0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Agata Kowalska: W tym odcinku „Powiększenia” zajrzymy do wagonów, do silosów i do młynów. I dowiemy się, dlaczego Egipt, państwo pełne głodnych ludzi, kręci nosem na polskie zboże. Zdziwieni? Ja też. W tej historii nic nie okazało się takie, jak wynikałoby z nagłówków. Posłuchaj albo przeczytaj transkrypcję podcastu!

„Powiększenie” to podcast Agaty Kowalskiej, dziennikarki OKO.press. Dwa razy w tygodniu autorka zadaje doskonale przygotowane, precyzyjne pytania politykom, ekspertkom, a czasem uczestnikom wydarzeń. Postanowiliśmy publikować także zapis tekstowy podcastów, żeby podkreślić ich wartość, bo informują, objaśniają i skłaniają do myślenia. Liczymy także na to, że osoby, które wolą czytać niż słuchać, zachęcimy do zmiany tego nastawienia i sięgną po podcasty Kowalskiej. Czyta się je dobrze, ale słucha jeszcze lepiej.

Przeczytaj także:

Oskarżony:

ukraińskie zboże.

Skarżący:

polscy rolnicy, polscy politycy i - wiadomo - polskie media.

Zarzut:

nie jeden, a aż trzy. Że „zalewa” Polskę blokując magazyny. Że rujnuje rolników, bo zaniża ceny na rynku. I że jest zarobaczone, zagrzybione i jednocześnie pełne pestycydów.

Chciałam sprawdzić, które z tych oskarżeń jest uzasadnione, a które to tylko element propagandy i histerii. O rozmowę poprosiłam Ministerstwo Rolnictwa. Niestety nie przyjęli zaproszenia. Na tym więc kończymy... Nie, oczywiście, że nie kończymy „Powiększenia”! Jednak udało mi się co nieco dowiedzieć o ukraińskim i o polskim zbożu.

Dlaczego Tusk mówi o robakach?

Niech zgadnę, najbardziej z tego wszystkiego ciekawią was robaki. Od nich zatem zacznijmy. A właściwie nie od nich, tylko od Donalda Tuska, bo on też, lider największej partii opozycyjnej, włączył się w chór głosów odmieniających „robaki w ukraińskim zbożu” przez wszystkie przypadki. Nagrał filmik na Twitterze:

View post on Twitter

Donald Tusk: „Najgorszy syf wjeżdża do naszego kraju, a rząd bezradnie przygląda się tej patologii”. To słowa jednego z rolników cytowane przez Tygodnik Rolniczy. A teraz szefowa Izby Zbożowo-Paszowej: „To zboże w końcu wyjdzie z tych wagonów i przyjdzie do nas, tam się mógł rozwinąć robak i się rozwinął, różne bakterie i grzyby”. To słowa o zbożu, które płynie od miesięcy z Ukrainy do Polski. Miało pomóc Ukrainie, miało ratować głodujących w Afryce, a tak naprawdę rujnuje polskich rolników i powoduje, że wszyscy zastanawiamy się z jakiej mąki robiony jest polski chleb”.

Agata Kowalska: To był Donald Tusk na Twitterze, cytujący słowa o robakach, które rzeczywiście padły. Z ust prezeski Izby Zbożowo-Paszowej Moniki Piątkowskiego w wywiadzie dla programu „Newsroom” w money.pl:

Monika Piątkowska: "Za naszą granicą, po stronie ukraińskiej przez wiele tygodni oczekiwały wagony ze zbożem. 600, 800 wagonów ze zbożem, dzień w dzień. Stały po kilka tygodni, żywy towar. Tam różne rzeczy się działy z tym zbożem. To zboże, w sektorze mówiliśmy, że najprawdopodobniej prędzej przyjdzie na piechotę samo do nas, wyjdzie z tych wagonów i przejdzie. Przecież tam się mógł rozwinąć robak i się rozwijał. Różne bakterie się tam rozwijały”.

Agata Kowalska: Te słowa rozlały się jak Polska długa i szeroka. Nie tylko Donald Tusk je cytował. Wszystkie większe media, wszystkie media branżowe, rolnicze i politycy od prawa do lewa. O robakach w ukraińskim zbożu usłyszała cała Polska.

Skąd Monika Piątkowska wie o robakach w ukraińskim zbożu, skoro jeden z głównych stawianych mu zarzutów jest taki, że to zboże niepoddawane kontrolom i że wjeżdża do Polski swobodnie?

Bez monitoringu sanepidu, bez monitoringu weterynaryjnego.

Chodzi oczywiście o to tzw. zboże techniczne, które teoretycznie, skoro jest niekontrolowane, nie nadaje się ani dla ludzi, ani dla zwierząt. Może natomiast trafić do biogazowni i zmienić się w energię. I dlatego śledztwo prokuratury, o którym pewnie słyszeliście, dotyczy nierzetelnego dokumentowania pochodzenia zboża i jego przeznaczenia, ale nie jakości. Skąd więc wzięły się pogłoski o robakach?

Postanowiłam zacząć od początku i zadzwoniłam do Moniki Piątkowskiej, prezeski Izby Zbożowo-Paszowej i autorki słów o robakach i grzybach.

Chciałam wiedzieć, skąd czerpie informacje i o co chodziło w jej wypowiedzi.

Monika Piątkowska: Pani redaktor, rzeczywiście takie słowa padły. Były to mocne słowa, z których się oczywiście nie wycofuje i które potwierdzam. O co chodziło? Chodziło o to, że za naszą wschodnią granicą z tego tytułu, że rząd niestety nie poradził sobie z szybką, sprawną obsługą wagonów, które oczekiwały na wjazd do Polski, ustawiały się olbrzymie kolejki.

Było tam wręcz kilkanaście tysięcy wagonów, z czego kilka tysięcy wagonów ze zbożem. One nie zawsze były przechowywane we właściwy sposób, dlatego że Ukraińcy ratując swoje zboże, co jest oczywiste i zrozumiałe, ładowali to zboże do wszystkich wagonów, do których mogli je władować.

Nasze polskie służby nie pracowały sprawnie i to zboże, które wiele tygodni czekało na wjazd do Polski, ulegało, mogło ulec i ulegało pewnym naturalnym procesom. Stąd moja informacja o robaku, który mógł się pojawić i ja to potwierdzam, bo rzeczywiście

część podmiotów nam sygnalizowała taką sytuację.

Agata Kowalska: Jakich podmiotów? Pewnie też się zastanawiacie. Izba Zbożowo-Paszowa, działa również pod nazwą Izba Gospodarcza Handlowców, Przetwórców Zbóż i Producentów Pasz. I zrzesza około 60 firm, które zajmują się produkcją pasz, przemysłem olejarskim, młynarstwem, przechowaniem zbóż, oraz krajowym i międzynarodowym handlem zbożami i paszami. Członkami są również firmy zajmujące się transportem, inwestycjami i kontrolą jakości. I to od nich Monika Piątkowska dowiedziała się, że w ukraińskim zbożu zobaczono tego słynnego robaka. Ale, ale na tym ta historia się nie kończy.

Zboże z Ukrainy kupują wybredni Chińczycy

Monika Piątkowska: Natomiast to trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć i rozróżnić kwestię jakości zboża. Zboże ukraińskie jest zbożem dobrej, co do zasady, jakości. Ukraińcy handlują, pani redaktor, z całym światem, realizują duże kontrakty. To znaczy, realizowali przed wojną, a teraz wracają do tego na tyle, na ile ta wojna pozwala. Duże kontrakty z Japonią, z Chinami, które akurat w tym przypadku mogą oznaczać dobrą jakość, bo Chińczycy mocno dbają o jakość zboża, które kupują. Ukraińskie zboże jest w stanie podołać wymaganiom właściwie na całym świecie.

W związku z powyższym ta

jakość ukraińskiego zboża jest dobra, a nawet bardzo dobra.

Natomiast jeżeli to zboże jest przewożone, czy przechowywane w warunkach, w których nie powinno być przechowywane, ulega pewnym procesom. Dlatego o tym powiedziałam. Ale tu absolutnie wina i to też trzeba powiedzieć, leży niestety po stronie służb, które nie potrafiły w szybki, sprawny sposób obsłużyć tych kolejek za naszą wschodnią granicą.

Agata Kowalska: Wydaje wam się, że nadążacie? Mnie też się tak wydawało. Ale okazało się, że wcale nie. No, bo wydawałoby się, że skoro bardzo dobre lub dobre ukraińskie zboże leży długo w niewietrzonych, zbyt wilgotnych wagonach, to psuje się i do widzenia. Powinno zostać spalone, zniszczone albo powędrować do biogazowni. Proste? Otóż nie. Zaraz to spróbujemy wyjaśnić, obiecuję. Ale najpierw króciuteńka przerwa na refleksje natury językowo-technicznej.

Zboże złe, ale dobre

Kłopotów wokół tematu ukraińskiego zboża jest wiele. Część z nich wynika z chciwości, część ze złej woli, część z żądzy władzy. Ale części można by uniknąć, gdybyśmy wszyscy rozumieli tak samo pewne słowa. Ale nie rozumiemy. Mamy różne doświadczenia, wiedzę, a przede wszystkim pochodzimy z różnych światów.

Odkryłam to, kiedy okazało się, że ja i prezeska Izby Zbożowo-Paszowej zupełnie inaczej pojmujemy pojęcie „jakości zboża”.

Zresztą sami posłuchajcie.

Monika Piątkowska: W którymś momencie, żeby odblokować korki, które są za wschodnią granicą, rząd podjął działanie w stylu naszego rządu: otworzyć granice z dnia na dzień i wszystko wpuścić. Wtedy to zboże wjechało. My nie wiemy jakiej jakości. Ja się w żadnym momencie nie wypowiedziałam i się nie wypowiem na ten temat, że zboże ukraińskiej jest złej jakości, bo ono po pierwsze jest dobrej jakości, a po drugie jeżeli zboże jechało bez kontroli, to ja nie wiem jakie ono było jakości.

Agata Kowalska: Ale zaraz, no, bo ja...

No właśnie „ale zaraz, no, bo ja” to była moja reakcja w tej rozmowie. Ponieważ w ciągu kilku minut od tej samej osoby usłyszałam, że w ukraińskim zbożu na granicy są robaki i grzyb oraz że ukraińskie zboże jest dobrej jakości. Może na zbożu się nie znam, ale umiem zadawać pytania. Postanowiłam skorzystać z tej umiejętności.

Agata Kowalska: Mam wrażenie, że rozróżnia Pani dwie kwestie. Jedna to jest jakość zboża jako takiego, a drugie to jest stan, w jakim wjeżdża do Polski po leżakowaniu kilka tygodni w wagonach. Rozumiem, że są dwie osobne kategorie?

Monika Piątkowska: Dokładnie tak, pani redaktor, bardzo dziękuję za to pytanie i za wyjaśnienie. Dokładnie właśnie tak. I jeszcze chciałam zwrócić uwagę na jedną rzecz. Nawet jeżeli w zbożu ukraińskim pojawiły się... i w zbożu polskim również, tam mogłyby się pojawić robaki, gdyby to było źle przechowywane. To jest oczywiste, w każdym zbożu. Jeżeli pojawi się robak, to

to też nie jest tak, że to zboże nie nadaje się do niczego.

Bo są formy pozbycia się tego robaka, np. fumigacja, która, od razu powiem, jest procesem bezpiecznym dla człowieka.

Agata Kowalska: Zawsze jest dobry moment, żeby nauczyć się czegoś nowego. Kiedyś zajrzałabym pod „f” do encyklopedii; teraz zajrzałam do Wikipedii. "Fumigacja – od fumigare, z łaciny, dymić, kadzić. Proces zwalczania szkodników, owadów, ale i gryzoni za pomocą substancji chemicznych w formie dymu, pary lub gazu”.

Posłanka Sroka krzyczy

Brzmi świetnie, zwłaszcza jeśli przedstawicielka branży zbożowej zapewnia, że ten proces nie jest szkodliwy dla człowieka. Ale w debacie publicznej – choć jest to słowo na wyrost – więc w debacie sejmowej pojawiły się głosy takie, jak posłanki Magdaleny Sroki z Porozumienia:

Magdalena Sroka (krzyczy): „Miesiącami zapewnialiście, że wszystko jest pod kontrolą! Że zboże z Ukrainy nie wjeżdża, że jest kontrolowane! Tymczasem wjechało zboże techniczne! To wy zafundowaliście dzisiaj Polakom, nam wszyscy, że jemy w naszym polskim chlebie, chleb z mąki z mielonym z robakami! Z robakami, które przyjechały w zbożu technicznym”.

Agata Kowalska: A co, jeśli fumigacja owszem, wytruwa owady i gryzonie, ale się ich z tego zboża nie pozbywa? Czyżby posłanka Magdalena Sroka miała rację i nasz chleb od jakiegoś czasu miał wkład mocno białkowy? Otóż nie. Fumigacja zabija szkodniki, ale następnie zboże jest przewietrzane i wszystkie „resztki” z niego wypadają. Jak opowiadała mi Monika Piątkowska, w ten sposób zboże przygotowuje się np. do drogi morskiej. Przed załadowaniem na statki podlega ono fumigacji tak żeby w trakcie tej wilgotnej podróży było lepiej zabezpieczona.

Wszystko ładnie, wszystko pięknie – pomyślicie pewnie teraz – na pewno nikt tego tak uważnie nie sprawdza i nie robi. Oczywiście! Na całym świecie istnieją przekręty, oszustwa i różnego rodzaju manewry, żeby skutecznie ukryć obniżenie jakości produktu. Ale sami przed chwilą słyszeliście, jak Monika Piątkowska opowiadała o Chińczykach, którzy mają bardzo wyśrubowane normy, jeśli chodzi o zakupy zbożowe. Oni rzeczywiście mogą wybierać, przebierać. Dużym dostawcą zboża do Chin stara się też być Rosja.

Ale Monika Piątkowska nie mówiła tylko o Chinach. Posłuchajcie szalenie interesującej opowieści o zbożu polskim, które próbuje dojechać do Egiptu.

Polskie zboże (nie) płynie do Egiptu

Podróż do Egiptu rozpoczynamy w Polsce, gdzie branża zbożowa walczy o to, by służby polskie uzgodniły ze służbami egipskimi takie świadectwo fitosanitarne, które pozwoli polskiemu zbożu popłynąć do Afryki. Co to jest świadectwo fitosanitarne? Też nie wiedziałam. To dokument, który potwierdza stan zdrowia rośliny. W naszym przypadku: stanu zdrowia zboża. Jest to dokument urzędowy, który różni się zależnie od kraju jego wymagań i standardów żywnościowych.

Monika Piątkowska: My musimy mieć tak wydane świadectwo fitosanitarne, żeby nasze zboże, które wyślemy na przykład do Egiptu [zostało tam przyjęte]. Dzisiaj mamy z tym problem, nie możemy tego zrobić właśnie z tego tytułu, że te świadectwa fitosanitarne nie są tak uzgodnione, jak być powinny uzgodnione.

Agata Kowalska: Dlaczego one muszą być na nowo uzgadniane, co się zmieniło?

Monika Piątkowska: Nic się nie zmieniło, my do Egiptu nie mogliśmy od wielu lat sprzedawać. Dlatego że w Polsce, ale nie tylko w Polsce, bo w wielu innych krajach, w Niemczech też, mamy przypadki grzyba Tilletia controversa. On nie jest szkodliwy dla człowieka, jemy go również w Polsce od czasu do czasu w zbożu. Natomiast Egipcjanie nie życzą sobie do celów siewnych posiadania tego grzyba.

Jeżeli polskie służby sanitarne nie uzgodnią z egipskimi służbami sanitarnymi możliwości przewozu do Egiptu w celach spożywczych tego zboża ze śladową ilością tego grzyba (jeśli takowa się pojawi) i nie wydadzą tak zwanego czystego świadectwa, które będzie zaakceptowane przez tamtą stronę, to zboże w porcie w Egipcie nie zostanie przyjęte. Nie zostanie rozładowane. To są milionowe straty.

Agata Kowalska: Notujecie? Ja notowałam. Tilletia controversa to rzeczywiście gatunek grzyba. U zbóż wywołuje chorobę o dosyć makabrycznej nazwie „śniedź karłowa”. Śniedź karłowa powoduje obniżkę plonów ziarna. Egipt ma fatalne warunki do uprawy pszenicy: mało wody, piasek zamiast gleby i bardzo gorąco. Ten sam czynnik, który dla polskich upraw nie jest rujnujący (chociaż Tilletia controversa i u nas jest zwalczana), w suchym i gorącym Egipcie, może mieć duże znaczenie dla plonów.

Ale przywołałam tę historię nie po to, byśmy wszyscy nauczyli się czegoś nowego (a przynajmniej nie tylko po to), tylko by nam wszystkim uświadomić, jak niewinna opowieść z jakiejś konkretnej branży może zmienić się w plotkę, pogłoskę, a następnie histerię. „GRZYB W POLSKIM ZBOŻU!” - tak w skrócie można by opisać tę historię. A że jest to fałszywy nagłówek? Wprowadzający w błąd? Kto by się przejmował! No, może oprócz nas, tu w Polsce.

Tak przejęli się Ukraińcy, o których zbożu zaczęto pisać, że jest zarobaczone. Więcej na temat ukraińskich reakcji na polską histerię przeczytacie w OKO.press w artykule Krystyny Garbić. Jak to mówił Donald Tusk? „Do Polski wjeżdża najgorszy syf, robaki w chlebie”? Zarzuty postawione bez sprawdzenia, bez dokumentów, bez odpowiedzialności.

Jakie zboże mełły młyny?

„Ukraińskie zboże zalewa polski rynek”. „Ukraińskie zboże blokuje magazyny”. „Ukraińskie zboże spowodowało nagły spadek cen”. Który z tych zarzutów jest prawdziwy? Żeby to sprawdzić, udałam się do przedsiębiorstwa, które kupuje zboże i przerabia je na mąkę, czyli do Polskich Młynów. Prezesem Polskich Młynów jest Waldemar Pawlak, były premier i polityk PSL. Najpierw zapytałam go o przedsiębiorstwo, któremu prezesuje.

Waldemar Pawlak: Polskie Młyny spółka z o.o. jest trzecią co do wielkości firmą młynarską w Polsce. Skupia się głównie na przetwarzaniu pszenicy i produkcji mąki pszennej, ale mamy też produkcję mąki żytniej. Mamy też przetwarzanie pszenicy durum, pszenicy twardej.

Agata Kowalska: Czyli głównym materiałem, z którego korzystacie, jest zboże. Jakie zboże?

Waldemar Pawlak: Głównie pszenica, to jest tak powiedzmy ok. 90 proc. przetworzonego surowca.

Agata Kowalska: A ile teraz, mamy 18 kwietnia, godzinę 12:11 (podaję precyzyjnie, bo sytuacja jest dynamiczna), ile teraz kosztuje was tona pszenicy?

Waldemar Pawlak: Tona pszenicy cennikowa jest poniżej tysiąca złotych. To znaczy taka była na piątek w ubiegłym tygodniu (14.04.2023). Natomiast teraz też się zastanawiamy, jak tę cenę ustalić i czekamy. Zresztą dostawcy też czekają, bo dzisiaj nie ma żadnych dostaw cennikowych. Czekamy na przepisy, które się pojawią.

Agata Kowalska: Te przepisy to oczywiście rozporządzenie rządu decydujące o dopłatach, czyli o pomocy dla rolników w związku z kryzysem zbożowym. To rozporządzenie ukazało się cztery dni po mojej rozmowie z Waldemarem Pawlakiem. Rząd będzie dopłacał do 1400 złotych za tonę pszenicy. Czyli jeśli rolnik sprzedał tonę za 1000 złotych, to dostanie wsparcia 400 kolejnych złotych.

Ale mnie przede wszystkim ciekawi, o jakim kryzysie mowa i czy rolnicy rzeczywiście wymagają pomocy. Żeby to zrozumieć, musimy najpierw wspólnie przeczytać „wezwanie do zaprzestania naruszania dóbr osobistych”, które wystosowały Polskie Młyny do rzecznika prasowego PiS...

No, nie, nie będziemy czytać całego wezwania przedsądowego, znajdziecie je na stronach Polskich Młynów. Generalnie chodzi o to, że Polskie Młyny czują się urażone, bo Rafał Bochenek opowiada, jakoby kupowały ukraińskie zboże. Tylko gdzie tu uraza? Wyjaśnia Waldemar Pawlak.

Waldemar Pawlak: Większość naszych kontrahentów, większość piekarni, zakładów przemysłowych produkujących mrożone pieczywo, życzy sobie, aby towar pochodził z obszaru celnego Unii Europejskiej. I ponieważ to są nasi główni kontrahenci, to my z całą świadomością nie używaliśmy zboża spoza obszaru celnego Unii Europejskiej. Jeżeli chodzi o pszenicę zwykłą, to bazujemy praktycznie wyłącznie na pszenicy pochodzącej ze skupu krajowego, z Polski.

Agata Kowalska: Czyli mówi pan, że zboże ukraińskie, które przyjeżdża do Polski – zresztą nie od czasu wybuchu wojny, nie od czasu kryzysu w portach czarnomorskich, tylko też wcześniej – że ono jest metkowane, oddzielane i nie ma możliwości, żeby w magazynach, w silosach to zboże zostało pomieszane?

Waldemar Pawlak: Wie pani, jeżeli się zmiesza różne partie zboża, to owszem może się to zdarzyć. Ale z punktu widzenia obrotu surowcami do produkcji żywności jest to bardzo restrykcyjne i nie są mi znane żadne przypadki w kraju, żeby był jakikolwiek problem z pochodzeniem surowca.

Agata Kowalska: Może nikt o tym nie mówi?

Waldemar Pawlak: Nie są mi znane, a proszę mi wierzyć, że mam taką wiedzę dosyć dokładną,

nie są mi znane takie przypadki.

O których niestety z dużą dozą nieodpowiedzialności i można by powiedzieć głupoty czy wręcz sabotażu, wypowiadali się niektórzy politycy.

Agata Kowalska: Ale nie tylko politycy. Również media, a konkretnie Wirtualna Polska. Wirtualna Polska opisała firmę Wipasz, firmę Cedrob, postawiła również zarzuty państwowemu Elewarrowi, że one właśnie zarabiają na tym sprowadzaniu zboża z Ukrainy. I wszystko to opisała jako skandal. Czy Pan się z tym zgadza? I jeśli tak…

Waldemar Pawlak: Nie, absolutnie nie. Dlatego, że te firmy są osobami prawnymi powołanymi przez akcjonariuszy czy udziałowców do zarabiania i oferują na rynku zysk. Jeżeli coś nie jest prawnie zabronione, to jest dozwolone. Jeżeli importowana była niewielka ilość np. pszenicy paszowej, ona została odprawiona na granicy jako pszenica paszowa, czyli sprawdzona przez Inspektorat Weterynarii, nie było tam żadnych zastrzeżeń, to może być wykorzystana na paszę.

Paryż - Warszawa, wspólna sprawa

Agata Kowalska: Czyli Polskie Młyny, jak zadeklarował Waldemar Pawlak, nie kupują ukraińskiego zboża, bo takie mają kontrakty. Ale jednocześnie Joanna Solska, dziennikarka tygodnika "Polityka", donosiła niedawno, że w młynach brakuje zboża. Ciekawe, czy w przedsiębiorstwie Polskie Młyny też?

Waldemar Pawlak: W ostatnim czasie te zapasy produkcyjne były bardzo minimalne, bo podaż była ograniczona. W żniwa funkcjonowaliśmy na zapasie około półtora do dwóch miesięcy, podczas gdy zwykle wtedy mieliśmy zapas na cztery, pięć do sześciu miesięcy skupionego zboża.

Agata Kowalska: Magazyny pełne. Rolnicy załamują ręce, że nie będzie za chwilę gdzie składować nowego zboża po zbiorach, a wy mówicie, że nie macie zapasów?

Waldemar Pawlak: To jest dość proste do wyjaśnienia. Otóż cena pszenicy w Europie, mówimy o cenach z giełdy MATIF w Paryżu, osiągnęła maksimum w ubiegłym roku, przekraczając 420 euro za tonę w połowie maja 2022. Teraz jest na poziomie 250 - 260 euro za tonę. Ta cena od listopada spada i rolnicy w takiej sytuacji niechętnie sprzedają, licząc na to, że będzie zmiana cen, zmiana trendu. Że będą wyższe ceny i można będzie lepiej sprzedać produkowany przez nich towar.

Agata Kowalska: Zaraz, zaraz, chwila, chwila! Jaka giełda? Jakie ceny w euro? Gdzie tu miejsce na ukraińskie zboże, które ma rujnować polski rynek i gdzie ceny w polskich złotych? Wróciłam do Moniki Piątkowskiej, która prezesuje izbie zrzeszającej m. in. firmy handlujące zbożem.

Monika Piątkowska: Jeśli chodzi pszenicę czy kukurydzę, to ich ceny są dyktowane cenami na rynkach światowych. W Polsce oddziałuje tutaj paryska giełda MATIF. Tak się dzieje w normalnych uwarunkowaniach gospodarczych.

Ale pamiętajmy, że od kilkunastu miesięcy żyjemy w sytuacji ekstraordynarynej i związanej z tym, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Oraz, niestety muszę tu powiedzieć, z pewnymi nieodpowiedzialnymi apelami rządu. Czyli z próbą – ja abstrahuję, czy ona była świadoma czy nie – ale jednak pewną próbą wpływania na regulacje wolnorynkowe.

Część rolników posłuchała ministra, czekając na wyższe ceny zboża i przechowywała i nadal przechowuje zboże w swoich silosach. To spowodowało, że ta nadwyżka uległa zwiększeniu i to znacznemu zwiększeniu, rynek się zdestabilizował.

Agata Kowalska: Tylko, że tego w ogóle nie widać na wykresach. Na jakich wykresach? W OKO.press. Jakub Szymczak dziennikarz gospodarczy OKO.press przeanalizował ceny pszenicy w Polsce i na paryskiej giełdzie MATIF, czyli tej, pod którą podlegamy. A następnie w jakimś sprytnym programie graficznym wyrysował dwie linie.

Jedna linia to ceny z giełdy w Paryżu, a druga to ceny pszenicy w Polsce. Okres: 1 stycznia 2020 roku – 18 kwietnia 2023 roku. I wyobraźcie sobie, że

te linie niemalże się pokrywają, zwłaszcza w ostatnim czasie.

A zatem to nie cena pszenicy jest tu czynnikiem, który powinniśmy brać pod uwagę, zastanawiając się, czy mamy kryzys zbożowy w Polsce, czy go nie mamy.

Nawóz tańszy u Niemca

Ostatnio częstym gościem w „Powiększeniu” jest Joanna Solska, cytowana przeze mnie dziennikarka tygodnika „Polityka”. W jednym z ostatnich odcinków podcastu mówiła, że owszem, jest pewien czynnik, który mocno odróżnia polskiego rolnika od zachodniego, od choćby niemieckiego. Ten czynnik to koszt. Koszt paliw, koszt nawozów, koszt energii.

Polski rolnik dostaje dobrą (albo słabą), ale taką samą jak w Europie cenę za pszenicę. Tyle tylko, że więcej płaci za jej wyprodukowanie. A zatem być może należą mu się dopłaty od rządu, od nas wszystkich?

Kłopot w tym, że za te trzy branże: paliwową, energetyczną i nawozową odpowiada nie kto inny, tylko rząd. Bo to spółki skarbu państwa rządzą tymi rynkami. I to one, jak wyliczała tu z dosyć dużą wściekłością Joanna Solska,

nabijają sobie kiesę, windując ceny po sufit.

A jednocześnie rząd wydaje pieniądze z budżetu, które mogłyby pójść na szkoły, szpitale, na mnóstwo ważnych polityk społecznych. Wydaje je na rolników, by uspokoić ich nerwy.

Firmy chcą zadbać o obrażonego rolnika

Pamiętacie te trzy zarzuty, jakie stawia się oskarżonemu ukraińskiemu zbożu? Że jest zarobaczone, że rujnuje polskiego rolnika i że zapycha magazyny? Wygląda na to, że z tych trzech zarzutów tylko jeden utrzymałby się w sądzie. Ten o magazynach. Ale Monika Piątkowska, prezeska Izby Zbożowo-Paszowej powiedziała w rozmowie ze mną, że wwóz zbóż z Ukrainy należy ograniczyć. Jej argumentacja kompletnie mnie zdumiała.

Monika Piątkowska: Dzisiaj rzeczywiście doprowadzono do takiej sytuacji, że trzeba z jednej strony ten wwóz zboża ukraińskiego ograniczyć, to na pewno. Natomiast należy to robić w porozumieniu z Unią Europejską, w porozumieniu z innymi krajami frontowymi, w porozumieniu z Ukrainą.

Agata Kowalska: Przepraszam, ale ja tego nie rozumiem. Skoro Izba zrzesza firmy, które produkują pasze, to powinno im zależeć na jak najniższej cenie. Dlaczego powiedziała pani „należy ograniczyć wwóz zbóż z Ukrainy do Polski”? Wydaje się, że jest to w waszym interesie, żeby na rynku polskim tego zboża było jak najwięcej i żeby sprzedający nie kręcili nosem na ceny, tylko po prostu sprzedawali.

Monika Piątkowska: Pszenicy, kukurydzy mamy w Polsce pod dostatkiem. Nie ma potrzeby importowania tego surowca z Ukrainy. Polskie firmy paszowe, te zgromadzone w Izbie Zbożowo-Paszowej, ale mam również informacje od dużych firm, które nie są zgromadzone w izbie, czyli Wipasz i Cedrob, że korzystają z polskich surowców.

W związku z powyższym nie ma takiej potrzeby, aby ten surowiec był dostarczany z Ukrainy. Zalanie polskiego rynku kolejnymi nadwyżkami ukraińskiej pszenicy czy kukurydzy, gdy mamy własne nadwyżki, destabilizuje ten rynek.

Agata Kowalska: To proszę mi to wytłumaczyć jak zwykłemu zjadaczowi chleba z dużego miasta. Skoro na rynku w Polsce jest nadwyżka, ale część rolników nie chce sprzedawać zboża, bo liczy na wyższe ceny, a w tym czasie do Polski trafia zboże z Ukrainy, to gdzie tu jest problem?

Monika Piątkowska: Jeżeli trafia zboże z Ukrainy i zostaje na polskim rynku, a firma paszowa ma problem z zakupem polskiego zboża, bo rolnicy czekają na wyższe ceny, słuchają apelu ministra, to firma paszowa potrzebując surowca zapewne sięga w takim momencie po zboże, która jest dostępne. I być może jest to zboże ukraińskie.

Agata Kowalska: I gdzie tu jest problem?

Monika Piątkowska: No i tu jest problem taki, pani redaktor, że za 90 dni będziemy miały rozpoczęcie nowego sezonu. Na rynek wraz z nowym sezonem wejdzie około 35 milionów ton polskich zbóż, a silosy, magazyny rolników są pełne.

Agata Kowalska: No tak, ale jaki to jest dla was kłopot, skoro wy nie reprezentujecie rolników? Reprezentujecie tych, którzy chcą kupić jak najtaniej.

Monika Piątkowska: Rolnictwo jest systemem naczyń powiązanych. Żadna firma handlująca zbożem czy firma paszowa nie chce psuć sobie relacji ze swoimi klientami. A klientem firm zarówno paszowych, jak i handlowych w Polsce są polscy rolnicy, nie rolnicy ukraińscy. W związku z powyższym problem destabilizacji na rynku rolniczym jest również problemem firm handlujących zbożem i firm paszowych.

Agata Kowalska: Czyli wy nie chcecie kupić ukraińskiego zboża, żeby nie urazić polskich rolników?

Monika Piątkowska: Nie, my chcemy kupować zboża od polskich rolników, bo co roku mamy tą nadwyżkę na poziomie 10 mln ton i to jest nasz klient. I my chcemy to zboże kupić od polskich, naszych klientów, z którymi handlujemy od lat.

Agata Kowalska: Ale oni nie chcą wam sprzedać, to co wy się tak strasznie nimi przejmujecie? To oni czekają na wyższe ceny, to oni chcą, żebyście za chwileczkę zapłacili więcej. Ja nie rozumiem tego modelu biznesowego.

Monika Piątkowska: Dlatego, pani redaktor, że trzeba patrzeć długofalowo i w perspektywie kolejnych lat. Za chwilkę, tak jak powiedziałam, 35 mln ton zboża z nowego sezonu wejdzie na rynek. Gdzieś to zboże będzie trzeba przechowywać.

Agata Kowalska: Ale to nie jest wasz kłopot, tylko tych rolników.

Monika Piątkowska: To jest nasz kłopot, dlatego że firmy zajmujące się handlem zbożem od kilkunastu miesięcy mierzą się z wyzwaniem, jak wywieźć nadmiar zboża zarówno z Ukrainy tranzytem. Bo o to byliśmy proszeni przez polski rząd, który dzisiaj psy na nas wiesza i nas krytykuje.

Jak ta nadwyżka polskiego zboża będzie na tyle duża, że nie pomieści się w magazynach rolników, będą kolejne protesty rolników, to na firmy handlowe będzie kładziony nacisk, prośby, apele rządu, aby zrobić wszystko żeby jak najwięcej tej nadwyżki wywieźć.

Agata Kowalska: Muszę przyznać, że ja wciąż nie rozumiem tego modelu biznesowego, zwłaszcza że tak wiele mówi się o wolnym rynku i o tym, by go nie zaburzać. A czym innym jest ignorowanie dostępnego, dobrego (jak to już ustaliłyśmy) zboża z Ukrainy i czekanie na zboże obrażonych rolników?

O to samo zapytałam prezesa Polskich Młynów, byłego premiera i polityka Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Za chleb zapłacimy dwa razy

Waldemar Pawlak: O niebo lepsze niż to, co się objawiło w Łysych w sobotę [zakaz wwwozu produktów rolnych z Ukrainy - przyp. red.], było porozumienie, które podpisał jeszcze Kowalczyk, wicepremier i minister rolnictwa na koniec marca. Tam były propozycje, żeby z jednej strony właśnie wprowadzić system kaucyjny czy ewentualnie cła, wykorzystać część tego surowca...

Agata Kowalska: Na pierwszym miejscu tego porozumienia były pieniądze dla rolników. Bezpośrednie dopłaty dla rolników, którzy tracą na tym „kryzysie zbożowym”, którego ja nie rozumiem.

Waldemar Pawlak: A tak, bo jeżeli nie zarządza się porządnie gospodarką i administracją, to potem są takie właśnie perypetie. Później jest na łapu-capu szukanie rozwiązania i rozwiązania takie ad hoc, oderwane od realiów i życia.

Agata Kowalska: Ale dopłacanie rolnikom teraz za utracone zyski, bo nie sprzedali, tylko trzymali, nie ma nic wspólnego z tym kryzysem. To jest problem wyborczy, a nie problem rolniczy. Więc dlaczego mamy dopłacać?

Waldemar Pawlak: Wie pani, jest to problem rolników, bo proszę zwrócić uwagę, jakie są ceny sprzedaży nawozów, paliw przez państwowe koncerny. Przecież cena ropy też spadła poniżej ceny, jaka była przed wybuchem wojny, a widziała pani, żeby ceny na stacjach benzynowych spadły? Jeżeli mówimy o cenach nawozów, to gaz zdrożał 5 – 7 razy. 500 – 700 procent w stosunku do tego, co było.

Agata Kowalska: Ale wszyscy za to płacimy. Dlaczego akurat ta grupa ma dostać dodatkowe pieniądze? Na dodatek grupa, która miała szansę zarobić, ale się na to nie zdecydowała, bo uznała, że jeszcze wyśrubuje.

Waldemar Pawlak: Wie pani, gdyby polityka rolna była prowadzona w sposób odpowiedzialny i systematyczny, to pewnie nie byłoby tego problemu. Namawianie rolników do trzymania zboża w ubiegłym roku mogło bardzo wielu zmylić. I w jakiejś mierze trzeba rozumieć, że rolnicy mogą się czuć oszukani przez rządzących, że ich wpuścili w taką właśnie sytuację.

Można było sprzedać po korzystnej cenie, a oni trzymali, bo wierzyli, że minister ma jakąś wiedzę tajemną, która sprawi, że będzie można sprzedawać jeszcze drożej. A tymczasem okazało się, że minister miał takie życzeniowe spojrzenie na rynek i wydawało mu się, że pójdzie to do góry.

Agata Kowalska: Tajemne moce rządzą rynkiem rolnym w Polsce. Firmy zbożowe i młyny potwierdzają wysoką jakość ukraińskiego zboża, jego dostępność i dobrą cenę i jednocześnie opędzają się od niego kijem.

Ten odcinek „Powiększenia” zaczęłam przygotowywać w poniedziałek (17.04.2023), niedługo po tym, gdy Jarosław Kaczyński ogłosił zamknięcie granic dla ukraińskich produktów rolnych, w tym dla zboża. Kończę w piątek (21.04.2023), kiedy polski rząd otworzył ponownie granice dla ukraińskich produktów rolnych i ogłosił, że wprowadza system plomb. Dlaczego nie wprowadził ich pół roku temu? Czy nie umiał? To teraz będzie już umiał?

Tym się już nie będziemy zajmować w tym odcinku „Powiększenia”. Wydaje się, że to jedno wielkie teatrum, gra na nastrojach, rzucanie ochłapów rolnikom, opinii publicznej, a nawet opozycji. Jarosław Kaczyński dobrze gra w tę grę. A że przy okazji tracą nasi sojusznicy walczący w krwawej wojnie z Putinem Ukraińcy i że płacimy za to my, społeczeństwo polskie, to już w tej grze mało kogo obchodzi.

Masz komentarz? Chcesz skontaktować się z autorką podcastu? Napisz: [email protected]. Na Wasze opinie czekam również na Twitterze. Do usłyszenia!

;

Udostępnij:

Agata Kowalska

Autorka podcastów „Powiększenie”. W OKO.press od 2021 roku. Wcześniej przez 14 lat dziennikarka Radia TOK FM. Wielbicielka mikrofonu, czyli spotkań z ludźmi, sporów i dyskusji. W 2016 roku za swoją pracę uhonorowana nagrodą Amnesty International „Pióro Nadziei”.

Komentarze