Musimy pracować na rzecz Wielkiej Brytanii, w której większość dostrzega sens bycia w Unii Europejskiej – i samej UE, która radzi sobie tak dobrze, że nawet przekorni Anglicy chcą do niej powrócić - radzi prof. Timothy Garton Ash. Ale pokazuje, że Europa idzie w odwrotnym kierunku
Jak obecnie, pięć lat po brzemiennym w skutkach referendum z 23 czerwca 2016 roku, wygląda bilans brexitu? Odpowiedź brzmi: mamy dwie osłabione unie, brytyjską oraz europejską, a między nimi złe relacje.
Artykuł Timothy Gartona Asha równolegle z OKO.press ukazuje się w brytyjskim „The Guardian", niemieckim „Der Tagesspiegel", hiszpańskim „El Pais". Autor jest słynnym brytyjskim intelektualistą i historykiem, profesorem na Uniwersytecie Oksfordzkim, Świadkiem i uczestnikiem przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego „Wiosny obywateli", autor także książki „Polska rewolucja: Solidarność" oraz „Wolny świat: dlaczego kryzys Zachodu jest szansą naszych czasów" [Śródtytuły od redakcji]
W ciągu najbliższych kilku lat dojdzie do kolejnego referendum w sprawie niepodległości Szkocji. Szkoccy nacjonaliści tym razem mogą je wygrać, argumentując, że Szkocja powinna opuścić unię brytyjską i dołączyć do europejskiej. Głosowanie w Irlandii Północnej w sprawie zjednoczenia Irlandii wydaje się bardziej prawdopodobne niż kiedykolwiek od czasu, gdy zostało po raz pierwszy zasugerowane w porozumieniu z Belfastu w 1998 roku. Rząd Borisa Johnsona wiele mówi na temat utrzymania unii, ale nie ma żadnej strategii na to, jak to zrobić.
Negatywne konsekwencje brexitu zostały przykryte przez pandemię, ale niektóre z nich wyłaniają się teraz z covidowej mgły.
Brytyjski eksport żywności i napojów do Unii Europejskiej spadł niemal o 50 proc. w pierwszym kwartale 2021 roku. Oszacowano, że brytyjski rynek usług był od 2016 do 2019 roku o 113 miliardów funtów mniejszy, niż gdyby ten kraj nie opuścił UE.
Pomimo wspaniałych możliwości fotograficznych oferowanych przez ostatni szczyt G7 w Kornwalii, wpływ Wielkiej Brytanii na arenie międzynarodowej jest wyraźnie mniejszy. W Kornwalii Wielka Brytania i Stany Zjednoczone ogłosiły Nową Kartę Atlantycką z okazji osiemdziesiątej rocznicy oryginalnej Karty Atlantyckiej podpisanej przez Winstona Churchilla i Franklina D. Roosevelta w 1941 roku. Jest to nieszkodliwy katalog dobrych intencji, ale skłania do bolesnego porównania globalnych wpływów Wielkiej Brytanii wtedy i teraz. Państwa takie jak Niemcy i Francja widzą swoją strategiczną przyszłość w „europejskiej suwerenności” Unii Europejskiej, tej samej organizacji, którą Wielka Brytania właśnie opuściła.
Mniej oczywiste jest osłabienie Unii Europejskiej. Niektórzy w Brukseli i Paryżu sugerują wręcz coś przeciwnego, twierdząc, że po pozbyciu się tych przeklętych Brytyjczyków łatwiej jest uzgadniać dalsze kroki integracji europejskiej. W istocie, być może największa jedność, jaką kiedykolwiek osiągnęły państwa członkowskie UE, miała miejsce podczas negocjacji z wychodzącą z Unii Wielką Brytanią. Ale jeśli chce się Europy „geopolitycznej”, która jest w stanie stawić czoła takiemu supermocarstwu jak Chiny, to utrata dużego państwa członkowskiego z finansowymi, dyplomatycznymi, wojskowymi i innymi aktywami jest wielką stratą.
Obiektywnie rzecz ujmując, zewnętrzna siła Unii zmniejsza się właśnie w tym momencie, w którym należałoby ją zwiększyć.
Co więcej, poziom eurosceptycyzmu w głównych państwach członkowskich jest alarmująco wysoki.
Udział partii eurosceptycznych w głosowaniach w UE wzrósł ponad dwukrotnie w ciągu dwóch dekad XXI wieku.
W ostatnim sondażu Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych [niezależnego think tanku - red.] ponad 50 proc. Francuzów, Niemców, Włochów i Hiszpanów stwierdziło, że ich zdaniem system polityczny UE jest „zepsuty” i „nie działa dobrze”. Tylko 46 proc. niemieckich respondentów i zaledwie 38 proc. francuskich stwierdziło, że członkostwo w UE to dobra rzecz dla ich kraju.
Poglądy te nie wynikają z brexitu. Są raczej rezultatem podobnych obaw do tych, które doprowadziły wielu Brytyjczyków do głosowania za wyjściem z UE. Ale zaostrza je fakt, że istnieje duże byłe państwo członkowskie, z którym można porównywać unijne osiągnięcia.
Liczby w sondażu Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych są niemal z pewnością tak wysokie, bo został przeprowadzony w kwietniu 2021, kiedy kontrast między wynikami Wielkiej Brytanii i UE w akcji szczepień na Covid-19 był najbardziej wyraźny.
W sondażu przeprowadzonym przez eupinions dla mojej grupy badawczej na Uniwersytecie Oksfordzkim miesiąc wcześniej, 45 proc. Europejczyków stwierdziło, że ich zdaniem Komisja Europejska źle poradziła sobie z zamówieniem i dystrybucją szczepionek. Według holenderskiej badaczki Catherine de Vries, eurosceptycyzm na całym kontynencie działa na zasadzie porównywania – a brexit stanowi nowy, duży punkt odniesienia.
Nawet, jeśli większość Europejczyków uważa, że ogólnie rzecz ujmując brexit jest błędem, to i tak widzą, że w poszczególnych obszarach Wielka Brytania po wyjściu z UE radzi sobie lepiej. Szczepionki nie są tu jedynym przykładem.
W ten sposób dochodzimy do problemu złych relacji między państwami po obu stronach kanału La Manche. Obecnie większość Europejczyków niewiele mówi o Wielkiej Brytanii, a jeśli już, to ze zdumieniem, irytacją lub pogardą. W najbardziej zaskakującym wyniku sondażu Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych zaledwie 14 proc. niemieckich respondentów stwierdziło, że postrzega Wielką Brytanię jako sojusznika Europy, przy czym sojusznika definiowano jako „państwo, które dzieli nasze zainteresowania i wartości”. Większa liczba (20 proc.) wolała opisać Wielką Brytanię, jako rywala. To prawda, że 34 proc. uważa Wielką Brytanię za „niezbędnego partnera” Europy, ale 31 proc. powiedziało to samo o Rosji, a 28 proc. o Chinach.
Należy tu zauważyć różnice między nieuniknionymi a możliwymi do uniknięcia napięciami między obiema stronami kanału La Manche. Nieunikniona jest zwiększona konkurencja, zwłaszcza, że systemy regulacyjne w niektórych sektorach różnią się od siebie. Jeśli chodzi o Irlandię Północną, logiczną niemożliwością jest posiadanie zamkniętej granicy między Wielką Brytanią a Unią Europejską, ale otwartej między Wielką Brytanią a Irlandią Północną, Irlandią Północną a Republiką Irlandii oraz Republiką Irlandii a Unią Europejską. Protokół w sprawie Irlandii Północnej próbuje dokonać rzeczy niemożliwej stosując niezręczną prowizorkę. Aby to zadziałało zawsze potrzeba było dużo zaufania i dobrej woli – ale teraz właśnie tego brakuje.
Obecny poziom wzajemnej nieufności i obrzucania się błotem nie był niczym nieuniknionym.
Dziewięćdziesiąt procent winy za to ponosi rząd brytyjski, zwłaszcza Boris Johnson i główny brytyjski negocjator, David Frost.
Ale winna jest także pompatyczność brytyjskiego rządu. A jednocześnie niekonsekwencja, zwroty akcji. Deklarowana gotowość do łamania prawa międzynarodowego. Odmowa nawiązania jakichkolwiek strukturalnych relacji z UE jako taką, poza wąską implementacją porozumień o wolnym handlu.
Jednak niewielka część odpowiedzialności leży również po stronie kontynentu, a w szczególności Komisji Europejskiej. Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu online z wysokiej rangi urzędniczką Komisji, ściśle zaangażowaną w stosunki z Wielką Brytanią.
Tonem pełnym irytacji wielokrotnie podkreślała, że Wielka Brytania jest po prostu „krajem trzecim”.
Oczywiście taka jest sytuacja prawna, tak samo jak w przypadku rozwodu dwojga ludzi, którzy stają się, z prawnego punktu widzenia, osobami trzecimi. Ale Wielka Brytania i UE były małżeństwem przez ponad 45 lat. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś, kto był w związku małżeńskim przez 45 lat, mówi o swoim byłym małżonku, jako o „osobie trzeciej”, zupełnie obcej.
Przywódcy polityczni UE, w tym nowy rząd niemiecki wybrany jesienią tego roku, powinni używać bardziej świadomego historycznie i strategicznego języka.
W dłuższej perspektywie musimy pracować na rzecz Wielkiej Brytanii, w której wyraźna większość dostrzega sens bycia w UE – i samej Unii, która radzi sobie tak dobrze, że nawet sceptyczni, przekorni Anglicy chcą do niej powrócić.
W międzyczasie jednak tym, czego potrzebujemy w stosunkach między państwami po obu stronach kanału La Manche, jest polityczny odpowiednik słynnej modlitwy teologa Reinholda Niebuhra: odwagi, by zmienić to, co zmienić można; spokoju, by zaakceptować to, czego zmienić się nie da oraz mądrości, by odróżnić jedno od drugiego.
Tłumaczyła Anna Halbersztat
Świat
Komisja Europejska
Unia Europejska
Boris Johnson
Brexit
Francja
Irlandia
Niemcy
Szkocja
Wielka Brytania
Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".
Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".
Komentarze