PiS nie zdecydował się poświęcić prezesury Przyłębskiej, by skłonić sędziów-buntowników do uczestnictwa w obradach nad wnioskiem prezydenta dotyczącym ustawy mającej odblokować KPO. Zamiast tego chcą zmniejszyć minimalną wymaganą liczbę sędziów do orzekania w pełnym składzie.
W czwartek 4 maja na stronie Sejmu pojawił się projekt dotyczący "usprawnienia działalności Trybunału Konstytucyjnego przez zmniejszenie minimalnej liczebności Zgromadzenia Ogólnego z 2/3 liczby sędziów Trybunał (tj. 10 sędziów) do 9 oraz pełnego składu Trybunału z 11 sędziów do 9".
W myśl ustawy nowe przepisy pozwalająca TK rozpatrywać w mniejszym gronie sprawy wymagające pełnego składu mają zastosowanie także do spraw już wszczętych, ale niezakończonych. Trybunał w takiej formule w najbliższych tygodniach będzie musiał rozstrzygnąć między innymi w kwestii wniosku dotyczącego ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, kar nakładanych przez TSUE, a także ustawy o Sądzie Najwyższym, której przepisy zaskarżył w lutym prezydent Andrzej Duda.
To właśnie na tym rozstrzygnięciu zależy PiS-owi najbardziej.
Bez decyzji TK ustawa nie może wejść w życie, a rząd nie może skierować do Komisji Europejskiej wniosku o wypłatę środków z Krajowego Planu Odbudowy.
W tej chwili rozprawa wyznaczona jest na 30 maja. Ze względu jednak na trwający spór wokół kadencji Julii Przyłębskiej nie zanosi się na to, żeby Trybunał był w stanie do tego czasu nawet przystąpić do obrad.
Ustawa, w celu niezgodnego z prawem skrócenia terminów, została oczywiście zgłoszona w trybie poselskim. Na stronie Sejmu pojawiła się także informacja o dodatkowym jednodniowym posiedzeniu wyznaczonym na 9 maja, co może oznaczać, że PiS planuje tego dnia uchwalić nowe przepisy.
Przypomnijmy – sześciu sędziów TK od kilku miesięcy domaga się, żeby Julia Przyłębska, której kadencja skończyła się 20 grudnia 2022 roku, zwołała Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK. Zgromadzenie miałoby wybrać kandydatów, spośród których prezydent Andrzej Duda wskaże nowego Prezesa TK.
Według Julii Przyłębskiej ta prośba „nie ma oparcia w prawie i jest bezprzedmiotowa”, ponieważ przepisy wprowadzające sześcioletnią kadencję Prezesa TK zostały uchwalone kilkanaście dni po wybraniu jej na Prezesa TK. Julia Przyłębska chce pozostać na stanowisku Prezesa TK do grudnia 2024 roku, czyli do końca swojej dziewięcioletniej kadencji sędziowskiej. I z tego powodu nie zwołuje Zgromadzenia.
Stanowisko Przyłębskiej popiera rząd. Premier Mateusz Morawiecki pytany w grudniu o tę kwestię stwierdził, że „nie ma żadnej wątpliwości, że kadencja prezes Trybunału kończy się wraz z czasem trwania kadencji sędziego".
Podobnego zdania jest prezes PiS Jarosław Kaczyński. Udzielił on 28 marca wywiadu, w którym mówił: „Pani Julia Przyłębska jest prezesem Trybunału Konstytucyjnego i każdy, kto to kwestionuje, po prostu kwestionuje obowiązujące prawo, jakkolwiek by próbować je interpretować".
Apele i ponaglenia polityków PiS przynoszą jak dotąd marne skutki. Sędziowie-buntownicy mają bowiem w rękawie bardzo mocny argument - jest ich tylu, że są w stanie blokować prace Trybunału.
W sprawie wniosku prezydenta wyznaczono dotychczas dwie narady - 8 marca oraz 13 kwietnia. W obu terminach nie stawiło się sześciu sędziów: Mariusz Muszyński, Jakub Stelina, Wojciech Sych, Bogdan Święczkowski, Zbigniew Jędrzejewski i Andrzej Zielonacki. Na początku kwietnia pięciu z nich (bez Bogdana Święczkowskiego), wystosowało pismo do Julii Przyłębskiej, wzywając ją (po raz kolejny) do zwołania Zgromadzenia Ogólnego, którego celem będzie wyłonienie i przedstawienie prezydentowi kandydatów na prezesa TK. Sędziowie podkreślali, że przygotowują się już do orzekania w sprawie wniosku prezydenta, rozumiejąc, że za jego niezwłocznym rozpatrzeniem stoi „interes Państwa Polskiego".
Po nieudanej kwietniowej próbie narady Przyłębska skierowała do każdego z nieobecnych sędziów pismo, w którym wzywa do „niezwłocznego podjęcia obowiązków sędziego TK, do czego zobowiązał się Pan Sędzia, składając ślubowanie wobec Prezydenta RP i godząc się na wybór przez Sejm RP". Podkreślała, że „odmawianie udziału w naradzie jest naruszeniem powinności sędziego, który nie może dowolnie decydować, w jakiej naradzie czy rozprawie chce uczestniczyć”.
Dodała też, że nieuznawanie stanowiska większości sędziów TK jest naruszeniem „zasad funkcjonowania legalnego organu”. Chodziło oczywiście o stanowisko, jakie miało wyrazić pod koniec lutego Zgromadzenie Ogólne w uchwale, która miała potwierdzać, że kadencja Julii Przyłębskiej wcale się nie zakończyła i że nie ma potrzeby wyboru nowych kandydatów na prezesa. Jak wkrótce się okazało - choć podczas zgromadzenia obecnych było wymaganych dla podjęcia uchwały 10 sędziów, to jednak dwóch z nich nie brało udziału w samym głosowaniu, co podważa jej legalność.
Apele do sędziów o podporządkowanie się zarządzeniom Julii Przyłębskiej kierowane są nie tylko poprzez oficjalne pisma, ale także w sposób nieformalny. Na swoim blogu opisał je 28 kwietnia Mariusz Muszyński, wiceprezes TK oraz tzw. sędzia dubler, czyli zajmujący miejsce wcześniej już obsadzone.
"Jako pierwsza zaapelowała do mnie TVP Info w postaci pytań w ramach informacji publicznej. Otóż w państwowej telewizji, której przedstawicieli mam okazję czasem zobaczyć na korytarzu TK, przypomniano sobie m.in., że moja żona jest prokuratorem i zaczęto dopytywać, czy aby „nie podlega bezpośrednio Ministrowi Sprawiedliwości” (geniusze prawa). Ktoś się obudził i pyta, dlaczego w moim życiorysie na stronie Trybunału nie ma informacji o pracy w Wywiadzie, ktoś inny troszczy się, czy aby nie jestem z tego powodu szantażowany? (tu się wzruszyłem troską)" - pisze Muszyński.
Anita Muszyńska, jak opisywała "Gazeta Wyborcza", dwukrotnie awansowała za rządów PiS i po podjęciu pracy w Prokuraturze Krajowej, przeszła w stan spoczynku. Sam Mariusz Muszyński nie ukrywa, że na początku lat 90. był funkcjonariuszem Urzędu Ochrony Państwa, a potem Agencji Wywiadu.
Kontakt z pracownikami mediów publicznych to nie jedyny "apel" opisywany przez wiceprezesa TK. Do jednego z sędziów-buntowników zgłosić się miał w ostatnich tygodniach także "jeden ze zwolenników ancien regime".
"Kolega przekazał nam ten apel. Był mniej więcej tej treści: w sumie to możecie sobie nie chodzić na sprawy. Ale przyjdźcie na tę jedną.
Załatwi się wyrok, dostaniemy KPO, a po wyborach to się tę ustawę uchyli.
I żeby nie było pytań, od razu informuję, że apelujący dostał po łapach za taką propozycję" - czytamy na blogu.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze