Oczywiście, że nas szpiegują. Sami na to zezwalamy, włączając usługę lokalizacji. Mało kto jednak wie, jak szczegółowe są to dane – co wykazali badacze z Indii. Z innych badań wynika, że smartfon może wiedzieć, czy piliśmy, paliliśmy marihuanę albo zamierzamy na kogoś napaść
Oczywiste jest, że smartfony nas śledzą. Jeśli włączymy usługę lokalizacji, czyli namierzania za pomocą GPS, nasz telefon będzie znał nasze dokładne położenie. A dane będzie przesyłał wszystkim aplikacjom, którym udzieliliśmy na to zgodę.
Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, jak dokładne może być namierzanie za pomocą GPS i co można z tym zrobić – dowodzą naukowcy z Indyjskiego Instytutu Technologicznego w New Delhi.
Badali, co takiego można wyczytać z sygnałów GPS telefonów z systemem Android z włączoną lokalizacją.
Okazało się, że zadziwiająco wiele.
Sygnały GPS zawierają dużo więcej danych niż sama długość i szerokość geograficzna, które określają nasze dokładne położenie. Służą między innymi zwiększeniu dokładności pomiaru. Na przykład przesunięcie dopplerowskie pozwala określić nasz ruch względem satelity.
[Przesunięcie dopplerowskie polega na tym, że zbliżające się źródło fal emituje je z coraz mniejszą częstotliwością względem obserwatora. Słychać to czasem, gdy mijają nas pojazdy – dobiegające do nas dźwięki są coraz niższe, bo ich częstotliwość spada. Tak samo jest z falami elektromagnetycznymi, czyli radiowymi.]
Dokładna długość i szerokość geograficzna oraz przesunięcie dopplerowskie nie są jedynymi parametrami zbieranymi przez odbiorniki GPS – takich parametrów jest w istocie kilkadziesiąt. Są one wstępnie przetwarzane i udostępniane aplikacjom, żeby znały nasze położenie.
Co do zasady nic więcej poza położeniem takie dane nie powinny ujawniać.
Indyjscy naukowcy opisują, jak zebrali dane o lokalizacji otrzymane z ponad stu tysięcy działających smartfonów różnych marek zbierane przez rok. Potem dane przepuścili przez algorytmy uczenia maszynowego.
Algorytmy potrafiły odtworzyć, czy w danej chwili użytkownik telefonu znajdował się w akademiku, na stadionie czy na bazarze, czyli nazwijmy to charakter miejsca lub budowli. Niektórym udawało się to w ponad 90 procentach przypadków.
Niektóre algorytmy potrafiły także naszkicować plan budynku, po którym poruszał się użytkownik telefonu podczas testu. Rozkład pomieszczeń, schodów, czy wind udawało im się odtworzyć również w ponad 90 proc. przypadków.
Jeden z algorytmów potrafił także (z trafnością ponad 97 procent) stwierdzić, czy jego użytkownik siedział, stał, leżał, czy może machał telefonem.
W eksperymencie badano tylko telefony z systemem Android, ale każde urządzenie z modułem GPS zbiera takie same dane i można je wykorzystać tak samo, twierdzą naukowcy.
Indyjscy naukowcy sugerują, że naiwnością jest sądzić, że nie wiedzą o tym służby specjalne. Wiedzą z pewnością. Odtworzenie planów budynku z danych przejętych ze smartfona nie przekracza możliwości przeciętnych inżynierów (czy studentów).
Oraz, oczywiście, hakerów. Którzy (jeśli przechwycą dane o historii naszej lokalizacji), nie będą mieli problemu z odtworzeniem rozkładu pomieszczeń naszego domu albo miejsca pracy.
Indyjscy naukowcy przekazali informacje o tej luce Google’owi. Ten przyznał, że udało mu się odtworzyć eksperyment. Nie uznał tego (jak twierdzi “New Scientist”) jednak za tak niebezpieczne, by umieścić to w odpowiedniej bazie (Common Vulnerabilities and Exposures, czyli CVE), która oznacza, że w kolejnej wersji systemu luka taka zostaje naprawiona.
Zatem ta raczej szybko naprawiona nie zostanie.
Można sobie pomyśleć, że jeśli nie działamy na granicy prawa (ani go nie łamiemy), nie jesteśmy osobami publicznymi, to pies z kulawą nogą się nami – i danymi z naszego smartfona – nie zainteresuje.
Jest jednak coś, co łączy służby, przestępców i reklamodawców. Wszyscy bardzo chętnie dowiedzieliby się o nas jak najwięcej. Najlepiej w taki sposób, byśmy byli tego nieświadomi.
Nie ma żadnych gwarancji, że wrażliwych danych nie zaczną wykorzystywać przestępcy. Dowiedzą się, że masz dwa pokoje z kuchnią, twoje mieszkanie jest na końcu długiego korytarza, daleko od windy. To już mocno niepokojące.
Zbieranie takich danych z pewnością zainteresowałoby też reklamodawców. Dla nich wiedza, że robimy zakupy w tym, a nie innym centrum handlowym i odwiedzamy w nim konkretne sklepy, jest warta setki dolarów.
Smartfony są wyposażone także w akcelerometry, które reagują na ruch telefonu. To dane z akcelerometru pozwalają zmienić orientację ekranu z pionowego na poziomy, a aplikacjom monitorującym aktywność fizyczną rozpoznać jej rodzaj. Akcelerometry potrafią jednak o wiele więcej.
Na przykład mogą określić stan trzeźwości. Dane z akcelerometru pozwalają na stwierdzenie spożycia alkoholu, nawet gdy jego zawartość w wydychanym powietrzu wynosi 0,08 proc. (co odpowiada nieco poniżej 0,16 promila alkoholu we krwi), twierdzili naukowcy w „Journal of Studies of Alcohol and Drugs” w 2020 roku.
W kolejnym roku w tym samym periodyku dowodzono, że można tak wykryć również wypalenie skręta marihuany.
Cóż, w takim zakresie, jak im na to pozwolimy. Zawsze można wyłączyć lokalizację. A danych z akcelerometru policja (na razie przynajmniej) nie zbiera.
A może powinna? Pewnie nie raz przeszli kiedyś Państwo na drugą stronę ulicy, bo naprzeciw szedł ktoś podejrzanym krokiem. Jeśli tak, to bardzo rozsądnie. Naukowcy z University of Portsmouth w „Journal of Nonverbal Behaviour” w 2016 roku dowodzili, że osoby, które bardziej kołyszą biodrami i ramionami podczas chodzenia, plasują się wyżej w testach na agresywność.
Sugerowali szkolenie operatorów monitoringu w rozpoznawaniu charakterystycznego chodu, by zmniejszyć przestępczość. Dziś jednak niemal każdy nosi przy sobie telefon z akcelerometrem. A kołysanie biodrami da się bez trudu stwierdzić na podstawie danych telefonu w kieszeni…
Smartfony nas śledzą? To strachy na Lachy
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze