0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Jakąż różnicę czyni wojna. Cztery miesiące temu przywódcy Francji, Niemiec i Włoch nawet by nie pomyśleli o poparciu kandydatury Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej. Ale w czwartek 16 czerwca wszyscy zjawili się w słonecznym Kijowie i zdecydowanie ją poparli. Jeśli przyszłotygodniowy szczyt UE wyrazi zgodę, po pozytywnej opinii wydanej właśnie przez Komisję Europejską, naprawdę może to być, jak powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski po spotkaniu z gośćmi ze szczęśliwszych części Europy, „jedna z kluczowych decyzji europejskich pierwszych trzydziestu lat XXI wieku”. Może to oznaczać początek kolejnej rundy rozszerzenia UE na wschód, równie znaczącej jak pierwsza duża runda po zimnej wojnie, która (w dwóch falach) objęła kraje od Estonii po Bułgarię.

Starożytny grecki filozof Heraklit ponownie punktuje: „wojna jest ojcem wszystkich rzeczy”.

Istnieją dwa dobre powody, aby zaakceptować ukraińską kandydaturę: po pierwsze, Ukraina na to zasłużyła, a po drugie, leży to w długoterminowym interesie strategicznym wszystkich Europejczyków. Drugi z nich jest nawet ważniejszy od pierwszego.

Przeczytaj także:

Dążenie Ukrainy do Unii Europejskiej nie zaczęło się wczoraj. Nigdy nie zapomnę, jak stałem na mroźnym Majdanie w Kijowie podczas Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku, wśród morza europejskich flag, czego nigdy wcześniej nie widziałem w żadnej stolicy UE. Dziesięć lat później, w 2014 roku, protesty w Kijowie, wywołane odrzuceniem przez prezydenta Wiktora Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z UE, zostały nazwane Euromajdanem. Wojna potwierdziła tę wolę narodu ukraińskiego. Od samego początku Zełenski uczynił kandydowanie do UE jedną z trzech głównych próśb, jakie kierował do Zachodu, obok natarczywego żądania większej ilości broni i sankcji. Ostatnie badania opinii publicznej przeprowadzone w zachodnich i centralnych regionach Ukrainy – na wschodzie przeprowadzenie badań było niemożliwe ze względu na wojnę – wykazały 89 proc. poparcia dla członkostwa w UE.

Artykuł Timothy Gartona Asha oprócz w OKO.press ukazał się także w „The Guardian”. Autor jest brytyjskim intelektualistą i historykiem, profesorem na Uniwersytecie Oksfordzkim. Świadkiem i uczestnikiem przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego „Wiosny obywateli”, jest także autorem książek „Polska rewolucja: Solidarność” oraz „Wolny świat: dlaczego kryzys Zachodu jest szansą naszych czasów”.

Kto może wątpić, że Ukraińcy walczą i umierają za Europę? Wyjaśniając pozytywną rekomendację Komisji Europejskiej, wysoki rangą urzędnik brukselski powiedział: „Komisja nie zapomina, że Ukraina jest jedynym krajem w Europie, w którym ginęli ludzie, gdzie do nich strzelano, bo na ulicach nieśli flagi UE. Teraz nie możemy im powiedzieć: «Przykro nam, ale machaliście niewłaściwymi flagami»”.

Jest to jednak również strategiczny wybór. Nie chodzi tu tylko o drugi co do wielkości kraj Europy. Oprócz zalecenia przyznania Ukrainie statusu kandydata, „pod warunkiem podjęcia” pewnych konkretnych kroków, Komisja proponuje taki sam status dla Mołdawii, która znajduje się pomiędzy Ukrainą a należącą do Unii Rumunią, „pod warunkiem” wprowadzenia nieco szerszych zmian. Komisja zaleca również rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną. Poza tym pozostały kraje Bałkanów Zachodnich, Gruzja i potencjalnie, pewnego dnia, demokratyczna Białoruś.

Dzięki właściwemu postępowaniu to drugie wielkie rozszerzenie na wschód sprawiłoby, że Unia Europejska stałaby się nie tylko większa, ale także bardziej samowystarczalna pod względem żywności, silniejsza militarnie i dysponująca większym potencjałem wzrostu gospodarczego. My, Europejczycy, bylibyśmy w stanie lepiej bronić naszych interesów i wartości, ponieważ znajdujemy się w niepewnej sytuacji między rewanżystowską Rosją, rosnącymi Chinami i słabnącymi Stanami Zjednoczonymi. Poszerzenie UE wymagałoby również dalszego pogłębienia integracji, ponieważ w przeciwnym razie wspólnota 35 państw członkowskich byłaby dysfunkcyjna. W dłuższej perspektywie włączenie Ukrainy, Mołdawii i Gruzji oznaczałoby, że Rosja musiałaby w końcu pogodzić się z utratą imperium i zacząć starać się o rolę nowoczesnego państwa narodowego (Wielka Brytania pokazuje, jak długo może trwać ten proces). Tak więc druga fala rozszerzenia na wschód byłaby kolejnym wielkim krokiem w kierunku Europy całej i wolnej.

Po drodze jest jednak wiele „jeśli” i „ale”. Kraje takie jak Holandia, Dania i Portugalia wciąż próbują skomplikować, jeśli nie zablokować, ten pierwszy krok. Nawet jeśli, co wydaje się prawdopodobne, „wielka trójka” UE – z Włochami Mario Draghiego zajmującymi miejsce zwolnione przez Wielką Brytanię – zwycięży na przyszłotygodniowym szczycie UE, czy będzie wola polityczna, by podtrzymać długoterminową strategię rozszerzenia? Koszty odbudowy Ukrainy będą ogromne. Zniszczenia wojenne szacuje się już na 150 miliardów dolarów. Ukraina ma szansę odbudować się lepiej, ale tylko wtedy, gdy znaczne fundusze europejskie przeznaczone na ten cel zostaną skutecznie powiązane z poważnymi reformami, w tym z walką z korupcją.

Obecnie w UE istnieje powszechne poparcie dla tego kroku. W kwietniowym sondażu Eurobarometru 66 proc. obywateli europejskich zgodziło się na otwarcie drzwi dla Ukrainy. W niedawnym sondażu Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) średnio 57 proc. respondentów w dziesięciu wybranych krajach europejskich wyraziło takie poparcie.

Jednak w przypadku Francji, Niemiec i Włoch odsetek ten wyniósł nieco poniżej 50 proc.

Gdy opadnie fala wojennego współczucia dla Ukrainy, a cała Europa odczuje skutki gospodarcze pandemii COVID-19 oraz wojny Władimira Putina, poparcie to może zmaleć. Kraje śródziemnomorskie mówią: „ciągle rozmawiacie o Wschodzie, a co z Południem?”. Trudna sytuacja na Bliskim Wschodzie i w Afryce, zaostrzona przez gwałtowny wzrost cen żywności, spowodowany brakiem eksportu zboża z Ukrainy i Rosji, może doprowadzić do nowych kryzysów na południu Europy.

Innym niebezpieczeństwem jest fakt, że poszerzanie może odbywać się bez koniecznego pogłębiania. To była wielka wada pierwszego rozszerzenia na wschód. Rezultat: Orbán zdemolował demokrację na Węgrzech przy pomocy miliardów euro z funduszy UE a, dzięki wymogom jednomyślności w takich kwestiach, ostatnio trzymał resztę UE w szachu w sprawie nowej rundy sankcji wobec Rosji.

Bardziej prawdopodobne jest, że dynamika rozszerzenia zostanie zahamowana. Ukraina i Mołdawia mogą znaleźć się w zawieszeniu, z którym większość krajów Bałkanów Zachodnich boryka się od prawie dwóch dekad. Macedonia Północna czekała 17 lat, od 2005 roku, na przejście od statusu kandydata do faktycznych negocjacji, dzięki blokowaniu najpierw przez Grecję, a potem przez Bułgarię. Macedończycy nie stracili wiary, ale w Serbii poparcie dla członkostwa w UE spadło z 70 proc. do 37 proc. Lokalne elity w innych krajach mogą dojść do wniosku, że najlepszym wyjściem jest rozgrywanie przeciwko sobie Europy, Chin i Rosji, tak jak robi to serbski prezydent Aleksandar Vučić. Wschodnie i południowo-wschodnie obrzeża UE stałyby się wtedy niestabilną papką, zapraszającą wręcz Chiny, Rosję i inne wrogie mocarstwa do inwazji.

Droga przed nami jest więc usiana przeszkodami i wiele rzeczy może pójść nie tak. Jednak, jak mówi chińskie przysłowie, podróż na odległość 10 000 mil zaczyna się od jednego kroku. Przynajmniej ten pierwszy krok jest we właściwym kierunku.

Tłumaczenie: Anna Halbersztat

;

Udostępnij:

Timothy Garton Ash

Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".

Komentarze