0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. STRINGER / AFPFot. STRINGER / AFP

Minęły dwa lata wielkiej wojny rosyjsko-ukraińskiej. W przestrzeni informacyjnej pojawiło się dużo materiałów na ten temat. Byłam sceptycznie nastawiona, żeby napisać tekst o tej rocznicy: co tutaj podsumować? Liczbę ofiar, zaginionych? Zniszczonych miast, cerkwi, teatrów? Nie jest to święto, żeby je obchodzić.

JESTEŚMY TU RAZEM

Powoli wyczerpują się zasoby dobrej woli i możliwości pomocy ukraińskim rodzinom, które ratując się przed rosyjską agresją, próbują w Polsce mieszkać, pracować i uczyć się. Państwo nie wspiera już Polek i Polaków, którzy przyjmują uchodźców. Czas na nowo ułożyć relacje i szukać rozwiązań. Chcemy w OKO.press opisywać historie gości z Ukrainy, usłyszeć je od was. Czekamy też na listy polskich pracodawców, gospodarzy, wszystkich osób, które chcą napisać komentarz lub zgłosić pomysł. Piszcie na adres [email protected].

МИ ТУТ РАЗОМ

Поволі вичерпуються ресурси доброї волі та можливості допомоги українським родинам, які, рятуючись від російської агресії, намагаються жити, працювати та навчатися в Польщі. Держава більше не підтримує польок та поляків, які приймають біженців. Настав час заново формувати стосунки та шукати рішення. В OKO.press ми хочемо описати історії гостей з України, почути їх від вас. Також чекаємо на листи від польських роботодавців, господарів та всіх, хто бажає написати коментар чи подати ідею. Пишіть на [email protected].

Ukraińcy są z wojną każdego dnia.

To dziecko może świętować swoje dwa lata. Lata wojny to lata strachu, łez i śmierci. Zamiast czekać na kolejne rocznice, trzeba doprowadzić do zwycięstwa. Bo to akurat wszyscy moglibyśmy wspólnie świętować.

Przeczytaj także:

20 dni piekła

Po zbombardowaniu przez rosyjskie wojsko szpitala położniczego w Mariupolu policjant Wołodymyr prosi, żeby Mstysław nagrał jego apel do świata. Wierzy, że jak się świat dowie o tylu niewinnych ofiarach, to pomoże.

Wołodymyr pomaga ukraińskim dziennikarzom Associated Press – ostatnim reporterom, którzy pracowali w oblężonym Mariupolu po rosyjskiej inwazji na pełną skalę w 2022 roku – wywieźć z miasta nagrania i świadectwa.

Wierzy, że jeśli świat zobaczy, co tam się działo, to coś zrobi. W filmie „20 dni w Mariupolu” ten wątek się powtarza.

Siedzę w kinie. Przez półtorej godziny na sali słychać szloch i głębokie westchnienia. Przyszli sami młodzi. Polacy, Ukraińcy, grupa osób rozmawiających po angielsku. Dwie dziewczyny musiały wyjść, bo nie mogły poradzić sobie z płaczem. Mężczyźni zaciskają dłonie.

Plakat

Wychodzimy z kina. Miasto żyje. Ludzie spieszą do swoich spraw.

A ja myślę o dziecku, które mówiło, że nie chce umierać. Wtedy w Mariupolu. O lekarzu, który w piwnicy przed kamerą rozwijał zawinięte w prześcieradła kruche ciałko. O workach z mieszkańcami, które zrzucano do brązowego rowu. To było na w filmie. Ale najgorsze, że naprawdę się zdarzyło.

Mijam przystanek w centrum Krakowa. Kątem oka widzę napis „cmentarz”.

„Cmentarz dla zwierząt domowych”. Wracam, aby się upewnić. „Krakowianie potrzebują cmentarza dla zwierząt domowych”. Rozglądam się dookoła. Ludzie rozmawiają, śmieją się, czekają na tramwaj.

Dla wielu z nas zwierzęta domowe są członkami rodziny. Sama marzę o kocie. Ale przed chwilą widziałam brązowy rów – masowy grób, gdzie w workach leżą ludzie. Oni tam leżą do tej pory. Byli zwożeni tam z całego miasta. W filmie podają, że w Mariupolu zginęło około 25 tys. osób, dodając, że prawdziwa liczba może być znacznie większa.

– To powód, żeby pójść na terapię – oglądam się. Czy ja coś powiedziałam na głos? A nie, to tylko rozmowa dwóch pań przy aucie.

Chłopak, którego widziałam w kinie, przechodzi przez jezdnię.

– Ona ma problem, ale nie mówi jaki – słyszę kilka kroków dalej. Mężczyzna mówi do kogoś przez telefon.

Grupa widzów z kina znika w tłumie. Dociera do mnie, że tu, na ulicy, nikogo nie obchodzi to, co widzieliśmy. Ale my tu jesteśmy, więc nasze emocje i cierpienie tak po prostu nie znikną.

Piszę tę notatkę 25 lutego. Od niedawna w dniu urodzin ukraińskiej poetki i pisarki – silnej duchem – Łesi Ukrainki obchodzimy dzień ukraińskiej kobiety. Damy radę.

Prawdziwy czołg nie jest śmieszny

Dwa dni później na Facebooku Kati oglądam jej wspomnienia sprzed dwóch lat. Katia wyjeżdżała z małymi dziećmi z Berdiańska, który jest pod okupacją rosyjską. W autobusie kładą się na podłodze, bo Rosjanie ostrzeliwują transport. Katia przykrywała sobą dzieci. 27 lutego udostępni wideo, na którym rosyjski czołg z literą „Z” przejeżdża pod jej blokiem w Berdiańsku.

Wtedy w 2022 roku nagrywała ze swojego domu. Teraz mieszka w Polsce. Tuż potem oglądam zdjęcia z protestu rolników w Warszawie. Pojawiła się konstrukcja ze słomy przypominająca czołg.

Protest rolników z syrenami widzi mój znajomy, który z Charkowa przez Warszawę jedzie do Wielkiej Brytanii. Ma tam opowiedzieć, jak ukraińskie media dokumentują rosyjskie zbrodnie na zwolnionych terytoriach. Dwa lata temu to właśnie on przysłał mi pierwsze nagrania z Ukrainy. Na jego krótkich filmikach po raz pierwszy usłyszałam, jak brzmi wojna.

Doświadczenie wojenne jest wśród nas, jakbyśmy nie chcieli wypierać się go czy unikać. Żeby lepiej się rozumieć, trzeba się z nim zmierzyć. Inaczej złe emocje nas pokonają:

Pod linkiem znajdują się informacje, gdzie i kiedy można zobaczyć film „20 dni w Mariupolu” w Polsce.

;

Udostępnij:

Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze