Jeszcze dwa tygodnie temu syryjski dyktator nie mógł się spodziewać, że to koniec. Dziś, gdy rebelianci zbliżają się do Damaszku, nie wiadomo nawet, czy wciąż jest w kraju. To koniec tego rozdziału. Przyszłość Syrii rozegra się pomiędzy kilkoma frakcjami
Początek końca Baszszara al-Asada przyszedł znienacka. 27 listopada grupy rebeliantów pod przywództwem islamistycznej Hajat Tahrir asz-Szam ruszyły w stronę Aleppo. Cel był jasny: obalić reżim Asada.
Ale nikt, nawet rebelianci, nie spodziewał się, że po zaledwie dziesięciu dniach w całym kraju ludzie będą obalać pomniki Hafiza al-Asada, ojca dzisiejszego dyktatora, a rebelia dotrze do przedmieść Damaszku.
To, co trudno było przewidzieć dwa tygodnie temu, czy nawet tydzień temu, gdy niemal bez oporu padło Aleppo, dziś jest jasne: to koniec trwającej 53 lata ery Asadów w Syrii.
Ostatnie dni pokazały, że Baszszar zostanie zapamiętany nie tylko jako ten, który podtrzymał opresyjny, policyjny system stworzony przez swojego ojca; nie tylko jako przywódca, który, by zostać u władzy, nie cofnął się przed masakrowaniem swoich własnych obywateli.
Jego spuścizna to także fatalne decyzje polityczne w ostatnich latach. Nadmierne oparcie swojego bezpieczeństwa na graczach zewnętrznych: przede wszystkim Rosji i Iranie.
Po tysiącach ofiar cywilnych rosyjskich nalotów w Aleppo z 2016 roku, by odzyskać miasto, po zabiciu setek osób w Gucie przy pomocy broni chemicznej oraz dziesiątkach innych zbrodni na własnym narodzie, nikt nie miał złudzeń, że Asad może posklejać Syrię. Gdy tylko zmieniła się sytuacja międzynarodowa, okazało się, że syryjski reżim jest dramatycznie słaby.
Dziś dyktatorowi zostały najwyżej dni, może tylko godziny.
Cofnijmy się o kilka dni i spróbujmy krótko podsumować, co doprowadziło do tak szybkiego rozlania się rebelii na cały kraj.
W tym tekście – pięć dni temu, 2 grudnia – dokładniej pisaliśmy o głównych aktorach oporu wobec Asada. Warto jednak przypomnieć o nich w największym skrócie.
Główną frakcją rebeliantów, która rozpoczęła obecną, błyskawiczną fazę wojny domowej, jest Hajat Tahrir asz-Szam. Powstała ona po rozpadzie Dżabhat an-Nusra.
Nusra była syryjskim odgałęzieniem Al-Kaidy. Dla HTS islam wciąż jest podstawą własnej ideologii. HTS i jej liderowi Abu Muhammadowi al-Dżaulaniemu udało się jednak zmienić wizerunek na bardziej pragmatyczny. HTS rządził w ostatnich latach w Idlib w północno-zachodniej Syrii i udało im się tam stworzyć zręby instytucji niezbędnych do rządzenia swoim proto-państwem.
Daleko temu porządkowi do demokratycznego, ale nie sposób odmówić mu skuteczności.
Od początku obecnej ofensywy Dżaulani (to jego dżihadystyczne nom de guerre, w niektórych komunikatach zaczął używać swojego wcześniejszego imienia – Ahmed Husajn asz-Szar'a) wydał wiele komunikatów, w których podkreślał, że w wyzwolonej Syrii znajdzie się miejsce dla wszystkich zamieszkujących ją religii i mniejszości narodowych.
Czy przemiana była rzeczywista, czy to tylko zwrot taktyczny, Dżaulani będzie musiał dopiero pokazać. Jeśli dostanie taką szansę, bo nie jest to dziś wcale tak oczywiste.
Drugą kluczową siłą, prącą z północy w stronę Damaszku razem z HTS i innymi grupami dżihadystów, jest Syryjska Armia Narodowa. Wywodzi się ona z Wolnej Armii Syryjskiej, jednej z pierwszych zorganizowanych grup rebelianckich w Syrii. SAN jest szeroko wspierana przez Turcję. I ma z nią wspólne interesy.
Trzecią bowiem kluczową grupą opozycyjną wobec Asada są Syryjskie Siły Demokratyczne (SSD, często opisywana angielskim skrótem SDF, Syrian Democratic Forces). SSD to zjednoczenie opozycyjnych wobec Asada ugrupowań, których główny człon stanowią siły kurdyjskie. Ich głównym sojusznikiem i wsparciem międzynarodowym są Amerykanie. W ostatnich latach SSD skupiona była na północy wzdłuż granicy z Syrią i na północnym-wschodzie.
Kurdowie są jednak dla Turcji jednym z kluczowych konkurentów, ze względu na około 14-milionową mniejszość kurdyjską w Turcji, która ma ambicje niepodległościowe. Demokratyczne, dobrze zorganizowane siły kurdyjskie po syryjskiej stronie granicy to dla Turcji zagrożenie.
Dlatego SAN i SSD są wobec siebie wrogie, a starcia między obiema grupami już się rozpoczęły w miejscach na północnym wschodzie, gdzie siły reżimowe się wycofały, a zajęły je siły SSD.
Tymczasem dżihadyści z HTS i SSD wysyłają wobec siebie pozytywne sygnały, w których sugerują możliwość współpracy.
Takie podziały pokazują, że porządek w Syrii po Asadzie nie wykuje się samoistnie, a wojna domowa może trwać dalej. Dziś bardzo trudno przewidzieć jak będzie wyglądać konflikt między Kurdami a siłami protureckimi, jak wobec jednych i drugich zachowa się HTS. I wobec kogo posłuszni będą rebelianci, którzy ruszyli na Damaszek z południa i dotarli tam przed ofensywą HTS.
Sukces rebelii idącej z północy zaskoczył wszystkich. 29 listopada rebelianci weszli do Aleppo niemal bez walki. Ten sam schemat powtarzał się w wielu miejscach, coraz dalej na południe. 5 grudnia byli już w Hamie, a dziś zdobyli centrum Homs, ostatniego dużego miasta na drodze do stolicy.
Z dnia na dzień siły reżimowe pokazywały coraz mniej ochoty do walki, poddając kolejne miejsca, w większości bez walki.
To zainspirowało rebeliantów, którzy nie byli częścią planu ofensywy idącej od północy. Rewolucja w 2011 roku zaczęła się w Darze, na południu od Damaszku, blisko granicy z Jordanią. W marcu 2011 roku, podczas protestów przeciwko reżimowi Asada, piętnastu nastolatków zostało tam aresztowanych za wygłaszanie antyrządowych haseł. Ktoś na murze napisał „twoja kolej, doktorze”, w nawiązaniu do innych wystąpień ludowych w krajach arabskich znanych pod nazwą Arabskiej Wiosny. Osoba, która napisała te słowa, czekała na ich spełnienie trzynaście lat. Ale dziś nie ma już wątpliwości, że się tego doczekała.
Wówczas kolejne demonstracje w Darze domagały się uwolnienia nastolatków. To wtedy siły reżimowe pierwszy raz podczas tej fali protestów otworzyły ogień do cywili, najpewniej tam właśnie padły pierwsze ofiary wojny domowej.
W 2014 roku tamtejsze grupy opozycyjne utworzyły wspólny Front Południowy. W 2018 roku nie było już jednak niemal śladu po froncie – jego bojownicy wrócili do armii reżimowej, uciekli lub złożyli broń, zostali pokonani.
To właśnie członkowie byłego Frontu Południowego chwycili teraz za broń, gdy zauważyli, że ofensywa z północy prze do przodu, a siły reżimowe są słabe.
Porównanie dzisiejszej sytuacji z tą sprzed dekady dobrze obrazuje, jak bezsilny jest dziś reżim Asada. Między początkiem 2014 roku a latem 2015 roku Front Południowy po długich i ciężkich walkach zajął 70 proc. muhafazy (odpowiednik naszego województwa) Dara. Trzy lata później nie było po nich śladu.
6 grudnia 2024, praktycznie w ciągu jednego dnia, rebelianci z południa bez większych oporów ze strony armii reżimowej objęli kontrolę nad 90 proc. muhafazy. I ruszyli na północ.
Na tym etapie mało gdzie rebelia spotykała się z oporem. Dezercje są masowe. W mediach społecznościowych krąży film, na którym widać żołnierzy armii reżimowej, którzy pozbywają się swoich mundurów i przebierają się w cywilne ubrania, by uniknąć gniewu rebeliantów i zwykłych ludzi.
A wiele miejsc miasta wyzwalają się „same” – ludzie biorą sprawy w swoje ręce, dawni rebelianci ponownie chwytają za broń. Ludzie spontanicznie niszczą ogromne portrety Baszszara al-Asada i pomniki jego ojca.
HTS stara się utrzymać główną rolę w rebelii, ale nie jest jasne, czy w jakimkolwiek stopniu kontroluje to, co dzieje się na południe od Damaszku, a od soboty 7 grudnia już nawet w samym Damaszku.
Islamiści z HTS wydali odezwę, w której apelują m.in, aby:
Wieczorem Dżaulani ogłosił, że każdy, kto opuści Asada i złoży broń, będzie bezpieczny.
Trudno dzisiaj powiedzieć, czy przywódca HTS będzie miał narzędzia, by wprowadzić swoje obietnice w życie. I na ile ci, którzy w ostatnich dniach wzięli sprawy w swoje ręce, uznają przywództwo Dżaulaniego.
To jednak nie jego siły jako pierwsze wejdą do Damaszku. Wiele dzielnic stolicy już teraz świętuje, a nic nie wskazuje na to, by wojska reżimowe organizowały obronę stolicy.
Dziś reżim pokazuje, czym jest bez wsparcia swoich zewnętrznych sojuszników. Ci chwile się wahali. A w czasie, gdy rozważali możliwe opcje odpowiedzi na wznowienie syryjskiej rebelii, ta sama dała im odpowiedź. Sytuacja na miejscu pokazała, że Asada nie da się uratować. Rosjanie wciąż wspierali reżim nalotami, ale nie mają one nic wspólnego z tymi z lat 2015-2016 i nie zatrzymały upadku.
Ministrowie spraw zagranicznych Iranu, Turcji i Rosji spotkali się dziś w Katarze. Po spotkaniu obwieścili, że wspierają „dialog między rządem a legalną opozycją”.
Zaapelowali też o natychmiastowe zakończenie działań wojennych. To neutralne i mało wyraziste oświadczenie można odczytać jako potwierdzenie, że tym razem Iran i Rosja nie zamierzają pomagać Asadowi. Żadnego dialogu nie będzie – nikt nie zamierza z syryjskim dyktatorem rozmawiać, a ten stracił swój jedyne argumenty, czyli siłę własnych służb i swoich zagranicznych sojuszników.
Asad nie zreformował własnej armii w ostatnich pięciu latach, gdy w Syrii panował relatywny spokój. W tym samym czasie Rosja zaangażowała wszystkie swoje siły w konflikt z Ukrainą i dziś potrzebuje uzupełniać swoje zapasy broni między innymi w Korei Północnej.
Iran jest osłabiony sankcjami i zaangażowany w konflikt z Izraelem. Wspierany przez Iran Hezbollah w Libanie właśnie został dramatycznie osłabiony przez Izrael.
Dezerterzy z sił zbrojnych Asada się mnożą, dziś około 2 tys. żołnierzy armii rządowej uciekło do Iraku, szukając schronienia. Dyktator jest sam.
I jeśli dalej pozostaje w Damaszku, to całkiem dosłownie. Zachodnie media twierdzą, że jego rodzina przebywa w Moskwie, gdzie Baszszar poleciał zaraz po rozpoczęciu ofensywy rebeliantów pod koniec listopada. Wrócił z niczym. W ciągu dnia syryjska prezydencja wydała zaskakujące oświadczenie, w którym twierdzi, że Asad pozostaje w stolicy i podejmuje codzienne zadania prezydenta.
Strony, na których można śledzić ruch samolotowy, pokazują pojedyncze maszyny opuszczające syryjską stolicę. Jeśli Asad nie uciekł, może czekać go los podobny do Muammara Kadafiego czy Nicolae Ceaușescu.
Przyszłość Syrii jest niepewna, frakcji, które chcą nią zarządzać wiele, część z nich w otwartym konflikcie. Ale za Asadem w samej Syrii prawie nikt poza skrajnymi lojalistami reżimu nie będzie tęsknił.
Dyktator prowadził brutalną politykę wobec wszelkich przejawów sprzeciwu. Największy pomnik jego brutalności, więzienie Saidnaja, w momencie pisania tego tekstu wciąż nie było wyzwolone.
Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka szacuje, że przez pierwsze 10 lat od wybuchu rewolucji w więzieniu tym zginęło 30 tys. osób. Wówczas wszystkie ofiary reżimu w więzieniach organizacja szacowała na ponad 100 tys. Ponad 16 tys. udało się zidentyfikować z imienia i nazwiska.
Więzienia w innych częściach kraju pustoszeją.
W piątek 6 grudnia świat obiegły zdjęcia 57-letniego mężczyzny, Alego Hassana al-Alego, który został wypuszczony z więzienia w Homs. Trafił do niego w 1986 roku, w wieku 18 lat. Od tego czasu jego brat nie wiedział, gdzie znajduje się Ali, ani czy w ogóle żyje. Reżim nie informował bliskich zatrzymanych o ich losie.
Brutalność więzień reżimu Asada podsumował raport ONZ z lipca tego roku. Można w nim przeczytać o wszelkich możliwych sposobach zadawania cierpienia więźniom i „kreatywności” strażników. Każdy z 298 przesłuchanych świadków mówił o przemocy fizycznej wobec siebie. Więźniowie byli bici, podpalani, wystawiani na ekstremalne temperatury, podtapiani, rażeni prądem, gwałceni, wyrywano im paznokcie.
Reżimowi pozostają jeszcze leżące na wybrzeżu Latakia i Tartus. W drugim z tych miast swoją bazę morską ma rosyjska marynarka wojenna.
6 grudnia amerykański Institute for Study of War informował, że Rosjanie wciąż nie ewakuowali bazy. Ale jednocześnie podkreślał, że Rosjanie nie mają już zamiaru ratować Asada. A rosyjska ambasada w Syrii apelowała do Rosjan, by opuścili kraj.
Dziennikarka brytyjskiego „The Times”, powołując się na własne źródła w Tartus, napisała dziś w mediach społecznościowych, że Rosjanie ewakuują bazę. Potwierdzają to kolejne doniesienia.
Jeśli Homs zostanie w pełni zdobyte, to bardzo szybko wschód kraju i całe wybrzeże zostanie odcięte od reszty kraju.
Dziś po południu w Damaszku słychać było plotki, że Asad przemówi w telewizji do narodu. Nic takiego się nie stało. Możliwe, że uciekł już z kraju. Jeśli rzeczywiście był dziś w Damaszku i nie liczył na cud, to został mu już tylko jeden wybór. Zostać i zginąć lub uciec.
Przed Syrią trudne tygodnie. Ale niemal na pewno po raz pierwszy od ponad pięciu dekad bez rodziny al-Asad na czele.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze