Na granicy polsko-białoruskiej władza stosuje wiele mechanizmów, by przyzwyczaić nas do tej sytuacji, znieczulić na krzywdę, przekonać, że nic złego się nie dzieje. O kryzysie humanitarnym na granicy rozmawiamy z Katarzyną Czarnotą, badaczką z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
– z Katarzyną Czarnotą, badaczką z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej rozmawia Magdalena Chrzczonowicz.
Na zdjęciu: Premier Mateusz Morawiecki i minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński podczas konferencji prasowej ws. sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, 20 września 2021 roku, Komenda Główna Straży Granicznej, Warszawa.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Jak teraz wygląda sytuacja na granicy polsko-białoruskiej?
Katarzyna Czarnota*, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Grupa Granica: Kryzys humanitarny trwa i zapewne zostanie z nami przez następne miesiące, a nawet lata. Osoby przymusowo migrujące i uciekające przed konfliktami, destabilizacją polityczną, wojnami i głodem przechodzą przez granicę. Są zatrzymywani i wypychani przez Straż Graniczną, a każda taka wywózka może być śmiertelnie niebezpieczna, zwłaszcza zimą. Nadal przyjeżdżają ludzie z Syrii, Afganistanu, Erytrei, Sudanu, Jemenu. W wielu przypadkach już sam kraj pochodzenia mógłby być przesłanką do otrzymania pewnej formy ochrony – to regiony objęte wieloletnimi konfliktami, kryzysami. Decyzja o migracji często wynika z przymusu, a nie wyboru.
Obecnie mamy ponad 212 zgłoszeń, dotyczących 296 osób zaginionych i co najmniej 32 potwierdzone ofiary śmiertelne od początku kryzysu.
Owszem, w tej chwili przechodzi nieco mniej ludzi w porównaniu z jesienią 2021 roku. Ale podobnie jak rok temu, miesiące jesienno-zimowe przynoszą więcej ofiar śmiertelnych w wyniku hipotermii.
Nieustającym problemem jest polityka władzy, nastawiona na kryminalizację migracji i udzielania pomocy. Prawo nadal jest łamane. Dokonuje się pushbacków, nie szanuje się podstawowych praw, w tym prawa do wolności od tortur, godnego traktowania, możliwości uzyskania pomocy humanitarnej, czy możliwości ubiegania się o ochronę międzynarodową zgodnie z procedurami i zgodnie z prawem.
Co więc się zmieniło przez te półtora roku?
Przede wszystkim powstał mur na granicy, który jest wykorzystywany przez władze do propagandy sukcesu. Zbudowaliśmy zaporę, mogliśmy znieść strefę zakazu przebywania, problem bezpieczeństwa został rozwiązany. Ta narracja skierowana jest nie tylko do Polek i Polaków. Gdy prowadzimy działania rzecznicze na arenie międzynarodowej, słyszymy od naszych partnerów, że polski rząd kryzysu humanitarnego nie widzi i uznaje, że problem został rozwiązany.
Z naszego punktu widzenia mur działa przede wszystkim jako narzędzie do zadawania bólu.
Oczywiście, zatrzyma część osób, ale ludzie w poszukiwaniu bezpieczeństwa są zdeterminowani i będą pokonywać barierę, robiąc sobie krzywdę. Notujemy już nie tylko przypadki odmrożeń i hipotermii, ale coraz częstsze złamania, zwichnięcia, stłuczenia.
Zmieniła się też sytuacja za wschodnią granicą, czyli jest wojna w Ukrainie. Ta wojna pokazała, że pewne działania są w Polsce możliwe. Można wdrożyć zarządzanie kryzysowe, usprawnić przekraczanie granicy, wspierać solidarność i pomoc ze strony obywateli i obywatelek wobec uchodźców. Te działania pomocowe spoczywały w dużej mierze na mieszkańcach Polski, ale tym razem władze nie kryminalizowały, a wspierały osoby niosące pomoc. Czyli można.
Nigdy nie zapomnę jednego momentu na granicy z Ukrainą, bo i tam oczywiście jako Grupa Granica działaliśmy. Najpierw na granicy polsko-białoruskiej osoby niosące pomoc były zatrzymywane i oskarżane o próbę organizowania nielegalnego przekroczenia granicy albo przemyt. Bo, na przykład, wiozły do lekarza chorą osobę. A tutaj usłyszeliśmy, jak policjant zaczął zwoływać ludzi i informować, o której godzinie odjeżdża autobus do Berlina.
Zmieniło się także to, że mamy 10 wyroków sądowych, które pokazują, że wywózki nie są legalne, że SG naruszała prawo.
To także wynik bezustannego monitoringu granicy i działań zespołów prawnych, czy RPO na granicy. Pomimo próby zepchnięcia strefy przemocy w obszar niewidzialności, też społecznej niewidzialności, debata publiczna o odpowiedzialności i konsekwencjach dopiero się zaczyna.
Te wyroki powoli zmieniają sytuację – zmienia się świadomość społeczna, także wśród funkcjonariuszy SG. Coraz częściej podnoszonym tematem jest kwestia odpowiedzialności. Wyroki podważają retorykę strachu stosowaną przez władze, zgodnie z którą musimy bronić się przed zagrożeniem, które nagle „napływa” zza wschodniej granicy. Wizerunek kryminalisty, którego mamy się bać (przypominam skandaliczną konferencję prasową we wrześniu 2021 roku) zostaje zachwiany, bo okazuje się, że ten człowiek wygrał w sądzie. Nie jest przestępcą. Że przemoc zastosowana wobec niego była nielegalna i nieuzasadniona.
Nie można zapomnieć o wyroku SN ze stycznia 2022 roku, który potwierdził, również że zamknięcie strefy przed dziennikarzami i organizacjami humanitarnymi było niezgodne z Konstytucją.
To bardzo ważne wyroki.
Prezydent Andrzej Duda powiedział w orędziu noworocznym: „Wstępem do rosyjskiej agresji na Ukrainę był atak hybrydowy na polską granicę z terytorium Białorusi. To był test naszej determinacji, test tego, czy jesteśmy przygotowani. Jako państwo doskonale go zdaliśmy”. Zdaliśmy jakiś test?
Żadnego testu nie zdaliśmy. Ale to, co powiedział Duda, pokazuje główne mechanizmy, które władze wykorzystują na granicy. Te mechanizmy to militaryzacja, stosowanie doktryny sekurytyzacji, stopniowa normalizacja przemocy oraz racjonalizacja kryzysu.
Rząd pokazuje uchodźców jako zagrożenie, które wymaga zabezpieczenia i reakcji. Wobec ludzi stosuje się określania „broń” w rękach Łukaszenki. Zamiast działań zmierzających do poszanowania praw człowieka i deeskalacji przemocy, serwuje się nam politykę kreowania zagrożenia, które usprawiedliwia działania niezgodne z prawem i retorykę wojenną. Bardzo wyraźnie pokazał to także mur na granicy.
To nie tylko stwarza ryzyko dla ochrony praw osób migrujących, ale i ustanawia nowe standardy przyzwolenia na łamanie praw człowieka i dehumanizację osób wykluczonych ze wspólnoty praw obywatelskich.
Przy okazji władza wykorzystuje zjawisko przymusowej migracji do budowania swojego wizerunku partii silnej, panującej nad sytuacją. A to działa w sytuacji, gdy rzeczywistość jest niestabilna, jest mnóstwo problemów, z którymi rząd sobie nie radzi. Jednocześnie – dzięki przyjęciu uchodźców z Ukrainy – władza prezentuje się jako otwarta i empatyczna.
To jest krótkowzroczne i nie rozwiązuje problemu migracji. Szlak migracyjny został otwarty i ludzie będą z niego korzystać.
Normalizacja ma jeszcze jeden aspekt. Po tylu miesiącach kryzysu sytuacja na granicy ustabilizowała się w tym sensie, że przestała tak interesować opinię publiczną. Ludzie się do niej przyzwyczaili. Tak, jak na początku kryzysu w 2015 roku w Europie opinią publiczną wstrząsały obrazki z granic. Ojca biegnącego z córką, któremu dziennikarka z Węgier podstawia nogę, czy martwego chłopca wyrzuconego na brzeg przez Morze Śródziemne. Potem te obrazy przestały poruszać.
Tak samo jest w Polsce: ludzie przyzwyczaili się do dramatycznych relacji z granicy.
O tym mechanizmie pisał Zygmunt Bauman w 2016 roku w książce „Obcy u naszych bram”. Nazywał ten mechanizm „adiaforyzacją problemu migracyjnego”, czyli wyłączeniem tego, co dzieje się z migrantami i migrantkami, z moralnej oceny. Normalizacja i zmęczenie tematem, mimo że ciągle dzieją się te same dramaty - pushbacki, śmierć, zaginięcia. Ten mechanizm wyparcia problemu jest spowodowany częściowo naszą bezradnością, szczególnie jeżeli problem nie dotyczy nas bezpośrednio, tylko dzieje się gdzieś „daleko”.
Tutaj władza wykorzystuje chwyty takie jak np. zmiana języka. Samo określanie ludzi jako „narzędzia” lub „broń” w rękach dyktatorów pozbawia statusu człowieka tych, którzy próbują przekroczyć granicę w sposób nieuregulowany. SG nie mówi o pushbackach, ale o odstawieniu do linii granicy. Tymczasem to jest wywózka i dobrze wiemy, co to oznacza. Ten język pomaga też kreować obraz Straży Granicznej jako naszych obrońców. Z takim przekazem SG chodzi do podlaskich szkół, ma zajęcia z dziećmi, ociepla swój wizerunek.
To wszystko może dać poczucie, że władza panuje nad sytuacją i nas skutecznie chroni.
Jakie będą konsekwencje tej narracji i używania tych mechanizmów?
Po pierwsze, nie rozwiązujemy w żaden sposób problemu migracji i osób, które migrują i będą migrować. A to nasza przyszłość. Zamiast rozumieć sytuację na świecie i sytuację osób migrujących, zaczynamy je postrzegać jako wrogów. Przyzwyczajamy się do uproszczonej wizji świata, która w żaden sposób nie przystaje do rzeczywistości. Zamiast poważnej debaty o rozwiązaniach i przyczynach, mamy eskalację przemocy i wzrastający rasizm.
Po drugie, przyzwyczajamy się do narracji dehumanizującej całe grupy ludzi. To narracja, prowadzona z pozycji rasistowskich. Jeszcze raz przypomnę tę straszną konferencję z września 2021 roku, absolutnie szokującą. To, w jaki sposób przedstawiono na niej osoby z granicy, naruszało wszystkie standardy.
Warto dodać, że wzmacnianie rasistowskiej narracji dotknie za chwilę np. Ukraińców i Ukrainki, czy osoby uciekające z Ukrainy, ale innej narodowości.
Dyskryminacja i podziały w dostępie do praw ze względu na pochodzenie będą nam niestety towarzyszyć.
Oczywiście to nic nowego. Podobne strategie polityczne widzieliśmy już w 2015 roku – wówczas padały porównania do zarazy, sugestie, że uchodźcy przenoszą choroby. I to także nie pierwsza grupa, którą się w Polsce piętnuje. Były osoby LGBT, kobiety, które chcą przerwać ciążę itp. To cały mechanizm tworzenia wroga i przyzwalania na odbieranie praw. Władza przyzwyczaja nas do tego od kilku lat.
Po trzecie, to pomaga rządzącym dalej naruszać praworządność – dalej, bo z kryzysem praworządności mamy do czynienia od dawna. Próbuje się przyzwyczaić społeczeństwo do tego, że władza nie przestrzega prawa.
Powiedziałaś o praworządności. Instytucje unijne reagują na inne przejawy naruszania prawa w Polsce, ale w tej sprawie głosu UE brakuje.
Niestety. Uważam, że instytucje unijne same się do kryzysu przyczyniły. Od 2015 roku obserwujemy systematycznie rosnącą erozję praw osób migrujących na wielu granicach Europy. Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) była wielokrotnie oskarżana o tolerowanie i stosowanie pushbacków oraz łamanie praw człowieka. Jej dotychczasowy szef Fabrice Leggeri po kolejnych śledztwach dziennikarzy wiosną 2022 roku podał się do dymisji.
W kontekście sytuacji na polsko-białoruskim pograniczu głosy krytyczne wybrzmiewały co prawda ze strony Komisarz Rady Europy ds. Praw Człowieka Dunji Mijatović, Specjalnego Sprawozdawcy ds. praw migrantów działającego przy ONZ, czy UNHCR i IOM. Niemniej jednak oświadczenia i raporty to za mało w sytuacji, w której pushbacki w wielu miejscach stały się de-facto nielegalną, cichą praktyką zastępującą politykę azylową.
Francis Crepeau, niezależny ekspert przy Radzie Praw Człowieka ONZ już po doświadczeniach w 2015 roku wskazywał: „Nie udawajmy, że to, co dotychczas robi UE oraz jej członkowie działa. Budowanie ogrodzeń, używanie gazu łzawiącego i innych form przemocy wobec migrantów i osób ubiegających się o azyl: zatrzymywanie, wstrzymywanie dostępu do podstawowych rzeczy, takich jak schronienie, jedzenie czy woda oraz używanie języka gróźb lub mowy nienawiści nie powstrzyma migrantów przed przyjazdem, lub próbą przyjazdu do Europy".
Ekspert jako alternatywę wskazywał na konieczność tworzenia bezpiecznych szlaków i udrożnienia systemów azylowych, umożliwiających ludziom legalne i bezpiecznie przejścia. Takie rozwiązanie również zapobiegłoby szeregu niebezpiecznych zjawisk związanych z handlem ludźmi, przemytem, wykorzystywaniem na czarnym rynku pracy i torturom. Jego słowa zostały zignorowane.
Przyzwolenie ze strony UE wynika również z tego, że nie mamy kryzysu „uchodźczego”, tylko kryzys polityki azylowej. Ziegler w swojej książce „Lesbos. Hańba Europy” dokładnie opisuje system, który Europa stworzyła, by dzielić i „militaryzować granice”, a nie chronić.
Powiedziałaś o latach 2015-2016 w kontekście języka, jakim zaczęto wtedy mówić o migrantach i uchodźcach. Ale także pushbacki stosowaliśmy w Polsce jeszcze przed 2021 rokiem.
Tak, należy pamiętać o latach 2016-2018 na przejściu w Terespolu i pushbackach stosowanych głównie wobec Czeczenów i Czeczenek. Interweniowali wówczas prawnicy, także m.in. RPO Adam Bodnar. Dzisiaj obserwujemy konsekwencje tamtej sytuacji, chociaż wtedy nie mieliśmy jeszcze pozornej legalizacji wywózek w postaci ustawy.
Wykorzystywanie migracji to zresztą przyczynek do szerszej dyskusji o granicach. Badaczka Silvia Federici wskazywała, że prawicowe rządy tylko pozornie chcą utrzymać wszystkich migrantów z dala od granicy. Tak naprawdę tworzą nowe rodzaje niematerialnych grodzeń, które pozwalają na regulację „przepuszczalności”. Czyli ekstrakcję pracy konkretnych grup zawodowych, niezbędnych w danym momencie rozwoju kapitalistycznej gospodarki. Dzięki temu sprawniej działa mechanizm dyscyplinowania i zmuszania do akceptacji zaniżonych standardów pracy i bytu.
Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy imigranci chcą uzyskać prawa do osiedlenia się czy równoprawnego dostępu do określonych w ramach systemów narodowych form wsparcia (np. mieszkaniowego, równego dostępu do edukacji).
Podczas tzw. kryzysu uchodźczego w 2015 roku także używano polityki dyscyplinowania oraz jednocześnie „uszczelniania granic”. Osoby były poddawane selekcji i segregacji m.in. ze względu na narodowość. W 2016 roku, jeszcze przed zamknięciem szlaku bałkańskiego, tylko osoby z Syrii, Iraku i Afganistanu mogły przejść dalej. To było systematyczne zamykanie i ograniczenie praw.
Jest i nie jest. Na innych granicach m.in. podczas kryzysu w 2015 roku także obserwowaliśmy pushbacki (m.in. Grecja, Morze Śródziemne) i kryminalizację pomocy (np. w Serbii). Księgę pushbacków stworzyła organizacja Border Violence Monitoring Network [pisał o tym w OKO.press Bartosz Rumieńczyk tutaj]:
Łukaszence udało się wykorzystać tę sytuację, bo popatrzył na to, co działo się w 2015 roku. Zobaczył ówczesną reakcję Europy na kryzys uchodźczy i cynicznie wykorzystał kryzys struktur azylowych UE, które zapewniłyby bezpieczne i legalne drogi ubiegania się o ochronę. Gdyby granice działały tak, jak mówi prawo – państwa graniczne przyjmowałyby i rozpatrywały wnioski o azyl czy ochronę międzynarodową i respektowały prawa człowieka – Łukaszence nie udałoby się w 2021 roku zdestabilizować sytuacji.
Ale jednocześnie dynamika i skala kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej jest bezprecedensowa i różni się od tego, co się dzieje na innych granicach. Liczba osób zaginionych i liczba śmierci jest bardzo duża. I wszystko wskazuje na to, że będzie więcej.
Co będzie dalej? Czy może, co powinniśmy zrobić z tą granicą?
Dobre pytanie. Kryzys będzie trwał, dopóki nie zrozumiemy, że trzeba odpowiedzieć na niego systemowo. Nie wygląda na to, by obecny rząd chciał ten kryzys rozwiązać. Dlatego w dużej mierze spoczywa to teraz na społeczeństwie obywatelskim. To zależy także od nas – aktywistów, naukowców, jak będziemy działać, jak sprzeciwiać się tej sytuacji. Chodzi mi nie tylko o pomoc na samym Podlasiu, ale o dyskusję o migracji i granicach. Będziemy musieli odpowiedzieć na rosnące zjawisko rasizmu. Te wyzwanie obserwujemy już na przykładzie obywateli Ukrainy.
Dyskusja o tym, co dzieje się na granicy może pokazać problem przymusowej migracji w szerszym, globalnym kontekście. Musimy podnieść świadomość społeczną dotyczącą samej migracji i uchodźstwa w dobie wzrastających konfliktów. A gdy jakiś kryzys jest blisko, łatwiej zrozumieć jego mechanizmy, tak jak rozumiemy, że ludzie uciekają z Ukrainy. Może dzięki temu zobaczymy i zrozumiemy, że przemoc i ograniczanie praw osób przymusowo migrujących, to nie jest rozwiązanie. Natomiast ograniczenie prawa do ratowania ludzi w potrzebie i reagowania na przemoc wobec drugiego człowieka to również ograniczenie praw obywatelskich.
Jesteśmy w sytuacji wzmożonych konfliktów społeczno-polityczno-klimatycznych na świecie. Obecnie funkcjonujące dokumenty, np. Konwencja Genewska, nie przystają do dynamiki konfliktów, które są przyczyną przymusowej migracji. Konwencja powstała po II wojnie światowej, aby zapobiec sytuacji, w której dehumanizowanie i obdzieranie z praw uzasadniało przemoc wobec drugiego człowieka. Dokument ten nie przewiduje np. uchodźstwa klimatycznego, uchodźstwa ze względu na skrajne ubóstwo. Gdybyśmy prowadzili rzetelną debatę, moglibyśmy dojść do wniosku, że konwencję trzeba przebudować. Tak, by respektowane były prawa i wartości, takie jak prawo do bezpieczeństwa, wolność od tortur, godność, czy możliwość zabezpieczenia podstawowych potrzeb.
Dziś jednak walczymy o podstawy – żeby ludzie nie umierali na polskiej granicy.
*Katarzyna Czarnota, socjolożka, aktywistka, doktorantka na Wydziale Socjologii UAM. Działa w Grupie Granica, pracuje w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Uchodźcy i migranci
RPO
dyskryminacja
frontex
Granica polsko-białoruska
kryzys migracyjny
kryzys na granicy
mur na granicy
prawa człowieka
pushbacki
rasizm
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze