0:00
0:00

0:00

Śledztwo

Szyszko zaciera ślady w sprawie „córki leśniczego”. Jego podwładni kręcą, a MSWiA milczy, kryjąc go

  • Bianka Mikołajewska

Redakcja OKO.press od trzech tygodni zabiega o ujawnienie nazwiska "córki leśniczego" i treści listu, który minister Szyszko pod okiem kamery przekazał ministrowi Błaszczakowi.

Resorty środowiska i spraw wewnętrznych sugerują, że list „córki leśniczego” należy uznać za niebyły: nie ma go w ministerstwach, został oddany nadawczyni. A skoro go nie ma - nie ma sprawy i problemu.

Ale jest odwrotnie: jeśli pismo zaginęło bez śladu, doszło do kolejnego nadużycia. Znacznie cięższego niż publiczna wpadka z nieoficjalnym przekazaniem korespondencji Błaszczakowi. Bo obciążającego nie tylko polityków PiS, ale instytucje, którym szefują.

Sam Szyszko w kolejnych wypowiedziach sprowadza całą historię do absurdu, a publiczność reaguje śmiechem. Jednak sprawa jest poważna i z każdym ruchem ministra, coraz poważniejsza.

Oficjalna linia obrony Szyszki jest taka, że przekazał Błaszczakowi list jako poseł i jako poseł zwrócił go nadawczyni. Okoliczności wskazują na to, że działał raczej jako minister. Tak czy tak - uprawiał wolną amerykankę.

Szyszko przekazuje list, Błaszczak go zwraca

Na początek przypomnijmy chronologię. 13 czerwca 2017 roku, przed posiedzeniem rządu, minister środowiska wręczył ministrowi spraw wewnętrznych list.

„To jest taka… córka leśniczego…” – mówił Szyszko wysuwając pismo z koperty, jakby chciał je przeczytać Błaszczakowi.

„A to jest kamera Polsatu” – odparł Błaszczak, machając do operatora, który ich filmował.

Szyszko z powrotem wsunął list do koperty i kontynuował: „Dobra… Proszę pana, ona prosiła żebym panu to przekazał (...) Także tutaj, mówię ten… Niech pan to przeczyta, dobra?”

„Dobrze” – potwierdził Błaszczak.

Jeszcze tego samego dnia Polsat News opublikował film w internecie. A ministrowie zostali zasypani pytaniami, kim jest córka leśniczego i co napisała w liście. MSWiA, w kilku wpisach na Twitterze, oświadczyło, że minister Błaszczak „zwrócił korespondencję otrzymaną dziś od ministra Jana Szyszki” i „poinformował ministra środowiska, że nie zwykł zapoznawać się z korespondencją przekazywaną z pominięciem drogi służbowej”. MSWiA zaznaczyło, że jeśli sprawa leży w kompetencjach jego szefa, chętnie się z nią zapozna, gdy zostanie mu przekazana „formalną drogą służbową”.

Następnego dnia - 14 czerwca - na koncie Jana Szyszki na Facebooku, pojawił się wpis:

„Oświadczenie ws. korespondencji, która w ostatnim czasie wzbudziła zainteresowanie mediów: Biuro poselskie prof. Jana Szyszko zwraca korespondencję do nadawcy z prośbą o skierowanie jej do właściwego organu”.

Minister udaje, że nie wie o co chodzi

16 czerwca politycy Platformy Obywatelskiej powiadomili o liście "córki leśniczego" prokuraturę. Według nich w tej sprawie istnieje podejrzenie przestępstwa "pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za korzyść majątkową lub osobistą, albo jej obietnicę".

Kilka dni temu, w publicznym radiu, minister Szyszko mówił, że jest dumny z tego co się stało, bo dzięki temu "zwrócono uwagę na zawód leśnika" i "lansowaliśmy córkę leśniczego, która ma ogromne zasługi dla historii Polski". Jak wyjaśniał, chodzi o Danutę Siedzikównę ps. "Inka", sanitariuszkę AK, zastrzeloną w 1946 roku przez Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Zapewniał, że nie wie, co było w kopercie, którą przekazał Błaszczakowi.

Bo sytuacji, w których ktoś prosi go o przekazanie dalej listu jest bardzo dużo, a on tylko go "przekazuje" i "nie zagląda do środka". A w ogóle - autorką głośnego listu "najprawdopodobniej nie była córka leśniczego, tylko inna".

Przeczytaj także:

Resort środowiska kręci w sprawie dostępu do informacji

Dzień po publikacji nagrania Polsat News - 14 czerwca (2017) redakcja OKO.press wystąpiła do Ministerstwa Środowiska o udostępnienie listu „córki leśniczego”.

Powoływaliśmy się na ustawę o dostępie do informacji publicznej, zgodnie z którą każdy obywatel ma prawo wystąpić o informacje dotyczące działalności instytucji publicznych, a te w ciągu dwóch tygodni mają obowiązek udzielenia odpowiedzi.

Argumentowaliśmy, że Szyszko przekazał Błaszczakowi kopertę przed posiedzeniem rządu. I że dokument przekazywany przez ministra innemu ministrowi podczas pełnienia funkcji publicznych, jest informacją publiczną. Oraz że oficjalny charakter pisma potwierdził Błaszczak, stwierdzając, że nie może przyjąć tego rodzaju korespondencji na drodze innej niż służbowa.

Po ponad dwóch tygodniach Zespół Komunikacji Medialnej resortu, przesłał nam… link do oświadczenia zamieszczonego 14 czerwca na Facebooku Szyszki.

Jak się okazuje, tego samego dnia co my, podobny wniosek skierowała do ministerstwa Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Występowała o udostępnienie skanów listu oraz informacji o sposobie w jaki Szyszko go otrzymał i o nadawcy. 29 czerwca poinformowała na FB, że wciąż czeka na udostępnienie dokumentów.

W odpowiedzi na jej wniosek resort napisał: "Ze względu na konieczność dokonania analizy sprawy (...) termin udzielenia odpowiedzi zostaje przedłużony do dnia 14 lipca 2017 roku".

Zapytaliśmy więc ministerstwo, dlaczego odpowiedzi są tak różne? Czy ustalenie nadawcy i okoliczności przekazania Szyszce listu przez "córkę leśniczego", o które prosił dodatkowo watchdog, wymaga kolejnych dwóch tygodni na odpowiedź?

Nie dostaliśmy odpowiedzi.

Kim był Szyszko, gdy przekazywał kopertę Błaszczakowi: posłem czy ministrem?

W mailu do Ministerstwa Środowiska pytaliśmy także, czy odesłanie listu "córki leśniczego" do nadawcy nie było zacieraniem dowodów nadużycia stanowiska przez ministra Szyszkę.

Linia obrony Szyszki w tej sprawie jest taka, że otrzymał pismo jako poseł, tak też przekazał je Błaszczakowi, a później zwrócił nadawczyni. Ale ta wersja nie trzyma się kupy.

Zgodnie art. 20 z ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, poseł ma wprawdzie prawo podejmować interwencje "w imieniu wyborcy lub wyborców", m.in. "w organie administracji rządowej" (czyli także ministerstwie). Kierownik urzędu, którego dotyczy interwencja, ma obowiązek "niezwłocznie" spotkać się z posłem. A urząd najpóźniej w ciągu 14 dni musi powiadomić go o stanie danej sprawy i załatwić ją w ustalonym z nim terminie.

Ale takie działania muszą być prowadzone w oficjalnym trybie i oficjalnej formie. Poseł nie może więc z doskoku łapać ministra lecz powinien oficjalnie wystąpić o spotkanie z nim.

Zgodnie z regulaminem określającym "Metody postępowania z dokumentacją w biurach poselskich", każda interwencja powinna być odnotowywana w prowadzonym przez biuro rejestrze interwencji.

"Dokumentacja konkretnej interwencji w biurze poselskim składać się będzie z kopii listu petenta oraz korespondencji posła z petentem i właściwym urzędem" - czytamy w regulaminie. Dokumenty przechowuje się przez 3 lata.

Gdyby Szyszko interweniował w sprawie "córki leśnika" jako poseł, powinien umówić się oficjalnie z ministrem Błaszczakiem, a w jego biuro poselskie powinno oficjalnie przekazać list "córki leśnika" do kancelarii MSWiA. Tak się jednak nie stało.

Oczywiste wydaje się, że skoro Szyszko przekazał kopertę tuż przed rozpoczęciem posiedzenia rządu i przekazał ją innemu członkowi rządu - zrobił to jako minister.

Ale i na to przewidziane są odpowiednie procedury - określone w „Wewnętrznym regulaminie organizacyjnym Biura Ministra” i "Instrukcji Kancelaryjnej" resortu środowiska. Ich również Szyszko nie dopełnił. Dlatego Błaszczak, obawiając się konsekwencji nieformalnego przyjęcia korespondencji i podejrzeń z tym związanych, odesłał list Szyszce.

Komu i jako kto minister Błaszczak oddał list?

Oczywiste również wydaje się, że Szyszko przekazał Błaszczakowi list jako ministrowi spraw wewnętrznych, a nie szeregowemu posłowi PiS. Potwierdzają to komunikaty na Twitterze, w których MSWiA pisało, że "minister M. Błaszczak" zwrócił korespondencję Szyszce, że nie czyta "korespondencji przekazywanej z pominięciem drogi służbowej” i że zapozna się z nią, gdy zostanie mu przekazana „formalną drogą służbową”.

Jeśli zaś adresatem listu "córki leśniczego" był szef MSWiA, zgodnie z "Instrukcją Kancelaryjną" tego resortu, pismo powinno zostać oficjalnie zarejestrowane w elektronicznym dzienniku korespondencji, prowadzonym przez Kancelarię Główną.

Zgodnie z instrukcją, kancelaria dokonuje "odwzorowania cyfrowego korespondencji wpływającej". List "córki leśniczego" powinien więc mieć swój identyfikator i powinien zostać zapisany na dyskach MSWiA.

Zapytaliśmy więc ministerstwo:

  • Pod jakim numerem został zarejestrowany w dzienniku korespondencji MSWiA list "córki leśniczego"?
  • Kto dokładnie był nadawcą tego listu?
  • Czy minister Błaszczak lub urzędnicy MSWiA zapoznali się z jego treścią?
  • I dokąd została odesłana korespondencja - do resortu środowiska czy biura poselskiego Szyszki?

Wydział Prasowy resortu odesłał nas jednak... do komunikatów zamieszczonych 13 czerwca na Twitterze. Nie odpowiedział na nasze kolejne prośby o konkretne odpowiedzi na zadane pytania.

Gdyby okazało się, że list przekazany przez ministra Szyszkę nie został oficjalnie zarejestrowany w resorcie spraw wewnętrznych i zwrócono go poza procedurami - byłby to absolutny skandal. Niewyobrażalne jest, by minister nadzorujący policję pomagał partyjnemu koledze wykaraskać się kłopotów, omijając formalności.

A jeśli list przeszedł normalną drogę w kancelarii MSWiA - dlaczego resort nie chce udzielić o nim żadnych informacji?

Co się stało z listem?

Z oświadczenia Szyszki na FB wynika, że pismo "córki leśniczego" trafiło ostatecznie do biura poselskiego Szyszki, a to – oddało list nadawczyni. Już po raz drugi list powinien więc zostać odnotowany w rejestrze interwencji – jako sprawa niezałatwiona i zwrócona nadawcy.

Czy tak się stało - wyjaśnić może dziś już chyba tylko prokuratura, do której zgłoszono sprawę.

;
Na zdjęciu Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze