0:000:00

0:00

Światowe emisje gazów cieplarnianych prawdopodobnie wzrosną o 16 proc. do końca dekady względem roku 2010, przesuwając prawdopodobną ścieżkę wzrostu temperatury naszej planety do 2,7°C w roku 2100, zaalarmowała ONZ w opublikowanym 17 września 2021 raporcie.

Choć taki wzrost nie jest w 100 proc. przesądzony, trudno jednak uwierzyć, by ponura prognoza nie sprawdziła się: bo rozdźwięk między wskazaniami nauki a rzeczywistością jest zbyt duży. Niekontrolowane spalanie węgla i innych paliw kopalnych powoduje emisję miliardów ton dwutlenku węgla (CO2). Szybko rosnąca koncentracja CO2 w atmosferze działa niczym globalna termoizolacja, zatrzymując coraz większą ilość energii cieplnej Słońca.

Ocieplająca się atmosfera kumuluje więcej energii, co prowadzi do kaskady negatywnych skutków, z których niektóre zaczynamy dotkliwie odczuwać: szalejące pożary, gwałtowne ulewy i powodzie, ale też rekordowo wysokie temperatury i susze.

Emisje już powinny znajdować się w ostrym trendzie spadkowym, tymczasem szacunki Międzynarodowej Agencji Energii mówią, że wzrosną o ok. 5 proc. w tym roku i choć nie osiągną jeszcze poziomu sprzed pandemii koronawirusa, przekroczą go niemal na pewno w latach 2022-2023.

Plany a rzeczywistość

Opublikowany właśnie raport ONZ zawiera najnowszą ocenę aktualnego stanu krajowych planów klimatycznych, w żargonie polityki klimatycznej zwanych NDC (Nationally Determined Contributions, co można niezbyt ładnie przetłumaczyć jako „krajowo określone wkłady”). Są to dokumenty, w których kraje informują, co i ile zrobią, aby przeciwdziałać zmianom klimatycznym, a ich kluczowym elementem są plany redukcji emisji dwutlenku węgla (CO2) i innych gazów cieplarnianych.

ONZ-owski raport można określić jako oficjalne podsumowanie, jak ambitne są aktualne zobowiązań klimatycznych państw w ramach tzw. porozumienia paryskiego. To pierwsze w historii światowe porozumienie w dziedzinie ochrony klimatu. Zakłada ono utrzymanie globalnego wzrostu temperatury w tym stuleciu „znacznie poniżej” 2°C oraz podjęcie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu do 1,5°C. Progi wzrostu odnoszą się do czasów sprzed rewolucji przemysłowej.

Porozumienie paryskie wymaga aktualizacji planów klimatycznych państw co pięć lat. Międzyrządowy Panel ds. Zmiany Klimatu (IPCC) szacuje, że w celu zapewnienia rozsądnej szansy na ograniczenie wzrostu temperatury na świecie do 1,5°C lub chociaż do 2°C, konieczne jest ograniczenie globalnych emisji do 2030 r. odpowiednio o 45 proc. i 25 proc.

Droga do nieszczęścia

Jak wynika z analizy NDC dokonanej właśnie przez ONZ, świat nie tylko nawet nie wszedł na ścieżkę redukcji emisji, a wręcz zmierza w kierunku przeciwnym. Dokumenty NDC wskazują – choć nie przesądzają - że emisje będą rosnąć, a wraz z nimi – średnia temperatura globu.

Raport szacuje, że globalne emisje gazów cieplarnianych będą o ponad 16 proc. wyższe w 2030 roku niż w 2010.

Szacunek powstał na podstawie analizy 164 NDC przedłożonych przez 191 państw-stron porozumienia paryskiego, w tym 86 nowych bądź zaktualizowanych dokumentów. Biorąc pod uwagę tylko te ostatnie, widać pewną – choć niewielką - nadzieję, ponieważ wskazują one na spadek emisji o 12 proc. do 2030 roku. To wciąż zdecydowanie za wolno.

„To złamanie obietnicy złożonej sześć lat temu, aby osiągnąć cel [zatrzymania wzrostu temperatury] na poziomie 1,5°C zgodnie z porozumieniem paryskim. Nieosiągnięcie tego celu będzie kosztowało życie ludzi i utratę środków utrzymania na masową skalę” – powiedział Antonio Guterres, sekretarz generalny ONZ.

Niewystarczająca pomoc od bogatych dla biednych

Niepokojące jest także to, że znaczna część NDC z krajów rozwijających się zawiera warunkowe zobowiązania do redukcji emisji, możliwe do zrealizowania tylko przy dostępie do zwiększonych zasobów finansowych i innego wsparcia – które miałyby zapewnić kraje rozwinięte, bo to one ponoszą historyczną odpowiedzialność za zmiany klimatyczne.

Dziesięć lat temu bogatsza część świata zobowiązała się, że do roku 2020 osiągnie próg 100 mld dolarów rocznie przekazywanych na rzecz wsparcia polityki klimatycznej w krajach rozwijających się. Jak łatwo można się domyślać – cel wciąż pozostaje na papierze. W zeszłym roku poziom finansowania osiągnął poziom 80 mld dolarów.

Z pewnością finansowanie walki ze skutkami kryzysu klimatycznego będzie jednym z punktów zapalnych rozpoczynającego się w Glasgow w listopadzie kolejnego szczyt klimatyczny, tzw. COP26. To jednak na rozwiniętych krajach z grupy G20 spoczywa główna odpowiedzialność za redukcję emisji, ponieważ ich udział w światowej emisji wynosi aż 75 proc.

Lista państw nieraportujących

Do tej pory Argentyna, Kanada, Unia Europejska, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone wzmocniły swoje cele redukcji emisji do 2030 roku - ale tylko plany Londynu oceniane są jako bliskie zgodności z celem 1,5 C° - wynika z analizy Climate Action Tracker opublikowanej w tym tygodniu. Oczekuje się również, że Japonia i Korea Południowa przedstawią nowe, ostrzejsze cele przed COP26.

Chiny, Indie, Arabia Saudyjska i Turcja - które łącznie odpowiadają za 33 proc. światowych emisji gazów cieplarnianych - nie przedstawiły jeszcze zaktualizowanych NDC. Australia i Indonezja przedłożyły zaktualizowane NDC, ale z niezmienionymi celami redukcji emisji gazów cieplarnianych.

Jeszcze gorzej wypadły Brazylia i Meksyk, które przedłożyły plany, zakładające wyższe emisje w porównaniu do ich poprzednich celów, opublikowanych w 2015 roku. Z kolei Rosja przedstawiła cel, który wskazuje na wyższe emisje niż jej obecna trajektoria "business-as-usual".

„Synteza pokazuje, że kraje robią postępy w osiąganiu celów porozumienia paryskiego dotyczących ograniczenia wzrostu temperatury. Oznacza to, że mechanizm ustanowiony przez porozumienie, aby umożliwić stopniowe zwiększanie ambicji, działa” – to, zdaje się, urzędowy optymizm Patricii Espinosy, sekretarz wykonawczej ONZ ds. zmian klimatu.

Aktywiści: Szokująco niskie redukcje

Jej wiary żadną miarą nie podzielają młodzi aktywiści na rzecz ochrony klimatu. “Rządy najbogatszych państw nadal chyba śnią i myślą, że mogą poczekać z działaniem wobec kryzysu klimatycznego. To skandal, że w 2021 roku, w obliczu tylu pożarów, susz i innych tragedii wywołanych zmianą klimatu, rządy planują tak szokująco niskie redukcje emisji.

Najnowszy raport ONZ-u tylko bardziej umacnia nas - młode osoby - w przekonaniu, że musimy wychodzić na ulicę i walczyć o adekwatną politykę klimatyczną. Już za tydzień odbędzie się globalny strajk klimatyczny, na którym potrzebujemy wszystkich - bo, jak widać, decydenci nadal mają nasze bezpieczeństwo za nic” – mówi Dominika Lasota z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.

"Nauka sobie, a decydenci sobie. Niestety, dzisiejszy dzień można śmiało nazwać »czarnym piątkiem«, bowiem dane z raportu jasno wskazują, że na półtora miesiąca przed kolejnym szczytem klimatycznym w Glasgow, politycy zdają się ciągle żyć na jakiejś innej planecie i swoją beztroską w obliczu coraz szybciej następującej zmiany klimatu, pchają nasz świat ku globalnej katastrofie” – mówi Krzysztof Jędrzejewski, rzecznik polityczny Koalicji Klimatycznej.

“Zamiast podjąć zobowiązania i działania zmierzające do redukcji emisji gazów zgodnie z tym, co nakazuje wręcz ostatni raport IPCC, czyli co najmniej o 45 proc. do 2030 r., poziom planowanych redukcji przedłożone przez 113 państw-stron porozumienia paryskiego jest prawie czterokrotnie niższy.

Sześć straconych lat

Od Paryża mija sześć lat. Sześć lat straconych, których za chwilę nie da się nadrobić, jeśli świat nie zrozumie, że czerwony alert dla Ziemi, to nie straszak, a ostatnie być może ostrzeżenie. Jeśli dzisiaj nie wciśniemy guzika z napisem «Stop emisjom», jutro będzie już za późno. Decydenci, obudźcie się i wróćcie na Ziemię" – dodaje Jędrzejewski.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze