0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Carlos M. Vazquez II; OCJCSCarlos M. Vazquez II...

„Ukradła show” - głosiły nagłówki gazet i portali. To nie światowej sławy gwiazdy piosenki, Lady Gaga czy Jennifer Lopez, ani główny bohater uroczystości - 46. prezydent Joe Biden. Ani nawet Bernie Sanders - bohater setek tysięcy memów. To 22-letnia czarnoskóra poetka wykonaniem własnego poematu zawojowała świat i zapadła w pamięć milionom oglądającym (lub nie) inaugurację nwoego prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Odzyskać moc słów

„Gdy nadchodzi dzień, zadajemy sobie pytanie, gdzie możemy znaleźć światło w tym niekończącym się cieniu?” - tak zaczyna się poemat, który w całości publikujemy poniżej.

Energetyczne, śpiewne, wzmocnione gestykulacją wykonanie oddawało przesłanie całej inauguracji Bidena: że Ameryka jest różnorodna, ale może się zjednoczyć, że została zraniona, ale może się zmienić.

Występy poetów podczas prezydenckich inauguracji w Stanach Zjednoczonych nie są niczym niezwykłym. Jednak Amanda Gorman była nie tylko najmłodsza w historii spośród twórców poezji, którzy towarzyszyli nowemu prezydentowi.

Stała na stopniach Kapitolu jako jedna z młodych, zwłaszcza nie-białych kobiet, które chcą nadawać ton przyszłości swojego kraju.

„Słowa mają znaczenie. Przez ostatnie kilka lat widzieliśmy, jak sprzeniewierzano się i naruszano moc słów. Chciałam odzyskać poezję jako teren, na którym możemy się ponownie zjednoczyć i oczyścić” - powiedziała w wywiadzie dla CNN.

Profil ruchu Black Lives Matter podał dwa cytaty z jej poematu: „Nawet, gdy się smuciliśmy, rośliśmy (...), nawet, gdy byliśmy zmęczeni, próbowaliśmy".

To Jill Biden osobiście zaprosiła Amandę Gorman do występu podczas inauguracji. Żona prezydenta zobaczyła ją podczas jednego z wieczorów poetyckich. Gorman nie jest bowiem w Stanach Zjednoczonych osobą nieznaną. Występowała w MTV. W lutym 2020 roku napisała wiersz dla firmy Nike z okazji Black Month History. Młoda poetka urodziła się w Los Angeles. Studiuje socjologię na Harvardzie.

Przeczytaj także:

Pisząc swój poemat, inspirowała się przemówieniami Abrahama Lincolna i Martina Luthera Kinga. Była w połowie riserczu, gdy wydarzył się atak na Kapitol. W rozmowie z CNN powiedziała, że to dało jej jeszcze więcej energii, by napisać poemat, który będzie miał „uzdrawiające przesłanie nadziei".

#BlackGirlMagic

Skalę zainteresowania jej występem pokazują wyniki w mediach społecznościowych.

Cztery najbardziej wiralowe teksty (polubienia, komentarze i podania dalej) na temat inauguracji były związane z Gorman. Numer jeden to ten tekst publicznego radia NPR. Mowa Bidena była dopiero na szóstym miejscu.

We wtorek przed inauguracją profil Amandy Gorman na Instagramie obserwowało 50 tysięcy osób. W niedzielę 24 stycznia — już 3 miliony. Na Twitterze - 1,4 mln. A na Facebooku — prawie 300 tysięcy osób.

Wraz z Kamalą Harris i Michelle Obamą Gorman rozpropagowała na Twitterze hasztag #BlackGirlMagic.

Pierwsze trzy miejsca na liście bestsellerów Amazona zajęły jej książki (w tym jedna dla dzieci — „Change Sings. A Children’s Anthem”. Przy czym żadnej z nich nie da się kupić od razu, wszystkie są opatrzone adnotacją „currently unavailable” — „w tej chwili niedostępne”.

Inauguracja dla internautów

Inauguracja Bidena celowo została zorganizowana tak, żeby zdobyć internet. Z powodu pandemii zaprzysiężenie prezydenta odbyło się przy nader skromnym udziale publiczności. Widzowie siedzieli przed telewizorami i ekranami komputerów.

Mowę Bidena obejrzało w kablowych amerykańskich telewizjach więcej osób (40 mln) niż mowę Donalda Trumpa cztery lata wcześniej (38,3 mln). Wciąż nie bije to jednak rekordu inauguracyjnej mowy Baracka Obamy z 2009 roku, którą widziało jednocześnie 51 milionów ludzi.

Jednak telewizja na żywo daje jednorazowe życie. Uroczystość miała się nieść później w internecie. Każdy występ wyglądał jak teledysk. Każdy strój przykuwał uwagę. Płaszcze kobiet - wiceprezydentki Kamali Harris, Jill Biden, Lady Gagi, Jennifer Lopez, Michelle Obamy i Amandy Gorman - układały się w „tęczę” replikowaną miliony razy na Instagramie.

Jennifer Lopez, Lady Gaga, Amanda Gorman, Jill Biden, Kamla Harris, Michelle Obama, źródło: Instagram, sophieandlili
Jennifer Lopez, Lady Gaga, Jill Biden, Kamala Harris, Amanda Gorman, Michelle Obama, źródło: Instagram, instaglenhanson

„Wydaje się, że poezja to ta martwa forma sztuki starych białych mężczyzn, którzy wyglądają, jakby się urodzili, żeby być starzy, jak wiecie, jakiś Benjamin Button” - drwiła Amanda Gorman w 2018 roku w TED Talk. Są ludzie urodzeni do starości (born to be old) i są ludzie urodzeni do śmiałości (born to be bold) - mówiła.

„Może się wydawać, że każda historia została już opowiedziana. Ale prawda jest taka, że nikt nie opowiedział mojej historii w taki sposób, jak ja to zrobię. Jak córka czarnych pisarzy, którzy pochodzą od tych, którzy walczyli o wolność, zerwali kajdany i zmienili świat".

Amanda Gorman: Wzgórze, na które się wspinamy

Gdy nadchodzi dzień, zadajemy sobie pytanie, gdzie możemy znaleźć światło w tym niekończącym się cieniu?

Strata, którą niesiemy. Morze, przez które musimy przebrnąć.

Stawiliśmy czoło paszczy lwa

Dowiedzieliśmy się, że cisza nie zawsze jest pokojem, a normy i wyobrażenia o tym, co „sprawiedliwe” nie zawsze są sprawiedliwością.

A jednak świt był nasz zanim się zorientowaliśmy.

Jakoś to robimy.

Jakoś przetrwaliśmy i byliśmy świadkami narodu, który nie jest złamany, ale po prostu niedokończony.

My, następcy kraju i czasu, gdzie chuda czarna dziewczynka, potomkini niewolników i wychowana przez samotną matkę może marzyć o zostaniu prezydentem, tylko po to, żeby recytować przed jednym z nich.

I tak, nie jesteśmy wyrafinowani, nie jesteśmy nieskazitelni, ale to nie oznacza, że dążymy do stworzenia idealnej unii.

Dążymy do tego, by ukształtować naszą unię z celem.

By stworzyć kraj oddany wszystkim kulturom, kolorom, charakterom i sytuacjom człowieka.

I tak podnosimy nasze spojrzenie, nie na to, co stoi między nami, ale na to, co stoi przed nami.

Zamykamy podziały, ponieważ wiemy, że aby postawić naszą przyszłość na pierwszym miejscu, musimy odłożyć nasze różnice na bok.

Opuszczamy ramiona, by móc je wyciągnąć do siebie nawzajem.

Nie chcemy dla nikogo niezgody, ale zgody dla wszystkich.

Niech glob, jeśli nic innego, powie, że to prawda.

Że nawet, gdy się smuciliśmy, rośliśmy.

Że nawet, gdy cierpieliśmy, mieliśmy nadzieję.

Że nawet, gdy byliśmy zmęczeni, próbowaliśmy.

Że na zawsze będziemy ze sobą związani, zwycięscy.

Nie dlatego, że nigdy już nie zaznamy porażki, ale dlatego, że już nigdy nie stworzymy podziału.

Pismo mówi nam, by wyobrazić sobie, że wszyscy usiądą pod swoją winoroślą i drzewem figowym, i nikt nie będzie już budził w nich strachu.

Jeśli mamy sprostać naszym czasom, to zwycięstwo nie będzie leżało w ostrzu, ale we wszystkich mostach, jakie zbudujemy.

Taka jest obietnica polanie, wzgórzu, na które się wspinamy, jeśli tylko się odważymy.

To, dlatego, że bycie Amerykaninem to więcej niż duma, którą odziedziczyliśmy.

To przeszłość, w którą wstępujemy i to jak ją naprawiamy.

Widzieliśmy siłę, która zburzyłaby ten naród, zamiast go budować.

Zniszczyłaby nasz kraj, gdyby oznaczało to opóźnienie demokracji.

I ten wysiłek niemal się powiódł.

Ale choć demokrację można okresowo opóźniać, nigdy nie można jej trwale pokonać.

W tę prawdę, w tę wiarę ufamy, bo gdy my spoglądamy w przyszłość, historia patrzy na nas.

To era sprawiedliwego odkupienia.

Baliśmy się jej początków.

Nie czuliśmy się przygotowani do bycia spadkobiercami tak przerażającej chwili.

Ale w niej znaleźliśmy siłę, by napisać nowy rozdział, by dać sobie nadzieję i śmiech.

Więc, podczas gdy kiedyś pytaliśmy, jak moglibyśmy pokonać katastrofę, teraz twierdzimy, jak katastrofa mogłaby pokonać nas?

Nie pomaszerujemy z powrotem, do tego, co było, ale przejdziemy do tego, co będzie: kraju, który jest poobijany, ale cały; życzliwy, ale odważny; potężny i wolny.

Zastraszanie nas nie zmieni, nie przerwie nam, ponieważ wiemy, że nasza bezczynność i bezwładność stanie się dziedzictwem kolejnego pokolenia, stanie się przyszłością.

Nasze błędy staną się ich brzemieniem.

Ale jedna rzecz jest pewna.

Jeśli połączymy miłosierdzie z potęgą, a potęgę z prawem, wtedy miłość stanie się naszym dziedzictwem i zmieni prawo naszych dzieci.

Więc zostawmy kraj lepszy niż ten, który nam zostawiono.

Z każdym oddechem mojej brązowej piersi, zmienimy ten zraniony świat w cudowny.

Powstaniemy ze złotych wzgórz zachodu.

Powstaniemy z owiewanego wiatrem północnego wschodu, gdzie nasi przodkowie pierwsi dokonali rewolucji.

Powstaniemy z otoczonych jeziorami miast środkowo-zachodnich stanów.

Powstaniemy ze spieczonego słońcem południa.

Odbudujemy się, pojednamy, odzyskamy siły.

I każdy znany zakamarek naszego państwa i każdy zakątek zwany naszym krajem, nasz naród różnorodny i piękny, wyłoni się poturbowany i piękny.

Gdy nadejdzie dzień, wyjdziemy z cienia ognia, nieustraszeni.

Nowy świt pojawi się, gdy go uwolnimy.

Bo zawsze jest światło, jeśli tylko będziemy na tyle odważni by je zobaczyć.

Jeśli tylko jesteśmy na tyle odważni by nim być.

Tłumaczenie A. A.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze