usłyszeć w prokuraturze zdymisjonowany niedawno szef policji inspektor Zbigniew Maj będą poważne”. Zapewniał też, że służby dysponują mocnymi materiałami.
Miesiąc po odwołaniu komendanta, RMF ujawnił, że jego telefon był niemal od początku na podsłuchu w związku ze śledztwem ws. „afery kaliskiej”, w którym miał się przewijać.
Kamiński, pytany później przez dziennikarzy, dlaczego PiS powołał Maja na komendanta, skoro jego nazwisko pojawiało się w śledztwie mówił: „Ja osobiście dowiedziałem się [o tej sprawie] w dniu nominacji [Maja], ale po nominacji, i to od funkcjonariuszy CBA. Dopiero musieliśmy podjąć dalsze działania - zmierzające do tego, czy ta sprawa była umorzona w Łodzi czy nadal trwa. Dostaliśmy informacje, że nadal trwa”.
Były Komendant Maj nie miał wielu obrońców. Podpadł w swoim środowisku pamiętną konferencją, podczas której pokazywał luksusowy gabinet przebudowany za miliony na polecenie jego poprzednika, komendanta Marka Działoszyńskiego. Ich konflikt trwał latami i był tajemnicą poliszynela.
Działoszyński był twórcą Biura Spraw Wewnętrznych policji. Kiedy Maj, tuż po objęciu szefostwa policji, zlecił wyjaśnienie sprawy podsłuchiwania dziennikarzy przez BSW (do którego miało dochodzić za rządów Działoszyńskiego), byli dyrektorzy BSW ostro go atakowali. Po dymisji Maja, gdy pojawiły się negatywne publikacje o nim, niektórzy dziennikarze specjalizujący się w tematyce policyjnej mówili o zemście „zakonu” z BSW.
Później to funkcjonariusze Biura kontrolowali oświadczania majątkowe Maja. Skrupulatność, jaką wykazali była nadzwyczajna. Przebadali wszystkie konta,
zamawiali plany domu, żeby sprawdzić czy nie zaniżył metrażu, sprawdzali relacje z członkami rodziny, badali jego poprzednie miejsca służby,
ale po 9 miesiącach znaleźli jedynie drobne uchybienia i nie skierowali sprawy do prokuratury.
W kwietniu 2018, niemal 2,5 roku po dymisji Maja, dziennik „Fakt” poinformował, że kontrola nic nie wykazała. „Pracując całe życie w zwalczaniu zorganizowanej przestępczości, a brałem udział w rozbijaniu grup przestępczych z Pruszkowa i Wołomina, likwidacji grupy »Krakowiaka« czy »Marchewy«, nie znam takiej akcji, gdzie by rzucono takie siły i środki na udowodnienie winy” - mówił wtedy w „Fakcie” Maj. I podkreślał, że „nie znaleziono nic, nawet przekroczenia uprawnień”.
Poza umorzonym śledztwem w sprawie kaliskiej, przeciwko Majowi toczy się jeszcze jedna sprawa.
16 maja 2018 roku, o 6 rano, do domu Maja wpadli funkcjonariusze CBA. Były tam wtedy jego żona i córka. Funkcjonariusze ubrani na czarno i z długą bronią rzucili wszystkich na ziemię, skuli Maja i zamknęli w furgonetce. Wszystko wskazywało na to, że Maj popełnił poważne przestępstwa.
Okazało się, że zarzucono mu przestępstwa urzędnicze (opisane w artykule 231 kk).Podstawą znów były podsłuchy telefonu. Według prokuratury,
w rozmowach z dziennikarzami m.in. Radia Zet, Maj miał ujawniać informacje dotyczące najgłośniejszych śledztw, bulwersujących opinię publiczną.
Chodziło m.in. o sprawę zabójstwa i poćwiartowania zwłok nauczycielki przez Kajetana P., młodego mordercę, którego policja długo poszukiwała listami gończymi. Maj tłumaczy, że jego obowiązkiem były kontakty z mediami, tym bardziej że dochodziło do niego wiele sygnałów, że ludzie obawiają się, że Kajetan P. znów zaatakuje.
Byłemu komendantowi postawiono też zarzut nakłaniania byłych szefów delegatur CBA do ujawnienia informacji niejawnych związanych z czynnościami operacyjno - rozpoznawczymi.
Pod dwóch latach od jego spektakularnego zatrzymania, w sprawie niewiele się dzieje. Śledczy nie skierowali aktu oskarżenia do sądu. Obrońcy Maja do dziś nie mają dostępu do akt sprawy i - jak dowiaduje się OKO.press - w ubiegłym tygodniu skierowali zażalenie do sądu dotyczące ograniczenia prawa do obrony i przewlekłości śledztwa.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Komentarze