W lutym tąpnęła konsumpcja, w IV kwartale 2022 wyraźnie spadły zyski firm spoza sektora energetycznego. Gospodarka siada przy wysokiej inflacji. Ale bezrobocie jest wciąż stosunkowo niskie. Mamy do czynienia z recesją?
Spadek konsumpcji prywatnej jest bardzo duży, większy niż spodziewali się ekonomiści. Sprzedaż w cenach stałych spadła w lutym 2023 o 5 proc. w stosunku do lutego 2022. Tymczasem konsensus prognostyków zakładał spadek o 1,5 proc.
Przewidywania spadku nie wynikały tylko z inflacji, ale też z efektów statystycznych – rok temu mieliśmy spore wzrosty, w lutym mogły być związane choćby z wojną w Ukrainie, paniką na stacjach paliw i panicznym robieniem zapasów. Ale obecny spadek wykracza poza te efekty.
Z jednej strony może wydawać się to naturalne – przy wysokiej inflacji ludzie mogą ograniczać wydatki, rezygnować z części konsumpcji. Ale to zdanie prawdziwe tak samo dziś, jak pół roku temu. A przez dużą część 2022 roku konsumpcja rosła i miała się dobrze.
Teraz mamy wyraźny spadek zarówno w stosunku do lutego 2022, jak i poprzedniego miesiąca, czyli stycznia 2023 (w tym drugim przypadku – o 3,6 proc.).
To, że wynik z lutego nie jest spowodowany efektami bazy, dobrze pokazują analitycy ekonomiczni mBanku w swoim opracowaniu. Spójrzmy na ich wykres:
Jak to wygląda w poszczególnych kategoriach?
„To naszym zdaniem jeszcze nie koniec. Nie widzieliśmy efektów spadku kredytu hipotecznego i generalnie obniżenia chęci i potrzeby remontów – w obliczu wysokich cen wszystkiego, doposażanie lub remontowanie mieszkania może schodzić na dalszy plan” – piszą analitycy mBanku w swoim opracowaniu.
W obszernej kategorii „pozostałe” mamy też prawie dziesięcioprocentowy spadek.
„Perspektywy dla konsumpcji na najbliższe kwartały rysują się naszym zdaniem w ciemnych barwach – pewnej poprawy oczekujemy dopiero pod koniec 2023, dzięki spadającej inflacji i perspektywie obniżek stóp procentowych. Przebieg obecnej recesji konsumenckiej jest przy tym nietypowy – spadek konsumpcji występuje pomimo braku wzrostu bezrobocia”.
Czy to znaczy, że czeka nas stagflacja – wysoka inflacja i recesja jednocześnie?
Jak pisaliśmy w OKO.press kilkukrotnie – choćby tutaj – recesja nie jest jednoznacznym pojęciem, mamy jej różne definicje. O recesji mówimy, gdy PKB w skali całego roku się kurczy. A gdy przez dwa kwartały z rzędu PKB spadnie (w ujęciu kwartał do kwartału, nie rok do roku), wówczas mówimy o recesji technicznej. Niekoniecznie oznacza ona trwałe problemy gospodarcze i głęboką recesję.
Wyżej widzimy też słowa o „recesji konsumenckiej”. Recesja może oznaczać bowiem problemy w konkretnej sferze gospodarki.
Z drugiej strony, poprawiają się badane przez GUS nastroje konsumenckie, choć nieznacznie. GUS co miesiąc pyta to:
W każdym z tych pytań sumuje się odpowiedzi pozytywne i negatywne (np. 65 proc. negatywnych i 35 proc. pozytywnych daje saldo – 30). Następnie liczy się średnią z wszystkich pytań, i tak powstaje bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej. I ten rzeczywiście wzrósł, o 0,4 proc.
Ale rośnie co miesiąc od października, zwykle o wyższą wartość. A i tak jest mocno na minusie – wynosi -35,6. Ostatnio na plusie znajdował się przed pandemią. Czyli jest według nas kiepsko, ale kiełkuje nadzieja, że będzie lepiej.
Czynniki, które na to wpływają, mogą być różne, ale z pewnością częścią odpowiedzi jest przekonanie, że inflacja nie będzie już rosnąć. Bo tak mówi nie tylko prezes NBP Adam Glapiński, ale też ogromna większość ekonomistów.
Bardzo możliwe też, że na polepszanie się nastrojów wpływa to, że nie ziścił się czarny scenariusz zimowy z brakami energii i ciepła w domach.
I rzeczywiście przygotowywany przez GUS wskaźnik oczekiwań inflacyjnych spada właśnie od października. W lutym zaliczył duży spadek – z 32 pkt do 20 pkt, a to najniższa wartość od ponad 5 lat. Czyli konsumenci coraz mniej spodziewają się wzrostów cen.
Do całego obrazu dodajmy jeszcze produkcję przemysłową. Ta w lutym spadła o 1,2 proc. rok do roku (chociaż wzrosła o 0,4 proc. w stosunku do stycznia).
Bezrobocie pozostaje na stabilnym poziomie – w lutym wyniosło 5,5 proc.,
„Spowolnienie gospodarcze skutkuje wstrzymywaniem rekrutacji na stanowiska wymagające mniejszych kwalifikacji. W lutym pracodawcy zgłosili do urzędów pracy 94 tys. nowych ofert pracy. To wynik podobny jak w styczniu, jednak o 20 proc. mniejszy niż rok temu”.
Na stanowiskach specjalistycznych nie widać jednak jeszcze tego spowolnienia.
I jeszcze zyski przedsiębiorstw. Znamy z GUS ich wyniki za czwarty kwartał 2022 roku. Zysk netto przedsiębiorstw niefinansowych zatrudniających co najmniej 50 osób wyniósł w tym okresie 59,1 mld zł, czyli o 2,7 proc. mniej niż przed rokiem. Ale gdy wyłączymy firmy energetyczne, które w zeszłym roku sporo zyskiwały, spadek to 5,5 proc. W tym czasie ceny dalej rosły, a więc firmom udawało się przenieść koszt tych spadków zysków na klienta. Wszystko wskazuje jednak na to, że przestrzeń do takich działań się kończy.
„W grudniu pisałem, że w tym roku zyski przedsiębiorstw powinny obniżyć się o ok. 15 proc. I to wciąż jest prawdopodobne, ponieważ w pewnym momencie ceny zaczną rosnąć wyraźnie wolniej niż wynagrodzenia, czyli główny składnik kosztów” – przekonuje w „Pulsie Biznesu” jego główny ekonomista Ignacy Morawski.
Dodajmy do tego, że ważnym składnikiem zeszłorocznego wzrostu PKB (ponad 7 proc.) było dalsze akumulowanie zapasów. W tym roku wiele firm będzie musiało z tych zapasów korzystać.
Pełen obraz polskiej gospodarki na podstawie dostępnych danych nie rysuje się więc różowo. A to obraz, który starają się wykorzystać politycy opozycji, winiąc za niego rząd.
Donald Tusk na spotkaniu z wyborcami w Zawierciu 22 marca mówił:
„Trochę nas oszukiwano przez tych wiele, wiele miesięcy, tłumacząc politykę Narodowego Banku Polskiego, że ta inflacja w Polsce jest może jedną z najwyższych w Europie, ale dzięki temu ominą nas problemy ze spowolnieniem gospodarczym czy z recesją. Miało być coś za coś, będzie drożej, będzie wysoka inflacja, ale za to gospodarka będzie się rozwijała bardzo dynamicznie, nie będą zagrożone miejsca pracy” – przekonywał szef PO.
I dodawał:
„Dzisiaj mamy efekt ten, którego wszyscy bali się najbardziej. Drożyzna jest faktem. (...) Inflacja nadal będzie dotkliwa, ale równocześnie nie ma tego efektu, o którym zapewniał nas prezes Glapiński, czy premier Morawiecki, że w zamian będziemy mieli poważny wzrost gospodarczy i bezpieczne miejsca pracy”.
Donald Tusk ma dużo racji. „Poważnego” wzrostu gospodarczego prawie na pewno w tym roku nie zobaczymy. W pierwszej połowie marca szacunki ekonomistów dla Polski wahały się między 0,1 a 1,2 proc. wzrostu. Ale to liczby podawane jeszcze przed pełnym obrazem z lutego. Z pewnością niedługo zobaczymy prognozy, gdzie będzie mowa o spadku PKB w całym roku, czyli recesji. Bo widać kilka niebezpiecznych czynników gospodarczych – wysoka inflacja, spowolnienie konsumpcji, potencjalnie słabnące firmy.
Recesja w całym roku nie jest jednak pewna. A to sprawia, że narracją o kryzysie, po którą sięga Tusk, jest ryzykowna. Jesienią opozycja przekonywała, że przez nieudolność PiS w polskich gospodarstwach domowych zabraknie węgla i będzie zimno, mogą wystąpić problemy z prądem. Nic takiego się nie stało, a PiS w sondażach stoi stabilnie w okolicy 35 proc.
Podobnie może stać się z wieszczeniem wzrostu bezrobocia i problemów na rynku pracy. Obecne problemy gospodarcze są pod tym względem wyjątkowe w 34-letniej historii III RP. Na razie osłabienie gospodarcze nie skutkuje wyraźnym wzrostem bezrobocia. I tak może pozostać.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze