Minister Brudziński nie chciał podpaść narodowcom, gdy potępiał ich rozróby na marszu. Więc potępił dla symetrii także komunistów. Wyszło słabo, bo neofaszyści i nacjonaliści panoszą się na ulicach i awansowali na partnerów władz PiS, a komuniści uchowali się tylko w przyśpiewkach ONR i kiboli. Symetria wyszła jakaś krzywa
W sprawie Marszu Niepodległości prezydent Duda i premier Morawiecki dogadali się z Młodzieżą Wszechpolską i ONR, które kontynuują tradycję faszyzujących ruchów przedwojennych.
A ponieważ nie chcą brać odpowiedzialności za ich wybryki, to śpieszą z potępieniem, ale żeby narodowcom nie było przykro - to potępiają symetrycznie - radykałów z prawa i lewa. Generalnie zgoda - pogrobowcy obu totalitaryzmów faszystowskiego i komunistycznego są godni potępienia.
Ale dziś w Polsce ruchów nawiązujących do totalitarnego komunizmu zwyczajnie nie ma. Jest za to znakomicie rozwijająca się pod parasolem PiS plejada organizacji nawiązujących do źródeł faszystowskich, hitlerowskich.
Dzień po Marszu szef MSWiA Joachim Brudziński, osoba nr 2 w PiS, podsumował wydarzenia na specjalnej konferencji prasowej. Zapewniał, że "uroczystości z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości przebiegły w atmosferze radosnego świętowania, były bezpieczne".
No, bardzo bezpieczne nie były, co potwierdził towarzyszący mu Mariusz Kamiński, minister koordynator ds. służb specjalnych, który ogłosił, że "służby specjalne zidentyfikowały około stu osób, obywateli polskich, których jedynym celem było wywołanie zamieszek".
Jednych zatrzymano, w przypadku innych służby specjalne upewniły się, że "osoby te zrezygnują z przyjazdu do Warszawy". Przeprowadzono kilkadziesiąt rewizji u osób podejrzanych o działalność neonazistowską. W domach kilku znaleziono materiały neonazistowskie, o czym poinformowana została prokuratura.
To przed marszem. I świetnie, że służby się spisały. Ale w czasie marszu i tak było burzliwie, "pokojowi demonstranci" rzucali butelkami, strzelali racami w tych, którzy im się nie podobali, obsikiwali Muzeum Narodowe, palili flagę europejską, atakowali dziennikarzy itp. Choć prawdą jest i to, że większość szła spokojnie wśród dymów i huków oraz obelżywych okrzyków.
OKO.press dokumentowało te zachowania m.in. tu:
Narracja rządowa jest taka, że był to spokojny marsz setek tysięcy radosnych patriotów, a tylko nieodpowiedzialne grupki go zakłócały. Minister Joachim Brudziński potępił więc te grupki, ale tak by organizatorzy marszu nie poczuli się dotknięci.
Poszedł więc w słuszne ogólniki: "Z powodów oczywistych, naszej historii i tragedii, jaka z rąk faszystowskich, nazistowskich oprawców spotkała nasz kraj, z wyjątkową obrzydliwością należy podchodzić do tych, którzy gloryfikują totalitaryzmy, jak i do tych, który tutaj w Polsce wchodzą w relacje z przedstawicielami partii odwołujących się do totalitaryzmów".
Na koniec dodał:
Żeby sprawa była jasna, mówię o totalitaryzmie nazistowskim, faszystowskim, jak i o tych wywodzących swoje źródła z ideologii komunistycznej.
Kogo na myśli miał Brudziński? Nie wiadomo. Podczas konferencji wspominano tylko i wyłącznie o ruchach i osobach związanych z neonazizmem i inspirujących się nim.
Minister Brudziński tworzy więc dziwną symetrię. Komuniści współcześnie występują tylko w przyśpiewkach narodowców, i to jako liście wiszące na drzewach.
Tymczasem stowarzyszenie Marsz Niepodległości, z którym rząd wynegocjował wspólny marsz, składa się z członków Obozu Narodowo Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej, które wprost nawiązują do przedwojennych faszyzujących organizacji. Rząd uznał je za partnera do dyskusji i świętowania stulecia niepodległości.
Wśród doniesień o burdach podczas świętowania stulecia odzyskania niepodległości nie ma śladu informacji o komunistycznych burdach. W polskiej przestrzeni publicznej może kilka osób uważa się jeszcze za komunistów. A może to była ukryta aluzja ministra do współczesnej lewicy?
Przypominamy więc ministrowi Brudzińskiemu: również lewicowe partie potępiają komunistyczny totalitaryzm. Postkomunistyczna SLD, która wywodzi się z PZPR, nie jest partią totalitarną i w III RP rządziła aż 8 lat - nie były to rządy wciągające nas z powrotem w lata komunizmu. Podczas drugiej kadencji rządu SLD (2001-2005) Polska dołączyła do Unii Europejskiej.
Partia Razem od wszelkiego komunizmu (nie tylko jego totalitarnej wersji) odcinała się wielokrotnie i jednoznacznie. Chociaż akurat do ministra Brudzińskiego to nie dotarło. Potrafił on łączyć Razem i jej zwolenników z komunizmem, a nawet stalinizmem:
Z komunizmem kojarzy mu się nie tylko Partia Razem, ale także czerwony sztandar. W sierpniu pisał na Twitterze:
Tymczasem sam czerwony sztandar ma swoje miejsce w historii odzyskania niepodległości przez Polskę. Był on symbolem, z którym identyfikowali się socjaliści niepodległościowi, a z Polskiej Partii Socjalistycznej wywodził się sam marszałek Piłsudski.
13 listopada 1918 roku, gdy Zamek Królewski zwiedzał Piłsudski, czerwony sztandar zawisł obok flagi biało czerwonej.
Warto pamiętać też o tym, że symbolika nazistowska jest w Polsce bezwzględnie nielegalna, tymczasem w przypadku symboliki komunistycznej konieczne jest udowodnienie, że jej użycie wiąże się z promowaniem totalitarnej wersji ustroju komunistycznego. Czerwony sztandar, symbol ruchu robotniczego, nie ma z nią nic wspólnego.
Powtórzmy jeszcze raz: totalitarny radykalizm lewicowy praktycznie w Polsce nie istnieje. Natomiast radykalizm nawiązujący do faszyzmu i nazizmu ma się świetnie i to pokazał na Marszu Niepodległości w Warszawie i Wrocławiu. Co zresztą zauważył cały zachodni świat.
Nacjonalizm
Joachim Brudziński
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
Prawo i Sprawiedliwość
Obchody 100 lecia niepodległości
Stowarzyszenie Marsz Niepodległości
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze