Brazylia gra nie tylko o mistrzostwo świata. Dla wielu kibiców to walka o odzyskanie żółtej koszulki – zapewnia Celso Unzelte, brazylijski historyk futbolu w rozmowie z OKO.press.
- Nasz kraj jest niezwykle podzielony. W trakcie takiego święta jak mundial społeczne podziały widać na ulicach, wśród kibiców.
Założenie koszulki reprezentacji nie jest już tylko aktem wsparcia dla naszej reprezentacji, ale to też deklaracja polityczna.
W ostatnich latach, a zjawisko nasiliło się szczególnie przed ostatnimi wyborami prezydenckimi wyborcy Jaira Bolsonaro zakładali żółte barwy także podczas wieców politycznych. Dziś każdy, kto nosi żółtą koszulkę jest postrzegany jako bolsonarysta. Dlatego zwolennicy drugiej strony wolą nosić trykoty w innych kolorach: niebieskie, czarne lub białe w stylu retro, co nawiązuje do barw reprezentacji Brazylii w latach 1914-1953.
- Nie tylko w Rio de Janeiro. Rzeczywiście zwolennicy Luiza Inácio Luli da Silvy troszczą się o ratowanie symboli narodowych.
Wśród nich jest też flaga kraju, która powiewała na środku słynnej Avenida Paulista podczas celebracji wyborczego zwycięstwa Luli.
Sam Lula, który kocha piłkę nożną, zapowiedział, że debiut reprezentacji zobaczy w żółtych barwach. Sądzę, że uratowanie tych symboli przez lewicę to tylko kwestia czasu. W Brazylii nazywamy to „odtruciem”, podobne zjawisko było widoczne również pod koniec dyktatury wojskowej i fali niepokojów społecznych pod hasłem Diretas Já („Wybory teraz”) w 1984 roku. Wtedy flaga, narodowy hymn i żółte barwy zostały „odratowane” przez społeczeństwo domagające się demokratycznych rządów.
To niesamowite czasy piłkarza Sokratesa i tzw. „Democracia Corinthiana” (Demokracji Korynckiej), idealistycznego ruchu wewnątrz klubu Corinthians, który sprzeciwiał się wszelkim przejawom rządów autorytarnych.
- W tamtych czasach wiele osób nie miało dostępu do informacji, ale wiadomości sportowe, piłkarskie, czy właśnie dotyczące Corinthians niosły się na językach. To niezwykle popularny klub, drugi po Flamengo pod względem liczby kibiców, mówi się nawet o 30 milionach fanów. Sam od dziecka kibicuję Corinthians. Moje polityczne i społeczne poglądy rodziły się na stadionie, gdy miałem 14 czy 15 lat. Dzięki Democracia Corinthiana dowiedziałem się o ideach demokracji! Słynny aktor polskiego pochodzenia Dan Stulbach mówi, że słowo „Demokracja” zobaczył po raz pierwszy w życiu, kiedy pojawiło się ono na koszulce drużyny Corinthians.
Mimo wszystko nie sądzę, aby Demokracja Koryncka zmieniła Brazylię i piłkę nożną.
Była ważnym ruchem, bardzo ważnym, jak wszystko związane u nas z futbolem, ale stanowiła bardziej konsekwencję niż przyczynę. Już wyjaśniam: w tamtym czasie o demokracji mówiło się w wielu miejscach: w szkołach, fabrykach, związkach zawodowych, na ulicach. Było więc nieuniknione, że ta dyskusja dotrze również do piłki nożnej, co ostatecznie się stało. Ale to nie Democracia Corinthiana „obaliła reżim wojskowy”, jak dziś wielu przesadza. Została umieszczona w całym kontekście, głównie z powodu przywództwa Sokratesa, który jest dziś międzynarodową ikoną. Ale rzeczywiście był to bardzo ważny ruch, inaczej nie mówilibyśmy o nim 40 lat później.
- W Brazylii zawsze istniał chromatyczny kontrast między czerwienią „międzynarodowego komunizmu” (obecna Partia Robotnicza) a zielenią i żółcią flagi (powszechnie przyjmowanej przez nacjonalistów z prawej strony). „Zielono-żółto, bez sierpa i młota” – krzyczeli na ulicach zwolennicy reżimu wojskowego z 1964 roku. „Nasza flaga nigdy nie będzie czerwona” – wykrzykują dziś bolsonaryści. Ale jeszcze zanim koszulka została przejęta przez Bolsonaro i jego zwolenników, słynny żółto-zielony trykot był już widoczny na ciałach demonstrantów w 2013 roku. To były tzw. „Dni Czerwcowe”, ruch społeczny, który zbiegł się np. z Arabską Wiosną. Ludzie wyszli na ulice, nie bardzo wiedząc, przeciwko czemu strajkują, ale protestowali głównie przeciwko korupcji w ogóle, głównie przeciwko ówczesnej Partii Robotniczej Dilmy Rousseff. Nie byli jeszcze bolsonarystami. Bolsonaro przyszedł później, przejął te idee, a wraz z nimi koszulkę reprezentacji.
Pamiętajmy jednak, że futbol w Brazylii zawsze był przedmiotem politycznego zawłaszczenia.
W 1970 roku zdobycie trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w Meksyku zbiegło się z kulminacją represji ze strony dyktatury wojskowej, z jej torturami i apogeum propagandy politycznej, która głosiła „wielką Brazylię”. Futbol pomagał dyktaturze promować ten klimat dumy. Politycy zawsze chcieli wykorzystać popularność piłki nożnej. Nawet ceniony w świecie Lula nadał priorytet organizacji mundialu w 2014 roku, a potem Igrzyskom Olimpijskim, bo wiedział, jakie to ważne dla społeczeństwa.
- Okres przed organizacją mundialu przez Brazylię ściśle wiążę się z rządami Luli i jego następczyni Dilmy Rousseff, która potem została postawiona w stan oskarżenia. W czasie przygotowań do organizacji megaeventów sportowych politycy dużo mówili o korzyściach dla społeczeństwa. Ale niestety, jak większość krytyków przewidywała, tak się nie stało. Słynne stało się zdanie Ronaldo Nazario, dawnej gwiazdy naszej reprezentacji, który powiedział, że „nie da się zorganizować mistrzostw świata, budując szpitale”.
Pamiętam, że demonstranci w Rio de Janeiro i Sao Paulo wykrzykiwali hasła typu „precz z mundialem”.
- Wraz z megaeventami w Brazylii rosła krytyka korupcji ze strony społeczeństwa, skierowana głównie w kierunku Partii Robotniczej. A potem przerodziła się w falę politycznego konserwatyzmu wśród Brazylijczyków. Minęło osiem lat. Z perspektywy czasu widać, że to sprzyjało powstaniu skrajnej prawicy i wyborowi Jaira Bolsonaro w 2018 roku. Nastąpił zwrot w prawo, teraz z kolei mamy powrót do socjaldemokracji - nawet nie mówię, że lewicy, bo tak naprawdę nią nie jest.
- Po tamtym meczu dużo zaczęło mówić się o rewolucji, zupełnej restrukturyzacji całego brazylijskiego futbolu z CBF. Ale w praktyce nastąpiła tylko zmiana na boisku, najpierw z powrotem trenera Dungi, a następnie z selekcjonera Tite, który przejął władzę w 2016 roku. Prowadzi reprezentację do dziś, jest pierwszym, który nie zdobył Pucharu Świata (w Rosji przed czterema laty), a mimo to pozostał na stanowisku. Jeśli coś się zmieniło w futbolu brazylijskim, to właśnie ta stabilizacja. No i władze Brazylijskiej Konfederacji Piłki Nożnej zmieniły jej nazwę, ale de facto wciąż pozostaje ona w rękach tej samej grupy politycznej.
- W czasach Pelé wszyscy żyli głównie grą Brazylii. Dziś, zwłaszcza wśród młodych ludzi, są Brazylijczycy, którzy kibicują Realowi Madryt czy angielskiemu klubowi, a nie Flamengo, Santos, São Paulo czy Corinthians. Są też tacy, którzy śledzą supergwiazdy, takie jak Messi czy Cristiano Ronaldo. Mam 54 lata i kiedy byłem dzieckiem czy nastolatkiem, absolutnie nie można było zobaczyć kogoś na ulicy w koszulce na przykład Argentyny, naszych największych rywali. Dziś to bardzo powszechne.
Prawda jest taka, że nasza reprezentacja jest daleko od Brazylijczyków. Drużyna rzadko gra w kraju, a zawodnicy nie występują w naszej lidze, nie mają żadnego związku z tutejszymi zespołami. W dawnych czasach brazylijscy kibice dopingowali swój klub, chcieli, by jak najwięcej zawodników grało w kadrze narodowej. Dziś cieszą się, że żaden zawodnik ukochanego klubu nie jest powołany, bo to mogłoby osłabić drużynę w rozgrywkach lokalnych, narodowych czy kontynentalnych. Nasza reprezentacja jest postrzegana bardziej jako drużyna Brazylijczyków, a nie Brazylii.
- Nasza drużyna w pewien sposób odzwierciedla polityczny podział w społeczeństwie, ale nie wierzę, by polityka miała duże znaczenie w szatni. Wszyscy wiedzą, że Neymar wpierał Bolsonaro przed wyborami prezydenckimi. Obiecał nawet uczcić gola w mundialu, robiąc dłońmi cyfry 2 i 2, czyli numer wyborczy kandydata. Ale tego nie spełnił. Wiemy też, że Richarlison jest po drugiej stronie, wyraził obawy związane z dalszymi z rządami Bolsonaro, wspierał też kampanię szczepionkową negowaną przez ustępującego prezydenta. Pozostali, w tym trener Tite, podchodzą do tematu bardziej dyskretnie, ale w partyjno-politycznym spektrum są znacznie bardziej na prawo niż na lewo. Są bardziej ostrożni niż wspomniany Neymar.
A ten spotkał się z falą hejtu w Brazylii i nie tylko.
- Wielu ludzi oczekiwało, że jako największa gwiazda reprezentacji Brazylii napastnik nie będzie eksponował swoich poglądów. Bo przecież Bolsonaro jest ultrakonserwatywny, jego polityka opiera się choćby na homofobii, otwarcie broni oprawców z czasów reżimu wojskowego. Dlatego przeciwnicy Bolsonaro powiązali poparcie Neymara z przyszłym złagodzeniem jego problemów z podatkiem dochodowym, gdyby to Bolsonaro został ponownie wybrany. Podczas celebracji zwycięstwa prezydenta Luli na Avenida Paulista w São Paulo tysiące ludzi krzyczało w tym samym rytmie, w jakim kibice krzyczą na stadionach: „Hej, Neymar, będziesz musiał zadeklarować!”. To znaczy: nie unikniesz płacenia podatku dochodowego, bo kandydat, który wygrał wybory, nie był twoim kandydatem.
- To wynika głównie z braku edukacji i w związku z tym refleksji politycznej. Myślę, że piłkarze naprawdę chcą wierzyć w prawicowy dyskurs. A fani prezydenta Luli wśród graczy stanowią mniejszość. Zawsze tak było. Począwszy od mundialu w 1970 roku, gdy zwolennikiem lewicowych rozwiązań był Tostão, później skończył studia medyczne. Dziś w kadrze narodowej są to: Richarlison i rezerwowy Éverton Ribeiro, głównie ze względu na działalność polityczną jego żony.
Trzeba też zwrócić uwagę na poziom wykształcenia i zasoby finansowe popleczników jednej i drugiej strony. Bycie piłkarzem lub pagodeiro, czyli śpiewakiem popularnego w Brazylii rytmu zwanego pagode, są u nas postrzegane jako jedyne możliwości awansu społecznego dla tych, którzy nie urodzili się bogaci. Dlatego w społeczeństwie jest wielu biednych ludzi, którzy bronią status quo, a drugą stronę nazywają komunizmem.
- Mamy do czynienia z jednym z najbardziej upolitycznionych mundiali w historii, obok MŚ rozgrywanych w faszystowskich Włoszech za czasów Benito Mussoliniego czy turnieju z 1978 roku w Argentynie rządzonej przez juntę wojskową. Ale niestety z punktu widzenia przeciętnego Brazylijczyka niewiele to znaczy. Duża część naszej populacji ma pewien, nazwijmy to „naturalny”, pogląd na idee sprzeczne z obecnym poczuciem człowieczeństwa, choćby w sprawie homofobii, o której tak dużo mówi się teraz podczas mundialu. Gdyby tak nie było, kraj nie byłby tak spolaryzowany.
Duża część Brazylijczyków w Katarze to bolsonaryści, którzy mają pieniądze.
Nie przegapią okazji, by pojawić się na trybunach czy w telewizji w koszulkach i flagach z napisami typu „Brazylia została okradziona”. Mają na myśli przegraną w wyborach Bolsonaro. Zresztą sam były prezydent wykorzystał nawet śmierć królowej Elżbiety w swojej kampanii. Pojechał do Anglii obejrzeć pogrzeb, ale skończył na przykład na żałosnych filmach, w których próbował udowodnić, że benzyna w Brazylii jest tańsza niż w Anglii.
- Na pewno. Mundial przyśpiesza proces „odtrucia”, o którym rozmawialiśmy. Niektórzy kibice już zapewniają, że ubierają się w żółtą z powodu wsparcia dla reprezentacji, a nie dla byłego prezydenta. Jeśli Brazylia ostatecznie wygra mistrzostwa świata, to zbiegnie się to z nową władzą.
*Celso Unzelte, brazylijski dziennikarz, badacz, komentator sportowy, profesor uniwersytecki i autor osiemnastu książek o historii brazylijskiej piłki. W domu w São Paulo ma ogromną kolekcję czasopism, książek, gazet i albumów o historii brazylijskiego i światowego futbolu.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Komentarze