0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Wojtek RADWAŃSKI / AFPFoto Wojtek RADWAŃSK...

Ciało młodej kobiety w niedzielę 12 lutego niedaleko leśnej drogi znaleźli aktywiści z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego. Informację podali w mediach społecznościowych.

„Leżała na ziemi, skulona. Obok niej — chrześcijański modlitewnik z obrazkami świętych. Miała na sobie ten sam sweter i czapkę, co na zdjęciu, tylko kurtki nie miała. My nie mamy żadnych wątpliwości, że to ona” – powiedzieli cytowani przez białostocką „Gazetę Wyborczą” Katarzyna Mazurkiewicz-Bylok i Piotr Czaban – aktywiści, zaangażowani w poszukiwania kobiety.

Aktywiści są przekonani, że to ta sama kobieta, której szukali od tygodnia. 12 lutego zgłosili zaginięcie w Komendzie Powiatowej Policji w Hajnówce. Teraz policja stara się oficjalnie ustalić tożsamość kobiety. "W tej chwili na miejscu trwają czynności procesowe, a policjanci pod nadzorem prokuratora gromadzą materiał dowodowy i ustalają wszelkie okoliczności, jak też tożsamość", powiedział "Gazecie Wyborczej" Tomasz Krupa, rzecznik prasowy podlaskiej policji.

Przeczytaj także:

Grupa Granica apeluje o pociągnięcie winnych do odpowiedzialności za śmierć kobiety:

View post on Twitter

Szukali pomocy

Według relacji aktywistów kobieta trafiła do Polski wraz z trzema mężczyznami (jeden był jej mężem), na pewno znajdowali się na terenie Polski (trafili w okolice Hajnówki) w sobotę 4 lutego. Kobieta źle się poczuła, dwóch mężczyzn ruszyło po pomoc, pozostawiając kobietę z młodszym mężczyzną, który również nie czuł się najlepiej. Dwóch, w tym jej mąż, poszli szukać pomocy. Gdy o nią poprosili, wezwana została policja, a następnie Straż Graniczna. A ta, jak zwykle w takich sytuacjach, wywiozła obu mężczyzn na granicę z Białorusią i wypchnęła ich poza granice Polski. Pozostałej dwójce nie udzielono pomocy.

Młodszy mężczyzna po kilku dniach, w niejasnych okolicznościach, w fatalnym stanie, znalazł się po białoruskiej stronie granicy.

Bezprawne wywózki

„To jest kolejna sytuacja, w której migranci towarzyszący osobie będącej w potrzebie deklarowali, że jeszcze przed jej śmiercią poinformowali polskie służby o zagrożeniu życia i konieczności udzielenia jej pomocy, co miało zostać zignorowane” – mówi OKO.press Katarzyna Czarnota z Grupy Granica i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka – „Niestety kontakt z mundurowymi zakończył się pushbackiem, a nie udzieleniem pomocy osobie tego potrzebującej. Poszukiwania podjęli ponownie aktywiści”.

Czarnota mówi nam, że bardzo podobny przypadek udokumentowany jest w raporcie HFPC z zeszłego roku.

„Dotyczył on kobiety, która przechodząc wraz z grupą ludzi w sposób nieregularny przez granicę wiosną 2022, była świadkinią śmierci- mężczyzna z Jemenu wpadł do bagien i zmarł w wyniku hipotermii. Po wyjściu z lasu na drogę grupa migrantów poinformowała służby, że w lesie znajduje się ciało. Zostali jedynie wywiezieni do Białorusi - tak samo, jak w najnowszym przypadku Etiopki”.

Wówczas ciało po około tygodniu znalazła osoba postronna, nie służby.

„To się niestety powtarza - służby nierzadko ignorują informację o zagrożeniu życia, czy ofiarach śmiertelnych. Gdyby tę kobietę znaleziono szybciej i udzielono odpowiedniej pomocy medycznej, z dużym prawdopodobieństwem nadal by żyła. Głównym powodem kryzysu humanitarnego nadal są nieformalne i bezprawne wywózki i ignorowanie zagrożenia życia przez odpowiedzialne za ich wykonywanie służby”.

34 ofiara?

Od początku kryzysu na granicy polsko-białoruskiej potwierdzono 33 przypadki śmierci migrantek i migrantów. Na oficjalne potwierdzenie tożsamości kobiety jeszcze czekamy. Poprzednią ofiarą jest Ibrahim Jaber Ahmed Dehyi. 36-latek z Jemenu zmarł w styczniu, został pochowany 9 lutego, na cmentarzu w Bohonikach. Na jego pogrzeb do Polski przyjechał jego brat. Przekraczanie zielonej granicy w zimowych miesiącach łączy się ogromnym ryzykiem. O pogrzebie Jemeńczyka pisaliśmy tutaj:

„Zimą jest mniej przejść przez granicę, ale więcej przypadków śmiertelnych” – mówi nam Katarzyna Czarnota – „Pozostawienie kogoś bez ciepłego schronienia, posiłku i bez możliwości wezwania pomocy w ujemnej temperaturze stanowi bezpośrednie zagrożenie utraty zdrowia i życia”.

Śmierci byłoby znacznie mniej, gdyby nie przymusowe pushbacki i brak pomocy w przypadkach takich, jak ten.

Katarzyna Czarnota: „Pozorna legalizacja bezprawnego wywożenia ludzi na granicę, bez zachowania jakichkolwiek procedur, doprowadziła do eskalacji przemocy. I zbudowała społeczne przyzwolenie na odhumanizowanie osób, które uciekają przed konfliktami i wojnami. Ta kobieta była z Etiopii. Sam kraj pochodzenia sugeruje, że mogły wystąpić podstawy do ubiegania się o ochronę. Ale Straż Graniczna zamiast procedur przewidzianych w prawie stosuje wywózki. I przez to mamy kryzys, wcale nie migracyjny, ale humanitarny. I kolejne ofiary śmiertelne, którym można było zapobiec”.

Trudna sytuacja w Etiopii

Etiopia zmaga się z ogromnym kryzysem żywnościowym. Według UNICEF w zeszłym roku z powodu suszy cierpiało około 10 mln dzieci, w tym 2 mln było skrajnie niedożywione. Na północy kraju, w regionie Tigraj od listopada 2020 do listopada 2022 roku trwała wojna między siłami rządu a lokalnymi separatystami i wojskami sąsiedniej Erytrei. Pomimo podpisanego porozumienia pokojowego wciąż bywa niespokojnie.

Według oficjalnych danych dwie trzecie obywateli Etiopii to chrześcijanie.

Kosowicz: nie są tu dla zabawy

„Straż Graniczna mówi o stu osobach dziennie - w tonie alarmującym. Tymczasem granicę ukraińsko-polską przekracza obecnie 22 tysiące osób dziennie. Nie budzi to paniki. Jeśli nasze służby nie mają wydolności poradzić sobie ze skalą migracji na białoruskim odcinku w sposób zgodny z prawem, to niedobrze” – napisała w poście na Facebooku Agnieszka Kosowicz, prezeska Polskiego Forum Migracyjnego.

Dalej pisze: „Daleko ponad połowa osób docierających do Polski z Białorusi, według danych SG, pochodzi z krajów objętych konfliktami: Afganistanu, Jemenu, Iranu. Ci ludzie mają podstawy szukać bezpieczeństwa. Nie są na pograniczu dla zabawy”.

Według Kosowicz, wypychanie ludzi na Białoruś nie jest żadnym rozwiązaniem.

„Ludzie nie wrócą przecież do swoich objętych wojnami krajów, gdzie panuje głód i nie ma szans na bezpieczne życie. Będą próbowali przejść granicę drugi, trzeci, kolejny raz”.

I przekonuje:

„Państwo traktuje ludzi na granicy białorusko-polskim jak zło wcielone. Tymczasem to są ludzie. Po pierwsze, mają godność i nie można rzucać nimi w bagna czy na druty. Po drugie - nie zapomną, co im teraz robimy, jak traktujemy - złe traktowanie ludzi dziś odbije się kiedyś rykoszetem. A po trzecie - wielu z nich przydałoby nam się, jako mieszkańcy naszego kraju, gdyby dać im możliwość bezpiecznego życia”.

OKO.press monitoruje kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej. Zobacz nasze teksty tutaj.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze