0:00
0:00

0:00

Nieoficjalne informacje o szpitalach „polowych" pojawiły się już w niedzielę, ale ostateczną informację na ich temat przekazał minister zdrowia Adam Niedzielski podczas konferencji prasowej w poniedziałek 19 października. Może ich być nawet 16, po jednym w każdym województwie. Już w sobotę rozpoczęły się prace nad konstrukcją pierwszego z nich – na Stadionie Narodowym w Warszawie. Za budowę szpitala odpowiada Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera. Będzie tam docelowo 2 tys. miejsc, na razie przygotowuje się 500. Pacjenci trafią tam, jeśli nie będzie dla nich już miejsca w zwykłych szpitalach.

Minister Niedzielski mówił w poniedziałek rano w radiowej „Trójce", że w siedmiu miastach mowa już o konkretnych miejscach, gdzie takie placówki mogą powstawać.

[restrict_content paragrafy="0"]

Chodzi o Warszawę, Łódź, Katowice, Kraków, Wrocław, Poznań i Gdańsk. Na przykład w Poznaniu taki lazaret mieściłby się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich.

Oprócz szpitala na Stadionie Narodowym to na razie plany, ale konieczne - nowe zakażenia i co za tym idzie nowe hospitalizacje wciąż rosną. Min. Niedzielski mówił na konferencji prasowej, że w przyszłym tygodniu może być nawet 15-20 tys. zakażeń dziennie (na początku października przepowiadał, że „w najbliższym czasie – mówię o okresie dwóch tygodni – ta liczba będzie utrzymywała się w przedziale, w okolicach 1 500, nawet powyżej 2 000 zachorowań dziennie”.

„Proszę o bardzo poważne traktowanie obostrzeń. Noszenie maseczek to wymóg podstawowy. Kto ich nie nosi generuje ryzyko dla siebie i innych i jest to naruszenie sfery bezpieczeństwa drugiego człowieka. To samo dotyczy innych obostrzeń"

– przekonywał szef resortu zdrowia.

Ile łóżek uda się jeszcze wygospodarować?

Mimo że oficjalnie zajętych jest 8,3 tys. łóżek na 15 tys. dostępnych, od co najmniej tygodnia lekarze i ratownicy piszą w mediach społecznościowych o braku miejsc w szpitalach dla chorych na COVID-19. Dochodzi do dramatycznych sytuacji, jak śmierć ratownika pogotowia w Garwolinie, dla którego nie znalazło się wolne łóżko.

Przeczytaj także:

Lekarze twierdzą, że łóżka są, ale na papierze. Ministerstwo odpowiada, że dostępnych jest w tej chwili 15 tys. łóżek i z kontroli resortu wynika, że to rzeczywista, nie wirtualna liczba. Ale jeśli zakażenia będą rosły w takim tempie jak dotychczas, to obecny zapas się skończy.

Dlatego oprócz szpitali tymczasowych ministerstwo chce jeszcze więcej łóżek „wyrwać" z obecnej bazy szpitalnej – kosztem innych chorych. Około 10 tys. miejsc miałoby się znaleźć w szpitalach powiatowych – część z nich miałaby zostać przekształcona na jednoimienne. Na przykład na dwa powiaty jeden szpital miałby być covidowy, a drugi przyjmować innych pacjentów. W szpitalach wojewódzkich resort chce zdobyć jeszcze 3 tys. dodatkowych łóżek wraz z personelem, zajmując oddziały internistyczne. Zaczyna też rozmowy ze szpitalami prywatnymi, które również zobowiąże do otwierania oddziałów covidowych.

Jak przekształcanie szpitali może wyglądać w praktyce, pisze łódzka „Gazeta Wyborcza". Niewielki szpital w Wieruszowie ma zostać przekształcony w placówkę jednoimienną dla chorych na COVID-19:

„Nie mamy zakaźników. Co więcej, nie mamy personelu, który mógłby zaopiekować się chorymi z koronawirusem"– mówi dyrektorka. "Na wieść o tym, że przekształcamy się w szpital zakaźny, natychmiast odeszło dwóch lekarzy. »Umawialiśmy się na pacjentów internistycznych« – mówili. I jeszcze: »Nie chcemy patrzeć na eutanazję«.

Bo największym problemem dyrekcji szpitala i personelu, który tam pozostał (a jest to dwóch lekarzy oraz trzeci, który dojeżdża do szpitala dwa razy w miesiącu), jest to, że w szpitalu nie ma ani respiratora, ani anestezjologa".

Do szpitala ma przyjechać lekarz chorób zakaźnych, żeby przeszkolić personel, ale dyrektorka ma również kłopot z zakupem tlenu dla pacjentów, bo to teraz towar deficytowy.

Skąd wezmą się lekarze?

Brak przeszkolonego personelu to jeszcze większy problem niż brak łóżek. Według danych Eurostatu mamy najmniejszą liczbę praktykujących lekarzy w Unii Europejskiej – 238 na 100 tys. mieszkańców. Niemcy mają ich 431.

Minister Niedzielski ogłosił, na razie dość enigmatycznie, że „mamy też uzgodniony tryb zasilenia naszego zasobu lekarzy lekarzami z zagranicy, który pozwoli wzmocnić nasz system. Będziemy pilnowali, żeby dopuszczenie do rynku miało charakter jakościowy". Więcej można dowiedzieć się z druku sejmowego „poselskiego" projektu nowej ustawy, którą rząd ochrzcił „ustawą o dobrym Samarytaninie". W skrócie - będą ułatwienia w zatrudnianiu lekarzy spoza Unii Europejskiej.

Oto najważniejsze punkty ustawy według słów ministra zdrowia:

  • lekarze, którzy będą leczyć chorych na COVID-19, zostaną wyłączeni z odpowiedzialności karnej, jeśli popełnią nieumyślny błąd;
  • personel medyczny skierowany na kwarantannę lub izolację otrzyma pełne wynagrodzenie;
  • każdy członek personelu medycznego zaangażowany w walkę z COVID-19 dostanie dodatek wysokości 100 proc. wynagrodzenia (obecnie jest to 50 proc.)

A to punkty, które wzburzyły lekarza-aktywistę Bartosza Fiałka:

  • wprowadzenie przepisu, że skierowany do pracy może być jeden rodzic dziecka poniżej 18 lat (do tej pory nie wolno było skierować obojga rodziców dziecka do 14 lat);
  • podwyższenie wieku mężczyzn w zawodach medycznych kierowanych do pracy do 65 lat;
  • kierowanie do walki z epidemią studentów i doktorantów kierunków medycznych, farmaceutycznych i nauk o zdrowiu, osób kształcących się w zawodach medycznych i tych, które skończyły naukę w ciągu ostatnich pięciu lat oraz ratowników.

https://www.facebook.com/bfialek/posts/653071502045611

Jednym słowem, wszystkie ręce mają być na pokładzie. Rząd ma problem, bo nie dość, że personelu medycznego jest mało, to również nie wszyscy mają ochotę na walkę z groźną epidemią. Jednak do tej pory PiS zamiast marchewki stosował raczej kij, wypominając lekarzom – jak minister Jacek Sasin – że nie stawiają się do pracy na wezwanie wojewody.

Jeśli jednak przeanalizować przypadki, w których lekarze szli na zwolnienie lub odwoływali się od decyzji, okazuje się, że były to osoby wychowujące małe dzieci lub mające ukończone 60 lat (nie można ich skierować do pracy) bądź niemogące zostawić swoich pacjentów.

W poszerzeniu puli personelu pomoże też decyzja resortu zdrowia, by lekarzy rezydentów zwolnić w tym roku z egzaminu ustnego – będą musieli zdawać tylko pisemny. Z kolei w punktach pobierania wymazów do testów PCR personel medyczny będą zastępować żołnierze.

Mają się zmienić również zasady kwarantanny – pracownik będzie mógł z niej pracować zdalnie.

Przy okazji rząd chce naprawić swoją legislacyjną niedbałość i wpisać do ustawy o zwalczaniu chorób zakaźnych grzywny za nieprzestrzeganie sanitarnych nakazów władz, w tym zakrywania ust i nosa. Nie tylko przeciwnicy maseczek, ale również RPO zwracali uwagę, że ten nakaz jest niezgodny z prawem.

Statystyki po weekendzie trochę spokojniejsze

W poniedziałek ministerstwo poinformowało o 7482 wykrytych w ciągu doby przypadkach SARS-CoV-2. To prawie 0 1200 mniej niż w piątek, jednak w sobotę i niedzielę robi się mniej testów, a co za tym idzie – wykrywa mniej zakażeń.

Wykonano 36 tys. testów, o 5 tys. mniej niż średnio w ubiegłym tygodniu. Odsetek testów pozytywnych wyniósł 21 proc.

Liczba aktywnych przypadków wzrosła o ponad 6 tys.

Razem mamy już 183 248 wykrytych zakażeń koronawirusem. Zmarło 3 614 osób, wyzdrowiało 94 014, a obecnie zakażonych jest 85 620. Wszystko wskazuje na to, że jeśli tempo epidemii nie zwolni, znów będziemy mieć – jak na wiosnę – więcej wykrytych aktualnych zakażeń niż wyzdrowień.

Mniej hospitalizacji, mniej respiratorów

Z największym napięciem czekamy zawsze na dane o nowych hospitalizacjach w ciągu doby i o użyciu respiratorów. One najlepiej pokazują nam, jaka jest sytuacja. W ciągu ubiegłego tygodnia liczba zajętych łóżek przyrastała o 400 dziennie, by w piątek urosnąć aż o 600. To był niepokojący trend, tymczasem w niedzielę przybyło ich „tylko" 300. Za wcześnie jednak, by ocenić, czy to oznaka spłaszczania się krzywej, czy kolejny efekt weekendu (choć chorych na COVID-19 przecież nie przyjmuje się planowo).

Także liczba chorych potrzebujących respiratora powiększyła się w niedzielę o 23 - najmniej od 11 dni. W tej chwili jest ich 672, co stanowi 60 proc. sprzętu przeznaczonego dla zakażonych koronawirusem.

Na świecie: lockdown w Walii, tsunami w Belgii

Według licznika uniwersytetu Johnsa Hopkinsa liczba wykrytych przypadków SARS-CoV-2 na świecie przekroczyła już 40,1 mln, a zgonów 1,1 mln.

A tak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o przyrost nowych przypadków w Europie (na 100 tys. mieszkańców w ciągu 14 dni, stan na 16 października).

koronawirus w Europie, tydzień 40-41

Premier Belgii, która – jak widać na mapie – jest szczególnie zagrożona, powiedział w poniedziałek, że niektórym regionom grozi „tsunami" zakażeń. Pozostająca na razie w lepszej sytuacji Walia zdecydowała się na wprowadzenie od piątku dwutygodniowego lockdownu. Jest pierwszym regionem w Europie, który nakazuje drugi całkowity lockdown. Do tej pory zrobił to m.in. Izrael, który już doprowadził do zmniejszenia liczby zakażeń i łagodzi restrykcje.

Z kolei włoscy burmistrzowie dostali od rządu prerogatywę wprowadzania w swoich miastach godziny policyjnej od 21:00. W tej fali epidemii Włochom nowe przypadki zaczęły rosnąć później, ale w niedzielę zanotowali rekordowe 11,75 tys. zakażeń.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze