0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Co czeka Wielką Brytanię po pogrzebie Królowej Elżbiety, który odbędzie się w przyszły poniedziałek? Bez względu na to, co sądzi się o instytucji monarchii w demokracji, należy wyrazić ogromny szacunek dla jej siedemdziesięciu lat służby jako zachowującej bezstronność głowy państwa i jednoczącej postaci w Wielkiej Brytanii i poza nią.

Była symbolem paradoksalnej wręcz jedności czterech narodów w jednym – Zjednoczonym Królestwie. Teraz jednak Szkoci najprawdopodobniej opuszczą unię brytyjską, aby ponownie dołączyć do europejskiej. Irlandia Północna coraz częściej wiąże swoją przyszłość z Republiką Irlandii, jako rodzaj nieformalnego członka Unii Europejskiej.

Przeczytaj także:

Nawet jeśli Wielka Brytania nie wróci do bycia tylko Anglią i Walią, będzie potrzebowała zmiany porządku konstytucyjnego.

Ten tekst ukazał się równocześnie w brytyjskim dzienniku "The Guardian". Timothy Garton Ash jest brytyjskim intelektualistą i historykiem, profesorem na Uniwersytecie Oksfordzkim. Świadkiem i uczestnikiem przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego „Wiosny obywateli”, jest także autorem książek „Polska rewolucja: Solidarność” oraz „Wolny świat: dlaczego kryzys Zachodu jest szansą naszych czasów”.

Elżbieta II reprezentowała ciągłość, bezpieczeństwo, pewność. Ale dzisiaj Brytania stoi w obliczu dwucyfrowej inflacji, rosnącego długu publicznego, prawdopodobnej recesji i notorycznego problemu z produktywnością, a wszystko to pod rządami niedoświadczonej premierki Liz Truss i w dużej mierze niesprawdzonego gabinetu.

Pomimo charakterystycznego optymizmu Truss, 69 proc. osób biorących udział w ostatnim badaniu opinii publicznej stwierdziło, że Brytania „podupada”.

Królowa nie tylko odziedziczyła, ale i sama zapracowała na szacunek i uwagę świata. Przez wiele dekad była najprawdopodobniej najsłynniejszą kobietą na globie. Szacuje się, że jej gościnny występ z Jamesem Bondem z okazji Olimpiady w Londynie w 2012 roku obejrzało miliard ludzi.

Na wieść o jej śmierci NASA zatweetowała „Wraz z całą planetą łączymy się, by uczcić zmarłą królową…”.

View post on Twitter

Część tej magii udzieliła się Wielkiej Brytanii, państwu, które konstytucyjnie i symbolicznie ucieleśniała. Ale po brexicie międzynarodowa pozycja i wpływy Wielkiej Brytanii znalazły się na niespotykanie niskim poziomie.

Mocarstwo średniej wielkości

Ułatwiła przejście od imperium do Wspólnoty Narodów, a w przypadku Wielkiej Brytanii od imperialnego wielkiego mocarstwa do mocarstwa euroatlantyckiego średniej wielkości.

Jednak kilka byłych kolonii i dominiów, których była głową państwa, rozważa rezygnację z usług jej następcy, króla Karola III. Jeden z ekspertów zajmujących się Wspólnotą Narodów sugeruje nawet, że może nastąpić „bieg do wyjścia”. Karol III stanie również w obliczu rosnących wezwań do uznania i odpokutowania za krzywdy wyrządzone przez to imperium.

Poważniejsza od potencjalnej utraty tych w dużej mierze symbolicznych zamorskich urzędów jest geopolityczna niepewność dotycząca samej Wielkiej Brytanii. Słynne jest powiedzenie byłego amerykańskiego sekretarza stanu Deana Achesona z 1962 roku, że Wielka Brytania „straciła imperium i jeszcze nie odnalazła swojej roli”.

Czterdzieści lat później, w czasie złotego jubileuszu królowej w 2002 roku, można było uwierzyć, że w końcu ją odnalazła. Nieco w duchu dzisiejszego prezydenta Francji Emmanuela Macrona, z jego mottem en mȇme temps [w tym samym czasie] byłby to przypadek „tu, jak również i tu”. Wielka Brytania byłaby mocno zakotwiczona zarówno w Europie, jak i w anglosferze. Miałaby specjalne relacje z USA, ale także z takimi krajami jak Francja, Niemcy i Polska.

Niewielu spoza Wielkiej Brytanii uważa, że ma ona dziś jasną i silną pozycję strategiczną. Na tym polega tragedia mojego kraju: odnaleźć swoje miejsce w postimperialnej rzeczywistości, a potem znów je utracić.

Od jednej parodii do drugiej

Od czasu głosowania za brexitem w 2016 roku, poziom kolejnych premierów na Downing Street 10 zjeżdżał dramatycznie - od nieudolnej, ale wciąż stosunkowo pragmatycznej, konserwatywnej Theresy May, przez parodię Winstona Churchilla (Boris Johnson), a teraz parodię Margaret Thatcher (Liz Truss).

Coraz więcej fanfaronady, a coraz mniej realizmu opartego na faktach. Dużo gadania o „Globalnej Brytanii”, ale nikt nie wie, co miałoby to oznaczać.

O ile brytyjskie relacje z uroczystości żałobnych Elżbiety II miały element psychologicznej ucieczki od bieżących problemów, o tyle niektóre relacje zagraniczne wyolbrzymiały słabość kryjącą się za pompą i okolicznościami.

Ten kraj ma wciąż wielkie atuty

Ten kraj wciąż ma wielkie atuty. Wielu obserwatorów sugerowało, że po brexicie Wielka Brytania będzie beznadziejnie podzielona między dwa wrogie plemiona – Remainers [pozostających] i Leavers [opuszczających].

Narodowa jedność wokół NHS [brytyjski odpowiednik polskiego NFZ - red.] podczas pandemii Covid, a teraz w czasie żałoby po królowej, pokazuje co innego. Patrząc na tłumy żałobników w tym tygodniu, a także na twarze nowego gabinetu (na czele żadnego z czterech głównych ministerstw nie stoi biały mężczyzna) widać, że Wielka Brytania lepiej niż większość europejskich demokracji dostosowała się do różnorodności płynącej z imigracji.

Ma także wspaniałych naukowców i uniwersytety, jedne z najlepszych na świecie mediów (a także jedne z najgorszych), przemysł kreatywny, usługi finansowe oraz technologie.

Ubiegłotygodniowe płynne, niemal jednoczesne, ustanowienie zarówno nowej głowy państwa, jak i nowego premiera pokazuje, że demokracja konstytucyjna jest w przyzwoitej formie.

Pomimo pewnych spekulacji, nie widzę powodu, by wierzyć, że król Karol nie będzie godną, powściągliwą głową państwa. Jeśli rząd Truss narobi bałaganu, a prawdopodobnie tak się stanie, przegłosujemy go w następnych wyborach, które zapewne odbędą się w 2024 roku.

Mogłoby być gorzej

W przeciwieństwie do hiper spolaryzowanych Stanów Zjednoczonych, nikt nie będzie na serio kwestionował, czy były to wolne i uczciwe wybory. (Nawet nasza Monster Raving Loony Party [Partia Szalonego Bredzącego Potwora] – tak, ona naprawdę istnieje – nie będzie skandować „Stop the Steal” [Stop Kradzieży], nie mówiąc już o wymachiwaniu karabinami maszynowymi. Przywrócony zostanie lepszy stosunek między realizmem a retoryką.

W latach 20. naszego wieku post-elżbietańską Wielką Brytanię czekają bardzo trudne czasy. Ale, przywołując ten najbardziej brytyjski z pocieszających zwrotów, którego, jak się wydaje, musiała od czasu do czasu używać sama królowa: Mogło być gorzej.

Nowa książka Timothy’ego Gartona Asha "Homelands: a Personal History of Europe", ukaże się wiosną przyszłego roku.

Tłumaczyła Anna Halbersztat

;
Na zdjęciu Timothy Garton Ash
Timothy Garton Ash

Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".

Komentarze