Mamy mocne sygnały o dezinflacji ze strefy euro, w Polsce jest zdecydowanie za wcześnie na ogłaszanie osiągnięcia szczytu. Jest kilka pozytywnych sygnałów, jest też niestety ryzyko, że utrwali się u nas wysoka inflacja w okolicy 10 proc.
Mamy pierwszy od lutego spadek inflacji: w listopadzie ceny wzrosły o 17,4 proc. w stosunku do listopada 2021. To spadek wskaźnika cen o 0,5 punktu procentowego w stosunku do poprzedniego miesiąca.
Na koniec miesiąca GUS publikuje jedynie szybki szacunek (który zwykle jest bardzo dokładny, korekty w połowie miesiąca to zwykle zmiana o około 0,1 punktu proc. lub potwierdzenie wcześniejszych danych). Dlatego mamy mało dokładnych danych, co obecnie drożeje najsilniej.
Mamy dziś jedynie trzy podstawowe kategorie, zobaczmy, jak w stosunku do listopada 2021 zmieniły się ceny:
Czyli wzrost cen paliw jest już dziś niższy niż ogólny wskaźnik cen. Ciekawie robi się, gdy spojrzymy na zmiany cen miesiąc do miesiąca. Ogółem poziom cen w stosunku do października wzrósł o 0,7 proc. W kategoriach wygląda to tak:
Mamy więc wyraźne spadki w poszczególnych kategoriach. To też inna sytuacja niż luty 2022. Wówczas spadek inflacji był wywołany prawie wyłącznie obniżką podatków w ramach rządowej tarczy antyinflacyjnej. W kolejnych miesiącach wróciliśmy na ścieżkę wysokich wzrostów. Jeśli wyjąć luty, mniejszy wzrost cen z miesiąca na miesiąc mieliśmy w ciągu ostatniego roku tylko raz – w lipcu 2022.
Czy w takim razie to sygnał, że górka już za nami i będzie tylko lepiej? Niekoniecznie.
„To przede wszystkim zasługa cen energii, które akurat na przełomie października i listopada notowały najniższe poziomy od początku inwazji Rosji na Ukrainę” – komentuje dla OKO.press dr Wojciech Paczos z Cardiff University – „Należało się zatem spodziewać, że inflacja spadnie, dobrze, że w odczytach miesiąc-do-miesiąca spadła poniżej 1 proc.”.
Spadek dynamiki inflacji w tym miesiącu może być zaskoczeniem dla wielu z nas. Jesteśmy przyzwyczajeni do ogłaszanych co miesiąc rekordów, wiemy też, że szczyt zapowiadany jest na przyszły rok. A jednak niektórzy analitycy przewidywali, że w tym miesiącu odczyt inflacyjny może być nieco niższy – właśnie ze względu na ceny energii i paliwa.
Spójrzmy na to z innej strony
– pomimo spadku cen energii i paliw z miesiąca na miesiąc, ogólny poziom cen wzrósł o 0,7 proc. w stosunku do października.
W tym miesiącu z pewnością nie mamy „putinflacji”. Przypomnijmy: to hasło, które wymyślono w PiS, by zrzucić całą (lub większość) winę za obecną inflację na Putina, jego decyzję o wojnie z Ukrainą i szantaże energetyczne wobec Europy. Tymczasem w tym miesiącu (w ujęciu miesiąc do miesiąca) ceny paliw inflację obniżają. To nowe zjawisko w obecnej fali inflacji (znowu – wyłączając tarczową anomalię z lutego).
Potwierdza to nieco wzrastająca inflacja bazowa (czyli ta z wyłączeniem cen energii i żywności). Na dokładne dane musimy poczekać do połowy grudnia, ale dziś specjaliści szacują, że wzrosła z 11 proc. do około 11,3-11,4 proc.
Dr Paczos uważa, że to nie koniec wzrostów.
„W listopadzie ceny energii znów zaczęły rosnąć, w grudniu czeka nas sezonowa górka, w styczniu będą wygasać tarcze, a w lutym będzie efekt bazy (tarcza weszła w życie w lutym) - dlatego obawiam się, że to może być pojedyncza anomalia i w kolejnych miesiącach czekają nas wyższe odczyty”.
Są jednak pewne pozytywne sygnały. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że przygotowywany przez specjalistów w Komisji Europejskiej wskaźnik oczekiwań inflacyjnych spadł w listopadzie z 46 do 43,5 pkt. To wynik badania ankietowego, przeprowadzanego w Polsce przez firmę GfK Polonia na próbie ponad tysiąca osób w pierwszych dwunastu dniach miesiąca. Wyniki oznaczają, że nieco mniej osób w Polsce spodziewa się za 12 miesięcy dalszego wzrostu cen.
„43 proc. spodziewających się dalszego wzrostu inflacji (powyżej 18 proc.) to jednak ciągle dużo” – przypomina dr Paczos. I dodaje: „W mojej ocenie mamy pierwsze, ale na razie pojedyncze sygnały stabilizacji, ale jeszcze nie spadków inflacji. Uważam, że odczyt listopadowy 0,7 proc. miesiąc do miesiąca jest optymistyczny, ale nie do utrzymania. Bez dalszych działań NBP inflacja na pewno wyraźnie nie spadnie.
One będą konieczne, żeby podtrzymać i wzmocnić trend słabnących oczekiwań inflacyjnych”.
Wiele jednak wskazuje na to, że dzisiejsze wyniki umocnią dotychczasową linię NBP. Analitycy ekonomiczni banku Pekao ogłosili od razu po zaprezentowaniu przez GUS danych o inflacji, że podwyżek stóp procentowych już nie będzie. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nie będzie ich na posiedzeniu grudniowym.
Prezes NBP Adam Glapiński jasno mówił, że zmiana kursu jest możliwa, że nie zamyka ścieżki podwyżek, ale interwencja nastąpi tylko, jeśli znacząco zmienią się warunki. Z pewnością inflacja niższa o 0,5 punktu procentowego niż miesiąc wcześniej oznacza, że ewentualną podwyżkę stóp byłoby Glapińskiemu bardzo trudno wytłumaczyć. A przede wszystkim – byłaby ona niezgodna z jego dotychczasową linią. Tymczasem w Radzie Polityki Pieniężnej większość mają członkowie, którzy politykę prezesa popierają.
Silniejsze sygnały o dezinflacji można zauważyć w innych krajach UE.
Dr Paczos: „Warto jeszcze sprawdzić, co się dzieje w innych krajach UE. Niemcy i Hiszpanie zanotowali w listopadzie prawie brak inflacji miesiąc do miesiąca (-0,1 proc. w Hiszpanii, +0,1 proc. w Niemczech). Znów - to dzięki spadkom cen energii. To nam pokazuje jak daleka droga przed nami. Te 0,7 proc. miesiąc do miesiąca, gdyby powtarzało się co miesiąc przez rok, przełoży się na 9 proc. rok do roku. To jest ta różnica, która nas dzieli jako takiej stabilności, która zaczyna się pojawiać w strefie euro”.
W Hiszpanii widzimy najniższy poziom inflacji od początku roku (6,1 proc. w styczniu). W listopadzie wyniosła 6,8 proc. i to czwarty miesiąc spadków z rzędu. Dzisiejsze dane z UE mówią, że mamy też spadek inflacji w całej strefie euro – z 10,6 proc. do 10 proc. Inflacja bazowa w strefie euro pozostaje bez zmian, na poziomie 5 proc. Holandia zaliczyła ogromny spadek inflacji z miesiąca na miesiąc – o 4 proc.
Przy okazji warto odnotować nowy kamień milowy w realnej wartości świadczenia 500 plus, co zauważył na Twitterze dziennikarz ekonomiczny Rafał Hirsch. Aby świadczenie na dziecko miało taką samą wartość nabywczą, co w momencie wprowadzenia w kwietniu 2016, dziś musiałoby mieć wartość 700 złotych.
Czyli dziś za 700 złotych kupimy tyle samo produktów z podstawowego koszyka dóbr, co w kwietniu 2016 za 500 złotych.
Przy takich porównaniach warto zawsze pamiętać, że koszyki dóbr to pojęcia teoretyczne. Nasze doświadczenia mogą się nieco lub czasem znacznie, różnić się od danych. Niemniej dobrze pokazuje to ogólny wzrost poziomu cen na przestrzeni ostatnich sześciu i pół roku.
Pomysły, by świadczenie zwaloryzować, pojawiały się w ostatnich miesiącach w przestrzeni publicznej, mówiono już nawet o 700 złotych, ale wszystko okazywało się plotkami. Politycy PiS są w tej sprawie ostrożni i wątpliwe, by taka waloryzacja pojawiła się w najbliższym czasie, bo jest to potencjalnie pomysł silnie proinflacyjny – dodaje milionom gospodarstw domowych dodatkowe setki złotych, co może podbić popyt a w konsekwencji ceny.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze