Julia Przyłębska nazywa Kaczyńskiego „ozdobą publiczności”. Andrzej Przyłębski sugeruje, że Konstytucja jest „efektem zgniłego kompromisu z komunistami”. Bronisław Wildstein boi się dystopii z „odgórnie zalecanym seksem”. Jest też Ryszard Legutko utyskujący, że Parlament Europejski nie myśli tak jak on. Łączny koszt wydania publikacji to 24 467,42 zł brutto
Trybunał Konstytucyjny wydał książkę z wykładami prawicowej elity związanej z PiS. W gronie autorów m.in. Ryszard Legutko, Zdzisław Krasnodębski, Bronisław Wildstein, Andrzej Zybertowicz, Andrzej Przyłębski.
Legutko pisze, że „tzw. wartości europejskie” w ich obecnym rozumieniu są „depresyjnym symptomem zubożenia umysłu europejskiego”.
Andrzej Przyłębski straszy, że społeczeństwo ponowczesne „neguje znaczenie (wyższej) kultury, potrzebę duchowego doskonalenia, wprowadzając kult cielesności, przechodzący w atopizm (wykorzenienie), hedonizm i panseksualizm”.
Według Wildsteina „konsekwentne wyzwolenie człowieka, a więc zdjęcie z niego ograniczeń cywilizacyjnych, oznacza oddanie władzy popędom, które zaczynają nim rządzić i redukują go do animalnego stadium”.
Za „Wykłady w Trybunale Konstytucyjnym z lat 2017–2018” podatnicy zapłacili prawie 25 tys. zł.
We wstępie do „Wykładów w Trybunale Konstytucyjnym z lat 2017–2018” Julia Przyłębska zauważa, że trybunalskie wykłady i debaty na ważne tematy publiczne są już tradycją.
Faktycznie, zasadniczą rolę Trybunału wyznaczają konstytucyjne kompetencje, ale może on kształtować kulturę prawną także w inny sposób. W TK organizowano wykłady wybitnych prawników i specjalistów w innych dziedzinach, a także polityków. Trafna refleksja nad prawem wymaga wszak często poznania szerszej perspektywy. Nic nie stoi na przeszkodzie okazjonalnym wystąpieniom w TK byłych lub urzędujących piastunów najwyższych politycznych urzędów. Są oni w stanie rzucić inne światło na proces stosowania Konstytucji, a niektórzy uczestniczyli w pracach nad nią.
Wykłady w TK wygłosili m.in. w 2000 roku Tadeusz Mazowiecki, a w 2005 roku Aleksander Kwaśniewski.
Niezależność TK staje jednak pod znakiem zapytania wraz z przekształceniem go w forum promocji poglądów tylko jednego środowiska ideowego. I to w większości przez polityków związanych z jedną partią.
Tadeusz Mazowiecki mówił w TK w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja:
„Jeśli więc ta ponadpolityczna instytucja zwraca się do polityka, aby mówił na organizowanym przez nią spotkaniu, to można sobie to dwojako wytłumaczyć. Z jednej strony (...) czyni tak zapewne w przekonaniu, że ani wybór osoby, ani to, co polityk ten powie, tego jej ponadpartyjnego charakteru nie naruszają i nie naruszą. Z drugiej strony (...) oznacza to, że Trybunał, choć niejako odświętnie, ale przecież merytorycznie podejmując problemy polskich tradycji konstytucyjnych jako dziedzictwa współczesnego państwa prawnego, chce uczestniczyć w kształtowaniu świadomości politycznej i prawnej społeczeństwa, a w każdym razie jego elit (…). I że docenia związek, jaki istnieje między kulturą prawną a kulturą polityczną w ogóle”.
O niegdysiejszym pluralizmie wykładów w TK świadczy książka „Preambuła Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej” z 2009 roku, powstała jako zapis serii wykładów. Spektrum światopoglądowe jej autorów było szerokie. Z jednej strony prawnik ksiądz Franciszek Longchamps de Bérier oraz filozof prawa Marek Piechowiak, z drugiej – konstytucjonalista Ryszard Piotrowski i filozof Jacek Hołówka.
W TK przy innych okazjach występowali reprezentanci różnych nurtów, w tym konserwatywnego, np. Zbigniew Rau, obecnie wojewoda łódzki związany z PiS. Zapraszano także m.in. teoretyków i filozofów prawa, np. Stanleya Paulsona i Tomasza Gizbert-Studnickiego.
Z pluralistyczną tradycją wystąpień w TK zerwała Julia Przyłębska. I wcale tego nie kryje.
We wprowadzeniu do „Wykładów w Trybunale Konstytucyjnym z lat 2017–2018” pisze:
„Nietrudno zauważyć, iż autorów wyróżnia pewne ideowe pokrewieństwo. Ich głos wpisuje się, w różny sposób, w konserwatywną i republikańską wizję rzeczywistości społecznej i politycznej. Jest to głos rzadki, bowiem przestrzeń debaty publicznej zdominowały – i to nie tylko w naszym kraju, ale w całym świecie zachodnim – idee lewicowe, neoliberalne i postmodernistyczne”.
A zatem osoba kierująca TK swoją rolę widzi w promowaniu określonej wizji świata. Mimo że Konstytucja, dla ochrony której powołany jest ów Trybunał, ustanawiając zasadę bezstronności władz publicznych w sprawach światopoglądowych (art. 25 ust. 2), nie daje pierwszeństwa żadnej z nich.
Zebrane w publikacji wykłady wygłosili: Ryszard Legutko, Zdzisław Krasnodębski, Bronisław Wildstein, Andrzej Zybertowicz, Zbigniew Stawrowski, Jacek Czaputowicz, Andrzej Przyłębski oraz Jörg Baberowski.
Poza Wildsteinem, wszyscy to profesorowie tytularni lub uczelniani, co najmniej kojarzeni z PiS, a w wielu wypadkach mający z tą partią bezpośrednie związki.
Julia Przyłębska we wstępie do omawianej publikacji skierowała wyrazy uznania do mówców, ale i do słuchaczy: „Sala na ich wystąpieniach była zapełniona do ostatniego miejsca, a ozdobę publiczności stanowili przedstawiciele elity polskiego życia publicznego, politycznego, kulturalnego i naukowego, z premierem, prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, premierem Mateuszem Morawieckim i wicepremierem Piotrem Glińskim na czele”.
Tom otwiera tekst prof. Ryszarda Legutki „Unia Europejska na rozdrożu”. Autor wyznaje, że będąc po raz pierwszy w Parlamencie Europejskim, nie mógł się nadziwić powszechnemu utożsamianiu Europy z Unią Europejską. Krytykuje traktatowy porządek instytucjonalny UE, ponieważ występują w nim instytucje znane z historii, ale inaczej ukształtowane.
Nie wyjaśnia jednak, dlaczego ustrój organizacji mającej rozwiązywać problemy przekraczające możliwości państw członkowskich miałby być skonstruowany na wzór ustroju państwa.
Dalej Legutko ubolewa, że Parlament Europejski to nie „prawdziwy parlament”, bo brak w nim „faktycznej opozycji”. Jest „zdominowany od dziesiątek lat przez tę samą stałą większość i istnieje prawdopodobieństwo, że sytuacja ta nie zmieni się przez kolejne dekady”.
Można z tego wnioskować, że autor sceptycznie ocenia szanse wzrostu popularności sojuszników PiS w innych państwach UE, mimo że książka zawiera tłumaczenia wykładów na angielski po to, aby – jak to ujęła Julia Przyłębska – „uprzystępnić te cenne wypowiedzi także czytelnikom nieznającym języka polskiego”. Gdyby jednak samo uprzystępnienie wykładu Legutki przez TK Przyłębskiej nie pomogło, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby zagraniczne partie polityczne bliskie PiS w inny sposób powalczyły o poparcie w wyborach do PE i zdobyły w nim większość. Traktaty unijne im tego nie zabraniają.
Utyskiwania Legutki na słabość opozycji w PE jawią się jako groteskowe, gdy zestawi się je z jego protestem przeciwko rzekomo odgórnemu narzuceniu unijnych instytucji „ze strachu, że społeczeństwa będą spowalniać tempo integracji lub nawet zupełnie się jej przeciwstawiać”. Zatem – powiada Legutko – oddajmy głos społeczeństwom. Ale gdy te same społeczeństwa nie głosują masowo w wyborach do PE na kandydatów bliskich Legutce, to niedobrze, bo Legutko i spółka nie mogą przejąć władzy.
Legutce nie podoba się „wymiar teleologiczny” Unii. Rozumie przez to eksponowanie celu wyrażanego przez hasło „Więcej Europy!”, to znaczy dążenie do pogłębiania integracji w niejasnym kierunku.
„Żadne z państw członkowskich nie definiuje siebie poprzez swoje przyszłe osiągnięcia – ani w konstytucji, ani za pomocą jasno określonej strategii, ani w oficjalnie przyjętej ideologii. Tylko reżimy totalitarne – czy to komunistyczny, czy niemiecki narodowosocjalistyczny – czyniły przyszły cel źródłem legitymizacji swoich bieżących działań, a także potężnym narzędziem zjednywania sobie poparcia społecznego”.
Przypomnijmy, że obecną Konstytucję RP ustanowiliśmy – jak stwierdza preambuła – „pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność”.
Nawiązując do budzącego „wiele zastrzeżeń” art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej, wyliczającego wartości, na których opiera się Unia Europejska, prof. Legutko zarzuca wybiórczą ich realizację w UE.
Niepokoi go też, że „ta tzw. równość między mężczyznami a kobietami przyjęła postać nieposkromionej kampanii promocyjnej i – jak tylko i gdzie tylko jest to możliwe – postać polityki wspierającej prawo aborcyjne, małżeństwa homoseksualne oraz wszystkie dobrze znane, a moralnie wątpliwe, idee współczesnej lewicy”.
Zdaniem Legutki „tzw. wartości europejskie” w ich obecnym rozumieniu są „depresyjnym symptomem zubożenia umysłu europejskiego”, a jeśli UE nie wyeliminuje wymiarów: teleologicznego i ideologicznego, to nie przetrwa.
Prof. Zdzisław Krasnodębski w tekście „Nieliberalna demokracja czy liberalna post-demokracja? Dwie diagnozy współczesnego kryzysu politycznego” ocenia, że w liberalnej demokracji narasta „terror opinii, doświadczany przez każdego, którego opinie lub zachowania odbiegają od przyjętych kanonów liberalnej poprawności”.
Powołując się na Legutkę, Krasnodębski uznaje, że współczesny liberalizm ma wiele wspólnego z komunizmem. Za to w populizmie widzi dziś „próbę przywrócenia roli demosu w demokracji”.
Według Krasnodębskiego, „współcześni »populiści« to politycy apelujący do tych stłumionych emocji, do zmarginalizowanych ludzi lub wręcz ich reprezentanci, usiłujący na nowo włączyć »wykluczonych« w sferę publiczną, pozwolić im przemówić. Trudno to uznać za działalność antydemokratyczną i anty-wolnościową”.
To populizm, respektując wolę większości, ma być demokratyczny, a w demokracji liberalnej („liberalnej post-demokracji”) co prawda „wszystkie mechanizmy i instytucje demokratyczne zostają zachowane, lecz tracą swoje właściwe znaczenie”. W świetle tych tez można się zastanawiać, jakim cudem doszło do zwycięstwa wyborczego PiS w 2015 roku. Czytamy też, że za rządów PO–PSL sympatyków PiS przedstawiano "jako ludzi o ograniczonych zdolnościach poznawczych i skrajnie zubożonym kodzie językowym. Próbowano wykluczyć «pisowców» ze sfery publicznej jako «moherów», oszołomów, ludzi o bardzo ograniczonym rozumie”.
Krasnodębski zapewnia, że „intencją dokonywanych w Polsce zmian nie jest zniesienie ram umożliwiających wolność polityczną i wolność indywidualną, lecz ich umocnienie przez umocnienie jedności politycznej całości”.
Bronisław Wildstein w tekście „Porewolucyjna Europa i prawo” ocenia, że powojenna Europa przeszła lewicowo-liberalną rewolucję, dążącą do pełnej emancypacji człowieka.
Według Wildsteina „konsekwentne wyzwolenie człowieka, a więc zdjęcie z niego ograniczeń cywilizacyjnych, oznacza oddanie władzy popędom, które zaczynają nim rządzić i redukują go do animalnego stadium”.
I dalej: „Tożsamości w nowym wydaniu to wyłącznie mniejszości: grupy reprezentujące odmienne od przyjętych skłonności seksualne, zwłaszcza homoseksualiści, feministki (…) czy mniejszościowe grupy narodowościowe, imigranci i temu podobne. Samozwańczy reprezentanci tych grup domagają się praw specjalnych, czyli przywilejów, a ich pozycja służy rozbijaniu tradycyjnej narodowej i republikańskiej wspólnoty”.
Według Wildsteina zwalczający tradycję „rzecznicy nowej ideologii muszą przebudować nie tylko naszą cywilizację, ale i świadomość. W tym celu zamiast tradycyjnego terroru został zastosowany jego miękki odpowiednik – coraz szczelniejszy system prawny stojący na straży ideologii oraz przemoc symboliczna uprawiana przez media i ośrodki opiniotwórcze. W ten sposób niepostrzeżenie współczesna Europa stała się miejscem nowego eksperymentu. Można go uznać za miękką wersję totalitaryzmu”.
W kontekście „nowego totalitaryzmu” u Wildsteina powraca temat seksu.
„Dystopia Huxleya [„Nowy wspaniały świat” – przyp. red.] opublikowana (…) 17 lat przed Orwellem również przedstawia świat triumfującego totalitaryzmu, który jednak nie posługuje się już właściwie fizyczną przemocą. Ludzie są klonowani i formowani zgodnie z zasadami inżynierii genetycznej, a potem nieustannie warunkowani psychologicznie. Odgórnie zalecany seks stał się elementem rozładowywania emocjonalnych problemów, a kontrolę nad zbiorowością pomagają utrzymać regularnie dozowane narkotyki. Szczególnie zatwardziali mogą ze swoimi ekscentrycznymi urojeniami wolności schronić się w rezerwacie. Czy Huxleyowska dystopia nie wydaje się bliższa naszej rzeczywistości?” – pyta Wildstein.
Od tematów seksu i mniejszości seksualnych nie stroni też prof. Andrzej Przyłębski. W tekście „Tożsamość konstytucyjna a państwo nowoczesne” stwierdza, że rodzina w społeczeństwie ponowoczesnym to „pseudorodzina patchworkowa, niezobowiązujące konkubinaty oraz pary homoseksualne, domagające się coraz częściej prawa do adopcji dzieci, których z naturalnych powodów mieć nie mogą, co pokazuje, że nie są rodziną w pełnym tego słowa znaczeniu”.
Na szczęście, w ocenie ambasadora Przyłębskiego, Polska i Węgry buntują się „przed narzucaniem legalizacji nowinek obyczajowych powstałych na zachodzie Europy, np. małżeństw homoseksualnych, powszechnego prawa do aborcji czy »raczkującego« dopiero prawa do eutanazji”.
Jest więc szansa, że nie przekształcimy się w społeczeństwo ponowoczesne, czyli takie, które „neguje znaczenie (wyższej) kultury, potrzebę duchowego doskonalenia, wprowadzając kult cielesności, przechodzący w atopizm (wykorzenienie), hedonizm i panseksualizm”.
Przyłębski sugeruje też, że obowiązująca Konstytucja jest „efektem zgniłego kompromisu z komunistami”.
Książka z takimi tezami nie broni się nawet ciekawymi tekstami prof. Stawrowskiego i Zybertowicza.
Łączny koszt wydania publikacji to 24 467,42 zł brutto. W kwocie tej zawierają się honoraria autorskie – 12 489,84 zł, koszty wydawnicze – 10 856,93 zł oraz usługa tłumaczenia – 1 120,65 zł.
Sądownictwo
Julia Przyłębska
Andrzej Zybertowicz
Trybunał Konstytucyjny
Bronisław Wildstein
Tadeusz Mazowiecki
Zdzisław Krasnodębski
jest doktorem nauk społecznych w dyscyplinie nauki prawne oraz asystentem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
jest doktorem nauk społecznych w dyscyplinie nauki prawne oraz asystentem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Komentarze