"Reformy ministra Czarnka to kolejna odsłona tego samego. Historia w szkołach stała się kolejnym narzędziem w rękach polityków do szerzenia swojej wizji świata" - mówi Jacek Staniszewski, nauczyciel historii
Od 1 września 2022 roku w szkołach ponadpodstawowych wiedzę o społeczeństwie zastąpi nowy przedmiot: "Historia i teraźniejszość", obowiązkowy dla uczniów w klasie I i II. Jak twierdzi minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, celem zmian jest "odzyskanie pokolenia nieświadomych młodych Polaków".
"Treści przedmiotu historia i teraźniejszość będą obejmowały zagadnienia z obecnej podstawy programowej przedmiotu wiedza o społeczeństwie w zakresie podstawowym oraz zagadnienia z historii najnowszej – dzieje powojenne od 1945 r. do 2015 r., Polska i świat" - informuje MEN.
Na liście ekspertów Czarnka, którzy mają przygotować podstawę programową przedmiotu, są ultraprawicowi historycy i komentatorzy prorządowych mediów, straszący ideologią LGBT i neomarksizmem, tacy jak Mieczysław Ryba - stały ekspert mediów o. Rydzyka, pracownik KUL, wiceprzewodniczący sejmiku lubelskiego z ramienia PiS, czy dr Małgorzata Żaryn, historyczka, prywatnie żona b. senatora PiS Jana Żaryna, która w październiku 2021 r. podpisała list otwarty w obronie Roberta Bąkiewicza.
"Zadaniem [edukacji historycznej] jest przede wszystkim wyposażanie uczniów w umiejętności kluczowe z punktu widzenia sprawnego funkcjonowania w świecie współczesnym, takie jak analizowanie, wnioskowanie i samodzielne ocenianie wydarzeń" - deklaruje MEN. Wiele jednak wskazuje, że "Historia i teraźniejszość" będzie miała z tym niewiele wspólnego.
"Każdy normalny kraj i każdy normalny naród chwali się swoimi przodkami i ich osiągnięciami, i to musimy robić. Mamy ostatecznie skończyć z pedagogiką wstydu, a postawić wprost i ostatecznie na pedagogikę dumy.
Jesteśmy ewenementem krajem, jednym z niewielu, który postawił na pedagogikę wstydu i to przez 20 lat, pod dyktando jednej gazety z Czerskiej" - mówił już w maju 2021 Czarnek, powtarzając obsesję PiS i jej prezesa związaną z "Gazetą Wyborczą". Jak już pisało OKO.press w nowej odsłonie historii:
Takie podejście nie jest fanaberią ministra znanego z radykalnych ultrakatolickich i nacjonalistycznych poglądów. Zostało opisane w programie wyborczym PiS, który stawia sprawę jasno: celem edukacji jest uformowanie "postaw patriotycznych", których ważnym elementem jest uznanie roli Kościoła katolickiego, który zarówno jako instytucja, jak i źródło społecznej etyki ma być ściśle spleciony z państwem:
"Pojawiło się w Europie dążenie, aby zastąpić narody wielokulturowym społeczeństwem; integrację europejską pojmuje się błędnie jako budowę nowej europejskiej tożsamości, która miałaby zastąpić tożsamości narodowe. Odrzucamy taki sposób myślenia (...). Można być Polakiem nie będąc katolikiem, ani osobą wierzącą, nie sposób jednak uznać, że polskość może istnieć bez tego dziedzictwa, jakie wniósł Kościół katolicki.
Nauka Kościoła katolickiego, polska tradycja i polski patriotyzm silnie się ze sobą połączyły budując tożsamość polityczną narodu".
I wreszcie cytat, który niezmiennie pojawia się w kolejnych programach PiS: "Kościół katolicki jest depozytariuszem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm".
W "Polskim ładzie" elementów ideologicznych jest mniej, a część edukacyjna została napisana na zasadzie kilkudziesięciu uwag od sasa do lasa, w tym m.in.:
Niezależne środowiska edukacyjne protestując przeciwko Lex Czarnek i ideologizacji edukacji, jednocześnie prowadzą prace programowe nad naprawą tego, czego i jak ma uczyć szkoła.
Sieć Organizacji Społecznych - SOS dla edukacji - przygotowała kilkanaście opracowań, m.in. propozycje innego niż do tej pory nauczania historii. Ich autorką jest Anna Dzieżgowska z Monitora Edukacji, konsultowali nauczyciele Babka od Histy (Agnieszka Jankowiak-Maik) oraz Kamil Paździor.
"Świat się zmienia, a historia w szkole powinna umożliwiać uczenie się o różnorodności i zmienności funkcjonowania ludzi. Potrzebujemy innego punktu ciężkości:
To nie znaczy, że należy zwiększyć i tak ogromną liczbę informacji. "Postulujemy też mniej faktów, a więcej problemów i pytań badawczych oraz pracy uczniów i uczennic z różnego rodzaju źródłami. Chcemy pokazywać, że historia jest żywym i ciągłym badaniem fragmentarycznych i niekompletnych głosów dobiegających z przeszłości. Podstawa programowa powinna stać się szerokim zbiorem problemów, pytań badawczych, wskazówek i możliwych ścieżek do wyboru oraz umiejętności i postaw, a nie – zestawem dat i nazwisk do wkucia".
Sieć działa na rzecz dobrej i przyjaznej szkoły dla wszystkich uczniów i uczennic, publikuje rozwiązania i wskazówki dla rozwoju edukacji. Jest też jedną z inicjatorek kampanii "Wolna Szkoła" ogłoszonej 26 sierpnia 2021 roku jako sprzeciw wobec zapowiadanych nowelizacji ustawy oświatowej i prawa karnego, czyli Lex Czarnek i Lex Wójcik. Symbolem kampanii jest czerwona ekierka.
"Polska potrzebuje szkoły, która jest blisko potrzeb uczennic i uczniów, rozumie oczekiwania rodziców oraz dba o kompetencje i satysfakcję z pracy nauczycieli. Szkoły samorządowej, zakorzenionej w lokalnej społeczności i elastycznie adaptującej się do nowych wyzwań i możliwości, a nie centralnie sterowanej i kontrolowanej" - pisała jedna z inicjatorek kampanii, Alicja Pacewicz.
Opublikowaliśmy w OKO.press wiele tekstów o Lex Czarnek i akcji "Wolna Szkoła" (tutaj ich wybór).
O nowym przedmiocie "Historia i teraźniejszość", wprowadzanym przez ministra Czarnka, potrzebnych zmianach w nauczaniu historii oraz ich znaczeniu dla wychowywania społeczeństwa obywatelskiego rozmawiamy z nauczycielem Jackiem Staniszewskim.
Anna Mikulska, OKO.press: Byłam kiepska z historii, bo zraziło mnie uczenie się na pamięć dziesiątek dat i nie widziałam w tym większego sensu. Dziś jest lepiej?
Jacek Staniszewski, nauczyciel historii*: Nie. Większość uczniów i uczennic traktuje historię jako przedmiot pamięciowy, muszą perfekcyjnie odtworzyć to, co zostało im przekazane. To przestarzały, konserwatywny model nauczania historii, który nadal u nas obowiązuje. Nie chodzi o to, że nauczyciele i nauczycielki nie potrafią uczyć inaczej, ale wszyscy przyzwyczailiśmy się do myśli, że dobry uczeń czy uczennica to taka, która potrafi z pamięci wyrecytować daty i fakty. Błędne myślenie. Historię jako przedmiot w szkole należy całkowicie przedefiniować.
Historia to osiem lub dziewięć lat nauki, dobre pół tysiąca lekcji. Co pan proponuje zrobić z tym ogromem czasu?
Ten przedmiot powinien nam służyć do czegoś zupełnie innego niż do tej pory, a zwłaszcza tego, co teraz, gdy rząd postanowił włożyć młodym do głowy jedynie słuszną narrację historyczną. Za każdym razem ktoś, kto pisze podstawę programową, przyjmuje własną teorię, która opowiada fakty, zdarzenia i postaci. Później oczekuje od nas, że będziemy uczyli np. o Lechu Wałęsie w taki a nie inny sposób, obecna władza chciałaby, żeby nie za dużo i z podkreśleniem roli "Bolka"...
Jestem przekonany, że historii trzeba wreszcie zacząć uczyć inaczej, choć nie stanie się to pewnie prędzej niż za jakieś 30 lat.
Trwają prace nad przedmiotem forsowanym przez ministra Czarnka o nazwie "Historia i teraźniejszość", który ma zostać wprowadzony do szkół w 2022 roku.
Nie, to już już w ogóle nie jest nauka historii, ale propaganda. Uczenie się od A do Z, wkuwanie zdarzeń i biografii wielkich - według władz - postaci tych czasów po to, byśmy nosili w sobie dumę z jednych i pogardę dla innych. Nie takich zmian potrzebujemy.
Chociaż z drugiej strony minister Czarnek skradł mi pomysł, wyskakując z propozycją nowego przedmiotu. Ja też chciałbym - tak jak robią to nauczyciele przedmiotów przyrodniczych - tłumaczyć na lekcji historii procesy, które kształtują nasz świat. Przyjrzeć się teraźniejszości i wyjaśnić uczniom i uczennicom, dlaczego jest jak jest. Pomyślmy na przykład o kwestii migracji, podziałów w społeczeństwie czy zmian klimatu - powinniśmy tłumaczyć, skąd te problemy się wzięły, dlaczego je dostrzegamy, a kiedyś nie zwracano na nie uwagi albo nie były problemami na tak dużą skalę. Niestety, taka zmiana w nauczaniu historii nie wydarzy się tylko dlatego, że garstka nauczycieli i nauczycielek ma marzenie o prawdziwej edukacji. Potrzeba czasu i woli rządzących.
Tymczasem reformy ministra Czarnka to odsłona tego samego. Historia w ramach WOS ma być kolejnym narzędziem w rękach polityków do szerzenia swojej wizji świata. Nie ma żadnych nowych pomysłów, żadnej chęci, by uczniowie zaczęli w końcu lubić nasz przedmiot.
Tylko czy w ogóle jest możliwe nauczanie historii współczesnej bez uwikłania w politykę?
Oczywiście, że nie, ale to trzeba naszym uczniom i uczennicom szczerze powiedzieć. Zamiast takiej czy innej manipulacji chciałbym ich uczyć historii nie w sensie "do odtworzenia według przyjętej z góry narracji" tylko właśnie pokazać im, jak my dzisiaj odtwarzamy przeszłość i jakich narzędzi używamy do tego, żeby opisać wydarzenia z przeszłości. Co decyduje o tym, że pewne wydarzenia mają konkretny wydźwięk? W jaki sposób tworzy się pojęcie bohatera albo zdrajcy? Czy o zdrajcy można opowiadać w inny sposób? Dlaczego spieramy się o Żołnierzy Wyklętych? Trzeba pokazać, skąd biorą się różnice zdań na takie tematy, ale żeby to pojąć, trzeba się też czegoś o samym wydarzeniu dowiedzieć. Tymczasem dziś uczniowie i uczennice uczą się już gotowych interpretacji, ale nie tego, jak je dostrzegać, weryfikować czy tworzyć własne. Mówiąc prościej - chciałbym uczyć krytycznego myślenia. I tego, że nie ma jednej jedynej perspektywy.
Jak tego uczyć?
Mamy chociażby klasyczny przykład Zjazdu Gnieźnieńskiego w tysięcznym roku, kiedy zestawia się kronikę Galla Anonima i niemieckiego Thietmara, by pokazać jak różnie można opisywać i interpretować to samo zdarzenie. Musimy jednak wiedzieć, że wieloperspektywiczność wcale nie oznacza, że mamy wysłuchać tylko dwóch stron. Możemy pokazywać uczniom i uczennicom, że wydarzenie, o którym się uczymy i które wydaje nam się ogromnie ważne, z perspektywy żyjących w tamtych czasach ludzi wcale nie musiało mieć dużego znaczenia. I co więcej, że mogło być odbierane inaczej.
Nie tak dawno obchodziliśmy Święto Niepodległości. Przypominam, że Józef Piłsudski przyjechał do Warszawy 10 listopada 1918 roku, ówczesne gazety pisały, że w mieście odbyła się manifestacja z hasłami "nie chcemy Polski", "precz z Polską". Mówię o tym na lekcjach, żeby pokazać, że nie wszyscy marzyli wtedy o tym, żeby Polska powstała i była zjednoczona. Chciałbym, żeby młodzież zrozumiała, że świat nie jest oczywisty, że nie możemy mówić o "wszystkich Polakach", rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i niejednoznaczna.
Potrzebujemy więcej czasu, żeby uczyć szerszej perspektywy i swobody, by nie realizować ślepo podstawy programowej.
Z tego, co pan mówi, wynika, że w historii w obecnym kształcie brakuje człowieka. Zamiast tego mamy suche fakty i brak empatii czy zrozumienia.
Oczywiście. Historie z lekcji języka polskiego są bardziej ludzkie, choć zmyślone, niż te z mojego przedmiotu, choć dotyczą prawdziwych osób i zdarzeń. I tutaj dotykamy kwestii grup w historii pomijanych, jak choćby kobiety…
Niedawno wyszła kolejna część książki “Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”, gdzie pojawiają się herstorie wielkich kobiet, o których na lekcjach słyszeliśmy mało albo wcale.
Mam pretensje do tego, że podstawa jest przepełniona wojnami i bitwami, ale w tym wszystkim tracimy kawał historii, która dotyczy właśnie kobiet, ale też w ogóle prawdziwego życia codziennego.
W Ameryce istnieje subdyscyplina, która nazywa się etnohistorią. Naukowcy i naukowczynie badają przeszłość kultur prekolumbijskich, czyli ogólnie tych, o których kiedyś się uważało, że historii nie mają. Przypomniał mi się cytat, że historia jest opowieścią o tym, co garstka uprzywilejowanych ludzi robiła, gdy reszta pracowała w polu, by ich wyżywić.
Bardzo wiele o życiu, na przykład, w XIX wieku, można opowiedzieć przez pryzmat historii dziewczynek, które o 4 nad ranem musiały pracować przy ostrygach, umęczone, w łachmanach. Tylko tak blisko się zazwyczaj nie przyglądamy, bo są ci wielcy, królowie, dowódcy, myśliciele, rewolucjoniści - o których się trzeba uczyć. Ta wybiórczość jest widoczna też w systemie nauczania “wyspami”. Najpierw była wyspa Mezopotamia, potem Egipt, potem Grecja, Rzym i nagle wskakujemy na wyspę Polska - super, jesteśmy u siebie. I nikomu nie przychodzi do głowy, żeby zajrzeć choćby do historii słowiańszczyzny.
Tylko to wszystko, co dziś pomijamy, będzie można opowiedzieć w momencie, gdy nauczyciel czy nauczycielka będzie miała świadomość, że się da. Wiem z doświadczenia, że większość z nas jest przekonana, że w pierwszej kolejności muszą przerobić podręcznik i zrealizować program rozdział po rozdziale. Bo dyrektor, bo nadzór, bo przygotowanie do egzaminu, bo w dzienniku musi się zgadzać.
Dużo zależy też od podejścia rodziców, którzy są przekonani, że ich dzieci trzeba uczyć tak, jak ich uczono, nawet jeśli podobnie jak w pani przypadku, historia źle im się kojarzy. Nieraz słyszałem pretensje od rodziców moich uczniów i uczennic, że ich dziecko nie wkuwa dat na pamięć, więc czego ja ich w ogóle nauczam. A argument, że chcę nauczać inaczej, wywołuje sprzeciw.
Historia jako przedmiot ma ogromny potencjał wychowywania społeczeństwa obywatelskiego, jednak w obecnym kształcie mamy do czynienia z wytwarzaniem dziwnie rozumianej "tożsamości narodowej". Przeczytałem kiedyś zdanie, że jeśli ktoś wychodzi z lekcji historii dumny i wzruszony, to tak naprawdę nie był na lekcji, tylko na praniu mózgów.
Historia nie jest od tego, żeby kogoś wzruszać, ma merytorycznie i krytycznie analizować zdarzenia z przeszłości i odnosić je do naszych czasów. Mądrze prowadzone lekcje historii mogą jak najbardziej służyć do tworzenia świadomego i myślącego społeczeństwa, bo uczymy się przecież o wszystkich totalitaryzmach i ich mechanizmach, o powstawaniu demokracji i jej działaniu. To są rozmowy o historii, ale też o teraźniejszości i przyszłości. Powinniśmy mieć tego świadomość i brać za to odpowiedzialność.
*historyk, dyrektor Akademii Dobrej Edukacji w Warszawie i tutor w Szkole Edukacji. Współtwórca popularnego podcastu EduGadki, w ramach którego z Marcinem Zarodem przeprowadził blisko 100 rozmów.
Jak zaangażować się w walkę o wolną szkołę? Na stronie kampanii dostępne są wzory naklejek oraz symbol kampanii do przypięcia na ubranie. Można też dodać zdjęcie w tle na Facebooku i, oczywiście, dać znać o akcji bliskim i znajomym. Organizatorzy i organizatorki zachęcają do podpisywania petycji do premiera, posłów i posłanek oraz wysyłania maili do posłów i posłanek z naszego okręgu, żeby nie zgadzali się na planowane przez rząd zmiany. Wreszcie - możemy informować o zagrożeniach dla edukacji innych rodziców.
Wszystkie linki do wzorów naklejek, formularzy i ulotek dostępne są na stronie kampanii.
Edukacja
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji i Nauki
czerwona ekierka
historia
historia i teraźniejszosć
Lex Czarnek
nauka
szkoła
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Komentarze