Przyznajemy, OKO.press ma problem. Pisząc o majowych wyborach prezydenckich, mamy wrażenie, że analizujemy doniesienia na temat potwora z Loch Ness, bo pomysł, by głosować podczas epidemii wirusa zakażającego tysiące osób w całej Polsce jest równie fantastyczny i niedorzeczny, jak mityczny stwór ze Szkocji.
Oto miara absurdu. Jak obliczyliśmy, w wyborczą niedzielę dojdzie co najmniej do 43 mln kontaktów społecznych, a w rzeczywistości stanu epidemii oznacza to kilkadziesiąt milionów okazji do zakażenia. Co gorsza, głównym oddziałem szturmowym koronawirusa będą członkowie komisji wyborczych. A gdyby głosowanie miało się odbywać przy zastosowaniu rygorystycznych środków bezpieczeństwa, to – abstrahując od pytania, czy to w ogóle możliwe – musiałoby trwać dwa dni:
Ale jest jedna osoba w państwie, która w potwora święcie wierzy i chce Polaków gęsiego skierować wprost do jego paszczy. To prezes PiS Jarosław Kaczyński, który przełożenia wyborów nie bierze pod uwagę.
A jeśli Kaczyński czegoś chce, to w państwie rządzonym przez Prawo i Sprawiedliwość oznacza, że tak się stanie. Dlatego o wyborach pisać trzeba: dziś wydają się niedorzecznym snem, jutro będą rzeczywistością.
Tym bardziej że obóz władzy jest do nich coraz lepiej przygotowany. W środę 25 marca 2020 dowiedzieliśmy się od Jarosława Gowina, jaki najprawdopodobniej będzie przekaz Andrzeja Dudy w ostatnich tygodniach kampanii.
Marzenie o totalnej stabilizacji
Gowin był gościem Piotra Kraśki w poranku radia TOK FM. Pytany o majowe wybory, stwierdził:
Byłoby dobrze, żebyśmy mieli te wybory za sobą, żeby rządzący i politycy mogli skupić się tylko na ratowaniu osób dotkniętych epidemią i polskiej gospodarki. A jeśli przełożymy wybory, będziemy tkwić w tym zaklętym chocholim tańcu
fałsz. Spór w demokracji to norma i rzecz nieodzowna, a nie chocholi taniec. System, w którym nie ma sporu z władzą, to autorytaryzm
Sens słów Gowina jest następujący: wybory należy przeprowadzić 10 maja, by przeciąć spór polityczny, a więc wybrać Andrzeja Dudę, żeby zagwarantować na kolejne lata jedność narodu, partii i władzy. Ma zapanować totalna stabilizacja, która w magiczny sposób rzekomo pomoże Polsce uporać się z koronawirusem i nieuchronnym kryzysem gospodarczym.
Wypowiedź Gowina pokazuje, na jakiej nucie będzie grał Andrzej Duda (uprawdopodobnia to fakt, że rzecznikiem sztabu prezydenta i jego spindoktorem jest Adam Bielan, wiceprzewodniczący Porozumienia, partii Gowina). Ta opowieść może spodobać się wielu Polakom przestraszonym rozmiarami epidemii, ale nie zmienia to faktu, że to narracja fałszywa i groźna. Na kilku poziomach.
Po pierwsze, nie ma demokracji bez sporu
Stwierdzenie, że wybory powinny kończyć spór polityczny, to zdanie w systemie demokratycznym fałszywe, pochodzące raczej z logiki autokracji elekcyjnej na wzór Rosji Władimira Putina. System demokracji liberalnej zakłada istnienie wielu poglądów i możliwość ich artykułowania w debacie politycznej.
A rozmowa i wymiana poglądów mają – rzecz jasna w stanie idealnym – prowadzić do wypracowania możliwie najlepszego rozwiązania.
Innymi słowy, demokracja to nie wojna, w której pokonany podpisuje akt kapitulacji. Taki czy inny wynik wyborów nie przesądza, kto ma rację: przegrana w głosowaniu nie oznacza przymusu zgadzania się z wygranym.
Jeśli strategia „Totalnej stabilizacji” miałaby stanowić tylko motyw przewodni koronawirusowej kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, można by machnąć ręką: politycy wymyślają różne opowieści, by zabiegać o poparcie, jedne mądrzejsze, inne głupsze.
Można by również zbyć wzruszeniem ramion nadaktywność prezydenta Dudy, który udaje sprawczość i w kolejnych, mnożonych bez umiaru wystąpieniach, a to ściąga maseczki z Chin, a to znosi ZUS dla przedsiębiorców.
Ale praktyka niemal pięciu lat sprawowania władzy przez obóz Prawa i Sprawiedliwości wskazuje, że lekceważone na początku slogany mogą zmienić się w rzeczywistość.
Jeśli wybory naprawdę miałyby w zamyśle PiS zakończyć spór polityczny w zagrożonej epidemią Polsce, po 10 maja oznaczać to może:
- ograniczenie praw politycznych, w tym praw opozycji, by utrudnić kwestionowanie działań władzy wybranej – jak chce Gowin – żeby ratować Polskę z kataklizmu wywołanego epidemią;
- ograniczenie praw partnerów społecznych: związków zawodowych i związków pracodawców. Władza może się powołać na rzekomy mandat uzyskany do radzenia sobie ze stanem klęski, by wprowadzać bez konsultacji i debaty radykalne rozwiązania: np. ograniczyć role związków zawodowych, albo z drugiej strony – prawo własności;
- frontalny atak na osłabione kryzysem media, wiadomo bowiem, że bez mediów prowadzenie sporu we współczesnej demokracji jest praktycznie niemożliwe. Gdy je zakneblować, potępiany przez Gowina „chocholi taniec” (czyli sytuacja, w której ktoś ma inne zdanie niż PiS) zakończy się bardzo szybko.
Po drugie, PiS chce demokracji stanu wyjątkowego
Na złe intencje obozu władzy może również wskazywać praktyka ostatnich tygodni. O tym, że w sytuacji rozprzestrzeniającej się epidemii niemożliwy jest spór polityczny, opozycja mówi zgodnie od kilkunastu dni, domagając się wprowadzenia stanu klęski żywiołowej i przełożenia wyborów prezydenckich.
Politycy i polityczki opozycji argumentują – jak się wydaje, słusznie – że w obecnym stanie rzeczy aparat państwa powinien skupić się na walce z epidemią, a partie nie powinny tracić czasu na kampanię wyborczą swoich kandydatów (swoją drogą obecnie z wyjątkiem Dudy czysto teoretyczną), tylko skoncentrować się na proponowaniu rządowi rozwiązań, które pomogą Polakom przetrwać trudny czas.
W skrócie wygląda to następująco. Opozycja mówi: żyjemy w czasie nadzwyczajnym, dlatego zawieśmy spór, by powrócić do niego, gdy sytuacja będzie choć trochę opanowana.
Natomiast władza ustami ministra Gowina mówi tak: trzeba prowadzić spór w czasie nadzwyczajnym po to, by w sytuacji „nowej normalności” (jak to ujął premier Mateusz Morawiecki) już żadnego sporu nie było.
Wiele wskazuje na złe intencje władzy
W tym miejscu warto zadać pytanie, które dzień po dniu zadajemy sobie sami, gdy piszemy o wyborach prezydenckich: czy OKO.press jest obsesyjnie podejrzliwe wobec Prawa i Sprawiedliwości?
Odpowiedź wciąż się nie zmienia: niestety nie.
Wicepremier Gowin mówił w TOK FM, że decyzja o wyborach zapadnie po Wielkanocy, czyli poznamy ją w pierwszej połowie kwietnia.
Tymczasem najbardziej optymistyczny scenariusz zakłada, że 13 kwietnia będziemy mieli 3,9 tys. zakażonych. Trochę gorszy, ale również nie katastroficzny, mówi, że w przypadku podwajania liczby zakażonych co cztery dni, na miesiąc przed wyborami prezydenckimi będzie ich ok. 24 tys.
To wszystko wiadomo już dziś, wszystkie dane są na stole: podczas głosowania w Polsce będą tysiące zakażonych.
Jeśli PiS mimo to upiera się przy wyborach w sytuacji tak dalece odbiegającej od normalności, to znaczy, że chce je przeprowadzić. A jeśli chce, to znaczy, że nie ma czystych intencji.
Zarowno Kaczynski, jak i PiS NIGDY nie mial czystych intencji.
Kaczyński wypowiadał się ostatnio (nie pamiętam dla jakich mediów, sorry) i przekaz był taki "Władzy zdobytej nie oddamy" dlatego rząd i prezydent muszą być z tej samej partii.
Ciekawe, jak Zgromadzenie Narodowe miałoby odebrać przysięgę od Prezydenta po wyborach. Skoro Sejm nie jest w stanie się zebrać, to ma zdalnie odebrać ślubowanie?
Wybory w takim czasie, to jak Olimpiada organizowana w czasie wojny
To by było dopiero w sierpniu, (miejmy nadzieję) już po wszystkim. Za wyborami w maju nie jestem dla jasności, ale irytuje mnie także co PO wyrabia w tej chwili upierając się właśnie przy fizycznych obradach Sejmu jutro! Żaden argument do mnie tu akurat nie trafia, sorry. Byle na przekór władzy i tyle. Przykro to stwierdzać bo nie tego dziś potrzebujemy. Już słyszę wrzask jaki by podnieśli, ze się naraża posłów gdyby to PIS forsował obrady w normalnym formacie.
Wybory prezydenckie 10 maja to plucie ludziom w twarz.
Lech Kaczyński, przez swą arogancję, brak wyobraźni i otaczanie sie potakiwaczami doprowadził do śmierci prawie 100 osób w Smoleńsku.
Teraz, liczba trupów może być większa – tylko po to by obsłużyć arogancję, brak wyobraźni i otoczenie przydupasów jego brata.
Tych dwóch braci to nie tylko nieszczęście dla rozwoju kraju, to też konkretne trupy.
Mam dziwne skojarzenia z pożarem Reichstagu i zjednoczeniem urzędu prezydenta i kanclerza.
Ta wypowiedź J. Gowina to nic innego jak jawne odkrycie celu strategicznego nakreślonego ostatnio publicznie przez J. Kaczyńskiego – utrzymanie kontroli nad obecnie utrzymywanymi przez partię instytucjami państwa i dalsze działania w celu pełnego zapewnienia rządów autorytarnych. Jeśli ktokolwiek myśli po ostatnich wypowiedziach publicznych prezesa, że jakiekolwiek decyzje strategiczne podejmuje rząd, prezydent czy nawet sejm itp., to jest w głębokim błędzie. Te instytucje bezrefleksyjnie wdrażają strategiczne decyzje podejmowane przez prezesa partii. Trzeba było tylko 30 lat, aby stare wróciło?
Mam nadzieję, że w miarę słabnięcia epidemi wyborcy zaczną rozumieć, że parcie do utrzymania terminu to pomysł zbrodniczy. Ocenią władzę PiS jako bezpośrednich wrogów obywateli i państwa. Twórców oligarchii, czerpiących ogromne zyski z tkwienia przy korycie. Sprawców podziału społeczeństwa, decydujących o przynależności do I lub II sortu. Mam nadzieę, że opozycja wreszcie się obudzi i rozpocznie postepowanie sądowe przeciw rządowym i partyjnym szubrawcom, nawołujacym do utrzymania majowego terminu. Bez względu na to, kiedy wybory się odbędą.
Z przydługiego wywodu socjo-politycznego wynika, że PiS dąży do wyborów, aby po ustąpieniu epidemi "skupić się na ratowaniu osób… i… gospodarki". Skoro "po epidemi" to przed czym ma ratować? Czyżby miał na myśli reformy niszczonej od lat służby zdrowia. Już to przećwiczył na edukacji. Ratować gospodarkę…przed czym? Pewnie przed sabotazystami z UE lub Niemiec. Przed inwestorami zagranicznymi, którzy uciekli z Polski? A może przed balwanstwem przepisów spłodzonych w ostatnich latach, rozpasaniem i bezkarnością biurokracji, prywatą zw zawodowych i ignorancja członków rządu?.
To pięknie, że OKO działa, ale widzę tu zbyt wiele publicystyki. Może coś konkretnego o gospodarce, nauce itd. Resort po resorcie. Powodzenia!.