0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AAREF WATAD / AFPAAREF WATAD / AFP

W marcu 2024 Syria rozpoczęła swój czternasty rok w stanie wojny. To konflikt trwający tak długo i odbijający się tak silnie na światowej polityce, że w pamięci zaciera się czas przed nim. Protesty w ramach arabskiej wiosny i ich krwawa pacyfikacja przez reżim Baszszara al-Asada przerodziły się w wojnę domową, w którą oprócz samych Syryjczyków bezpośrednio zaangażowanych jest obecnie kilka regionalnych mocarstw.

W polskich mediach konflikt zszedł wprawdzie ostatnio na drugi czy wręcz trzeci plan – znacznie więcej pisze się o wojnie w Strefie Gazy czy rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Syria pozostaje jednak nadal jedną z najpoważniejszych katastrof humanitarnych na świecie: to ojczyzna największej liczby uchodźców (6,5 miliona) oraz wewnętrznych przesiedleńców (prawie 7 milionów), kraj, w którym 90 proc. populacji żyje w ubóstwie, a ponad dwie trzecie wymaga pomocy. Trwający konflikt to oczywiście najważniejsza przyczyna niedoli Syryjczyków – tym bardziej że czyni on znacznie groźniejszym pogłębiający się kryzys klimatyczny.

Przeczytaj także:

Konflikt rozgrzewa się na nowo

To, że o Syrii czytamy ostatnio znacznie rzadziej, nie oznacza bynajmniej, że zrobiło się tam spokojnie. Wręcz przeciwnie: druga połowa ubiegłego roku charakteryzowała się intensyfikacją działań wojennych na skalę największą od czterech lat.

Szczególnie brutalny był październik. Wtedy to w odpowiedzi na atak na akademię militarną w kontrolowanym przez rząd Baszszara al-Asada mieście Homs rozpoczęły się bombardowania terenów zajmowanych przez antyrządowe bojówki. W tym samym czasie na północnym zachodzie tureckie siły podjęły akcje przeciwko Syryjskim Siłom Demokratycznym, oskarżanym o bliską współpracę z Partią Pracujących Kurdystanu, uznawaną przez Ankarę za organizację terrorystyczną.

Sytuację dodatkowo pogorszył wybuch wojny w Strefie Gazy; w ostatnim kwartale ubiegłego roku Izrael przeprowadził co najmniej 22 naloty w Syrii, biorąc na celownik m.in. lotniska w Aleppo i Damaszku.

Obecnie praktycznie cała centralna i południowa część kraju znajduje się w rękach reżimu Asada, mogącego liczyć na militarne wsparcie Rosji i bojówek sponsorowanych przez Iran.

Wyjątkiem jest strefa ustanowiona wokół amerykańskiej bazy Al-Tanf przy granicy z Irakiem. Reżim sprawuje kontrolę nad terenem obejmującym dwa największe miasta: stołeczne Aleppo i Damaszek oraz autostradę M5, najważniejszą drogę lądową w kraju. Na północnym wschodzie dominują Syryjskie Siły Demokratyczne, zaś północny zachód kontrolują siły tureckie i wspierane przez nich ugrupowania opozycyjne. Aktów terroru na terenie Syrii dokonuje także Państwo Islamskie, choć od paru lat nie posiada już „własnego” terytorium.

W podzielonym kraju, gdzie oprócz syryjskich frakcji walczą między sobą także pośrednicy regionalnych mocarstw, szanse na rychłe zakończenie konfliktu zdają się iluzoryczne. Szczególnie teraz, w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, wojny w Strefie Gazy oraz niedawnej wymiany ciosów pomiędzy Iranem i Izraelem, jakiekolwiek porozumienie pomiędzy siłami zaangażowanymi w Syrii to marzenie ściętej głowy.

Czternaście lat walk nie przyniosło na razie żadnych trwałych rozstrzygnięć, ale nawet gdyby traktaty pokojowe podpisano choćby i jutro, kraj musiałby się zmierzyć z jeszcze jednym kryzysem.

Na Bliskim Wschodzie będzie tylko goręcej

„Przez swój klimat, zależność od rolnictwa, ograniczone zasoby wodne i polityczną niestabilność Syria jest wyjątkowo podatna na efekty zmian klimatycznych” – tłumaczy dr Shifa Mathbout, syryjska klimatolożka, obecnie pracująca w Uniwersytecie Europejskim na Cyprze. „Pogłębiają one niedobór wody, zwiększają częstotliwość susz i fal upałów oraz zakłócają cykle rolnicze, prowadząc do braku bezpieczeństwa żywnościowego i niepokojów społeczno-ekonomicznych”.

Pogłębiający się kryzys klimatyczny jest poważnym zagrożeniem dla całego regionu Bliskiego Wschodu. Temperatury rosną tam prawie dwukrotnie szybciej, niż wynosi globalna średnia, o nawet 5 stopni. Już teraz ponad 60 proc. tamtejszej populacji żyje na terenach, gdzie dostęp do wody jest mocno ograniczony. Wzrost temperatur na przestrzeni kolejnych dekad spowoduje dalsze pustynnienie, ekstremalne upały oraz wysychanie pól uprawnych.

Syria nie jest wyjątkiem na tle regionu. Choć wytwarza mniej niż 0,1 proc. globalnych emisji dwutlenku węgla, kryzys klimatyczny uderza w nią nieproporcjonalnie mocno.

Od 2021 roku kraj zmaga się suszą, napędzaną wysokimi temperaturami i ograniczonymi opadami, na niektórych obszarach o ponad 90 proc. niższymi od średniej. Według badań World Weather Attribution do tej klęski żywiołowej nie doszłoby w świecie chłodniejszym o 1,2 stopnia Celsjusza – a więc bez antropogenicznego ocieplenia. Brak dostępu do wody skutkuje znacznie mniejszymi zbiorami, napędza niedobory żywności, osłabia bydło i grozi wybuchami epidemii. Tak stało się np. dwa lata temu, kiedy to epidemia cholery dotknęła ponad 90 tysięcy ludzi, zabijając 100.

Duże tereny kraju są także bardziej narażone na powodzie, bo ocieplanie się klimatu przyspiesza nie tylko parowanie wody, ale intensyfikuje cały cykl hydrologiczny – zwiększone jest więc ryzyko gwałtownych ulew, a co za tym idzie podtopień oraz wylewania rzek. Tak stało się np. w Al-Hasace na północnym wschodzie, gdzie w kwietniu 2019 roku doszło do powodzi, która zniszczyła dobytek ponad 110 tysięcy ludzi.

„Efekty zmian klimatu wpływają w inny sposób na różne części Syrii” – wylicza dr Mathbout. „Generalnie, obszary zależne od rolnictwa, szczególnie na północy i północnym wschodzie, np. w regionie Dżezira, dotykają częstsze susze oraz ograniczona dostępność wody. Tereny przybrzeżne są zagrożone rosnącym poziomem morza oraz ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Z kolei centra miejskie, już obciążone z powodu przesiedleń ludności, cierpią z powodu fal upałów oraz pogarszającej się jakości powietrza”.

Bez pokoju nie będzie adaptacji

Według rankingu przygotowanego przez badaczy z amerykańskiego Uniwersytetu Notre Dame, na całym świecie tylko 8 państw (Kongo, Haiti, Erytrea, Zimbabwe, Demokratyczna Republika Konga, Czad, Wenezuela i Republika Środkowej Afryki) jest gorzej przygotowane na adaptację do efektów zmian klimatu niż Syria. To oczywiście wina trwającej już niemal półtorej dekady wojny domowej, której konsekwencje dotkliwie dotykają nawet te regiony, gdzie nie trwają aktywne walki.

„Konflikt doprowadził do zniszczenia kluczowej infrastruktury, w tym systemów wodociągowego i sanitarnego” – wyjaśnia dr Mathbout. „Powodowane wojną migracje milionów ludzi zwiększyły problemy z dostępnością już ograniczonych kluczowych zasobów, w tym żywności i wody, co tylko pogorszyło wrażliwość na wstrząsy związane ze zmianami klimatu. W dodatku konflikt odciągnął uwagę i środki rządu od inicjatyw środowiskowych i adaptacyjnych, co w efekcie upośledziło możliwości Syrii do ograniczania i odpowiadania na efekty kryzysu klimatycznego”.

Nawet „spokojne” obszary kraju mają ogromny problem z dostępem do wody.

Poziom rzek, w tym Eufratu, spada, podobnie jak częstotliwość opadów. Dla populacji państwa, gdzie duża część ziem uprawnych jest nawadniana deszczami, to podwójna katastrofa, prowadząca nie tylko do wysychania plonów, ale także do degradacji gleb.

Syria nie posiada także infrastruktury ani rezerw, które mogłyby pomóc – według raportu Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) działania wojenne poważnie uszkodziły około dwóch trzecich syryjskiej infrastruktury wodnej, a w całym kraju nienaruszona została tylko jedna stacja uzdatniania wody. Poza wpływem na życie przeciętnych Syryjczyków, niedostępność wody nie pozwala także na odbudowę tamtejszej gospodarki, dla której ważnym źródłem wpływów jest eksport nasion przypraw, owoców, warzyw, orzechów oraz „pijącej” na potęgę bawełny.

O rozwiązania, dopóki wojna nie zostanie zakończona, będzie bardzo trudno. „Przez trwający konflikt i ekonomiczną niestabilność Syria nie może nadać priorytetu działaniom adaptacyjnym i transformacji w niskoemisyjną gospodarkę” – mówi dr Mathbout. „Działania przeciwko zmianom klimatu były z tego powodu ograniczone. W 2023 roku Syria uczestniczyła w konferencji COP28, co wskazuje na chęć zaangażowania się w dyskusje o problemie na międzynarodowym szczeblu. Ale możliwości działań dyplomatycznych, negocjacji porozumień czy inwestycji w odnawialną energię pozostają niewielkie”.

Namioty przeciwko mrozom i burzom

O ile jednak kryzys klimatyczny dotkliwie uderza w te obszary, gdzie konflikt wydaje się na razie co najwyżej tlić, to w regionach objętych aktywnymi działaniami wojennymi pogłębia kryzys humanitarny na przerażającą skalę.

Szczególnie prowincja Idlib na północnym zachodzie kraju oraz obszary na północ od Aleppo to dziś tragedia Syrii w miniaturze. „Połowa populacji północno-zachodniej Syrii mieszka w namiotach, druga połowa z kolei w domach, które są w mniejszym lub większym stopniu zniszczone przez działania wojenne” – mówi Małgorzata Olasińska-Chart z Polskiej Misji Medycznej.

Według danych OCHA około dwóch trzecich mieszkańców tego obszaru (3,4 miliona) to osoby wewnętrznie przesiedlone, większość więcej niż jednokrotnie, a 2 miliony żyją w obozach.

Olasińska-Chart tłumaczy, że dla tej ostatniej grupy warunki są bardzo różne. Na około 1500 obozowisk w północno-zachodniej Syrii zaledwie 188 zostało zaplanowanych przez agencję ONZ – ludzie mieszkają w plastikowych kontenerach, z dostępem do wody, ogrzewania i dachu nad głową. Pozostałe 1250 osad to jednak spontanicznie stworzone obozowiska, w których brakuje wszystkiego, dostęp do pomocy zapewnianej przez organizacje pozarządowe jest ograniczony, a schronienia – prowizoryczne.

„Kiedy mieszka się w namiocie, szczególnie takim zdezelowanym, używanym już parę lat, to klimat i pogoda mają bardzo duży wpływ na życie, zdrowie i zachowanie się tej populacji” – wyjaśnia Olasińska-Chart. Odpowiadając na pytanie o migracje powodowane kryzysem klimatycznym, dodaje: „W Syrii nie obserwujemy uchodźstwa klimatycznego – to są ludzie, którzy uciekają przed działaniami wojennymi. Natomiast to, że spontanicznie budują schronienia z części namiotów, desek czy brezentu, naraża ich na skutki zmian klimatu w znacznie poważniejszym stopniu”.

Te liche kryjówki nie mają szans powstrzymać fal upałów, gwałtownych ulew, burz piaskowych czy siarczystych mrozów w zimie.

Nie pomaga fakt, że ich mieszkańcy to przede wszystkim osoby bardziej podatne na zagrożenia środowiskowe. „Statystycznie 80 proc. mieszkańców tych obozowisk stanowią kobiety z dziećmi. Ci ludzie nie są w stanie się ruszyć z miejsca, bo nie mają na to środków – ani finansowych, ani transportowych, ani sił, ani zdrowia. Więc tkwią tam, gdzie są, i pozostają zupełnie zależni od pomocy z zewnątrz” – opowiada Olasińska-Chart.

Na początku 2023 roku sytuację jeszcze pogorszyło trzęsienie ziemi na pograniczu turecko-syryjskim. W Syrii uderzyło w region, w którym schroniło się najwięcej wewnętrznych uchodźców. „Najbardziej poszkodowana grupa przesiedleńców została zupełnie pozbawiona warunków do życia” – mówi Olasińska-Chart.

W dodatku tamtej zimy kraj zmagał się z wydłużonymi okresami mrozów i dużymi opadami śniegu. „Według szacunków organizacji pozarządowych blisko 2 miliony ludzi w Idlibie nie miało się gdzie schronić. To skutkowało rozprzestrzenianiem się chorób górnych i dolnych dróg oddechowych oraz innych chorób z nimi powiązanych, wyższą śmiertelnością najsłabszych, a więc dzieci, osób starszych i kobiet. Zdarzały się przypadki hipotermii”.

W gorętszym świecie trudno o zamrożenie konfliktu

Perspektywy Syrii są niezwykle ponure. Pokój wydaje się odległym marzeniem – zresztą, nawet jeśli walki zakończyłyby się dzisiaj, praktycznie cały kraj znalazłby się pod kontrolą bezwzględnego reżimu lub brutalnych bojówek. Gdy zakończy się wojna, Syria stanie przed niewiarygodnie trudnym wyzwaniem odbudowy gospodarki, infrastruktury, bezpieczeństwa i struktur społecznych. Dodanie, że w trakcie całego tego procesu klimat będzie się tylko pogarszać, wydaje się wręcz okrutne.

Niewykluczone, że w obliczu kurczących się zasobów, w tym wody i żywności, mogłoby dojść do odnowienia konfliktu. Niektórzy badacze sugerują zresztą, że wybuch trwającej do dziś wojny domowej był w pewnej mierze połączony ze zmianami klimatu: spotęgowały one historyczną suszę w latach 2006-2010, co doprowadziło do utraty dobytku przez setki tysięcy ludzi oraz wzrostu cen zboża, co z kolei miało podsycić polityczne napięcia, które w pełni rozgorzały w trakcie arabskiej wiosny. To oczywiście mocno uproszczona geneza konfliktu, niebiorąca pod uwagę innych kluczowych czynników. Jednak nawet jeśli w dzisiejszej Syrii zapanowałby niedługo pokój – a na to się nie zanosi – podobny scenariusz wydaje się znacznie bardziej prawdopodobny w państwie zrujnowanym, gdzie 90 proc. ludności żyje w ubóstwie, 16,7 miliona ludzi wymaga pomocy humanitarnej, a echa konfliktu będą głośne jeszcze przez długi czas.

Na zdjęciu: obóz dla wewnętrznych uchodźców w syryjskiej prowincji Idlib w pobliżu granicy z Turcją po ulewnym deszczu, 18 stycznia 2024 roku

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Jakub Mirowski

magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także sytuacją w Afganistanie po przejęciu władzy przez talibów.

Komentarze