Spotkanie Trumpa z Putinem na Alasce przyniosło kolejny zwrot w narracji Kremla. To USA są teraz sąsiadem Rosji. Ukraina to odległy kraj, gdzie toczy się nieszczęsna wojna, której nikt nie chciał, ale tak wyszło. Dla Kremla oznacza to, że USA zgodziły się na tę wojnę. Będą sobie z Rosją negocjować mimo niej
Putin przekręcił globus, a Trump się zgodził na to, by rosyjski najazd na Ukrainę potraktować jako temat poboczny. Łyknął przynętę, bo zgodził się rozmawiać o pokoju, a nie o zawieszeniu broni w Ukrainie. Dla Moskwy oznacza to, że będzie można prowadzić wojnę i rozmowy równocześnie, i Trump już nie zażąda kategorycznie przerwania ognia, mimo że martwi go, że w Ukrainie codziennie giną ludzie.
Jednak problem propagandy Putina jest taki, że choć Moskwa w oczach świata upokorzyła na Alasce Stany Zjednoczone, to oczekiwania wobec szczytu wykreowane w Rosji były dużo większe. Taka jest mechanika jedynowładztwa, że poddani, podlizując się carowi, opisują go jako wszechmocnego. A wszechmocny on nie jest.
Dlatego spotkanie na Alasce nie przyniosło żadnych konkretów. A jeżeli jakieś są – to na razie nie zostaną ujawnione.
„Wyniki są optymistyczne, wiele problemów udało się rozwiązać, ale nie ma potrzeby ich rozgłaszać”
– zauważyło anonimowe źródło agencji TASS 16 sierpnia.
Prawdą jest jednak, że Putin bardzo się starał.
Opowiadając na konferencji prasowej po spotkaniu z Trumpem o relacjach rosyjsko-amerykańskich Putin używał klisz stosowanych do tej pory w relacjach z Ukrainą (i służących Rosji do uzasadniania praw do Ukrainy). USA to kraj sąsiedzki, z licznymi związkami historycznymi z Rosją. Dowodem „rosyjskie historyczne wpływy” na pogranicznej Alasce, „prawosławne świątynie”, „nazwy geograficzne związane z Rosją”. Nagle niezwykle ważne stały się „pozytywne wydarzenia z przeszłości” i „pamięć wspólnej walki w II wojnie światowej” (na Alasce zaczynał się szlak konwojów pomocy dla ZSRR w czasie II wojny światowej).
I to wszystko Putin mówił o kraju, który jeszcze pół roku temu był siedliskiem sił Złego i odpowiadał za wszystkie nieszcześcia świata.
W ten sposób jednak na Alasce ustawiał nową narrację. „Sytuacja w Ukrainie” była z tej nowej perspektywy problemem odległym. Putin zapewnił na konferencji prasowej, że jej bezpieczeństwo „również” musi być zapewnione. Oraz że ma dobre zamiary wobec Ukrainy. Ale „aby rozwiązanie ukraińskie było trwałe i długoterminowe, należy wyeliminować wszystkie podstawowe przyczyny kryzysu, o których wielokrotnie dyskutowano, uwzględnić wszystkie uzasadnione obawy Rosji i przywrócić sprawiedliwą równowagę w sferze bezpieczeństwa w Europie i na świecie”.
Putin powtórzył więc publicznie, w obecności Trumpa, że jego warunki w sprawie Ukrainy się nie zmieniają. „Podstawowe przyczyny konfliktu” to istnienie Ukrainy niezależnej od Rosji, o prozachodniej orientacji. Putin powiedział to Trumpowi w twarz po tym, jak Łukaszenka (zdaniem TASS) miał przekazać Trumpowi, że Putin gotów jest do porozumienia (Trump rozmawiał z nim w drodze na Alaskę).
Mieliśmy więc popis prawdziwej siły.
Tyle że propaganda Kremla zdążyła już obiecać dużo więcej.
Kilka godzin przed spotkaniem sam patriarcha Wszechrusi Cyryl odprawiał w swej prywatnej kaplicy specjalne nabożeństwo w intencji sukcesu rokowań na Alasce:
„Zwróćmy się do Pana ze szczerą modlitwą, aby Pan okazał swoje miłosierdzie, aby ułatwił współpracę przywódców dwóch najpotężniejszych państw na świecie”.
„W istocie, gdyby głowy państw nie były przekonane o możliwości osiągnięcia porozumienia, raczej nie ryzykowałyby swojej reputacji,
a co najważniejsze, sytuacji w sferze polityki międzynarodowej. Mamy szczerą nadzieję, że tak się stanie, że to spotkanie przyniesie nadzieję i pokój całej ludzkości” – ogłosił Cyryl.
Lider partii Żyrinowskiego Słucki snuł kilka godzin przed spotkaniem na Alasce rozważania, czy ogłoszenie tam, że Ukraina nie wejdzie do NATO, byłoby wystarczające jako realizacja jednego z celów SWO, czy też Rosja chciałaby jeszcze poważniejszych dokumentów to potwierdzających.
Ale nic o NATO na „konferencji prasowej” bez możliwości zadawania pytań dziennikarzy nie było.
Także 15 sierpnia niejaki Rodion Mirosznik, rosyjski „ambasador ds. zbrodni ukraińskich” „nie wykluczał”, że miejscem obowiązkowej po wizycie Putina na Alasce rewizyty Trumpa w Rosji mógłby być Krym. Chyba chodziło o to, że Krym tak jak Alaska, zmieniał swoich panów.
Tyle że Putin na Alasce rzucił Trumpowi, że mogliby się spotkać w Moskwie.
W końcu same rozmowy trwały ledwie trzy godziny – a jeszcze w piątek propaganda opowiadała o 6-7. Bo to dopiero mogłoby uzasadniać sens wyprawy na Alaskę. Trzy godziny z tłumaczami to się rozmawia przez telefon. A po negocjacjach i Trump, i Europa powtarzali, że Ukraina ma stanowić o sobie i powinna dostać gwarancje bezpieczeństwa. Co znaczy, że oni też nie zmienili zdania.
I choć od kilku dni propaganda Kremla studziła nastroje, ostrzegając, że na Alasce żadnych uzgodnień na piśmie nie będzie, a to z powodu nieprzejednanego stanowiska Europy i samej Ukrainy, to jednak teraz musi u siebie sporo wyjaśnić.
Mianowicie: dlaczego Putin odniósł wielki sukces, uzyskując w USA zgodę na prowadzenie wojny? Mimo że do tej pory propaganda opowiadała, że prowadzenie wojny bez pytania się o to kogokolwiek jest wyrazem prawdziwej suwerenności Rosji?
Pierwsze moskiewskie relacje o sukcesie Putina na Alasce były ogólnikowe, choć pełne zachwytu. Ale niczego innego się nie spodziewaliśmy.
Ziuganow w swej pochwale Putina nieco przeszarżował – wszak propaganda Kremla od początku wojny twierdzi, że próby izolacji Rosji się nie powiodły. Co więc miał teraz pogrzebać Putin z Trumpem?
„Myślę, że szybkie porozumienie pokojowe jest lepsze niż zawieszenie broni” – miał powiedzieć Trump po rozmowie z Putinem. „To wyraźne odejście od warunków uzgodnionych przez Trumpa i europejskich przywódców na początku tygodnia” – ucieszył propagandę Kremla „The New York Times”.
I po paru godzinach zamieszania w propagandzie pojawiła się prawidłowa wykładnia sukcesu Putina. Do tego służy na Kremlu były prezydent Miedwiediew. A wyjaśnił on sytuację tak:
I to jest chyba rzeczywiście najważniejsze. Spotkanie na Alasce było o tyle przełomowe, że pokazało, że żadnego przełomu nie będzie.
Ale, jak się wyraził komentator TASS, który szybciej od deputowanych połapał się w sytuacji, „szczyt na Alasce jednoznacznie potwierdził to, co wielokrotnie powtarzała strona rosyjska: konflikt ukraiński jest ważnym czynnikiem w stosunkach międzynarodowych, ale dalekim od najważniejszego. Co więcej, jest on tylko jedną z pochodnych obecnych relacji między największymi mocarstwami. Poszukiwanie rozwiązania na Ukrainie bez fundamentalnego zwrotu ku pozytywnym zmianom jest absolutnie beznadziejne. I powinniśmy zacząć nie od niego, ale od sedna problemu”. Zaś „wyjątkowo pełne szacunku przyjęcie rosyjskich gości nadało negocjacjom właściwy ton”.
W efekcie propaganda przesunęła już przed spotkaniem na Alasce termin konkretnych ustaleń na nieoznaczoną przyszłość. Jest zgodne z dotychczasową taktyką komunikacyjną Kremla, by na wszystko się zgadzać, a potem to blokować przy pomocy małego „ale”.
Putin niby uzyskał na Alasce, że nic się nie zmieni. Ale tak naprawdę bardzo wiele musiałoby się zmienić, żeby wojna Putina pozostała bez zmian.
Na zdjęciu głównym – Putin na „konferencji prasowej" bez możliwości zadawania pytań na Alasce. Fot. AFP
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN. Blokuje je Rosja.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze