0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Cynalewski / Agencja GazetaLukasz Cynalewski / ...

“Jeśli ktoś ma większe ambicje, to nie chce wracać do Konina, bo nie ma tutaj dla niego zbyt wielu możliwości rozwoju. Nawet więc jeśli chcą działać, to nie mają takie osoby jakichś punktów zaczepienia, żeby to zacząć. My też, wchodząc w aktywizm, potrzebowaliśmy kogoś, kto nas „poprowadzi za rączkę”. Jeśli nie ma takich osób, czy instytucji – właśnie na szczeblu lokalnym – to z aktywności obywatelskiej nici. To dlatego Konin zamienia się w miasto dla starszych osób”, mówi Anna Rutkowska ze stowarzyszenia “Młodzi Lokalsi”.

“Młodzi Lokalsi” to organizacja młodzieżowa z Konina, którą powołali do życia dawni działacze Młodzieżowego Strajku Klimatycznego i młodzieżówek partyjnych Lewicy. Jak sami piszą o sobie, ich “głównym celem jest uczynienie regionu konińskiego miejscem z perspektywami dla młodzieży”.

Jak próbują aktywizować osoby w swoim wieku na szczeblu lokalnym? Czy poczucie lokalności może być kojarzone z ich lewicowością? Dlaczego partycypacja lokalnych grup młodzieżowych jest tak ważna w procesie sprawiedliwej transformacji? Sprawdzamy i pytamy.

Krzysztof Katkowski, OKO.press.: Skąd pomysł na “Młodych Lokalsów”?

Anna Rutkowska, „Młodzi Lokalsi”: Pomysł pojawił się jakoś rok temu, podczas rozmowy z Piotrkiem w Restart Labie, czyli młodzieżowym fab labie - miejscu, gdzie można rozwijać swoje pasje, np. korzystając z sali technicznej z drukarkami 3D, sali muzycznej, ogrodu społecznego. To miejsce dla młodzieży, gdzie spotykają się osoby, które chcą coś robić. RestartLab się niestety zamyka, choć to było jedno z niewielu miejsc, gdzie można się w Koninie zająć promowaniem jakiejkolwiek aktywności obywatelskiej...

Piotr Czerniejewski, „Młodzi Lokalsi”: Rozmawialiśmy o tym, że jesteśmy wkurzeni, bo w Koninie nie ma tak naprawdę żadnej organizacji zrzeszającej młode osoby, które chcą się jakoś zaangażować w kwestie istotne na szczeblu lokalnym, czyli: w jakiejś akcje charytatywne, koncerty, nie wiem, nawet zwyczajne rozmowy przy ognisku.

A Młodzieżowa Rada Miasta? Piotrek, ty przecież sam w niej działałeś. Poza tym to, przynajmniej w założeniu, ma być organ, który będzie się takimi kwestiami zajmował.

PC: Do Młodzieżowej Rady Miasta trudno się dostać, więc to nie może być jedyna podstawa do aktywizowania osób w naszym wieku. Poza tym, póki co, nie udało jej się – również z powodu jej małych kompetencji – rozwiązać większości problemów, które stoją przed młodzieżą z Konina. Najważniejszym, moim zdaniem, jest to, że osoby w naszym wieku z Konina po prostu wyjeżdżają.

AR: I co istotne: nawet my teraz jesteśmy „wyjechani”. Ja na rok do USA, do pracy, a Piotrek – na studia do Poznania. To fajne, że chcemy wracać, chociaż myślę, że nieoczywiste. Jeśli ktoś ma większe ambicje, to nie będzie chciał wracać do Konina, bo nie ma tutaj dla niego zbyt wielu możliwości rozwoju. Nawet więc jeśli ktoś chce działać, to nie ma jakichś punktów zaczepienia, żeby zacząć. My też, wchodząc w aktywizm, potrzebowaliśmy kogoś, kto nas „poprowadzi za rączkę”. Jeśli brakuje takich osób czy instytucji – właśnie na szczeblu lokalnym – to z aktywności obywatelskiej nici. Dlatego Konin zamienia się w miasto dla starszych osób.

Przeczytaj także:

Mówisz, że wcześniej angażowaliście się w aktywizm. Gdzie?

PC: Zaczynałem, jak wspomniałeś, od Młodzieżowej Rady Miasta, gdzie działałem przez cztery lata. Wtedy wstąpiłem do Młodzieżowego Strajku Klimatycznego i angażowałem się w organizację „Fridays For Future”. To jest bardzo ważne, ale miałem poczucie, że to nie do końca „to”. Miałem wrażenie, że MSK skupia się na kwestiach bardziej ogólnych, a my, w Koninie, potrzebujemy zająć się większą liczbą tematów. Działam w „Młodej Lewicy”, ale nie łączę tego zupełnie z moimi działaniami aktywistycznymi.

AR: Ja zaczynałam swoją przygodę z aktywizmem właśnie od „Młodej Lewicy”, gdzie poznałam Piotrka. Podobało mi się tam, że nie zajmują się tylko polityką, ale też rzeczami bardziej dla ludzi – jak chociażby „sprzątanie świata”. Chciałam założyć stowarzyszenie, bo takie właśnie działanie mi się podobało, bo nie chciałam po prostu bawić się w politykę. Nie znam się na takich rzeczach jak ekonomia i nie planuję się zabierać za jakieś wielkie reformy.

Nie myślicie, że to trochę naiwne? Brzydzicie się polityką, a jednak to dzięki niej możemy wprowadzać jakiekolwiek zmiany na szerszą skalę, które również wpływają na politykę lokalną. MSK też próbowało iść hasłami „apolityczności”, a jakoś polityków Konfederacji to do nich nie przyciągnęło.

PC: Ale my po prostu nie uprawiamy żadnej polityki! Młodzi Lokalsi to dla mnie miejsce od robienia społecznych działań. Nie mamy żadnej wielkiej agendy, jak Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Organizujemy koncerty młodzieżowe, gry integracyjne, zbiórki w celach charytatywnych. Z przykładów mogę wymienić koncert z okazji dnia niepodległości pod hasłem Independence f***** day, gdzie wystąpili lokalni artyści, podobny koncert lokalnych artystów, ale w czerwcu tego roku, wiosenne porządki nad rzeką Wartą - sprzątanie brzegu, zbiórka słodyczy i zabawek dla dzieci z konińskich domów dziecka i pogotowia opiekuńczego, lekcje o klimacie w konińskich szkołach, konkurs śpiewu i tańca dla szkół średnich z powiatu, piknik młodzieży w parku 700-lecia, wolontariat w WOŚP, stanowiska edukacyjne na festynach ekologicznych, czy stanowisko podczas Tour de Konstytucja. A uwierz, że tego nie da się robić, działając w młodzieżówce partii politycznej.

Jako „Młodzi Lokalsi” jesteśmy apolityczni i dzięki temu każdy, kto jest w Koninie, może przyjść na wydarzenia, które organizujemy. Kiedy jednak organizuję coś jako członek młodzieżówki, to część ludzi to wyraźnie odrzuca, bo, na przykład, „nie lubią tej całej lewicy”.

AR: Mimo tego, że nie wiążemy się z żadną partią, to na pewno wyznajemy wartości, które mogą być kojarzone z pewną ideologią polityczną. Troska o klimat, tolerancja – to ideały naprawdę dla nas ważne, a kojarzone są w Polsce raczej z lewicą.

Czyli bliżsi jesteście jednak wartościom lewicy? Co to znaczy? Dla mnie to ostatnio słowo-wytrych. Lewicowy jest Woś, lewicowi są Okraskowie, lewicowi są Zieloni, Tusk, Kaczyński i Robert Biedroń.

AR: Dla mnie chodzi o to, że ja nie walczę o slogany, ale o politykę społeczną. Chce walczyć o miasto, żeby było przestrzenią dla ludzi. Serio, moi rodzice i ich wszyscy znajomi zostali w Koninie, tutaj uczyli się, dorastali, tutaj pracują. A moi znajomi? W większości już dawno wyjechali. Marzy mi się, żeby zbudować tą lewicowością taką przestrzeń, z której ludzie w moim wieku nie będą po prostu uciekać.

Konin to nie jest też żadna „strefa wolna od LGBT”, ale z pewnością brakuje tu jakiejś takiej... otwartości. Takiego poczucia, że ludzie tutaj czują się sobą, że mogą poczuć się luźno. Brakuje tu takiej nowoczesności, otwartości na pomysły młodzieży.

Ludzie nie chcą studiować w Koninie nie tylko ze względu na prestiż uczelni, ale również dlatego, że dla młodych dorosłych - studentów - nie ma rozrywki, której chcieliby doświadczyć w czasie wolnym. A przecież jedyna wyższa uczelnia w Koninie naprawdę nie jest taka zła, są tam na przykład języki obce na świetnym poziomie. Moja działalność w Młodej Lewicy, w której działałam przede wszystkim na szczeblu lokalnym, kojarzy mi się z czymś młodym, świeżym. Czymś, co będzie potrafiło odnowić nasze miasto, sprawić, że ludzie zauważą coś takiego, jak chociażby potencjał tej naszej uczelni czy miasta.

PC: Nie chciałbym, żebyś nas widział przez pryzmat jednej ideologii politycznej. To jasne, że będziemy za prawami osób LGBT+, bo takie osoby po prostu też aktywnie działają w naszym stowarzyszeniu. Jasne też, że będziemy proklimatyczni, jeśli organizujemy warsztaty dla młodzieży właśnie o kwestiach klimatycznych. Jest tu jednak ważna kwestia - w nasze działania włączamy wszystkie chętne osoby.

Nie bez powodu naszym logiem jest trzepak osiedlowy. My chcemy być właśnie takim trzepakiem, gdzie można się razem spotkać, zrobić coś fajnego, produktywnego.

I co takiego apolitycznego robicie? A poważniej: co robicie, żeby ten Konin był serio bardziej „dla ludzi”?

PC: Największym zorganizowanym przez nas wydarzeniem jest, póki co, konkurs śpiewu i tańca dla uczniów konińskich szkół ponadpodstawowych, który odbył się w maju. Na publiczności były setki osób, na scenie – lokalni artyści i artystki, którzy mieli okazję się pokazać. Organizowaliśmy też akcje sprzątania brzegu Warty. Wreszcie – pikniki integracyjne dla osób w naszym wieku.

AR: W listopadzie zeszłego roku zorganizowaliśmy też koncert, gdzie małe zespoły muzyczne miały okazję się pokazać. Miasto tutaj nie pomogło, bo pozwoliło grać na bulwarach, gdzie takich koncertów po prostu nie da się zorganizować... Zrobiliśmy naprawdę tani event w Starym Pałacu w Koninie, udostępnionym nam przez jego właściciela. To było super, bo przyszło wiele młodych osób. Ludzie byli w szoku, że w Koninie coś takiego się wydarzyło. Tak na serio, a nie tylko na uboczu, „na bulwarach”.

Widać jednak, że macie jakieś plany na przyszłość: co z nimi?

PC: Przede wszystkim pozyskać środki na działanie, bo pozwoli to nam robić dotychczasowe rzeczy, ale na znacznie większą skalę. Ja osobiście chce się skupić na warsztatach w szkołach i sprawiedliwej transformacji, bo problem wyjazdu młodzieży bierze się też z braku świadomości o możliwościach regionu i o tym, na czym polega transformacja. Marzą mi się warsztaty na temat kompetencji miękkich, doradztwo zawodowe i kontynuacja lekcji o klimacie. Oczywistym celem jest także zachęcenie nowych osób do działania, chciałbym, żebyśmy mieli przynajmniej jedną osobę w każdej szkole podstawowej i średniej, wtedy też zwiększymy zasięg naszych projektów.

AR: Tak jak Piotrek powiedział - musimy pozyskać więcej środków. Po powrocie do Polski chciałabym razem z naszym stowarzyszeniem zorganizować kolejne wydarzenie, ale bardziej w klimatach kulturalno-artystycznych. Ja jestem bardziej kreatywną i rozrywkową jednostką stowarzyszenia. Mam kilka fajnych pomysłów i wciąż przychodzą do mnie nowe. Na pewno zorganizujemy kolejny koncert undergroundowy, ponieważ był to strzał w dziesiątkę i widać po mieszkańcach Konina, że są spragnieni takich wydarzeń.

A jaką Polskę widzicie? Czy widzicie tylko Konin i jego interesy?

PC: Zauważamy, że polityka centralna bardzo wpływa na sytuację w naszym regionie. To przecież przez spór rządu z Komisją Europejską nie spływają do Polski środki z Funduszu Odbudowy, nie ma jeszcze środków z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Gdyby te środki były dostępne, można by naprawić te problemy, o których wspominaliśmy. Widzimy Polskę zdecentralizowaną, w której samorządy mają więcej pieniędzy na swoje potrzeby, bo one najlepiej wiedzą, na co najbardziej potrzeba środków. Inną kwestią jest też to, że nasze działania są też odpowiedzią nie tylko na brak inicjatywy ze strony samorządowców, ale też polskiego rządu. Robimy lekcje o klimacie, bo w centralnej podstawie programowej nie ma kompleksowej edukacji klimatycznej.

AR: Gdy zdecydowałam się założyć z Piotrkiem Stowarzyszenie Młodzi Lokalsi wiedziałam, że zależy mi na działalności, która skupi się na zmienianiu tylko naszego Konina. Polska jest dla mnie ważna i nie jest mi obojętne, co się w niej dzieje. Aktywistów i organizacji, które działają na rzecz całej Polski jest jednak wiele, dlatego nie myślę o podjęciu działań ogólnopolskich. Chociaż –tak jak już powiedział Piotrek – na przykład nasze lekcje o klimacie z czasem mogą zainspirować inne gminy do podjęcia podobnych kroków. Wierzę, że łatwiej jest wprowadzić zmiany lokalnie niż w skali całego kraju, od czegoś trzeba zacząć!

A spółdzielczość? To jest ostatnio coraz popularniejsza forma działań lokalnych, postulowana chociażby przez centrum technologii spółdzielczych CoopTech Hub.

PC: Współpracujemy z CoopTech Hub, który ostatnio przeprowadził dla nas warsztaty na temat spółdzielczości i potencjału rozwoju spółdzielni w Koninie. Pojawił się pomysł, aby taka spółdzielnia powstała w Koninie w celu wdrażania niektórych projektów transformacyjnych. Jeśli dojdzie to do skutku, chcielibyśmy być jej częścią.

Ktoś was wspiera, czy robicie wszystko na własną rękę, walcząc z całym światem?

AR: Początkowo, kiedy pierwszy raz organizowaliśmy koncerty zespołów z Konina, zrobiliśmy po prostu zrzutkę między sobą. Często pomagają nam też lokalne przedsiębiorstwa, jak drukarnia, która zgodziła się wydrukować plakaty i zaproszenia za darmo. Kiedy chcieliśmy zapłacić, usłyszeliśmy "po prostu to weźcie i bawcie się dobrze". Te drobne gesty pokazują, że mieszkańcy doceniają takie inicjatywy, cieszą się, że dzieje się coś ciekawego, coś nietypowego jak na Konin.

PC: Ale z kasą jest ciężko. I nie ma co ukrywać, że gdybyśmy mieli jej więcej, to moglibyśmy też robić znacznie więcej. Teraz dostajemy pomoc od miasta, współpracujemy z zaprzyjaźnioną fundacją – Instytutem Zielonej Przyszłości. Ale poza tym naprawdę jest kiepsko. Granty ciężko dostać, a my jeszcze nie umiemy ich dobrze pisać. Przez to nasze wnioski są zwykle odrzucane, a to demotywuje do składania kolejnych.

Czyli nie macie raczej zbyt dobrych relacji ze starszymi? Aniu, wspominałaś, że nie chcesz, żeby Konin był miastem „starszych osób”. Wasza nazwa, „Młodzi Lokalsi”, też już w pewien sposób antagonizuje.

AR: Przede wszystkim chcę zaznaczyć, że nie mówię tego obraźliwie – są to słowa mojej babci i rodziców. Poza tym jest też wiele osób starszych od nas, które działają; problem jest raczej z tym, że jest ich mało, a jak już są, to raczej ich nikt nie słucha.

Nie mam nic do starszych osób, po prostu stwierdzam, że młodzi, którzy mają energię i wolę działania, uciekają z Konina, kiedy tylko nadarzy się okazja.

Poza tym sam pewnie wiesz, że jeśli starsi organizują potańcówki „dla młodzieży”, to nikt na to raczej nie przyjdzie.

PC: Jeśli w Koninie są jakieś eventy, to takie z „kultury wysokiej”. Serio, nikt z młodych nie będzie chodzić do teatru, fajniejsze są koncerty.

W Koninie frekwencja w ostatniej turze wyborów prezydenckich sięgała blisko siedemdziesięciu procent. To nie jest tak, że mieszkańcy są kompletnie bierni.

PC: Są aktywni w wyborach, ale to się niestety nie przekłada na na aktywność w kwestiach społecznych. Dlatego tak rozdzielamy, również w stowarzyszeniu, działalność polityczną i społeczną. My zajmujemy się tym drugim.

A nie czujecie się trochę osamotnieni w tej walce o wasze miasto? Konin, niestety, podzielił los takich miast jak Radom, Koszalin czy Częstochowa: dawniej były to miasta wojewódzkie, o większym znaczeniu w polityce krajowej, a co za tym idzie – bardziej dofinansowywane. Teraz obserwujemy raczej proces degradacji nie tylko tych miast, ale i całej sieci transportowej i gospodarczej wokół nich.

PC: Liczymy, że zmieni się to w wyniku sprawiedliwej transformacji. Na nią zresztą nastawiony jest również nasz aktywizm. Staramy się podkreślać rolę młodzieży w tym procesie. Młodzi wyjeżdżają, bo widzą, że cały przemysł energetyczno-wydobywczy się zamyka i jest coraz mniej miejsc pracy; to dlatego często bardziej opłaca się pojechać do Warszawy czy Poznania i tam pracować w jakimś korpo. Dlatego też, szczerze, jestem trochę wściekły, że tyle musimy robić za polityków.

Jesteście wściekli na władzę centralną, czy lokalną? Czy na wszystkich po równo?

PC: Na wszystkie poziomy. Władze lokalne nie zawsze słuchają - niestety - organizacji pozarządowych, których i tak jest mało. Ja mam w ogóle mieszany stosunek. Z jednej strony jestem wkurzony, a z drugiej szczęśliwy, że mogę wziąć sprawy w swoje ręce i robić rzeczy lepiej od dorosłych.

AR: Ja to właśnie lubię w aktywizmie, że poświęcam czas dla innych, że mogę dołożyć własną cegiełkę do świata. Dlatego aktywizm dla mnie to nie tylko wściekłość.

A nie czujecie się przeciążeni? Że to wy musicie zbawić Konin? To musi być cholernie obciążające.

PC: Tak, jest presja. Bo jeśli coś wychodzi, to widzę, że ludzie chcą więcej. Ale my też nie mamy zawsze na wszystko siły, robimy to jeszcze po godzinach, po pracy. A to bardzo wypala.

AR: Ja teraz i tak działam na odległość, stąd też trudno mi się odnieść do twoich pytań. Pamiętam z czasów, gdy mieszkałam jeszcze w Koninie, że aktywizm mnie bardzo wykańczał.

Jesteście „młodzi”, ale też „lokalsi”. Czym dla was jest lokalność?

AR: Dla mnie bycie koninianką to duma z tego, że ktoś kojarzy, gdzie w ogóle jest Konin.

Lokalność to dla mnie poczucie społeczności, poczucie tego, że jestem „skądś”.

To także poczucie, że jeśli wyjadę na studia i coś nie wypali, będę mogła wrócić do swojego Konina. Nie ma drugiego takiego miejsca. Niestety, Konin stał się taką trochę "poczekalnią dla młodych", aby dorosnąć i wyjechać.

Historia też jest dla nas ważna, ale raczej jako potencjał turystyczny, okazja dla rozwoju naszego regionu. Mamy chociażby bardzo bogatą historię społeczności żydowskiej sprzed wojny.

PC: To, co robimy, jest dla lokalnej społeczności. MSK walczy o cele globalne, co też jest bardzo ważne, ale umyka wtedy troska o swoje „małe ojczyzny”. Jeżeli jest jakaś kwestia globalna, jak problem kryzysu klimatycznego, to na lekcjach w szkołach zawsze staramy się ją „ulokalnić", odnosząc się do przykładów z naszego otoczenia.

Dużo mówiliście o zielonej transformacji na poziomie lokalnym. Jakbyście ją widzieli na poziomie Konina?

PC: Jako stowarzyszenie staramy się mówić o potrzebach młodzieży. Sprawiedliwa transformacja to proces, który ma całkowicie odmienić każdy z regionów. Nowe źródła energii to również nowe miejsca pracy. Konieczne jest więc uwzględnienie perspektywy młodych, bo to my będziemy te nowe zakłady pracy tworzyć i usprawniać. Transformacja to nie tylko węgiel, ale też pobudzenie lokalnej gospodarki. A kto się tym zajmie, jeśli nie właśnie „młodzi lokalsi”?

Udostępnij:

Krzysztof Katkowski

publicysta, socjolog, student Kolegium MISH UW i barcelońskiego UPF. Współpracuje z OKO.press, Kulturą Liberalną i Dziennikiem Gazeta Prawna. Jego teksty ukazywały się też między innymi w Gazecie Wyborczej, Jacobinie, Guardianie, Brecha, El Salto czy CTXT.es. Współpracownik Centrum Studiów Figuracyjnych UW.

Komentarze