Ja wiem, jak rozmawiać z Trumpem – może zanucić Władimir Putin. Na Alasce powiedział Trumpowi wszystko, co ten lubi, a w zamian dostał zawieszenie nowych sankcji i czas na dalsze zabijanie Ukraińców. Jednak za wcześnie, by mówić, że rozmowy były całkowitą porażką
Analiza Piotra Pogorzelskiego, wicedyrektora Polskiego Radia dla Zagranicy, autora podcastu Po prostu Wschód.
Po niemal 4 latach wojny, w której zginęły tysiące ludzi, w tym cywilów, milionach uchodźców, którym zrujnowano życie i marzenia, zniszczonych do szczętu ukraińskich miastach, widok Donalda Trumpa witającego się z Władimirem Putinem jak ze starym dobrym kumplem, szokuje.
Pokazuje, że w polityce liczą się tylko interesy. Jest też lekcją dla innych krwawych dyktatorów: wygnanie nie bywa wieczne, zawsze możecie wrócić na światową arenę witani z honorami. Zaproszenie rosyjskiego dyktatora do limuzyny amerykańskiego prezydenta jest kropką nad i, a wykrzyknikami są deklaracje Trumpa na konferencji prasowej, o których trochę niżej.
Jako pierwszy przemówił Władimir Putin. Trump umożliwił mu to mimo protokołu dyplomatycznego, który przewiduje, że najpierw głos zabiera gospodarz. Zresztą zaproszenie do samochodu gospodarza też jest jego naruszeniem.
To, co mówił przed kamerami rosyjski prezydent, zapewne nie odbiega od tego, co mówił w czasie rozmów dwustronnych. Donald Trump mógł się zatem dowiedzieć, że Moskwa chce zakończenia wojny, ponieważ Putin uznaje Ukraińców za „bratni naród”. Dobrze, że dodał: „jakkolwiek dziwnie może to nie brzmieć w obecnych warunkach”.
Rosyjski przywódca zapewnił przy tym, że „wszystko to, co się dzieje, jest dla nas wielkim bólem”. Szkoda, że Donald Trump nie ogląda rosyjskiej telewizji, w której wojna z Ukrainą nie jest przedstawiana, jako „wielki ból”, a jako bohaterska walka ze zgniłym Zachodem, w tym także do niedawna z Ameryką, porównywalna do Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (1941-45), czyli tego okresu, kiedy ZSRR walczył z III Rzeszą (większość Rosjan odrzuca fakt, że wcześniej był jej sojusznikiem).
Za to Trump wierzy, że prezydent Rosji „chce tego samego, co on” i „ludzie już nie będą ginąć”. Czasem można odnieść wrażenie, że jego poglądy zależą od tego, kto z nim rozmawia ostatni.
Władimir Putin przedstawił także pełen zestaw deklaracji, które były miodem na serce Donalda Trumpa. A jak wiemy, uwielbia on komplementy.
Właściwie powtórzył słowa amerykańskiego przywódcy, że gdyby on był w 2022 roku prezydentem, to wojny by nie było. Mówił też o „szansie na współpracę gospodarczą”, bo już teraz „wraz z przyjściem nowej administracji USA dwustronna wymiana handlowa zaczęła rosnąć”. Donald Trump jako biznesmen na pewno już wyliczył, ile może zarobić w momencie, gdy zniesione zostaną wszystkie sankcje nałożone na Rosję.
Rosyjski prezydent stawia jednak pewne warunki, a mianowicie mówi o tym, że powinny być rozwiązane pierwotne przyczyny kryzysu i „odbudowana sprawiedliwa równowaga bezpieczeństwa w Europie”. Czyli Ukraina poza NATO, a może nawet zmniejszenie obecności wojskowej w takich krajach członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego, jak Polska? Takie warunki przecież stawiała Moskwa pod koniec 2021 roku. Warto to przypomnieć, ponieważ ta wojna bezpośrednio dotyczy także bezpieczeństwa Polski.
Trudno się dziwić, że Władimir Putin zdaje sobie sprawę, że Ukraina i inne państwa europejskie mogą się na to nie zgodzić, czyli „próbować zaszkodzić potencjalnemu postępowi w tej sprawie”. Słuchając późniejszych słów Donalda Trumpa, można dojść do wniosku, że wraz z rosyjskim przywódcą mają oni teraz wspólnego wroga: tych złych Europejczyków, którzy będą przeszkadzać w porozumieniu. Amerykanin oświadczył, że zawsze miał „fantastyczne stosunki” z Putinem. „Przeszkadzał nam hałas wokół Rosji, ale on to zrozumiał. Musieliśmy poradzić sobie z tym zamieszaniem. On wiedział, że to oszustwo, ja też wiedziałem, że to oszustwo” – jak często w przypadku Donalda Trumpa trudno zrozumieć, o co dokładnie chodzi, niemniej jednak wizja jest jasna: prezydenci chcieli się porozumieć, a ktoś zły przeszkadzał. Jest to dokładnie taka sama narracja, jaką widzimy w rosyjskich mediach.
Dobrze, że Amerykanin chce przynajmniej zapytać Ukraińców o zdanie co do tego, jak ma zakończyć się wojna w ich kraju, choć jak przekonuje „Rosja to wielka siła” i Kijów powinien ustąpić. Podobnie, jak inne stolice europejskie. Dzięki temu Moskwa i Waszyngton będą mogły robić wspólne interesy.
Donald Trump ignoruje przy tym fakt, że Ukraina jest państwem demokratycznym i prezydent nie podejmuje decyzji sam, jak Władimir Putin. Wątpliwe jest, żeby Wołodymyr Zełenski, podobnie jak inni Ukraińcy, zgodził się na oddanie Rosji zagrabionych siłą terytoriów. Europejczycy mają też w pamięci 1938 rok, gdy ustępstwa terytorialne nie uspokoiły Hitlera, a wręcz przeciwnie stały się zachętą do dalszej ambicji. Zakończyło się to II wojną światową i milionami zabitych.
W sobotę w ciągu dnia pojawiły się jednak nieoficjalne informacje, które sprawiają, że nie można stwierdzić, że dla Ukrainy i Europy wszystko przepadło: Stany Zjednoczone prawdopodobnie są gotowe nadać jej gwarancje bezpieczeństwa, wg modelu „non-NATO article 5 security guarantees”. Ukraina nie będzie zatem członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale jeśli Rosja ją zaatakuje, inne kraje NATO mają ruszyć jej na pomoc.
„Koalicja chętnych”, która pomaga Kijowowi i w której skład wchodzą, między innymi, Polska, Niemcy, Francja i Wielka Brytania wspiera tego rodzaju rozwiązanie. Trudno jednak, żeby uwierzyli w to sami Ukraińcy: gwarancje bezpieczeństwa, które dostali w Budapeszcie w 1994 roku od Rosji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w zamian za pozbycie się broni jądrowej, okazały się w 2022 roku nic albo niewiele warte.
Prezydent Wołodymyr Zełenski będzie w poniedziałek 18 sierpnia w Waszyngtonie, mają mu towarzyszyć przedstawiciele państw europejskich. Z jednej strony można się cieszyć, że Amerykanie jednak biorą pod uwagę głos Europy, a z drugiej może się okazać, że Donald Trump będzie się jedynie starał zmusić Ukrainę i jej europejskich sojuszników do kompromisu.
W końcu, jak widzieliśmy na Alasce, nie może już się doczekać wspólnych interesów z Władimirem Putinem. Te są możliwe, gdy będzie nie tylko zawieszenie broni, ale też kompleksowa umowa dotycząca przyszłości Ukrainy i Europy. Rosyjski prezydent proponuje takie rozwiązanie. I z tym też Donald Trump się zgadza.
Wicedyrektor Polskiego Radia dla Zagranicy i autor audycji Po prostu Wschód przygotowywanej przez radiową Trójkę
Wicedyrektor Polskiego Radia dla Zagranicy i autor audycji Po prostu Wschód przygotowywanej przez radiową Trójkę
Komentarze