Macierewicz, wiecznie żywy w prawicowych mediach, zatruwa umysły smoleńskimi klechdami. Poza dyżurnym zestawem insynuacji przedstawił dowód na zdradziecki zamach: liczba znalezionych fragmentów jest za duża jak na wypadek. Tymczasem jest raczej mała - znaleziono ich tylko 60-70 tys. Przy zamachu (np. nad Lockerby) ta liczba idzie w miliony
"Jeżeli panowie z PO mówią, że rozbicie samolotu TU-154 jest typowe dla katastrof lotniczych, to pokazuje to najlepiej ich nie tylko niekompetencję, ale skrajną bezczelność" — mówił Antoni Macierewicz Radiu Maryja.
Oceniał konferencję prasową polityków Platformy i dr Macieja Laska, wybitnego specjalistę i przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w latach 2012-2016. Portal wpolityce.pl relację z występu Macierewicza zatytułował: "PO kłamała, kłamie i będzie kłamała".
Macierewicz posługiwał się insynuacjami typu "przypomnijmy, że komisja Millera kłamała, fałszowała dane i uzależniała swoje publikacje od stanowiska rosyjskiej komisji pani Tatiany Anodiny", mnożył sugestie, że doszło do zamachu i zdrady, oskarżał władze PO "o ukrywania prawdy o tej największej tragedii niepodległej Polski"...
Nieoczekiwanie w jego wywodach pojawił się jednak konkret.
W odróżnieniu od ogólnych insynuacji o kłamstwie, zdradzie itp., zdanie o znalezionych pozostałościach poddaje się weryfikacji.
Oczywiście Antoni Macierewicz nie podaje żadnych liczb. Skorzystamy z tzw. raportu archeologów (Instytutu Archeologii i Etnologii PAN) sporządzonego po dwutygodniowych badaniach miejsca katastrofy w październiku 2010 roku, na zamówienie Prokuratury Wojskowej.
Na miejscu obecni byli także rosyjscy śledczy, a raport wspomina - o zgrozo, panie Antoni! - o "życzliwości z obu stron".
Dziewięcioro archeologów wspomaganych przez kilku techników zlokalizowało ok. 30 tys. "znalezisk rzeczywistych i prawdopodobnych". Dokładniej - znalezisk było 10 tys. a 20 tys. stanowiły "sygnały detekcji" wykrywaczami metalu do głębokości 20 cm.
Wśród znalezionych fragmentów:
W raporcie pojawia się liczba 60 tysięcy. To "prawdopodobne znaleziska znajdujące się w ziemi" do głębokości 60 cm. Liczba ta powstała jako proste mnożenie szacunku wskazań wykrywaczami metalu do 20 cm.
W publikacjach prawicowych mediów pojawiały się te dwie liczby: 30 tys. i 60 tys. fragmentów.
W rzeczywistości znaleziono zatem 10 tys. kawałków, 20 tys. wykryto i uznano za "prawdopodobne", a dodatkowe 40 tys. dodano rozumując przez analogię. Razem daje to maksymalnie 70 tys. fragmentów.
Jak zwraca uwagę dr Maciej Lasek, który prowadził badania 120 wypadków i poważnych incydentów lotniczych, liczba kilkudziesięciu tysięcy pozostałości "nie jest aż tak duża", zwłaszcza, że obejmuje fragmenty wyposażenia samolotu (w tym porcelanową zastawę) i rzeczy osobiste pasażerów.
Według raportu kanadyjskiej komisji badania wypadków lotniczych, po katastrofie lotu Swissair 111 samolotu MD-11, który rozbił się w wodach Atlantyku we wrześniu 1998 roku, z oceanu wyłowiono około dwa miliony fragmentów. Przyczyną katastrofy był pożar na pokładzie.
Amerykańscy śledczy, badający katastrofę lotu TWA 800 z 1996 r., przebadali pod kątem materiałów wybuchowych ponad milion części wraku wydobytych z dna morza. Prawdopodobną przyczyną katastrofy było podgrzanie paliwa i jego wybuch.
"Każdy wypadek jest inny - tłumaczy Edward Łojek, ekspert zespołu Laska - porównywanie liczby odłamków nie ma większego sensu, liczą się twarde dowody, które wskazują, co się naprawdę stało".
Piotr Lipiec, inny członek tzw. zespołu Laska, inżynier gruntownie wykształcony i przeszkolony także w najlepszych zagranicznych ośrodkach
tłumaczył OKO.press, że prezydencki tupolew poruszał się z dużą prędkością 70 m/sek (250 km/godz.), z której tylko "trochę wytracił wykonując beczkę". Uderzając w ziemię zahaczał o drzewa i krzaki, co dodatkowo rozrywało poszycie.
Impet uderzenia był tak duży, że centropłat poleciał 140 m do przodu. "Samolot to nie czołg - tłumaczy Lipiec - w dodatku uderzył o ziemię najsłabsza częścią - sufitem z cienkiej blachy, a nie podłogą, która jest najtrwalsza.
Pasażerowie zostali dosłownie zmasakrowani, roztarci przez to uderzenie".
Widok pola wypadku w Smoleńsku jest według Lipca typowy. Nawet małe, lekkie samoloty po katastrofie rozpadają się na masę fragmentów.
Tezy o odłamkach Macierewicz używa od lat. W styczniu 2014 roku mówił:
"Badania archeologów potwierdzają w pełni analizy, które przeprowadzał [nasz] zespół parlamentarny" - Macierewicz przypomniał zdjęcie, na którym widać "jak gigantyczna liczba drobnych odłamków była skutkiem tamtego dramatu". Ostatecznie dowiedzieliśmy się - konkludował - "jak samolot rozpadał się w powietrzu na dziesiątki tysięcy małych fragmentów, jeszcze przed miejscem, gdzie stała brzoza i jeszcze przed miejscem, gdzie dotknął ziemi".
To kolejne przekłamanie. Kawałków samolotu znalezionych PRZED brzozą, które mają dowodzić, że do wybuchu doszło wcześniej, było - według raportu Millera - dwa, w tym jeden niepewny. Kawałek/kawałki oderwały się od samolotu, który czterokrotnie zahaczał o inne drzewa nim uderzył skrzydłem w brzozę. Co analizowaliśmy już w oparciu o zapisy czarnych skrzynek i ścieżki dźwiękowej z kokpitu, przy czym zarejestrowane mini wstrząsy dokładnie odpowiadają szumom i trzaskom, jakie słuchać było w kokpicie. Szczegóły są tutaj:
Dla dowodzenia tezy o zamachu smoleńskiego prawicowe media używały zmanipulowanych porównań z katastrofą Pan Am Flight 103 nad szkockim Lockerbie w wyniku terrorystycznego ataku. "wSieci" pisało np. że"nawet nad Lockerbie, gdzie w 1988 r. na wysokości 9 km zdetonowano bombę, liczba odłamków była mniejsza. Przez kilka miesięcy ponad tysiąc osób wyzbierało ponad 10 tys. elementów. To co najmniej dwukrotnie mniej niż w przypadku polskiego TU-154M”.
Liczba 10 tys. pozostałości znalezionych w okolicach Lockerbie - bzdura widoczna gołym okiem - pojawia się na niektórych stronach Wikipedii, a także w artykule szkockiego dziennika z 2007 roku. To jednak wynik banalnego nieporozumienia: tyle części zostało na tyle zidentyfikowanych, że posłużyły do dalszych analiz i rekonstrukcji samolotu. Resztę opisywano i gromadzono w workach.
Według Raportu National Geographic znaleziono łącznie cztery miliony części.
Podobnie renomowany "The Guardian" pisał, że w Longtown, 32 km od Lockerbie,
zgromadzono i zarejestrowano cztery miliony znalezisk. "Każdy fragment, który dało się zidentyfikować został umieszczony w odpowiednim miejscu i w ten sposób stopniowo powstawał dwuwymiarowy model samolotu"
Encyklopedia terroryzmu wydawnictwa SAGE pisze, że śledztwo po Lockerby trwało trzy lata: "Śledczy zbadali 4 miliony pozostałości w tym 15 tys. rzeczy osobistych".
Oficjalny raport o przebiegu i przyczynach katastrofy nad Lockerbie opisuje gigantyczną akcję zbierania szczątków tragedii, ale ostatecznie nie pada w nim żadna liczba. Podobnie jest w innych raportach z katastrof lotniczych (także komisji Millera).
To dlatego, że liczba znalezionych fragmentów nie jest uznawana za istotną dla wyjaśnienia sprawy i to nawet wtedy, gdy dochodzi do zamachów czy ataków rakietowych, jak w przypadku zestrzelenia boeinga 777 Malaysia Airlines w lipcu 2014 w obwodzie donieckim.
Kluczowe jest wtedy znalezienie fragmentów, które bezpośrednio ucierpiały od wybuchu, odkrycie śladów materiałów wybuchowych i opisanie zniszczeń.
Czego Macierewicz nie jest w stanie zrobić z prostego powodu.
Wybuchu nie było. Nastąpił tylko w jego głowie. Wciąż wybucha także w głowach tych, którzy wierzą w smoleński zamach. Według sondaży z kwietnia 2017 było ich już "tylko" kilkanaście procent. Teraz zapewne mniej.
Udostępnij:
Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze