„Nie potrafię sobie wyobrazić, co ci ludzie poczują. Widzieli nas, tłumaczki, osoby z Fundacji Ocalenie, lekarki, mieli nadzieję, że ktoś ich potraktuje jak ludzi. A być może niedługo spotkają się ze ścianą" - Franek Sterczewski o tym, co się stanie z Afgańczykami z granicy po wprowadzeniu stanu wyjątkowego
31 sierpnia 2021 rząd wystąpił do prezydenta z wnioskiem o wprowadzenie stanu wyjątkowego w miejscowościach przy granicy z Białorusią. Obejmie 115 miejscowości w województwie podlaskim i 68 - w lubelskim. Będzie obowiązywał przez 30 dni.
Od tygodnia w obozie na granicy przebywa poseł Franek Sterczewski (klub Koalicji Obywatelskiej). Jeździ z interwencjami do miejsc, gdzie polskie służby wywożą Afgańczyków proszących o ochronę międzynarodową. Pytamy go, co może się stać z Afgańczykami i osobami, które próbują im pomóc.
„Demokratyczne państwo opiera się na kontroli władzy przez obywatela. Temu służą różne środki: zgromadzenia publiczne, dostęp do informacji publicznej, niezależne media. A to wszystko może zostać ograniczone w stanie wyjątkowym" - skomentowała w rozmowie z OKO.press Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, do niedawna pracownica Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, obecnie szefowa Client Earth Polska. Podobnie jak mec. Michał Wawrykiewicz Rudzińska-Bluszcz nie widzi podstaw do wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Agata Szczęśniak, OKO.press: Kilka dni temu byłam w Usnarzu Górnym. Słyszałam rozmowę jednego z Afgańczyków z tłumaczką. Ona mówiła przez megafon, on odkrzykiwał. Między nimi: rząd namiotów, dwa rzędy samochodów, pole i strażnicy. Wstrząsające wrażenie. Odebrałam to jako rozpaczliwą próbę komunikacji, utrzymania jakiejkolwiek więzi w beznadziejnej sytuacji. I próbę pomocy. Jak po wprowadzeniu stanu wyjątkowego zmieni się sytuacja tych 32 osób na granicy?
Dla nich może to oznaczać katastrofę. Stracimy z nimi kontakt. Poczują się osamotnieni. Poczują, że nie ma nikogo, kto chciałby im pomóc.
Wydaje mi się, że w pewnym momencie rząd może otoczyć ich płotem. Zostaną zmuszeni, by się błąkać wzdłuż płotu. Z jednej strony będą mieli służby białoruskie, z drugiej – nasz drut. Rozpocznie się dla nich nowa tułaczka. Nie otrzymają żadnej pomocy.
Ciągle słyszmy kłamstwa, że to są Irakijczycy, a nie Afgańczycy. Dzięki tym rozmowom przez megafon mogliśmy prostować te kłamstwa. Wysłaliśmy ministrowi Wąsikowi dokumenty potwierdzające ich tożsamość. To jest kłopot dla rządu, bo wielu ludzi sympatyzuje z Afgańczykami.
Obawiam się, że teraz władza spuści zasłonę, żelazną kurtynę, za którą nie będziemy mogli spojrzeć. Nie będziemy mogli się dowiedzieć, co się stało z tymi ludźmi.
Nie potrafię sobie wyobrazić, co ci ludzie poczują. Widzieli nas, tłumaczki, osoby z Fundacji Ocalenie, lekarki, mieli nadzieję, że ktoś ich potraktuje jak ludzi. A być może niedługo spotkają się ze ścianą.
Psychologicznie na pewno będzie to dla nich wielka trauma. A wiele osób może nie przetrwać kolejnych dni na deszczu, mrozie, prób przekroczenia tego płotu.
To, co im nasze państwo wyrządza, jest skrajnie nieludzkie.
Spodziewaliście się, że tak się skończy?
Nie. Widzieliśmy propagandę pozarządową. TVP, okładki prorządowych tygodników – teksty o tym, że rzekomo opozycja współpracuje z Putinem. Ale widzieliśmy też, że służby łamią prawo w biały dzień. Może zorientowali się, że niektórzy dowódcy i politycy mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za używanie rozporządzenia o deportacji? I stwierdzili, że przyda się dodatkowy argument, parasol prawny, który ukryje ich nielegalne działania?
Mimo wszystko mogliście zakładać, że władze podejmą jakieś kroki. Zwłaszcza że od wielu dni nie dopuszczają do tych ludzi lekarzy. Próbowaliście przygotować Afgańczyków na negatywne scenariusze?
Od początku przygotowujemy grupę Afgańczyków na każdą ewentualność. Informujemy, że robimy wszystko, żeby im pomóc, ale niczego nie obiecujemy. Informujemy o bieżącej sytuacji. Działania służb, czyli wypełnianie rozkazów politycznych bez zważania na zagrożenie zdrowia i życia to czyste szaleństwo.
Widzimy, że straż coraz bardziej ich zasłania. Odsuwa tłumaczkę. Policja włącza silniki, które zagłuszają to, co mówią Afgańczycy. To są nieludzkie próby utrudniania komunikacji. Mówimy, że pewnego dnia może się już nie usłyszymy, może się nie zobaczymy. Psychologowie konsultują sytuację pod tym kątem.
Nie myśleliśmy jednak, że zerwanie kontaktu może się dokonać przy pomocy stanu wyjątkowego.
Będziecie w stanie kontaktować się z nimi, jeśli służby was albo ich usuną?
Nie wiem. Kilka osób ma telefony komórkowe i powerbanki, ale nie wiem, czy są jeszcze naładowane.
Czego się spodziewacie – wy, osoby w obozie? Przyjdzie do was dziś, jutro przedstawiciel Straży Granicznej i powie, że jest stan wyjątkowy i macie odejść. Co zrobicie?
Nie jestem osobą decyzyjną. Wspieram organizacje, które tu działają. Wszyscy czekamy na konkrety, konsultujemy sytuację z prawnikami. Zobaczymy, jak ten wniosek będzie wyglądał na piśmie. Pytanie, czy będzie zawierał wszystkie cechy stanu wyjątkowego, czy rząd zgodnie ze swoją tradycją będzie próbował przemycić dodatkowe uprawnienia dla służb.
Zakładamy, że organizacje pozarządowe pomagające ludziom, którzy ubiegają się o międzynarodową ochronę, będą usuwane z tych obszarów. Media nie będą mogły monitorować prac Straży Granicznej. Tego obawiamy się najbardziej: że uniemożliwią wszelką kontrolę nad przestrzeganiem prawa. A teraz mamy dowody, że prawo jest łamane.
Co chcą ukryć polskie władze?
Rząd się zastanawia, jak pozbyć się nie tylko tych ludzi, ale też wszystkich, którzy się pojawiają w okolicznych wsiach. Pozbyć się ich tak, żeby nikt tego nie widział. Wiemy o przypadkach, gdy służby - jak to określają - „ujmują” jakieś osoby, a faktycznie je zatrzymują. Nie spisują protokołu, w świetle prawa nie jest to zatrzymanie, tylko nielegalne wywożenie ludzi. Mamy potwierdzenie, że wywieziona została grupa trzech Afgańczyków. Nie wiemy, jaka jest skala tych działań, bo Straż nie prowadzi protokołów. Władzy zależy, żeby rozszerzyć ten sposób działania na całą granicę i żeby nie było nad tym kontroli.
W pierwszych dniach, kiedy przyjechał tu poseł Maciej Konieczny z Lewicy, jeszcze zdołał coś przerzucić ponad głowami straży. Potem Straż Graniczna z policją odsunęli media i Fundację Ocalenie o kilkadziesiąt metrów. Teraz stan wyjątkowy może oznaczać kolejne wypchnięcie wszystkich możliwych obserwatorów poza ten obszar. A te 32 osoby mogą zostać wywiezione – nie wiadomo gdzie. Do któregoś lasu. Za którąś granicę.
Dlaczego twoim zdaniem rząd Mateusza Morawieckiego zdecydował się na taki krok?
Rząd wprowadza stan wyjątkowy, żeby ukryć swoje nielegalne działania.
Jest to absurd, że rząd nie wprowadzał stanu wyjątkowego, kiedy to było potrzebne w czasie pandemii. Wtedy były rozporządzenia – niezgodne z prawem i podważane później przez sądy. Teraz wprowadzają stan wyjątkowy w okolicach, gdzie dochodzi do łamania prawa, nielegalnego wywożenia ludzi zagranicę.
Z perspektywy politycznej jest jasne, że rząd próbuje używać stanu wyjątkowego jako elementu narracji, że PiS broni granic przed zagrożeniami tak wielkimi, że jest potrzebny stan wyjątkowy. To przesada. Wystarczyłoby, żeby służby działały zgodnie z prawem. To jest tworzenie opowieści, że jesteśmy oblężoną twierdzą. Rząd maluje siebie jako obrońcę oblężonych granic. Będą mówić o różnych zagrożeniach, wrogach. Poza uchodźcami zaraz pojawią się smoki.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze