0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

O tym, że transport autobusowy – szczególnie lokalny - w Polsce się zwija, wiemy chyba wszyscy. Ale zupełnie czym innym są anegdoty i prywatne rozmowy, czym innym twarde dane, które obrazują zjawisko.

Senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza w trybie dostępu do informacji publicznej poprosił Główny Urząd Statystyczny o dane o długości krajowych linii komunikacji autobusowej w latach 2016-2020. Udostępnił wyniki na Twitterze. Spójrzmy najpierw na liczby:

  • 2016 – 710,4 tys. km;
  • 2017 – 627,5 tys. km;
  • 2018 – 559,3 tys. km;
  • 2019 – 531,5 tys. km;
  • 2020 – 480,4 tys. km.

Natychmiast rzuca się w oczy dramatyczny spadek. To o jedną trzecią mniej kilometrów linii autobusowych niż pięć lat wcześniej.

Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy definicji. Co dokładnie zawiera się w tych setkach tysięcy kilometrów?

Brak idealnych danych

„Przedsiębiorstwa raportują do GUS sumę długości swoich linii komunikacyjnych. Ale nie każde - tylko te, które zatrudniają powyżej dziewięciu osób” – tłumaczy dla OKO.press dr Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej, ekspert do spraw transportu. „Więc nie ma tutaj małych firm busowych. Większe firmy sumują swoje linie, a GUS to wszystko zbiera w całość. Ten wskaźnik ma podstawowe wady. Możemy mieć dwie linie, które przebiegają razem i rozchodzą się np. na ostatnim kilometrze. Każda z nich jest raportowana osobno. Jeśli na jednej linii jest dziesięć firm, wówczas to wszystko też się dodaje. Ta liczba w żaden sposób nie uwzględnia częstotliwości kursowania.

Łączy też w sobie w miarę stabilne połączenia między dużymi miastami międzynarodowych przewoźników i lokalne firmy, które ledwo łączą koniec z końcem – nie ma żadnej statystyki, która by to rozdzielała. Dlatego dla mnie ten wskaźnik jest wadliwy, gdy próbujemy na jego podstawie ocenić jakość komunikacji autobusowej w Polsce. Mimo tych wszystkich wad odzwierciedla on skalę upadku sieci transportowej”.

Dr Wolański mówi też, że dużo lepszym wskaźnikiem do oceny sytuacji sieci połączeń komunikacyjnych jest inna liczba: wskaźnik łącznych przebiegów autobusów. Wrócimy do niej za chwilę. Najpierw jednak przyjrzyjmy się jeszcze danej, którą zaprezentował senator Brejza.

Przeczytaj także:

Nie tylko PiS

Senator podał lata rządów PiS z jasną intencją: by pokazać skalę upadku sieci autobusowej w czasach PiS. I ma tutaj rację. Jednak pokazując tylko ostatnie kilka lat, widzimy zaledwie wycinek tej historii.

Tymczasem liczby, które senator uzyskał za pomocą interwencji senatorskiej, są ogólnodostępne. Można więc uzupełnić ten ciąg o dane, które znajdziemy na stronie GUS, aż do 2003 roku.

Od 2005 roku rządzą nami na zmianę PiS i PO. I od dokładnie tego roku liczba kilometrów autobusowych linii krajowych spada bardzo równomiernym tempem. Poza wyjątkiem w 2007 roku, gdy spadek wynosi tylko 12 tys. km, co roku mamy kilkadziesiąt tysięcy kilometrów linii autobusowych mniej. Rekordowy jest rok 2010, gdy liczba ta spada o prawie 110 tys.

Senator Brejza pisze: „Za rządów PiS zniknęło 230 tys. km tras komunikacji autobusowej w Polsce”. To prawda. Niestety we wcześniejszych pięciu latach, za rządów PO zniknęło 193,6 tys. km tras. W latach 2007-2015 – 480,5 tys. km. Krzysztof Brejza był posłem przez obie kadencje rządów PO.

Przejechane kilometry: też spada

Wspomnieliśmy już jednak, że liczba ta jest niedoskonała. Wróćmy teraz do innego wskaźnika — liczby łącznych przebiegów autobusów, która sumuje wszystkie przejazdy, nie tylko same linie. Tutaj ujęta jest też częstotliwość kursowania.

W nieopublikowanej jeszcze pracy habilitacyjnej dr Wolański pisze: „Według oficjalnych danych GUS autobusy międzymiastowe przejechały w 2017 roku 779 mln km, podczas gdy w 2009 r. było to 1 088 mln km, czyli 40 proc. więcej. Liczby te łączą w sobie autobusy dalekobieżne i regionalne, przy czym generalnie segment autobusów dalekobieżnych jest względnie stabilny, a zatem faktyczny regres komunikacji lokalnej mógł oznaczać ograniczenie jej o ok. 60 proc.”

Oznacza to olbrzymi upadek lokalnych linii autobusowych. Spójrzmy jeszcze na zbiorcze dostępne dane na wykresie:

Znowu w ogólności widzimy jasny trend: od lat liczba kilometrów przejechanych po Polsce przez autobusy się zmniejsza. Tutaj jednak zdarzały się okresy względnej stabilizacji, jak w latach 2013-2015 i 2018-2019. Spadek w 2020 jest oczywiście związany z pandemią COVID-19. Znacznie większy spadek niż na pierwszym wykresie może oznaczać, że wiele linii zostało utrzymanych, ale znacząco zmniejszono na nich liczbę kursów. Bardzo ciekawe będą dane z 2021 roku, gdy przekonamy się, czy przewoźnikom udało się podnieść po dramatycznym 2020 roku i czy wrócili do nich pasażerowie.

Dostępne dane są jednak bezlitosne dla dwóch największych partii: liczba połączeń autobusowych zmniejsza się od prawie dwóch dekad.

PiS nic nie zrobił, a potem przyszły wybory

Na konwencji wyborczej przed wyborami europejskimi w lutym 2019 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił:

„W Polsce, w ciągu kilkunastu ostatnich lat połączenia autobusowe, głównie PKS, zostały zredukowane o połowę. Z prawie miliarda przejechanych kilometrów, do niespełna pół miliarda. Przywrócimy to! Przywrócimy ten miliard!”.

Gwoli uczciwości warto dodać, że Kaczyński dodawał, że realizacja tego pomysłu będzie trwać latami. Ale trudno nie mieć wątpliwości co do szczerości tych zapowiedzi w momencie, gdy to PiS jest współodpowiedzialny za obecny stan i w pierwszej kadencji nie zrobili w tym kierunku praktycznie nic. Na tej samej konwencji premier Mateusz Morawiecki z entuzjazmem dodawał, że pierwsze kroki będą podjęte już w kwietniu. Nic jednak nie wskazuje na to, że od 2019 roku udało się rządowi zrobić w tej sprawie jakikolwiek postęp. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Ktoś może zapytać – dlaczego rząd ma w ogóle zajmować się lokalnymi połączeniami autobusowymi? Oddajmy głos dziennikarzom portalu transport-publiczny.pl:

„Wykluczenie transportowe jest efektem zaniedbań ciągnących się o wiele dalej w przeszłość, za którą odpowiedzialne są wszystkie rządy. Stworzono bowiem system, w którym autobus jeździ, jeśli przewoźnikowi się to opłaca, a jeśli mu się to nie opłaca to władze samorządowe (bardzo często) i władze centralne (prawie zawsze) umywają ręce. W efekcie, według różnych szacunków i w różnym stopniu, wykluczenie transportowe może dziś dotykać kilkunastu milionów Polaków”.

Pandemia będzie wygodną wymówką na jakiś czas. Co jednak udało się zrobić przed nią, od momentu ogłoszenia programu przywracania lokalnych połączeń rok wcześniej? Pisaliśmy o tym w kwietniu 2020:

„Na program przywracania przewozów autobusowych rząd w tym roku przeznaczył 800 mln zł. Póki co udało się wydać ledwo 7 proc. tej kwoty. W zeszłym roku było jeszcze gorzej. Samorządowcy nie chcą tych dopłat. Według nich program w tym kształcie nie ma sensu. A w dodatku wszystkie środki rząd teraz przeznacza na różne „tarcze".

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Przeczytaj także:

Komentarze