Oburzenie prawicy po tekście OKO.press. Czy Polska, która tak pomaga uchodźcom może krzywdzić ukraińskie dzieci? Może, jeśli ministerstwo Czarnka uznało, że ułatwienia dla nich to dyskryminacja polskich dzieci. RPO miażdży pomysł egzaminów dla nastoletnich uchodźców
Czy egzamin z ośmiu lat nauki polskiego, który trzeba napisać po polsku jest na pewno dobrą propozycją dla ukraińskiej młodzieży, która przyjechała do nas po traumie wojny i emigracji? Czy na tym polega równość z polskimi rówieśnikami i "brak przywilejów"?
I szerzej: czy Polska, która tak pomaga uchodźcom, może krzywdzić ukraińskie dzieci? Czy słuszne jest oburzenie prawicowych mediów po tekście Antona Ambroziaka w OKO.press, w którym nauczycielki podstawówek "boją się, że polska szkoła będzie polonizować uczniów z Ukrainy jak zaborca"? Czy pomysły Czarnka oznaczają polonizację?
Spór o to, jak Ministerstwo Edukacji Przemysława Czarnka traktuje ukraińskie dzieci skupia się wokół dwóch egzaminów, które - na mocy rozporządzenia z 21 marca 2022 - mają zdawać: egzamin ósmoklasisty (24-26 maja) i maturę (4-6 maja 2022).
Jak poinformowała nas dyrekcja CKE, "do egzaminu maturalnego zgłosiło się 47 uczniów z Ukrainy". Ta liczba oznacza, że ukraińska młodzież zagłosowała nogami. Zapewne także ci, którzy chcieliby studiować w Polsce liczą, że uda się im dostać na uczelnie ze świadectwem ukończenia szkoły w Ukrainie, a tam egzamin maturalny po 11 klasie został odwołany.
Liczba ukraińskich dzieci zapisanych na egzamin ósmoklasisty nie jest jeszcze znana, rekrutacja trwała do 11 kwietnia. 4 kwietnia Czarnek podał, że takich dzieci jest 6,6 tys., informując, że wszystkich razem w polskich szkołach jest 166 tys. (jego własne ministerstwo podawało - 161 tys., z tego 120 tys. w podstawówkach).
Może to oznaczać, że zapisała się znaczna część uczniów i uczennic uchodźczych chodzących do polskiej 8 klasy, bo mogło ich być najwyżej kilkanaście tysięcy. Zwłaszcza, że niektóre szkoły kierowały ukraińskie dzieci raczej dla klasy VII niż VIII, właśnie po to, żeby uchronić je przed egzaminem.
Pomysł Ministerstwa Edukacji, żeby uchodźcy zdawali polski egzamin od początku budził sprzeciw edukatorów.
"Zwracamy się z prośbą o pilną interwencję w sprawie egzaminów zewnętrznych przewidzianych dla uczniów i uczennic z doświadczeniem uchodźczym (...) domagamy się, aby egzamin po ósmej klasie został odwołany lub przeprowadzony na odrębnych zasadach" - pisze do premiera i liderów partii politycznych 40 organizacji edukacyjnych oraz 100 nauczycielek i innych osób powiązanych z oświatą (list opublikowała strona SOS dla edukacji).
Zwracają uwagę, że ten egzamin ma dla młodego człowieka ogromne znaczenie, bo jest podstawą rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. "Jego wyniku nie można poprawić, a rzutuje na wczesnym etapie na przyszłość edukacyjną dziecka".
Organizacje poprosiły o interwencję Rzecznika Praw Obywatelskich, ponieważ konieczność zdawania egzaminu z polskiego przez osoby nieznające tego języka prowadzi ich zdaniem do rażącej nierówności.
"W rezultacie rekrutacja do szkół średnich odbywać się będzie nie na podstawie zdolności, predyspozycji i dotychczasowych osiągnięć, ale według kryterium narodowościowego.
Stanowi to naruszenie prawa do równego dostępu do wykształcenia i prowadzi do dyskryminacji ukraińskich uczniów i uczennic".
„Te dzieci nie potrzebują kolejnych egzaminów. Wie o tym każdy pedagog, który może je obserwować z bliska. Niestety, trudno uniknąć wrażenia, że żaden z takich specjalistów nie został poproszony o opinię (…) Zamiast powolnej integracji i adaptacji w nowym środowisku, resort edukacji proponuje im konfrontację z polską podstawą programową, egzaminem ósmoklasisty i maturą" - pisało do ministra Czarnka Społeczne Towarzystwo Oświatowe.
I dalej:
"Trudno o bardziej zaburzoną hierarchię wartości i większą ignorancję w zakresie potrzeb i możliwości tych młodych ludzi (…), którym właśnie zawalił się świat".
Pomysł Czarnka wprowadza też absurdalną nierówność między ukraińskimi dziećmi będącymi w Polsce. Znaczna ich część kontynuuje naukę w szkole ukraińskiej w systemie zdalnym i nie będzie zdawać egzaminów, bo na czas wojny zostały zlikwidowane.
Uczniowie i uczennice, którzy ukończą ukraińską szkołę podstawową, będą mogli ubiegać się o miejsce w polskich liceach bez przystępowania do egzaminu ósmoklasisty.
Tymczasem ich koleżanki i koledzy, którzy uczą się w polskiej VIII klasie i nie podejdą do egzaminu, będą musieli powtarzać rok.
Zaalarmowany przez edukatorów Rzecznik Praw Obywatelskich zapytał 13 kwietnia min. Czarnka, co zamierza z tym wszystkim zrobić. RPO stwierdził, że:
Rzecznik, prof. Marcin Wiącek, przywołuje art. 70 ust. 1 Konstytucji RP, który gwarantuje, że każdy ma prawo do nauki oraz art. 32, który wprowadza zasadę równości oraz zakaz dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny.
RPO przypomina też o konwencji dotyczącej statusu uchodźców (z 1951 roku, podpisanej przez Polskę w 1991 roku). Przewiduje ona, że "państwo przyznaje uchodźcom takie samo traktowanie w zakresie nauczania podstawowego, jakie przyznaje swoim obywatelom" (art. 22).
Ponadto konwencja w sprawie zwalczania dyskryminacji w dziedzinie oświaty wymienia obowiązki państwa w celu wyeliminowania lub zapobieżenia dyskryminacji, m.in. umożliwienie cudzoziemcom zamieszkującym terytorium danego kraju takiego samego dostępu do oświaty, jak swym własnym obywatelom.
Jak pisze RPO, tych kryteriów nie spełnia polski egzamin dla uchodźców z Ukrainy, bo "zdolności, wiedza i umiejętności nabyte przez uczniów i uczennice z Ukrainy w dotychczasowym procesie kształcenia nie są w wystarczającym stopniu uwzględniane przez polski system oświaty".
Na wszystkie te zarzuty minister Czarnek odpowiada: "Nie robimy żadnych przywilejów, traktujemy dzieci ukraińskie, które chcą zdawać egzamin ósmoklasisty czy maturę, dokładnie na takich samych zasadach jak dzieci polskie". Podobnie wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski wyjaśniał 7 kwietnia 2022 r. w Sejmie, że skoro dyrektor i nauczyciele uznali, iż dzieci mogą się uczyć w klasach podstawowych, powinny być traktowane tak samo, jak dzieci polskie.
Jakby obaj nie rozumieli, że "na takich samych zasadach", czy "tak samo", oznacza nierówne, niesprawiedliwe traktowanie. Jest też trudnym do zaakceptowania dokładaniem stresu młodym osobom po podwójnej traumie: wojny i emigracji.
Jak podkreślał także Czarnek, pomagamy, ale "priorytetem są polscy uczniowie" i to zapewne jest kluczowy motyw. W tak rozumianej "polskiej szkole" nie ma miejsca dla ukraińskich dzieci z ich specyficznymi problemami.
Dodajmy dla pełnego obrazu, że władze podjęły próbę, by ukraińskim dzieciom ułatwić zdawanie egzaminu.
Według instrukcji Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, arkusze egzaminacyjne będą "dostosowane do potrzeb zdających":
Młodzi z Ukrainy będą mogli korzystać ze słownika. Szkoła ma też "zapewnić obecność specjalisty, np. psychologa, pedagoga, jeżeli jest to niezbędne dla uzyskania właściwego kontaktu ze zdającym lub zapewnienia wsparcia psychologicznego", a także "tłumacza, który przekaże zdającym informacje dotyczące zasad przeprowadzania egzaminu". Czas zostanie wydłużony (na egzaminie z polskiego - do 210 minut).
CKE rekomenduje też "pomoc nauczyciela (członka zespołu nadzorującego), który przed przystąpieniem ucznia do pracy odczytuje jeden raz głośno, po kolei wszystkie teksty liczące po 250 wyrazów lub więcej, stanowiące podstawę zadań egzaminu ósmoklasisty z języka polskiego".
To wszystko sensowne pomysły, które
nie zmieniają jednak istoty rzeczy: egzamin sprawdza wiedzę według polskiej podstawy programowej (np. lista polskich lektur, zakres tematów z matematyki) oraz - co najważniejsze - w arkuszu z polskiego trzeba odpowiadać po polsku.
Egzamin dla nastoletnich uchodźców to tylko najbardziej jaskrawy przykład urzędowego braku wyobraźni i empatii. Jak zwracają uwagę edukatorzy, ministerstwo podejmuje decyzje bez żadnych konsultacji z praktykami, nauczycielami, samorządowcami, badaczami migracji, a "utworzona przez ministra Rada ds. Edukacji Uchodźców ma charakter polityczny i wydaje się całkowicie oderwana od realiów".
"Poważnym błędem było odrzucenie pomysłu organizacyjnego wsparcia edukacji w systemie ukraińskim dla dzieci uchodźczych i niewykorzystanie rzeszy ukraińskich nauczycielek". Z badań nad migracją wynika bowiem, że "w przypadku uchodźców wojennych nastawionych na możliwie szybki powrót do domu korzystne jest podtrzymywanie poczucia tymczasowości [w Polsce] i kontynuacja nauki w dotychczasowym systemie".
"Dzieci uchodźcze mają wprawdzie przyzwolenie władz na naukę w ukraińskiej szkole w formie zdalnej, ale wtedy władze umywają ręce, zamiast taką edukację wspierać w placówkach edukacyjnych, co zapewniłoby dzieciom kontakt z polskimi rówieśnikami i szansę na oderwanie się od traumatycznego doświadczenia, a matkom dzieci – możliwość podjęcia pracy czy dysponowania wolnym czasem".
Nie wiemy, ile ukraińskich dzieci ostatecznie zapisze się do polskiej szkoły. To zależy od dalszego przebiegu wojny, na razie dynamika przyjazdów z Ukrainy spada, a wyjazdów z powrotem rośnie. Nie wiadomo też, ile osób pojechało i pojedzie do innych krajów UE.
Ale, tak czy inaczej, mamy u siebie rzeszę ludzi przeżywających katastrofę życiową, którzy nie wiedzą, co z nimi będzie, w tym kilkaset tysięcy dzieci. Należałoby przede wszystkim nie szkodzić i nie działać pochopnie. Można było dać - przynajmniej do wakacji - wsparcie ukraińskiej edukacji zdalnej tak, by jak najwięcej dzieci zaliczyło „u siebie” kolejny rok nauki (zobacz podobną propozycję TFLF, [The Transatlantic Future Leaders Forum]), a jednocześnie zapewnić im wsparcie psychologiczne i kontakt z polskimi dziećmi.
Zamiast umywać ręce (bo nie polska edukacja), szkoła mogłaby w tym pomóc oferując miejsce nauki zdalnej w swoim budynku lub poza nim (rozporządzenie z 21 marca opisuje, jakie warunki trzeba spełnić), użyczając sprzętu komputerowego, a nawet zatrudniając do pomocy uczniom nauczycielki z Ukrainy (na razie jest to możliwe tylko w charakterze pomocy nauczycielskiej). Chodziłoby także o to, by dzieci wyszły z mieszkań, gdzie przebywają często w trudnych warunkach.
Tymczasem ministerstwo zdecydowało się na wpisywanie na trzy miesiące przed końcem roku ukraińskich dzieci w polski system edukacyjny, włącznie ze stresem egzaminów.
Już lepszym rozwiązaniem są tzw. oddziały przygotowawcze, ale obejmują maksymalnie 20 proc. ukraińskich dzieci w szkołach.
Podobną krytykę podejścia ministerstwa wyraziły - w ostrej formie - dwie warszawskie nauczycielki, z którymi w OKO.press rozmawiał Anton Ambroziak. "My po prostu boimy się, że za chwilę polska szkoła będzie polonizować. Tak, ja w tej sytuacji czuję się zaborcą".
Artykuł wywołał ideologiczny pożar w mediach społecznościowych, a także emocjonalną reakcję portalu wPolityce (podpisaną "zespół wPolityce"). Poza oczywistym w tym medium motywem, by bronić ministra Czarnka, którego deklaracje są obficie cytowane, artykuł wyraża poczucie narodowej krzywdy: oto Polska tak wspaniale pomaga Ukrainie, a tu proszę jakieś nauczycielki stwierdzają, że polska szkoła może polonizować jak zaborca.
"Obrzydliwe jest samo stawianie w pozycji zaborcy narodu, który sam przez lata tkwił pod zaborami i który dziś pomaga osobom szukającym schronienia przed wojną" - stwierdza zespół wPolityce. Kolejne zdanie brzmi jak kalka z komunistycznej propagandy:
"Oczywiście, nie można posądzać nikogo o inspiracje z Kremla, gdy nie ma na to jednoznacznych dowodów,
ale na pewno można stwierdzić chęć uderzenia w PiS za wszelką cenę, w sposób bardzo nieprzemyślany - bo to uderzenie może prędzej czy później wykorzystane w bardzo brzydki sposób przez kogoś, kto od lat prowadzi paskudne działania".
Trudno byłoby zaliczyć test ósmoklasisty z taką dbałością o gramatykę, za to poziom insynuacji należy ocenić wysoko.
Portal wPolityce grzmi też patriotycznie przywołując "Ludzi bezdomnych" i "Fortepian Chopina". Zapewne uważają, że polskość tych utworów jest tak potężna, że nawet dzieci, które uczyły się w Ukrainie, bez trudu napiszą w obcym dla siebie języku rozprawkę rozwijając myśl Norwida, że "Zmartwychwstanie nastąpi dopiero, gdy artysta sięgnie dna, tak jak fortepian, który wylądował na bruku".
Tak dla porządku przypominamy, że zadaniem mediów nie jest słodzenie ministrom, ale krytyczna analiza ich pracy i sygnalizowanie krzywd i zagrożeń. OKO.press kieruje się troską o los ukraińskich dzieci. Tak jak środowiska edukatorów i Rzecznik Praw Obywatelskich.
Edukacja
Uchodźcy i migranci
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji Narodowej
egzamin ósmoklasisty
matura
Ukraina
Ukraińcy w Polsce
wojna w Ukrainie
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze