0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jażwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jażwieck...

„Czy pani myśli, że demokracja w Polsce ma upaść od tego, że ta czy inna osoba nie zostanie ministrem?” – pytają politycy negocjujący właśnie kształt nowego rządu. Opozycja wydaje się zdeterminowana i świadoma odpowiedzialności. Choć złośliwości nie brakuje.

We wtorek 24 października 2023 około godziny 09:00 spotkają się liderzy dotychczasowej opozycji: Donald Tusk, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty. Później mają wspólnie wydać oświadczenie. Również we wtorek rozpoczynają się konsultacje prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie utworzenia rządu. O godzinie 12:00 Andrzej Duda spotka się z przedstawicielami PiS-u (nie będzie wśród nich Jarosława Kaczyńskiego). Na 14:00 zostało zaplanowane spotkanie z przedstawicielami Koalicji Obywatelskiej. Lewica i Trzecia Droga spotkają się z Andrzejem Dudą w środę.

Przeczytaj także:

Tak się wykuwa koalicja. „Ludzie na nas patrzą”

Atmosfera na sejmowych korytarzach to mieszkanka powagi i podwórkowej draki. W większości rozmów można jednak wyczuć poczucie odpowiedzialności, wręcz historyczno-dziejowej.

„Europa na nas patrzy”, „ludzie na nas patrzą”, „miliony na nas zagłosowały”, „nie możemy tego zepsuć” – słychać. Politycy nie tylko to mówią, rozmawiając z nimi mam wrażenie, że naprawdę to widzą. „Tworzymy rząd – to wszystko zmienia” – słyszymy od kilku polityków nowej koalicji rządzącej.

Z jednej strony poczucie odpowiedzialności, z drugiej – strachu przed wielkimi oczekiwaniami wyborców, z trzeciej – uniesienie perspektywą wprowadzania zmian, z czwartej – ekscytacja tym, że po ośmiu latach posuchy będzie można zapełnić państwowe stanowiska.

„Dość kłótni! Do spodu” – rozbrzmiewa w Sejmie parafraza wyborczego hasła Trzeciej Drogi (oryginalnie: „Dość kłótni! Do przodu”). Chodzi o wyczyszczenie instytucji państwa z polityków PiS.

W rozmowach korytarzowych patos miesza się ze złośliwymi docinkami. Wyzłośliwiają się na odsuwanych od władzy politykach PiS? Nie tylko. Ostrze złośliwych żartów nie raz dosięga też partnerów z przyszłej koalicji rządzącej. Bo partner jest przecież też konkurentem. A osobiste ambicje są przedstawiane dziennikarzom jako uzasadniony interes partii czy wręcz wyborców.

Dlatego należy z ostrożnością podchodzić do nazwisk, które pojawiają się na ministerialnej „giełdzie”.

Szybko i bezkonfliktowo przejąć władzę – pozostaje podstawowym celem opozycji na dziś. A zarazem wyzwaniem. „Od Giertycha do Zandberga” to przecież nie tylko slogan, ale realna tkanka ludzka przyszłej większości parlamentarnej.

Koalicja rządowa. Co będzie się działo?

Najbliższa, kilkumiesięczna perspektywa dla byłej opozycji, a obecnej już prawie koalicji, to odbicie instytucji na poziomie centralnym i wojewódzkim oraz obsadzenie co najmniej kilku tysięcy stanowisk. Dalej: odbudowywanie ładu konstytucyjnego i zarządzanie państwem w realiach toczącej się na wschodzie wojny, przyspieszającej transformacji energetycznej i zmieniającej się sytuacji geopolitycznej w Europie.

W związku z tym politycy nowej koalicji zapewniają, że nie rozbije się ona o osobiste ambicje żadnego z nich.

„Czy pani myśli, że demokracja w Polsce ma upaść od tego, że ta czy inna osoba nie zostanie ministrem?” – to retoryczne pytanie pada w rozmowach z dziennikarzami.

Pierwszy przystanek na tej drodze to uzyskanie od prezydenta misji stworzenia rządu.

Opozycja nastawia się na rozmowy koalicyjne trwające kilka tygodni. Dlaczego aż tak długo? Jeden powód to konieczność ułożenia się opozycji między sobą, drugi – niepewność co do tego, co zrobi prezydent Duda.

„Nazwiska osób, które obejmą kluczowe stanowiska będziemy ogłaszać w kolejnych krokach, co kilka tygodni” – słyszmy od ważnego polityka uczestniczącego w rozmowach o koalicji rządzącej.

Harmonogram działań według naszego rozmówcy byłby więc taki:

  • we wtorek 24 października opozycja przedstawi kandydata na premiera,
  • między 7 a 10 listopada będą znane nazwiska marszałków Sejmu i Senatu, ewentualnie wicepremierów,
  • ministrów – za półtora miesiąca.

Inni rozmówcy twierdzą jednak, że sprawy będą toczyły się szybciej.

Być może właśnie we wtorek poznamy zręby konstrukcji rządowej, czyli liczbę wicepremierów i to, którym koalicjantom przypadną stanowiska marszałka Sejmu i Senatu. Nasi rozmówcy z zespołu negocjacyjnego zapewniają, że dopiero wtedy rozpocznie się kolejny etap, czyli ustalanie, które stanowisko w rządzie przypadnie które KO, Trzeciej Drodze i Lewicy.

Tusk weźmie i Sejm, i rząd?

„To autorski projekt” – mówi jeden z polityków z kierownictwa Platformy Obywatelskiej o planach Donalda Tuska wobec rządu.

Z niektórych źródeł słychać, że Tusk, tak jak pisaliśmy w OKO.press, chce zachować kontrolę nad Sejmem. Czyli mieć w swoich rękach rząd (fotel premiera) i Sejm (fotel marszałka Sejmu). W kontekście obsadzenia fotela marszałkowskiego pojawiało się nazwisko Borysa Budki, obecnego szefa klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej.

Sejm w rękach PO i rząd kierowany przez Tuska miałyby umożliwiać bezproblemową współpracę i szybkie procedowanie ustaw rządowych. Ograniczyłoby to liczbę możliwych politycznych raf, na które nowa koalicja rządząca mogłaby wpaść, zwłaszcza w pierwszym trudnym okresie przejmowania władzy od PiS.

Czy to jednak nie brzmi znajomo? Karykaturą takiej współpracy były rządy PiS-u.

Sejm zmienił się z władzy ustawodawczej w przedłużenie władzy wykonawczej i przez większość rządów Prawa i Sprawiedliwości był de facto machiną do przegłosowywania ustaw z rządowych.

Tymczasem partie paktu senackiego chcą nawet wizerunkowo jak najbardziej odróżnić się od rządów Kaczyńskiego.

„Kontrola Tuska nad Sejmem nie musi oznaczać, że marszałkiem zostanie polityk Platformy Obywatelskiej” – zwraca uwagę jeden z negocjatorów umowy koalicyjnej.

Według naszych rozmówców wciąż na stole są inne scenariusze, na przykład, że marszałkiem Sejmu zostanie polityk PSL-u (mógłby to być Władysław Kosiniak-Kamysz lub ewentualnie Piotr Zgorzelski).

A Sejm dla Lewicy? Włodzimierz Czarzasty zadebiutował przed czterema laty jako poseł i jednocześnie wicemarszałek Sejmu. Zapisał się jako sprawny przewodniczący obrad. Nasi rozmówcy z Lewicy są przekonani, że zabiega o to stanowisko – zbliża się bowiem do końca swojej politycznej kariery i byłoby to dla niego swego rodzaju trofeum. Jednocześnie od wielu miesięcy Czarzasty buduje wizerunek bezkonfliktowego partnera Donalda Tuska („To trzeba umieć – posunąć się” – mówił jeszcze niedawno w wywiadzie w „Krytyce Politycznej”).

Czy zatem Lewica byłaby gotowa zrezygnować z części stanowisk w rządzie na rzecz tak eksponowanego stanowiska w Sejmie? A z drugiej strony: czy mogłaby na nie liczyć jako najmniejszy liczebnie koalicjant?

„Jeśli się Hołownia uprze...”

A co z Szymonem Hołownią? Szef Polski 2050 ma ambicję zostać marszałkiem Sejmu. Miałby w ten sposób przygotowywać się do walki o prezydenturę. Stanowisko w Sejmie dawałoby mu dystans od ewentualnych konfliktów w rządzie i umożliwiało prowadzenie względnie autonomicznej polityki.

Jednak nawet politycy partnerskiego PSL wytykają Hołowni brak doświadczenia. Hołownia nie był ani posłem, ani nawet radnym. Funkcja marszałka to też funkcja administracyjna, istotna jest znajomość procedur, sprawne poruszanie się w regulaminie Sejmu oraz stanowczość. „A co jeśli Hołownia będzie chciał w Sejmie montować koalicję mniejszych partii przeciwko KO?” – takie pytanie również usłyszeliśmy.

Na korytarzach Sejmowych można usłyszeć zarówno: „Tusk nie ma do Hołowni zaufania”, jak i: „Jeśli Hołownia się uprze, to nikt mu tego nie odbierze”.

W Polsce 2050 uważają, że brak doświadczenia parlamentarnego nie jest dla Hołowni przeszkodą. Zaznaczają też, że wiele razy słyszeli, że nie mają doświadczenia, a jednak realizowali kolejne punkty swojego politycznego planu: stworzenie partii i wprowadzenie jej do Sejmu.

Polska 2050 wbrew pozorowi siły młodej i niedoświadczonej ma na zapleczu kilkoro polityków z doświadczeniem pracy w administracji rządowej. To między innymi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (była podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i ambasadorką w Rosji), czy Joanna Mucha (była ministra sportu i turystyki). A przede wszystkim Jacek Cichocki. Jego polityczna biografia jest długa i bogata: był ministrem spraw wewnętrznych w latach 2011-2013, a później szefem KPRM i przewodniczącym Komitetu Stałego Rady Ministrów, pracował w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz.

„Mamy więcej osób doświadczonych w pracy w rządzie niż Lewica” – zaznacza rozmówca z Polski 2050.

Rozterki Lewicy

Opinię publiczną rozgrzały doniesienia dotyczące tego, że marszałkinią Senatu miałaby zostać Magdalena Biejat z Lewicy (Razem). Dwie osoby uczestniczące w negocjacjach nie potwierdzają w rozmowie z OKO.press tej informacji. Jednocześnie jednak wszyscy rozmówcy zastrzegają, że konkretne nazwiska to kwestia najbliższych tygodni i wiele może się jeszcze wydarzyć.

Co przemawia za tym, że Lewicy miałby przypaść fotel marszałka Senatu? Spośród wszystkich czterech koalicjantów Lewica jest najsłabsza, jeśli chodzi o liczbę mandatów. Senat, który miał duże znaczenie podczas rządów PiS, spowalniając niektóre procesy (np. ustawę o wyborach kopertowych), teraz zapewne straci na znaczeniu. Byłoby to więc stanowisko z założenia prestiżowe, ale o mniejszym znaczeniu politycznym.

Jednocześnie: sprawny polityk lub polityczka mogą zbudować pozycję wykorzystując teoretycznie nieznaczące stanowisko.

Jednak Magdalena Biejat należy do partii Razem, która ma siedem miejsc w Sejmie i dwa w Senacie. W ramach klubu Lewicy Razem to mniejszościowy koalicjant – 21 pozostałych mandatów należy do frakcji SLD i frakcji Wiosny w Nowej Lewicy. Czy Nowa Lewica oddałyby tak widoczne stanowisko mniej licznej spośród lewicowych partii? Zwłaszcza partii, która 15 października zagrała na nosie większym partnerom, wyprzedzając w kilku okręgach wyżej usadzonych na listach kolegów i koleżanki z Nowej Lewicy? Emocje to również w polityce istotny czynnik podejmowania decyzji i negocjacji.

Na Lewicy z jednej strony widać więc entuzjazm, że formacja będzie współtworzyła rząd. Z drugiej – jest rezerwa i wyczekiwanie. Wynika ona z tego, że – z punktu widzenia Lewicy – w tworzącym się rządzie będą dominować siły konserwatywne. Szanse na wprowadzenie w życie lewicowych postulatów nie rysują się różowo – choć w którą stronę będzie chciał pójść Donald Tusk, zwłaszcza w sprawach społeczno-gospodarczych, to wciąż niewiadoma, a od polityków KO płyną sprzeczne sygnały w wypowiedziach medialnych.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze