0:000:00

0:00

"Zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce to jest przede wszystkim kwestia stosunku do zwierząt, kwestia serca i litości wobec nich" - mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński w słynnej wideo-wypowiedzi dla fundacji »Viva!«. Taki zakaz znalazł się w nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, którą przygotowali w 2017 roku.

Niestety, i serca, i litości ostatecznie zabrakło, bo zakaz hodowli futerkowej nie znalazł się w polskim prawie, choć PiS szumnie go zapowiadał.

Nie ma również wielu innych zakazów, które przyniosłyby ulgę zwierzętom - jak zakaz trzymania psów na łańcuchach czy wykorzystywania zwierząt w cyrkach. Udało się jedynie podwyższyć kary za znęcanie się nad zwierzętami.

A w nowym programie PiS, przygotowanym z okazji wyborów, o "dobrej zmianie" w ustawie o ochronie zwierząt nie ma już ani słowa.

Przeczytaj także:

Zapowiadała się rewolucja

Projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt miał być gotowy jeszcze przed wakacjami 2017 roku. Ostatecznie posłowie PiS złożyli go 6 listopada. Podpisał go sam Jarosław Kaczyński, który ma opinię człowieka zatroskanego o los "braci mniejszych".

Projekt zawierał m.in. następujące zmiany:

  • zakaz chowu i hodowli zwierząt na futra (lisa pospolitego i polarnego, norki amerykańskiej, tchórza, jenota oraz nutrii - spod zakazu wyłączono tylko królika);
  • zakaz trzymania psów na łańcuchach (od 2022);
  • zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach;
  • zakaz transportu ryb bez wody;
  • zakaz uboju rytualnego na eksport;
  • wprowadzenie kategorii psów i kotów rasowych – w celu wyeliminowania pseudo-hodowli;
  • podwyższenie kary z dwóch do czterech lat za znęcanie się nad zwierzętami.

Co prawda, nowelizacja przepisów dotyczących uboju rytualnego była tylko cieniem zmian postulowanych kiedyś przez organizacje prozwierzęce. Ale dalej, w stronę całkowitego zakazu, pójść się już nie dało. Dlatego, że w 2014 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że jego delegalizacja naruszałaby wolności religijne.

Celem zmiany było ograniczenie tej praktyki w taki sposób, by zwierzęta w stanie świadomości, nieogłuszone, dla celów religijnej konsumpcji były zabijane tylko na potrzeby Polaków wyznających islam lub judaizm. Ale już nie na eksport.

"Ostre zaostrzenie"

Największy opór wzbudziły plany delegalizacji hodowli zwierząt na futra. Szczepan Wójcik, hodowca norek i profutrzarski lobbysta, przez kilka miesięcy niemal nie wychodził ze studia TV Trwam i innych przyjaznych hodowcom mediów. Zakazowi byli bezwzględnie przeciwni również obydwaj ministrowie rolnictwa w rządzie PiS: Krzysztof Jurgiel i jego następca Jan Krzysztof Ardanowski.

Oburzenie wyraził również w maju 2018 roku o. Tadeusz Rydzyk. "Gdy słyszę o pomyśle zakazu hodowli zwierząt futerkowych, pytam: gdzie ja jestem? Może niedługo zakażą hodowli kurczaków? [...] Działania wymierzone w hodowców zwierząt futerkowych są dla mnie nienormalne" - mówił w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl.

Te słowa z pewnością dotarły do kierownictwa PiS. I choć w spocie Vivy! Kaczyński zapewniał, że PiS w sprawie futer się nie ugnie, to latem 2018 roku pojawiły się pierwsze informacje, że z noweli znikną zakazy: hodowli zwierząt na futra, uboju rytualnego i trzymania psów na łańcuchach. Ten ostatni podobno nie spodobał się wiejskiemu elektoratowi PiS.

[okonawybory]

Minister Ardanowski zapowiedział w lipcu 2018 roku, że "bardzo ostro zaostrzy kryteria kontroli ferm". Nie powiedział jednak, na czym to "ostre zaostrzenie" ma polegać.

„To raczej nieudana próba uspokojenia środowisk, które – motywowane troską o zwierzęta lub interesem społeczności mieszkających w okolicach ferm – chcą likwidacji hodowli zwierząt na futra w Polsce” - komentował dla OKO.press Cezary Wyszyński z Fundacji Viva!

Na te informacje organizacje prozwierzęce wystąpiły z apelem do Marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. "Wnosimy o natychmiastowe wznowienie prac nad projektem nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, złożonym do Sejmu RP przez grupę Posłów Prawa i Sprawiedliwości w dniu 6 listopada 2017 roku” - pisały. Oczywiście - bezskutecznie.

Koniec "dobrej zmiany" (dla zwierząt)

Ostatnie nadzieje zgasił wywiad PAP z Krzysztofem Czabańskim ze stycznia 2019, w którym mówił o autopoprawkach do noweli ustawy. Ich rzekomym celem była m.in. poprawa losu zwierząt bezdomnych, ale w rzeczywistości kolejne zaproponowane przepisy miały przykryć zarzucenie wprowadzenia tych naprawdę przełomowych.

Poseł PiS potwierdził, że kolejny projekt nie przewiduje zmian w przepisach dotyczących uboju rytualnego. Dodał, że "ta kwestia nie będzie już rozpatrywana", bo wspomniane orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego mówiło o niekonstytucyjności zakazu.

Tyle że zapisy Konstytucji RP nie regulują wolności konsumpcji mięsa koszernego i halal za granicą, a przecież proponowany w noweli zakaz mówił jedynie o zakazie uboju na eksport.

Czabański potwierdził też ostatecznie słowa ministra Ardanowskiego o hodowli futerkowej: zostaje, ale mają zostać podniesione wymagania wobec ferm zwierząt hodowanych na futra. "Zobaczymy, czy podniesienie tych standardów przyniesie korzystne skutki. Jeżeli nie przyniesie, wówczas do sprawy norek będziemy wracać" - powiedział, choć nie dodał, o jakie to standardy ma chodzić.

Psy również zostaną na łańcuchach.

Choć zmiana w nowelizacji przewiduje wydłużenie łańcuchów z 3 do 5 metrów. I nakazuje stosowanie obroży niemetalowej, bo pętle z łańcucha często prowadziły do urazów skóry szyi psów. Łańcuch nie powinien też ważyć więcej niż 1/4 masy ciała zwierzęcia.

"Zobaczymy, czy to poprawi los zwierząt trzymanych na uwięzi i w zależności od tych wniosków po pewnym czasie zastanowimy się nad ewentualnym zakazem trzymania psów na uwięzi. Trzeba jednak mieć świadomość, że nie zawsze zmiana uwięzi na kojec oznacza poprawę warunków bytowych zwierzęcia - wymiary kojca niekiedy są tak małe, że psy nie mają w nich większej swobody poruszania się niż na długim łańcuchu" - powiedział Czabański.

Podobne wątpliwości nieoficjalnie artykułowały niektóre organizacje prozwierzęce. Chodzi o to, że pies ma silną potrzebę kontaktu z człowiekiem. Dlatego kojec może być gorszym rozwiązaniem niż uwiązanie, bo nie tylko znacznie ogranicza zwierzęciu przestrzeń ruchową, ale jeszcze stanowi barierę komunikacyjną. Nie zmienia to oczywiście faktu, że łańcuch jest - z punktu widzenia psa - udręką.

Do szuflady trafił też zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach.

"Ta sprawa wymagałaby z pewnością notyfikacji w Unii Europejskiej i to oznacza, że w tej kadencji nie mielibyśmy szansy na przeprowadzenie tej nowelizacji. Z tego powodu zrezygnowaliśmy z tego zakazu, ale w następnej kadencji zastanowimy się, czy do tej sprawy nie należy wrócić" - zapewnił Czabański.

Prace nad nowelą utknęły w sejmowej "zamrażarce". Według informacji, do których w marcu 2019 roku dotarła "Rzeczpospolita", nie planowano wznowienia prac nad nią przed końcem kadencji.

Coś jednak się udało

Choć nie posłom PiS, którzy przygotowali projekt nowelizacji, ale ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze. Chodzi o przygotowany przez jego resort pakiet zmian w Kodeksie karnym dotyczący zwierząt.

Od 19 kwietnia 2018 roku obowiązują następujące przepisy:

  • zwiększono karę za zabicie zwierzęcia i znęcanie się nad nim z 2 do 3 lat pozbawienia wolności; w przypadku dokonania tego ze szczególnym okrucieństwem - kara wzrosła do 5 lat;
  • obligatoryjne - nieuchronne dla sprawcy - stało się orzeczenie przez sąd nawiązki w wysokości od 1000 zł do 100.000 zł na cel związany z ochroną zwierząt;
  • zakaz wykonywania zawodów związanych z kontaktem ze zwierzętami dla sprawców przestępstw związanych z wykonywaniem tych zawodów (czyli, przykładowo, jeśliby weterynarz znęcał się nad zwierzętami w trakcie swojej praktyki lekarskiej);
  • zakaz posiadania zwierząt - obligatoryjny w przypadku znęcania się nad nimi ze szczególnym okrucieństwem;
  • wydłużono czas, na jaki sąd może orzec zakaz posiadania zwierząt i zakazy wykonywania zawodów, które są związane z wykorzystywaniem zwierząt lub oddziaływaniem na nie – z 10 do 15 lat.

Sęk w tym, że te zmiany w żaden bezpośredni sposób nie poprawiają losu zwierząt, ale jedynie zwiększają karalność za znęcanie się nad nimi.

Natomiast kluczowym problemem jest systemowa przemoc względem zwierząt, wciąż możliwa w polskim prawie, której symbolami są właśnie hodowla futerkowa, czy rytualny ubój. W tej sprawie PiS nie zrobił nic skutecznego.

Co po wyborach?

W ponad dwustustronicowym dokumencie programowym PiS z 2019 roku mowa o zwierzętach tylko w kontekście planowanego programu "Dobrostan Plus". Jest to po prostu - jak czytamy - "kompleksowy program wsparcia dla naturalnej hodowli zwierząt". Zaś jego celem jest "radykalne zmniejszenie zakresu transportu zwierząt, transportu mięsa i transportu pasz do gospodarstw rolnych, dzięki czemu [...] osiągnie się redukcję emisji dwutlenku węgla (ochrona klimatu), redukcję emisji zanieczyszczeń powietrza (ochrona środowiska) oraz poprawę dobrostanu zwierząt".

Program ma być kierowany do rolników prowadzących hodowlę świń lub bydła własnego chowu (nie sprowadzanych z zagranicy) i karmionych paszą z tego gospodarstwa, bez dodatku GMO. Krowy z takich hodowli powinny przynajmniej cztery miesiące w roku spędzać na pastwiskach pod gołym niebem.

Gospodarstwa chcące starać się o dofinansowanie w ramach "Dobrostanu Plus" - rocznie: 100 zł do tucznika, 500 zł do krowy - powinny sprzedawać swoje zwierzęta do ubojni oddalonych maksymalnie o 50 km, m.in. po to, by skrócić cierpienia zwierząt związane z transportem. Zakłady te nie powinny też prowadzić uboju rytualnego zwierząt.

Wygląda więc na to, że PiS chce zniechęcić rolników do sprzedaży zwierząt do ubojni rytualnych przez dopłaty. I - być może - w ten sposób ograniczać skalę uboju rytualnego w Polsce.

Jednak o zniesieniu hodowli futerkowej lub odejściu od wykorzystywania zwierząt w cyrkach w nowym programie PiS nie ma mowy.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze