0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzale...

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że Polska będzie dalej blokować zboże z Ukrainy, nawet poza przewidziany przez Komisję Europejską termin 15 września, kiedy takie zezwolenie ma wygasnąć.

„Albo po 15 września zostaną wypracowane w Komisji Europejskiej mechanizmy i regulacje, które uniemożliwią destabilizację polskiego rynku, albo rząd RP zrealizuje to jednostronnie. Będziemy twardzi” – mówił w środę szef rządu.

Minister rolnictwa Robert Telus stwierdził z kolei, że surowiec z Ukrainy nie jest już dla Polski problemem, a kryzys zbożowy na razie odszedł w przeszłość.

Rolnicy są innego zdania.

Jak twierdzą, w magazynach wciąż zalega zboże, którego nie chcą pozbyć się po obecnych, niskich cenach. „Zboże nadal zalega w magazynach i u rolników. Sam posiadam 500 ton z ubiegłego roku. Nie sprzedam go po 900 zł za tonę, bo to by było po kosztach produkcji” – mówił Wirtualnej Polsce Andrzej Sobociński, rolnik z Żuław i działacz Pomorskiej Izby Rolniczej.

Sukces Telusa?

Ale według ministra Telusa, którego pomorski rolnik zaprasza do „chłopskiej rozmowy”, problemu nie ma.

„Przez około 4 miesiące udało się upłynnić ok. 4,5 mln ton zboża przy zastosowaniu dopłat oferowanych przez rząd. Naszym celem było opróżnienie spichlerzy rolników przed żniwami. I cel ten został osiągnięty” – stwierdził szef resortu rolnictwa.

W środę Telus spotkał się z ministrami rolnictwa ze Słowacji, Węgier, Bułgarii i Rumunii, by rozmawiać o możliwości dalszego blokowania importu zboża z Ukrainy do wszystkich pięciu krajów. Zgoda Komisji Europejskiej na takie rozwiązanie obowiązuje do 15 września.

„Na spotkaniu przygotowaliśmy i podpisaliśmy wspólne stanowisko – pięciu krajów przyfrontowych – dotyczące przede wszystkim przedłużenia zakazu wwozu do naszych krajów czterech zbóż po 15 września. Ale również w porozumieniu jest nasza wspólna deklaracja, że jesteśmy bardzo mocno otwarci na tranzyt” – mówił Telus po spotkaniu.

Problem w tym, że Polska nie zrobiła wystarczająco dużo, by móc przyjąć zboże z Ukrainy tranzytem i eksportować je dalej przez bałtyckie porty. Mimo zapowiedzi nie powstała na przykład wspólna, polsko-ukraińska spółka kolejowa, która miała umożliwić bardziej sprawny transport zboża przez granicę.

Kłopoty polskich rolników z ukraińskim zbożem mogą być jedynie zwiastunem większych problemów. Polska właśnie na rzecz Ukrainy zaczyna tracić pozycję lidera eksportu innych produktów spożywczych w Unii. Nie dotyczy ich system ceł i kontyngentów ograniczający napływ produktów spoza UE do Wspólnoty.

Dlatego rolnicy mogą być coraz bardziej sfrustrowani – mówi w rozmowie z OKO.press Joanna Solska, zajmująca się tematem rynku rolnego dziennikarka tygodnika „Polityka”.

Rosyjskie groźby i nadchodzące żniwa

Marcel Wandas, OKO.press: Komu wierzyć: ministrowi Telusowi mówiącemu, że już nie mamy nadwyżek, czy rolnikom, którzy obawiają się kłopotów?

Joanna Solska, dziennikarka „Polityki”: Na pewno jest nieprawdą to, co mówi pan minister. Według oficjalnych szacunków wyeksportowaliśmy 4,5 mln ton, ale zapasy były większe – jakie, dokładnie nikt nie wie, ale mamy przynajmniej 2-3 mln ton zboża, które zostało w Polsce.

Mamy dwa problemy: po pierwsze nadchodzą żniwa, które zwiększą te zapasy, a Rosja wypowiedziała umowę o bezpiecznym transporcie zboża przez Morze Czarne. Rolnicy obawiają się, że znów będzie mocny nacisk na to, by zboże z Ukrainy wwozić do Polski.

Przeczytaj także:

Polski rząd nie zrobił nic od początku wojny, by usprawnić tranzyt przez Polskę. Przez całą zimę w portach leżał węgiel, a eksport zboża pełną parą nie mógł ruszyć.

Minister rolnictwa nie ma zbyt wiele do zaoferowania, poza zamknięciem granic przed ukraińskim zbożem. To nie rozwiązuje głównego problemu.

Ukraińska żywność wypycha naszą z europejskiego rynku. Ona płynie do wspólnoty szerszym strumieniem po zniesieniu kontyngentów określających to, ile możemy jej przyjąć w UE.

Jeśli po zakończeniu unijnej blokady znów samowolnie zamkniemy granicę dla ukraińskiej żywności, to nie rozwiążemy tego problemu. Mamy kłopot z malinami, z jajkami, kurczakami – byliśmy w przypadku tych produktów liderem, teraz Ukraina zagraża naszej pozycji. Stąd bierze się wściekłość rolników.

Zboże z Ukrainy tranzytem? To nadal zbyt trudne

Wróćmy na chwilę do wątku tranzytu ukraińskiego zboża. Na zdrowy rozum można by powiedzieć, że kryzys węglowy minął, Polska Grupa Górnicza przecenia nawet posiadane zapasy, więc może dałoby się wykorzystać porty w większej mierze do reeksportu transportów z Ukrainy?

Nie jesteśmy do tego przygotowani, nie zrobiliśmy nic, żeby poprawić stan naszej infrastruktury. Wątpię w to, że będziemy wysyłać zboże z Ukrainy w większej ilości przez Bałtyk, pomijając, że to droga okrężna do krajów, gdzie jest potrzebne.

Nie obawiam się jednak aż tak bardzo zerwania umowy zbożowej przez Rosję. Analitycy, z którymi się kontaktowałam, twierdzą, że Putin prawdopodobnie blefuje. Rosja przygotowała się do wojny na froncie żywnościowym, zwiększyła produkcję zboża, stała się największym eksporterem zboża na świecie.

Oni też muszą jakoś je wywieźć i wywożą przez Morze Czarne. Putin chce jednak, by świat się bał wahań cen zboża, chce destabilizować sytuację. Poza tym ma nadzieję na wzrost cen, który działa na korzyść jego eksportu.

Utrzymywanie blokady dla ukraińskiego zboża, a może też innych produktów żywnościowych, jest nośnym postulatem politycznym, ale chyba nie będzie najlepszym wyjściem z sytuacji?

To fatalne wyjście. Nasze rolnictwo od czasów wejścia do UE bardzo się unowocześniło, zwiększyło produkcję. Nie przejemy tego, co wytworzą polscy rolnicy.

Potrzebujemy eksportu na rynki europejskie, tam idzie największa część polskiej żywności. Dlatego powinniśmy działać wspólnie z europejskimi partnerami, negocjować z Brukselą, by jednocześnie nie zablokować pomocy dla Ukrainy i ochronić polskich rolników.

Musimy nauczyć się też żyć z ukraińską konkurencją, w końcu nasz wschodni sąsiad najprawdopodobniej wejdzie do Unii szybko. Rząd widocznie nie widzi tego problemu i woli samotnie tupać nóżką.

Koalicja za blokadą

Ale czy na pewno samotnie? W środę odbyło się spotkanie ministra Telusa z odpowiednikami z Węgier, Rumunii, Słowacji i Bułgarii, ukraińskiego ministra mimo zaproszenia zabrakło. Czy mógł to być znaczący sygnał dyplomatyczny i czy wyniki takiego spotkania mogą coś dać?

Udajemy, że kompletujemy sojuszników, ale są to sojusznicy niewiele znaczący wobec europejskiego rynku żywności. My jesteśmy dużym eksporterem, musimy rozmawiać z dużymi partnerami, z Ukrainą tak, ale przede wszystkim – z Brukselą.

Takie demonstracyjne spotkania w małym gronie nic nie załatwią. Rolnicy to widzą, wściekają się, a czasem odwracają od Brukseli. Niektórych przekonuje narracja o tym, że to UE jest winna tej sytuacji, a to przecież Unii zawdzięczamy rozwój polskiego rolnictwa.

Uwaga wielu wyborców być może idzie w inną stronę, w końcu mamy lato, jednak przygotowujący się do żniw rolnicy pewnie bacznie obserwują to, co dzieje się w ich sprawie. Jak temat zboża będzie rezonował politycznie w kampanii wyborczej? W końcu wieś to cenny dla PiS elektorat.

Na wsi cały czas jest gorąco – w końcu mamy sezon na owoce miękkie, ceny są bardzo niskie, bo nasze rynki kupują owoce ukraińskie. Rząd wie, że rolnicy są niezadowoleni, ale próbuje ugasić ten kryzys pieniędzmi.

Jarosław Kaczyński i Robert Telus chwalili się, że PiS dał 15,4 miliardów złotych rolnikom – a to przecież pieniądze z naszego wspólnego budżetu, na poczet naszych długów.

Rolnicy nie są ciemnym ludem, niekoniecznie chcą to kupować, żądają rozwiązań systemowych. Widzą, że ten rząd nie jest zdolny do dialogu z Brukselą. Nie tędy droga.

Obawiam się, że część wściekłych rolników zwróci się ku Konfederacji.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze