Skąd wzięły się informacje o istnieniu poza Europą potężnego chrześcijańskiego państwa zwanego Królestwem Księdza Jana? Czy wykorzystano je tylko do politycznej kalkulacji w walce z islamem?
W czasach, gdy mnożą się fake newsy, warto wspomnieć o bardzo żywotnej legendzie sprzed kilkuset lat. Powstała w czasach krucjat opowieść o Księdzu Janie – zwanym też Kapłanem Janem i Prezbiterem Janem – dziś wydaje się oczywistym wymysłem, bajką dla naiwnych, zapomnianą ramotą.
W najlepszym zaś razie metaforą lub literacką zabawą. A jednak długo wpływała na polityków, geografów i artystów oraz na wyobraźnię zwykłych Europejczyków.
Zaczęło się między rokiem 1122 i 1123. Światem zachodnim rządzili wówczas papież Kalikst II oraz cesarz Henryk V, którzy właśnie zawarli konkordat w Wormacji, mający zakończyć swój tzw. spór o inwestyturę. Ojciec Święty szykował też sobór laterański, na którym miał przeforsować zakaz zawierania małżeństw przez księży i mnichów.
Polską rządził książę Bolesław Krzywousty, wcześniej skutecznie broniący kraju przed niemieckimi wojskami Henryka V, aczkolwiek kraj nad Wisłą znajdował się na uboczu wielkiej polityki. Zwłaszcza że oczy Zachodu patrzyły na południowy wschód.
Tam wychodziło z kryzysu Cesarstwo Bizantyjskie, tocząc walki z koczowniczymi Pieczyngami, rosnącymi w siłę Turkami seldżuckimi oraz innymi państwami muzułmańskimi na Bliskim Wschodzie.
Po pierwszej krucjacie (1096-1099) wciąż istniało chrześcijańskie Królestwo Jerozolimy i inne państewka krzyżowców w Ziemi Świętej. Żyły jednak w ciągłym zagrożeniu ze strony potężnych islamskich sąsiadów oraz uwikłane zostały w intrygi chrześcijańskich potęg.
I w tym właśnie momencie, jak wskazują źródła historyczne, przybyć miał do Europy chrześcijański patriarcha z Indii imieniem Jan. Z Indii, czyli z końca znanego wówczas świata.
Liczył albo na uzyskanie godności arcybiskupa (zapytał o taką możliwość w Konstantynopolu, jednak to była stolica chrześcijaństwa wschodniego, a obecni tam legaci papiescy polecili mu udać się do Rzymu), albo szukał politycznego poparcia – wersje kronikarzy nie są jednoznaczne.
Faktem natomiast jest, że po tej wizycie zaczął krążyć fantastyczny opis owego „indyjskiego” chrześcijańskiego królestwa patriarchy Jana.
„Miasto, w którym znajduje się jego siedziba, zwie się Ulna (lub: Hulna). Jest to stolica i »władczyni« całych Indii. Jej obszar rozciąga się na 4 dni drogi. Przepływa przez nią Phison, rzeka wypływająca z Raju, tocząca krystalicznie czyste wody, obfitująca złoto i szlachetne kamienie. Całe miasto zamieszkane jest przez szczerych chrześcijan, nie ma tam heretyków i niewiernych, gdyż ci zostali albo nawróceni, albo wyginęli nagle wskutek jakiejś śmiertelnej choroby.
W pewnej odległości od stolicy wznosi się odosobniona góra, zewsząd otoczona wodami głębokiego jeziora, a na jej szczycie mieści się główne sanktuarium kraju – kościół świętego Tomasza Apostoła” – opisuje polski mediewista prof. Jerzy Strzelczyk w książce „W poszukiwaniu Królestwa Kapłana Jana”.
Wymienia też niezwykłości owego kościoła z tajemniczej krainy, poświęconego apostołowi, który z niewiernego zamienił się w gorliwego i miał dotrzeć nawet do Indii. Cuda, relikwie, bogactwa, siła wiary – mamy w tej opowieści wszystko, co działało na wyobraźnię Europejczyków średniowiecza.
„We wspaniale wyposażonym wnętrzu świątyni zawieszony jest na srebrnym łańcuchu sarkofag ze srebra z ciałem Świętego. Przed nim płonie złota lampa napełniona balsamem. Olejem świętym patriarcha uzdrawia chorych. W dniu święta patrona patriarcha wraz z biskupami otwiera sarkofag i sadza ciało apostoła na złotym tronie (…) Oblicze świętego jaśnieje wówczas niby gwiazda, zachowuje on rude włosy i brodę, także jego odzież jest w dobrym stanie. Patriarcha podchodzi do tronu z poświęconą hostią na złotej patenie, apostoł ujmuje ją prawą dłonią, jakby był żywy, i rozdziela ją wiernym”.
Takie opisy musiały robić wrażenie nawet na sceptykach. Być może jednak te pierwsze fantastyczne wizje przeszłyby bez większego echa, gdyby nie polityczne zamieszanie na Bliskim Wschodzie i kolejna wizyta gościa z daleka.
Pod koniec 1144 roku wojska muzułmańskie zdobyły Edessę, stolicę jednego z państw krzyżowców. W roku 1145 przybył zaś do Italii syryjski biskup Hugon, by opowiedzieć nowemu papieżowi Eugeniuszowi III, jak wygląda sytuacja w tamtym zapalnym rejonie świata.
Według niemieckiego kronikarza Ottona z Fryzyngi, przy okazji egzotyczny gość wspomniał o potężnym władcy chrześcijańskim rządzącym na wschód od Persji i toczącym zaciekłe walki z niewiernymi.
Zdaniem historyków ta wzmianka zainspirowana została zwycięstwem nad Seldżukami, odniesionym w 1141 roku pod Samarkandą przez mongolskie wojska tzw. Czarnych Kitanów.
Wśród tych koczowniczych wojowników przeważali buddyści, ale byli też nestorianie – wyznawcy dość dzisiaj zapomnianego odłamu chrześcijaństwa, od V wieku uznawanego za heretycki, ponieważ głosił odrębność ludzkiej i boskiej natury Chrystusa.
W tych okolicznościach mógł wykiełkować pomysł, że gdzieś na końcu świata jest pełna cudów kraina rządzona przez kapłana Jana, z liczną armią, która w razie potrzeby może przyjść z pomocą chrześcijańskiej Europie.
Pełnym odzwierciedleniem tej idei stał się w 1165 roku rzekomy list Kapłana Jana do cesarza bizantyjskiego Manuela I Komnena.
Jan występuje w tym liście z pozycji władcy potężnego, lecz skromnego. Oferującego sojusz, o ile ma do czynienia z partnerem rzeczywiście przepełnionym chrześcijańską wiarą. Władcy gotowego wesprzeć braci w wierze w walkach w Ziemi Świętej i wspomóc tamtejszych krzyżowców.
Ponadto Jan przedstawia w liście istne panoptikum osobliwości ze swego królestwa, płynącego mlekiem i miodem. Można tam spotkać pigmejów, cyklopów, ludzi z rogami, faunów i satyrów. Są feniksy, salamandry, krokodyle i białe niedźwiedzie.
Ksiądz Jan ma za poddanych także amazonki, ludożerców, braminów i dziesięć zaginionych plemion Izraela. Przy jego stole pożywia się codziennie trzydzieści tysięcy ludzi. Dysponując ogromnym autorytetem i liczną armią, ksiądz Jan nie ma też kłopotu z tym, by raz do roku nawiedzać grób z ciałem proroka Daniela w Babilonie.
List jest oczywiście literackim wymysłem, przedstawiającym pewną utopię. Historycy do dziś nie są zgodni, jaki był jego cel. Wzbudzić u ambitnych Bizantyjczyków nieco skromności? Wezwać chrześcijan do jedności? Pobudzić ducha w obliczu kolejnych krucjat do Ziemi Świętej?
A może pokazać, że nawet w takim „państwie bożym” jak to Księdza Jana znajdują się istoty i zjawiska rodem z przeszłości pogańskiej i tradycji niechrześcijańskiej, i nic w tym złego? To jednak dywagacje.
Być może dla autora list był niewiele więcej niż literacką zabawą? Jednak im prostsi byli jego odbiorcy, tym bardziej dosłownie rozumieli przedstawiane tam cuda. Traktowali list jako autentyczny! A zaznaczyć trzeba, że list Kapłana Jana z 1165 roku był istnym bestsellerem średniowiecza. Do dziś zachowało się ponad dwieście rękopisów, w których go skopiowano.
W 1177 roku coś w rodzaju odpowiedzi na list Kapłana Jana wysłał papież Aleksander III. Lecz nie tylko głowa Kościoła prowadziła korespondencję z tym władcą-duchem. W 1407 roku list do Kapłana Jana wysłał nawet wielki mistrz krzyżacki Konrad von Jungingen. Wzywał w nim do zwarcia szeregu chrześcijan i zbrojnego odzyskania Ziemi Świętej.
Popularność listu Kapłana Jana – oraz częstotliwość wysyłania do niego poczty przez europejskich władców – zaczęły gwałtownie słabnąć dopiero od XVI wieku.
Zmieniła się sytuacja geopolityczna. Być może konkurencję dla literackich cudów z ziemi Kapłana Jana zaczęło stanowić złoto Nowego Świata, wraz z reformacją krytyczniej spojrzano na religię, zaś wiedza geograficzna znacznie się podniosła?
Geografia średniowieczna jest bowiem jeszcze jednym ciekawym zagadnieniem, mającym znaczeniem dla odbioru fake newsów o Janie.
Mówiąc Indie, ówcześni nie mieli na myśli subkontynentu indyjskiego. Ba, nawet go dokładnie nie znali. Dla nich dalekimi „Indiami” mogły być także Armenia, Azja Centralna albo Róg Afryki. I właśnie to ostatnie miejsce okazało się szczególnie ciekawe.
Kapłana Jana kojarzono jako potomka jednego z Trzech Króli z Nowego Testamentu, natomiast Etiopią (wówczas zwanej Abisynią) rządzili władcy także wywodzący swój rodowód z Biblii. Mieli pochodzić od Menelika, syna biblijnej królowej Saby i króla Salomona.
Chrześcijaństwo zakorzeniło się w Etiopii już w IV wieku. To było jedno z pierwszych chrześcijańskich państw świata – władcy ówczesnego etiopskiego Królestwa Aksum przyjęli nową religię kilkanaście lat po Armenii i Gruzji, a wcześniej niż Cesarstwo Rzymskie.
Miejscowi władcy przez wieki toczyli zażarte boje z rosnącym naporem islamskim. Kościół etiopski podlegał patriarsze koptyjskiemu w Aleksandrii, ale miał też kontakty w Jerozolimie. Samo położenie w odległej Afryce sprzyjało zaś szerzeniu legend i opowieści o tamtejszych mirabiliach.
Od starożytności krążył mit, że znajduje się tam coś w rodzaju fontanny młodości. Ponadto kraj znajdował się nad źródłami Nilu, największej rzeki świata. Z czasem w Etiopii zaczęto upatrywać miejsca ukrycia Arki Przymierza z tablicami Dziesięciorga Przykazań (zgodnie z miejscową tradycją) albo nawet Świętego Graala (można było wysnuć taki wniosek z niektórych opowieści rycerskich z cyklu arturiańskiego).
W XVI wieku w kraju pojawili się portugalscy misjonarze oraz żołnierze pomagający w walce z muzułmańskimi sąsiadami. Cuda powoli zaczęły ustępować miejsca wiedzy. W czasach odsieczy wiedeńskiej polski król Jan III Sobieski wysłał poselstwo do Abisynii, szukając wsparcia w walce z Imperium Osmańskim. Niestety, nie dotarło na miejsce. Jan III raczej nie wierzył już w bujdy o Kapłanie Janie. Ufał natomiast sile politycznych i militarnych sojuszy.
Kapłan Jan pozostał zaś do dyspozycji pisarzy – od XVI-wiecznej powieści „Gargantua i Pantagruel” francuskiego humanisty François Rabelais’go po „Baudolino” Umberto Eco z roku 2000…
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Komentarze